Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Cała aktywność

Kanał aktualizowany automatycznie

  1. Z ostatniej godziny
  2. @Arsis wg mnie bardzo głośno jest i zarabiają na tym.
  3. @Sylwester_Lasota :))
  4. @violetta nasa milczy...
  5. @Arsis ma być jeszcze widoczna, coś się za tym kryje:)
  6. @huzarc Siła przyzwyczajenia?
  7. @violetta zawraca...
  8. Wracam najpóźniej jak tylko się da. Czerń okiennic, zwiastuje kolejną samotną noc. Czasami zastanawiam się po co w ogóle tutaj wracam. Dom powinien być ciepłym i troskliwym miejscem, pełnym radości, życia i najszczęśliwszych wspomnień. A nie zimną klatką bestii. Otwieram dębowe drzwi. Zawsze skrzypią jednako, straszliwym, płaczliwym skowytem. Przekraczam próg, by już bezpowrotnie zanurzyć myśli w oceanie depresyjnych mar. W hallu pali się nikłe światło, starych kloszowych lamp. Butelkowa zieleń, refleksów, zagląda ze strachem ku załamaniom korytarza. W piwnicy cicho skomle wiatr. Jak zwykle zapomniałem o zamknięciu tam okna. Ale światło w korytarzu zostawiam, by duchy tu zamieszkałe nie musiały brodzić po omacku od pomieszczenia do pomieszczenia. Nigdy co prawda żadnego nie spotkałem, ale czuję że tu są. Zostawiam im zawsze poczęstunek i trochę wina w jadalni. Zawsze zastaje jedynie puste talerze i wysączoną do cna butelkę. I odsunięte od stołu krzesła. Kiedyś zostawiłem im butelkę szkockiej i lód. Nie ruszyły nawet odrobiny a nocą dały oznaki swojej dezaprobaty. Gasiły i zapalały światła, tłukły oknami a gdy wybiła przeklęta godzina trzecia. Podchodziły pod próg mej sypialni i patrzyły swymi oczyma ślepców ku memu niewzruszonemu jednak obliczu. Aż do świtu, który przyniósł ostatnią w tym sezonie burzę. Ich kroki echem rozbrzmiewały w całym domostwie. Widać nie lubią pić na umór. Cóż, ich strata w gardło moje. Tym razem jednak, gdy skierowałem swe kroki ku jadalni, uderzyło mnie coś więcej niż smutek i zmęczenie do których obecności w moim życiu zdążyłem się przyzwyczaić. To było inne uczucie. Zbyt głęboko raniące by można było zignorować jego nagłą bytność w tym miejscu Była to rozpacz. Rozgniatająca serce. Żałoba, wstrzyknięta do żył. Niwecząca w zarodku wszelkie zarzewie szczęścia. Na domiar tego ogarnął mnie paraliżujący członki strach, gdy zdałem sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze. Stół został sowicie i przykładnie nakryty. Białym, nieskazitelnie wykrochmalonym obrusem o półkoliście ciętych końcach. Leżała na nim moja najdroższa zastawa i srebrne sztućce z secesyjnego kompletu. Dań było kilka. Wyróżniała się szczególnie ułożona na środku brytfanna z pieczoną w jabłkach gęsią, były gulasze i dziczyzna, sosy pieczeniowe, śmietanowe i dipy przeróżne. Chleby rumiane z chrupiącymi skórkami i bułki paryskie z charakterystycznie naciętymi bliznami. Owoce ułożone w piramidki, kusiły apetycznoscią z wypucowanych pater. Kilka butelek wina stało na stole. Były tam też moje koniaki w inkrustowanych złotem karafkach. Aperitify i stouty. Nie było jednak ani butelki szkockiej. Widać ten kto to wszystko przygotował, nie gustował w jej palącym trzewia smaku. A usiadł on u góry stołu wieczernego. Miał co najwyżej lat dwadzieścia. Bo nie wyzbył się do końca rysów chłopięcych a zarys jego szczęki nie obył się jeszcze widać prawdziwie z ostrym męskim zarostem. Włosy miał gęste i rozczochrane. Barwy żywego ognia. Oczy niewielkie i zmrużone. Też rzucające ku mnie ogniste błyski. Był niski acz bardzo solidnie zbudowany. Dłonie zdradzały potężną siłę. A barki i pierś jakby chciały wyrwać się z pęt koszuli i marynarki. Nos miał długi, wąski i krzywy. Usta szerokie i nikłe. Tak jakby nie trenowane mową wargi, prawie zanikły w jakiś niewytłumaczalny sposób. Był ubrany dość ekstrawagancko i w zupełnej kontrze do mojej starannej i stonowanej stylizacji. Marynarka jego, typowy Kent, była barwy lawendy a koszula ciasno upięta pod szyją miała odcień egipskiego piasku. Nieznajomy nie zapomniał o czarnej, tweedowej muszce I eleganckich, lakierowanych oksfordach. Jego ton głosu, odpowiadałby jak ulał do odczytu treści, najstraszniejszych, poczytnych horrorów. Był lodowato nieprzyjemny. Nie witał mnie jak gospodarza a jak intruza. Przynajmniej początkowo odniosłem takowe mniemanie. Wstał jednak gdy tylko przekroczyłem próg i jednym sprawnym susem doskoczył do mnie, uważając na zdradliwe nierówności, wiekowego parkietu. Wyciągnął ku mnie dłoń i rzekł. - Dziękuję Panu serdecznie za wielomiesięczną opiekę i dbanie o moje potrzeby. Dom jest prowadzony w sposób wzorowy a rozpieszczanie mnie napitkiem i posiłkami uważam za prawdziwie niepotrzebny acz bardzo miły dopust. Ale gdzież podziały się moje maniery. Nazywam się Tom Donnery a Pan zdaje się ma na nazwisko Tracy. Miło mi Pana poznać. Proszę niech pan spocznie. Odsunął mi krzesło i serdecznym gestem zachęcił mnie bym usiadł. Zrobiłem to dość machinalnie acz na nadal dość sztywnych z niepokoju i strachu kolanach. Donnery wrócił na swoje miejsce lecz tylko na moment, chwycił karafkę z koniakiem i nalał nam obu do przygotowanych kieliszków. Uchwycił je delikatnie w palce i znów ruszył ku mnie by podać mi przygotowany trunek. - Przydałby się lokaj lub dwóch. - rzucił z delikatnym uśmiechem - Niestety musimy zadowolić się swoim towarzystwem. Odebrałem kieliszek lekko drżącą ręką i opuściłem na wysokość piersi. - Pan zdaje się nie piję whisky - w sumie nie wiem dlaczego akurat to przyszło mi teraz do głowy - Proszę mi wybaczyć, że kiedyś nieopatrznie zostawiłem ją dla Pana na tym stole. Donnery machnął lekceważąco wolną dłonią. - Było minęło. Poszło w niepamięć. Proszę tego nie roztrząsać. - wzniósł cichy toast i wychynął kieliszek do sucha. Ja poszedłem w jego ślady - To ja jestem winny Panu przeprosiny. Zachowałem się wtedy karygodnie. Jak demon z piekła rodem a nie wiktoriański, szlachetny duch. No to za pojednanie. - napełnił nam puste naczynia i po chwili echo poniosło po pomieszczeniu cichy brzęk kryształu. Toast wypełniliśmy ochoczo. - Proszę bardzo Pan się częstuję. To mój osobisty rewanż za pana gościnność. Jedzmy i porozmawiajmy. Jak ludzie honoru i godności, których nie sposób dziś kupić. A więc sięgnąłem po kilka kromek chleba i skrojoną, soczystą pieczeń - Panie Tracy, może to będzie z mojej strony zupełny nietakt pytać o tak osobistą rzecz ale czy powie mi Pan dlaczego umarł Pan za życia? Nigdy nie spotkałem w tych murach nikogo poza Panem. Żadnych pańskich znajomych, przyjaciół ani kobiety. Może i było to nietaktowne ale jednak co szkodziło mi by odpowiedzieć zgodnie z prawdą. W końcu musiałem komuś się wygadać. Choćby i nie pochodził ze świata żywych. - Nie pochwalam płytkiej małostkowości i próżności Panie Donnery, a zarazem brzydzę się zdradą, dlatego też nie mam nikogo z kim mógłbym dzielić tak życie jak i łoże. Donnery kroił starannie gęś na równe części, uważając by nie poplamić się tłuszczem - Czyli odeszła z innym. Najpewniej jeszcze z tym kogo zwał Pan druhem i przyjacielem? - spojrzał na mnie z bólem pełnym zrozumienia - Wiem co Pan czuję. Straciłem tak żonę i swego brata. Ich portrety spoczywają do dziś w piwnicy. Nie ma usprawiedliwienia dla tak podłego występku. Zdrada zabija celniej niż sama śmierć. Więc wypijmy za ich śmierć. Wzniósł kolejny toast a ja jeszcze chętniej wychynąłem kieliszek do sucha. Piliśmy i rozmawialiśmy przez całą noc. Przed samym nastaniem świtu, pragnął bym odprowadził go do domu. Widać to nie był jego jedyny dom. Szliśmy po przystrzyżonym równo trawniku. Pijani w sztorc ale w szampańskich nastrojach, ku małemu pagórkowi okalanego starym zagajnikiem. Na szczycie byliśmy wraz z pierwszymi promieniami słońca. Pożegnał mnie wylewnie i gorąco i zszedł prędko po kamiennych schodkach wgłąb ciemni grobowca. Żeliwna krata zasunęła się za nim a kłódka z łańcuchem wróciły posłusznie na swoje miejsce. Obejrzałem się tylko raz, akurat gdy słońce przebiło się przez konary i liście i oświetliło biały, lekko omszały i zabrudzony śladami deszczu. Marmurowy grobowiec rodu Donnery. Postanowiłem upić się u jego stóp do nieprzytomności. Wyjąłem piersiówkę ze szkocką z zawiniątka kieszeni pod połą marynarki i wzniosłem toast ku cichej budowli. Za jego spokój i zbawienie duszy.
  9. Wycięte metry żył z bladych przegubów splecione w pętle dla wyblakłej szyi leżą między zgniłymi wnętrznościami karmiącymi tabuny nabrzmiałych much Czekają na odpowiedni moment aby wywiesić wysuszone resztki w teatrze dla małoletnich denatów przed rozkładem z obrzękiem na krtani Niech wlewają trupie trzewia i kości w ciemne pustostany po gałkach ocznych gdzie jedynie skolopendra z żyletką wije się ze ścierwem dawnej uwagi Nacina pozostałe ściany czaszki wpuszczając przez nie oślizgłe wymioty płynące z ust szklanych prostokątów gdy dłoń przykłada lufę do skroni
  10. Dintojra od misjonarzy Wchodzą jak splendor pomiędzy drzwi Srebrne tłumiki brody i pejsy Nie drgnie powieka ni ręka po kwit Żydom co przyszli zrobić tu meksyk Mimo złych intencji to błogosławieństwo Bracha od braci prosto ze wschodu Za wspólne zimne ziemiste piekło I by przed śmiercią zaufać Bogu
  11. @Lidia Maria Concertina wreszcie trafiłam na moje klimaty - swietny wiersz, a w dodatku bardzo oddaje moj dzisiejszy nastrój jesieniowaty .... 😏 Pozdrowienia.
  12. Dzisiaj
  13. @marekg wnrew pozorom, jeden z najbardziej jesiennych wierszy, jakie ostatnio czytałam. I jeden z ładniejszych. Pozdrowienia.
  14. @Somalija ja za to często podejrzewam:)
  15. Pogoda dziś nie na zmartwychwstanie Liście czerwienią się w błogosławionym stanie A dla mnie? Krótki postój w krzywym lustrze. Słońce kolebie się - w październikowej chuście. Korytarz pełen rupieci: to błędy, których nie można już naprawić. Naiwnie pytam Boga: czy da się przez nie zbawić ...?
  16. Najpiękniejszym policzkiem jest takie "twarzą w twarz," kiedy niezwykłość drugiego człowieka uderza mocniej, niż kolba karabinu. Czy istnieje maść na miłość? (Pyta emocjonalna weneryczność.) Stojąc w miejscu, jestem w drodze - nieruchomieję w zachwycie i przemierzam nim cały świat. Człowiek to zraniony kojot biegnący ze strzępem krwawego mięsa w pysku. Stoi pod oknami kamienic przysłuchując się burdom i libacjom - ile w tym miłości! Bo brak uczuć szepcze - zawsze. Dyskretnie, pozornie, bezgłośnym wodospadem: tysięcy twarzy, splecionych rąk, pokazowych pocałunków, demonstracyjnych gestów, ale to tylko koperta bez adresata. Albo na inny adres. Złe nazwisko. Polecony bez odbioru. Brak uczuć, do rąk własnych - dostarcza bukiety. Noc nie może spać - rozpraszana światłami całujących się samochodów ... Bez napędu. Jak zawsze wewnątrz! Kryje się Bóg, żale i czasem nawet sumienie. Bywa, że zmysły i bywa, że cały świat ... Na przekór przeciwnikowi: życiu z dobrodziejstwem inwentarza nieszczęść - nadal chodzimy na fitness i siłownię, na kręgle i na odnowę. Każda tkanka krzyczy, że chcę poczuć, co czują ludzie że szczęściem policzkującym obce twarze ... "... Ciekawe, czy z nią spał?"
  17. Upływ czasu to uliczny krętacz: w szumiących konczach sprzedaje melancholię ...
  18. bank bank my baby shot me down i kilka ołowianych żołnierzyków co przelewali w moich bitwach krew
  19. @Annna2 jak ja lubię twoje wiersze, potrafisz zaczarować strofami. jesteś dla mnie prawdziwa poetka z powołania i urodzenia, pisz Aniu bo czasem mi brakuje takiej dobrej poezji , która tak mnie nierzadko inspiruje jak twoja
  20. Nasze usta — jak dwóch różnych rzek brzegi. Idąc wzdłuż nich, błądzimy. Znajdujemy się tam, gdzie ich zbiegi.
  21. Witaj - A „kocham”? Leciutkie jak piórko, dlatego tak łatwo rzucane jest na wiatr. - niestety tak bywa i bardzo boli - świetny wiersz - Pzdr.
  22. @Arsis sama zrobiłam sałatkę, dressing zrobiłam z oliwą, cytryną, miodem akacjowym i pieprzem samym. Łosoś oczywiście był lekko posolony. Dałam bardzo dużo natki.
  23. @violetta kupowane? cena chyba się jeszcze nie odkleiła czy to kawałek liścia? @Somalija Aga, nie bądź zazdrosna...było się nie odwracać.,..
  24. No cóż, panowie też lubią komplementy, chociaż najczęściej nie lubią się do tego przyznawać. I może dlatego to już nie jest takie oczywiste. Dzięki za odwiedziny. Pozdrawiam
  25. @Somalija kupiłam chorwacką oliwę, taką delikatną i teraz szpanuję :) jest pyszna, zieloniutka do wszystkiego:) https://www.instagram.com/bembo_olive_oil/ no muszę coś z niej robić:)
  26. @_Maryanne_ ...formą zniewolenia. 😂
  27. przekwitły kwiaty na trawie złote liście budzą nostalgię
  1. Pokaż więcej elementów aktywności


×
×
  • Dodaj nową pozycję...