Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 09.01.2019 w Odpowiedzi
-
Romans nad kominem wiatr mróz obija się o szyby zostawiając siniaki z koronek w pierzynę zamienia się śnieg oślepia zakładam okulary próbuję wtopić się w niepokoje stron przewracanie kartek uśpiło kukułkę w brzuchu zegara na przypiecku wskazówki rozciągają domysły wyobraźnią przymykam powieki szkoda że to nie ja właśnie kończyłam przedostatni rozdział gdy bohater bez uprzedzenia usidlił mnie całą i przerwał drzemkę styczeń, 20195 punktów
-
Ludzie nie wierzą w Boga, bo po co? Więc powtarzają: „wcale go nie ma”, a ja spoglądam na niebo nocą, i czuję Boga w gwiezdnych przestrzeniach. Widzę go w chmurach, słońcu, zwierzętach, w drobnych kamyczkach nad rwącą rzeką, gdy jestem smutna, lub uśmiechnięta wiem, że jest blisko, a nie - daleko. Widzę go w twarzach, w wiosennej toni, w deszczu, spiekocie i płatkach śniegu, pomiędzy liśćmi starej jabłoni, w cyklicznym, mądrym ziemskim obiegu. I tu dam przykład, jak zwykłe rondo z bruku zrobione na wzorze koła, bez rąk człowieka nie ma wyglądu, tym bardziej wszechświat ma konstruktora. 08.01.2019r.4 punkty
-
Emigrant Nazw chorób uczę się, kiedy mnie dopadną, za Polską tęsknię wiosną i w Wigilię, najgorsze jest to, że zawsze tak bardzo czuję się i tu i tam jak dziecko niczyje. Czasu mi wciąż mało, lasu mniej mi jeszcze, wrzosowiska, łąki są piękne, jednakże to las mnie wychował i w serce korzenie zapuścił głęboko, więc za lasem płaczę. Moją brzozę — tancerkę, co za oknem rosła i mi w jego kadrze szarzyzny łamała, pewnego dnia zabił, wyrwał z ziemi sąsiad, gdy go teraz mijam, już mu się nie kłaniam. Krajan oczywiście nie brakuje tutaj, dziksze to od dzików, co tam na rzeź idą, ciągle tylko mówią, że któryś coś „urwał”, że nie zginie Polska, póki oni żyją. Jednak jest to tylko deklaracja pusta, bo tam, im podobni sami ją zabiją.4 punkty
-
3 punkty
-
Fruwasz mój motylku z kwiatuszka na kwiatek, dzisiaj kochasz różę, jutro będzie bratek.. A mi bardzo przykro, gdy cię obserwuję, bo ty nawet nie wiesz co do ciebie czuję. Kocham cię gorąco, ja, zwykła pokrzywa, ale gdy zakwitam całkiem ładna bywam. Ty mnie nie dostrzegasz i nic o mnie nie wiesz, tylko piękne kwiaty wybierasz dla siebie. Siadasz wciąż na nowym kwiatowym badylku, nie znasz, co to wierność ty barwny motylku. Może to i lepiej, że nie jestem twoja, bo by ciężka z tobą była dola moja.3 punkty
-
śnieg czasu przykrył ostatnie ślady na plaży marzeń niedokończonych pęknięte lustro już nie powtarza pogódź się z losem zapomnij o niej tylko te pliki mchem obrośnięte nocami dalej żałośnie krzyczą echem rozbitych lat dawnych przekleństw wciąż powiększają balon goryczy skasować pliki to takie proste jedno kliknięcie i już ich nie ma ja ten kasuję zimą i wiosną ile dilejtów jeszcze potrzeba3 punkty
-
Narodzony zachodzącym świtem wśród suchej dżdżystości. Obdarzony ciałem bez smalcu zszytym ze stalowych chmur. Śmiałem się podnieść, aż rozbolał mnie brak rzeczywistości. Miałem wieczną chwilę, a więc biegłem bez stóp, przez bór. Wśród gęstych chaszczy upadłem na miękki pień, Ranny czołgam się suchymi brzegami strumieni, o rany co że gram słowem to pustynia i ja cień, rozszarpany przez watahę dzikich promieni.2 punkty
-
świat znowu kładzie się do snu już cały w puszystej bieli rozścielone wielkie łoże w świeżutkiej lśniącej pościeli nieziemska miękkość poduch z zasp śnieżnych ułożonych tylko ten lodu ostry chłód jak można wziąć w ramiona2 punkty
-
po kosmosie wędrując jego kresu szukałem lecz zamiast jego końca początki odkrywałem początki nowych światów które swymi barwami do dalszej podróży mnie prowokowały i tak co noc po jego przestworzach wędruję kometom i gwiazdom za piękno dziękuję lecz gdy dzień się budzi do domu zawracam i na swojej mapie te miejsca zaznaczam bym gdy wieczór nadejdzie miał bliżej do słońca za którym być może ujrzę początek końca2 punkty
-
nawożone cierpieniem kwitną zdejmij buty narwij polnych słówzobacz jak pięknie krwawią makiw bukiecie wierszem związane2 punkty
-
za oknami wiatr się zbiera błyskawica pobłyskuje w moim sercu strach się wzbiera dusza cicho medytuje sztorm na wielkim oceanie burzy ład,porządek życia tańczą dziś spienione fale nic nie mając do ukrycia lecz po burzy ręka boska tafle wody ukołysze dusza moja znów beztroska świergot i śpiew ptaków słyszę taki to fundament życia tworzy z drogi sinusoidę milość wiarą mego bycia z barwną tęczą wszędzie dojdę2 punkty
-
Stoimy vis à vis z maskami na obliczach, udajesz twardziela, ja łatwą do zdobycia. Tak bardzo zakochani w rolach, które gramy, jak urzeczeni pięknem, co jest udawane. Przychodzi proza życia, maski uwierają, gdy odkrywamy twarze, uczucia pryskają. Już mi się nie podobasz, ja obrzydłam tobie, choć żeśmy ślubowali w szczęściu i chorobie. Prawdę moja babunia mówiła okrutną: Nie podobasz się brudno, to i czysto trudno!2 punkty
-
1 punkt
-
Dziwne osiadło na mnie zmęczenie. Nocą był dzisiejszy dzień bardziej niż dniem. I senna jakaś nienawiść do świata, choć niejawna, a skryta we mnie narosła. Pielęgnowałem w sobie tę nienawiść. Kołysałem w sobie tę nienawiść myślą gorejącą. Myślą o tym wszystkim, co zaszło. Dokąd mnie zaprowadziło wszystko to, co zaszło, do jakich bezdroży, do pustkowia jakiego. Że mogłem stanąć pośrodku tego pustkowia, ale już bez tego tego wszystkiego, co mnie tu wywiodło, bo tego już nie było, i zacząć krzyczeć i wołać do tego wszystkiego, ale wiedziałem, że krzyk byłby to próżny. Wydarłbym z siebie jedynie te drobne okruszyny, jakie jeszcze były mną, co stanowiły resztkę mnie. Te drobiny, które wczoraj, gdy szedłem, rzuciły się na płyty chodnikowe cieniem. I pomyślałem sobie wówczas, tą odrobiną siebie wciąż żywą, że cień ten zmaterializował się bardziej mną niż ja sam mną byłem. Znalazłem w tej myśli dobroć, bo dobroć jest prawdziwością. Wszystko, co prawdziwe musi być dobre, a więc i moja myśl, jeśli prawdziwa była, była dobra. Cieszyło mnie to niezmiernie i prawdziwie i dobrze. Naraz uczułem w sobie rosnącą sprawiedliwość, sprawiedliwość niezmiernie prawdziwej dobroci, której pozbawiło mnie wszystko to, co zaszło. Nastąpił jednakże dzień dzisiejszy. Dzień ciemniejszej niż noc najciemniejsza melancholii. Dzień dzisiejszy, który dniem był zupełnie odmiennym od sprawiedliwego cieniorzucania dnia wczorajszego. Czarna rzeka wystąpiła z brzegów dnia dzisiejszego i poczęła topić łąki, co domostwami były żółtych kaczeńców, które tak umiłowałem dla siebie, podczas jednej pieszej wędrówki tegorocznej, gdy będąc sierotą porzuconym wśród pól i sadów, usynowiony zostałem przez kwietniowe poranki słońcem obmyte. Synem kwietnia się stałem słonecznym wznoszeniem się ponad horyzont. Wezbrała jednakże rzeka i wystąpiła z brzegów dnia dzisiejszego i potopiła kaczeńce i nurtem szalonym porwała mnie wodą spienioną i nurtem szalonym. Spałem. I spałem długo. Przebudzałem się. I znów spałem aż się przebudziłem i znów spać usnąłem aż przebudziłem się i zobaczyłem, że rzeka, cofnąwszy się do swojego koryta, płynęła cicho i spokojnie, choć już nie było na łąkach żółtości kaczeńcowej, którą tak dla siebie umiłowałem. Leżałem jeszcze długo po tym przebudzeniu ostatecznym, które nastąpiło po przedprzebudzeniach licznych. I zachciało mi się chodzić, bo mnie to chodzenie od prehistorycznych czasów moich koi, bo jest mi chodzeniem dla chodzenia - nie ma celu w tym chodzeniu, jest tylko droga, jaką trzeba wychodzić. Chodzić, chodzić i chodzić dla samego chodzenia, dla bycia w drodze, dla uciekania przed tym wszystkim, co zaszło, czego już nie ma, ale co wciąż jest - zawsze jest, choć go nie ma. Czai się za każdym rogiem, czyhając na nieopatrzny mój krok, żeby dopaść mnie, rzucić mi się do gardła, jak potknięty nieostrożnym stąpaniem leżeć będę w kałuży jakiej, ubrudzony błotem i pozbawiony godności, tych okruszyn godności pozostałych, które są mną, którymi jestem ja, ale bardziej niż ja sobą jestem, jest mną mój cień. Zebrałem się w sobie by iść. Chodzeniem wychodzić wszystko to, co zaszło. Szkoda mi jedynie było butów, bo buty mam dziś nieodpowiednie do chodzenia-wychodzenia w pogodę słotną, kiedy od wilgotności powietrza wilgotnieje nawet dusza. Dobre mam te buty. Ze skórcy licowej. Przypominają mi one swoim wyglądem obuwie, noszone w czasach odległych, jakie niekiedy można zobaczyć na starych fotografiach - bo ja lubię też stare fotografie. I myślę, że wielu je lubi. I jeszcze wielu zdąży je polubić. Nasze fotografie kiedyś również się zestarzeją i jestem dalece o tym przekonany, że i one będą przez kogoś lubiane. Niepokoi mnie jedynie, że aktualnie jest ocean fotografii - trudno byłoby w tym oceanie odnaleźć te do polubienia, bo wszystkich polubić przecież nie można będzie. Pocieszam się jedynie myślą, że nie wszystkie przetrwają do tego momentu, kiedy będą mogły być polubiane jako stare. Zebrałem się w sobie by iść. Udało mi się odnaleźć inną parę butów, które były godne tego, żeby przyjąć na siebie wszystko to, czego nie mogły tamte. To także były skórzane buty, aczkolwiek znoszone nieco - i nawet te buty przydały mi się. Dawno już chciałem je wyrzucić, ale one pozostały przy mnie i kiedy stały się potrzebne były wciąż obok i okazały się być butami w sam raz do tego chodzenia bez celu, do chodzenia dla samego chodzenia i chodzenia bez celu. Myślę czasami o butach właśnie. Chciałbym móc o nich porozmawiać z kimś, dla kogo są ważne. Ale nie ze sprzedawczyniami ze sklepu obuwniczego - dla tych buty nie są istotne i niewiele o nich wiedzą, a poza tym nie potrafią mówić tak, jakbym chciał by mówiły o obuwiu. Ich sens leży gdzie indziej, o ile w ogóle, ale na pewno nie pośród butów, które sprzedają. Jest to dla mnie niezwykle smutne, że rozmowy o butach nie udaje się znaleźć w sklepie obuwniczym, co zmusza mnie do poszukiwania upragnionej rozmowy w miejscach innych, odległych od sklepów obuwniczych. Nie sądzę, aby dane mi ją było odnaleźć w fabryce butów jakiejś. Teraz wszystko tam jest zmechanizowane i zautomatyzowane i inne z-m, co stanowi o jeszcze większym braku sensu niż w przypadku sprzedawczyń ze sklepu. Zakładów szewskich w okolicy nie ma, a takie miejsca, wydaje mi się, byłyby odpowiednie dla moich poszukiwań. Jeśli kiedykolwiek w trakcie mojego chodzenia znajdę się obok zakładu szewskiego, to zajrzę do środka i spróbuję z szewcem mieć tę rozmowę, której tak bardzo potrzebuję. Zebrałem się w sobie by iść. Zebrałem się w sobie by iść i poszedłem. Towarzyszył mi mój cień, który zmaterializował się mną bardziej niż ja sam mną byłem. Szedłem prosto przed siebie i mój cień szedł prosto przed siebie. Chciałem iść po asfaltowym chodniku, który znałem ze swojej prehistorii, ale ktoś sprzątnął asfaltowy chodnik. A piękny to był chodnik asfaltowy: popękany cały, podziurawiony, pofałdowany, garbaty - ale przecież o tym można inaczej jeszcze pisać. Ktoś nie asfalt zabrał z chodnika, a dziur dodał i popękań i pofałdowań i garbów, tak że nic już z chodnika nie pozostało, co byłoby asfaltowym chodnikiem. Sprzątnięte zostało, zabrane zostało, to, co mnie się trzydziestoleciło w tym miejscu. Zasmucony byłem, ale wnet pomyślałem, że przecież inny powstanie chodnik, który kiedyś komuś również będzie się dziesięciolecił, piętnastolecił, wiecznolecił - tak samo jak mnie się tamten trzydziestolecił. I wesołość mnie ogarnęła, że nie wszystko kończy się, co skończone i poszedłem dalej, bo zebrałem się w sobie by iść. Spotkałem dwie stare, co stały na przystanku autobusowym i czekały przyjazdu jedynego autobusu, co odjeżdża z tego przystanku. Nie nie ma innych autobusów, które odjeżdżałyby z tego przystanku poza tym jednym, którego one czekały. Mimo to jedna spoglądała na rozkład jazdy, a druga rękaw płaszcza podciągnęła by spytać zegarka jak się mają sprawy czasu. Widocznie sprawy czasu miały się na tyle dobrze, że kontynuowały stanie na przystanku i oczekiwanie na jedyny autobus, który z niego odjeżdża. Coś rozmawiały między sobą. Chciałem podejść do nich, życzyć im wszystkiego miłego i zapytać dlaczego sprawdzają godzinę odjazdu jedynego autobusu, ale nie podszedłem i nie zapytałem, bo poza zadaniem pytania nic, żadna odpowiedź, nie miałyby znaczenia, choćby wszystko było prawdziwe, a więc dobre i sprawiedliwe. Jest w sprawdzaniu godziny odjazdu jedynego autobusu coś z donkiszoterii. Mnie to się jawi jako próżna walka z nieuniknionym - jakieś niepojęte przeciwstawianie się wieczności. Ale zapewne i tego nie ma w tym sprawdzaniu, bo w tym sprawdzaniu jest jedynie sprawdzanie i poza nim nie ma nic. I bohaterskości żadnej w tym nie dostrzegam, głupiość jedynie jakąś dla mnie niepojętą, bo wszystko nastąpi, co ma nastąpić. Trwaniem jest wieczność. Poszedłem dalej, bo zebrałem się w sobie by iść. Niebo pochmurne było, więc gwiazd nie mogłem liczyć, choć pragnąłem liczeniem tym posiąść niewielką część nieskończoności i zamknąć ją w sobie odliczaniem skończonym. Wobec skrytej obecności słońc wszechwiecznych zacząłem liczyć latarnie, które mnie mijały. Wysokie to były latarnie, strzeliste i wysokie, o różnorodnej ilości masztów. Były wśród nich łodzie z jednym tylko żaglem, ale były też dwużaglowe i większe nawet, a te największe liczyły dziewięć żagli i światłość biła od nich i światłość tę mnie darowały jako temu, co zebrał się w sobie by iść. Różnorodność jest wspaniałością, bo paletą jest barw najróżniejszych i odcieni wszelakich. Wszystko, co jest - jest tym, co jest przez różnorodność, przez nakładanie się barw i kontrast, który czynią między sobą. Różnorodność jest wspaniałością, ale światłość podarowana mi została wyłącznie przez największego żaglowca latarnianego. I tylko dzięki tej światłości mogłem iść dalej - bez niej nie doszedłbym tam, dokąd doszedłem, pomimo tego, że zebrałem się w sobie by iść dla chodzenia. Szedłem więc dalej w światłości wielkiej latarni, która była tym, czym była przez różnorodność do małej światłości innych latarni. Spotkałem dwoje. Brata mojego i ojca brata mojego. I oni szli, ale aby iść nie musieli się zbierać w sobie, bo innym od mojego było ich chodzenie. Ich chodzenie było chodzeniem do celu, a nie drogą samą w sobie. Nie pozdrowiłem ich jednakże, bo wiedziałem, że pozdrowienie moje niewiele dla nich znaczy i być może wcale nie będzie im tak miłym, jakim powinno być, gdy się je komuś wypowiada i kiedy się tego pozdrowienia słucha. Pozdrowienia nasze byłyby nieprawdziwe. Tym samym nie byłyby ani dobre, ani sprawiedliwe. Zamieniliśmy ze sobą kilka, tak zwanych, słów i pożegnaliśmy się, bo jeśli pozdrowienie byłoby nieprawdziwe, to pożegnanie wówczas zawsze jest prawdą, a więc jest dobre i sprawiedliwe. Zapytali mnie dokąd idę. Odpowiedziałem, że donikąd i tam ruszyłem przed siebie, odwracając głowę i żegnając ich powtórnie. Lubię palić papierosy, kiedy tak chodzę. Odnajduję ogromną przyjemność w zaciąganiu się dymem i wypuszczniu go na różne sposoby. Zawiera się w tej czynności pewna niezwykłość i poezja może nawet, jeśli robić to z pasją. Tym razem również wezbrała we mnie ochota, żeby zapalic, ale papierosy skończyły mi się już wcześniej. Zmieniłem więc nieco kierunek swojego chodzenia i zaszedłem na stację benzynową, która niedaleko się znajdowała od miejsca, w którym byłem. Kupiłem paczkę ulubionych miękkich białych marlboro i zamówiłem ciepłą kawę z mlekiem by się zagrzać, bo zmarzłem niewymownie od tego chodzenia. Temperatura powietrza była chyba bliska zeru lub nawet poniżej - idealna do wypicia ciepłej kawy z mlekiem albo wódki. Na wódkę jednakże nie miałem ochoty. Ściągnąłem plecak z ramion i położyłem na blacie, żeby plecom dać trochę wytchnienia od jego ciężaru. Pobrałem kubeczek z dystrybutora, postawiłem jak należy i nacinąłem guzik "kawa z mlekiem". Kawa zaczęła lać się strumieniem, a ja rozglądałem się dokoła, bo lubię patrzeć i widzieć, co mnie otacza. Wtedy go zobaczyłem. Stał oparty o półkę z napojami i spoglądał na mnie. Zrozumiałem, że chce ze mną rozmawiać i ja poczułem tę samą potrzebę. Odezwałem się pierwszy. Zawsze, gdy odzywam się pierwszy odnoszę wrażenie, że mówię od rzeczy, choć wielokrotność tego, co następuje później przeczy temu wrażeniu, co nijak nie wpływa na ponowne jego odczuwanie przy każdym kolejnym nowopoznawaniu, kiedy to ja pierwszy podaję słowo. Często odczuwam podobne wrażenia i na innych płaszczyznach, które stawiają mnie wobec siebie samego w cieniu jakimś, bo światłem tego nie nazywam, tylko cieniem jakimś. Pokochałem go za to jak mówił o tym, o czym mówił. A mowa jego była piękna, bo on sam pełen był rezygnacji, ponieważ pokonany był i dlatego zrezygnowany, ale nie skończony, bo nie wszystko kończy się, co skończone. Mówił niewiele, ale mówiąc niewiele zdołał powiedzieć wystarczająco dużo. Opowiadał mi o tym, jak kupił raz w Wilnie namiot-bagażnik i jak wybrał się z rodziną w podróż samochodem do Budapesztu i jak spali wszyscy w aucie, a on w tym namiocie-bagażniku. I czuć było nostalgię za utraconym. Pozwolił mi zrozumieć, że strata bardziej bolesna jest niż brak. Podaliśmy sobie ręce na pożegnanie, ale nie zapytaliśmy o swoje imiona, żeby nie cierpieć, gdy siebie utracimy. Brak lepszy jest niż strata. Zebrałem się w sobie by iść. Zebrałem się w sobie by iść i poszedłem.1 punkt
-
moje podwórko dwadzieścia na dwadzieścia pięć plusm inus dwa metry dom ławka wiszący nad nim pełen słońca gwiazd kawałek nieba rodzina czasem gość przy kawie wiersze wędrujące piechotą po świeżo skoszonej trawie rozbawione koty pies wspomnienia codzienność mojego życia Sylwia Błeńska 22.8.20171 punkt
-
Zamiast światła - czerń rozszczepić Ciałem doskonale przez cierpienie pochłoniętym stać się, do życia tchniętym w gorejącej lawie, jak pamięć wody rozkruszona między wybudzone łzy Dogonić uciekające myśli tak, By zapobiec narodzinom natury suicydalnej, rujnującej harmonijne 'ja' Potrzebuję czerwonego grobu dla wskrzeszonej nienawiści pokropionej wiśniowym atramentem z pociętego biodra1 punkt
-
1 punkt
-
anomalie, czy "dobra zmiana" ...? ~ trawnik przed domem nie przypomina zimy - białe stokrotki ~~ z początkiem stycznia spiżarnia przeżuwaczy kipi świeżością ~~~ zielone trawy o wiele bardziej bujne niż w środku lata1 punkt
-
Cześć Marcinie, kiedyś musi pojawić się ten "zły" :). Twoje teksty odbiegają od "ogólniepanujących" na ogrze na plus. Mimo to uważam że wymagają dopracowania, jak wszystko co żyje muszą mieć pewnego rodzaju puls. Tego chwilami brakuje mi w nich. Tak jest tym razem. Pozdrawiam kkk1 punkt
-
kim ty jesteś dlaczego białe szaty wdziewasz czemu łatwe w trud zamieniasz kim ty jesteś powiedz proszę czemu płaczą nad tobą brzozy kim ty jesteś diabłem aniołem czy może jesteś tylko popiołem kim ty jesteś pytam raz czwarty uchyl o sobie rąbek prawdy _________________1 punkt
-
o życie żebrzemy im bliżej ostatni dzień a gdyby się tak rozluźnić otworzyć na ten wiecznie następny1 punkt
-
Aira, po prostu Wiesław i tak będzie fajnie! :-) Cieszy mnie to, że myślimy podobnie jeśli chodzi o sprawy duchowe. Tak naprawdę nikt z nas nie wie jak to będzie po śmierci cielesnej. Oczywiście, mamy na tej ziemii różne poglądy na ten temat: poglądy religijne, filozoficzne, itp., i na tej podstawie możemy budować swoje wyobrażenia jak to będzie potem. Każdy z nas ma prawo myśleć i wierzyć jak nam się podoba z obopólnym szacunkiem dla siebie samego i innych. Pozdrawiam Cię serdecznie :)1 punkt
-
Aby samotność odpędzić od siebie poszukać przyjaznej duszy, przelatywałam wzrokiem po niebie a może gwiazda się wzruszy? Na polnej drodze chwilę stanęłam i zapytałam się prosto: czy kręta drogo, piaskiem usłana zgodzisz się zostać mą siostrą? Później nad brzegiem wody pytałam fal chłodnych wzburzonych wiatrem, calutki ranek prośby swe słałam, ach, morze moim bądź bratem. Na skraju lasu, przy sośnie siadłam, a wzgórzem echo odbija, smutne błagania, żałosne żale, że jestem sama, niczyja. 09.11.2018r.1 punkt
-
Ja nie wierzę, ale nie z powodu 'bo po co', a dlatego, że ni umysł, ni serce mi na to nie pozwalają. Zawsze jednak zazdrościłem wierzącym możliwości ogrzania łapek przy ogniu wiary :)1 punkt
-
Raz idę letnim czasem przez kwieciste łąki, ubrana w lekką suknię, kapelusz ze słomki, słowika świergot słyszę, a słońce przygrzewa i wtedy mnie ogarnia chęć, by samej śpiewać. Choć nie mam ja niestety talentu skowronka, to śpiewam dość nieśmiało melodię dla słonka. Ciekawe, czy mnie słyszy na niebie wysoko, tli się jednak nadzieja, że ma na mnie oko, bowiem mi się znienacka tak ciepluchno stało, jak gdyby mnie słoneczko promykiem głaskało i swego mi pragnęło złotego dać ciepła za to, że moim śpiewem je bardzo urzekłam. Zmęczona tą spiekotą upadam zemdlona, podrywam się za moment bólem obudzona, odkrywam, że leżałam na kopcu z mrówkami, wszędzie mnie pokąsały, nawet za uszami. Cóż, przykry miała koniec przechadzka po łące, przecudowne śpiewanie i romans ze słońcem, zamiast firletki zbierać na bukiet pachnące, kładę zimny kompresik na ciało bolące. :)1 punkt
-
zakładam twarz i oczy w kolorze znak zodiaku linie papilarne wciąż powtarzam sobie swoje drugie imię grupę krwi i ulubiony kolor chcę się nazywać chcę przynależeć istnieć we wszystkich rejestrach zapisywać każdą myśl wciąż się boję że zgubię notes zapomnę gdzie mieszkam nie poczuję mojej twarzy przynależność ubiera w kolory przezroczyste ciało jestem nazwą samostanowiący się istnieniem1 punkt
-
Do utworu (wszak o nich to forum, a nie autorach). Na dzisiaj znikam, więc nie jedźcie mi za bardzo za plecami ;)1 punkt
-
Witam serdecznie - wiersz skopiowany stare czasy i jak widać zabrakło ogonków - już poprawiam i dziękuje za czytanie.1 punkt
-
Zatańcz ze mną w blasku gwiazd Raz dwa trzy, raz dwa trzy Właśnie tak Z różą we włosach I nagich ramionach Zatańcz ze mną w blasku gwiazd Dusza w nas jedna Jaki żar, jaki blask Spragnieni jesteśmy wspólnych chwil Ekscytacja nie bez przyczyny Rozgrzewa nas Zatańcz ze mną w blasku gwiazd Raz dwa trzy, raz dwa trzy Właśnie tak Z różą we włosach I nagich ramionach Zatańcz ze mną w blasku gwiazd Łączą się biodra I już w rytm Raz dwa trzy, raz dwa trzy Mkną na spotkanie ku sobie Nasze ciała splecione Za to co poczułem Gdy mnie zawołałaś Pijany szczęściem Krzyczę : Zatańcz ze mną w blasku gwiazd Raz dwa trzy, raz dwa trzy Właśnie tak Z różą we włosach I nagich ramionach Zatańcz ze mną w blasku gwiazd 1 punkt
-
O! Inowłodzka piekarnio Buchająca ciężkim oddechem matko Radująca nas wieśniaczko Pracująca nocą podniebienia łechtaczko Kominem przywodząca wspomnienia klatko Śledząca zapachem chleba do nieba tratwo O! Nieposkromiona, ponadczasowa O! Wrośnięta w jądro ziemi Nakarm raz jeszcze nas - głuchych i niemych.1 punkt
-
piękny wiersz..:) wędrujemy, poszukujemy, odkrywamy:) po to tu jesteśmy..:) pogody ducha życzę..:)1 punkt
-
Z tymi maskami to są zawsze problemy, a bal trwa. różne maski błyszczą na twarzach tańczącego tłumu lemingów ten karnawał trwa długie lata parkiet trzeszczy marzeń ruiną los wodzirej muzy nie zmienia jeden akord ciągle lansuje tłum wciąż tańczy jak cała ziemia ale po co, już nie rozumie Prawie jak w teatrze Pozdrawiam1 punkt
-
Wiersz OK. Sam do końca nie wiem czy wierzę czy nie, ale w tym temacie kiedyś coś napisałem. nawet gdy w ciemnościach idę on jest obok mnie gdy czasami drogę mylę on pomagać chce jasnym światłem w mroku świeci zawsze przy mnie jest prostą drogę mi wyznaczył cel pokazał też nawet kiedy go nie słucham nie obraża się szepcze wtedy mi do ucha przestań robisz źle zrozum w końcu tylko dobro liczy się w tej grze ja o tobie wciąż pamiętam nie opuszczę cię a ja dalej mam problemy żeby prosto iść lecę tam gdzie nowe trendy jak jesienny liść on cierpliwie na mnie czeka wie że robię błąd on rozumie los człowieka nie opuści go Pozdrawiam1 punkt
-
miłość do mnie zapukała powiedziałem pomyliłaś drzwi zapukaj do innych bo mi się w życiu udało ja z miłością jestem na ty od lat ją u siebie goszczę ona uśmiechając się zapytała mnie czy ta którą gościsz od lat czy nudzi czy nie masz jej już dość - odpowiedz proszę ale szczerze na to żona zawołała kochanie co się stało z kim tam rozmawiasz kto to jest czego chce odpowiedziałem już idę i szepnąłem do miłości słyszysz w tym domu nie tylko tlisz ty płoniesz1 punkt
-
Witam - miło że szperasz w archiwum - miłe to co napisałaś pod wierszem. Dziękuje - ja też lubię ten wiersz. Udanego dnia życzę.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Ostatnio dużo tu wierszy o Bogu. Przy rymowanych szczególnie łatwo popaść w banał, zwłaszcza gdy chce się dowieść swojej tezy nie zostawiając miejsca na niedopowiedzenia. Moim zdaniem tutaj udało się tego uniknąć: mimo, że motyw widzenia Boga w drobnych rzeczach nie jest oryginalny, to wiersz jest napisany w taki sposób, że dobrze się go czyta. Podpisuję się pod tym, co napisał TomTom i daję plusa za dobre, niebanalne rymy (poza trzecią strofą, ale nie raziły). Pozdrawiam. PS. Z uwag od czepialskiego: każdy się domyśla o co chodzi, ale sformułowanie "bez rąk człowieka nie ma wyglądu" jest trochę nietrafione, moim zdaniem.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Nitka i kłębek to stary mój motyw, często eksploatowany ;) Dokładnie Marlettko, przeżywanie uczucia jest stanem stałym, nieważne komu, czemu dedykowane. Miło Cię Aniu tu u mnie widzieć. Waldku, dzięki z cierpliwość do mnie ;) Justyś, pracuję nad przejęciem większej kontroli nad emocjami. Można opanować lęk - spokój to stan świadomości. Jeśli coś w Tobie tekst porusza (dla mnie jest spokojny) - znak, że zaczepia. Pytanie o co. I bardzo się cieszę Mistrzu, że znów Cię tu widzę. Czekam na wiersze i komentarze, bo w mądrości i rozsądku trudno Cię przebić :). Deo, bogini, ściskam ciepło. Maryś, i niech się wije. A co jeśli zawiedzie instynkt, i czym on jest (jak nie koncentratem uczuć). Kombinuj Marcinie i pytaj dalej. To niesie i mnie. Ściskam wszystkich ciepło, bb1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Faktycznie, pewnie wiele jest takich sytuacji. Ale w końcu to one nas inspirują i pozwalają dłużej żyć wspomnieniom w wierszach ;)1 punkt
-
~~~~~ (-) znajomych pachnideł przywodzą wspomnienia tej naszej miłości sprzed lat już dziesiątków wielce zazdrosna w każdym swym zakątku nie dopuszczała nawet myśli o tym by być zdradzoną Ty byłaś dla mnie - ja Tobie ikoną zaklętą w świętość żarem dni i nocy los tak okrutny w swojej władczej mocy wywrócił wszystko do góry nogami dziś piekieł przepaść jest pomiędzy nami (-) ~~~1 punkt
-
Zgadzam się w 100% z postulatami Oxyvii.1 punkt
-
Można też zrezygnować z kilku niepotrzebnych ''ozdobników'' na rzecz opcji praktycznych :)1 punkt
-
Potokiem słów określając jutro - -będę czujna myśląc o tym, jak rozważnie nadać czynom bieg. Będę wbijać wzrok w mą przyszłość, wypatrywać zdarzeń, szukać, gdzie jest kres mych marzeń albo zbliżać się do ich początku. Skrzyżowaniem uczuć moich jest chwila rozdarcia, niepewności, garścią ciągłych złości i niezrozumienia. Kształt mojej przyszłości chyba ktoś ocenia w nowej codzienności. Przyszłością będę, której szukam. Jutro. Będę tym co wymyśliłam w odległej przeszłości. Przyszłość z całej siły chronię od marnej nicości. Światło wpuszczam w pył ciemności. Jutro będzie dniem istnienia.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne