Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Cała aktywność

Kanał aktualizowany automatycznie

  1. Z ostatniej godziny
  2. @Migrena A to dziękuję... Łukasz Jasiński
  3. @Migrena Migreno, czytasz siebie jakbyś miał gorączkę, a piszesz tak, że człowiek się nie chce wyleczyć. Czuję ten tekst w trzewiach – połyka się go, a on nie chce dać się strawić. Wraca. Jeszcze. Język - dziki, zmysłowy, szalony, nieokiełznany jak samo lato, które próbujesz uchwycić. Obrazy są jak błyski – najpierw hipnotyzują, potem bolą. I nawet jeśli to wszystko jest snem, to nie takim, który się zapomina po przebudzeniu. A niech tam Ci się śni :)
  4. @Łukasz Jasiński podoba mi się !
  5. A "oczy bez śladu ukojenia" - tutaj zgrzyta rytm, melodia i sylabotoniczność. Łukasz Jasiński
  6. Łukasz Jasiński
  7. @Annna2 to Ty jesteś Mega. W najlepszym tego słowa znaczeniu. Mega fajna ! Dziękuję.
  8. milczenie wplata się w myśli chciałoby powiedzieć … nikt nie słucha nie widzi bólu cierpienia wojen obok i nie tyłko życie płynie wartkim nurtem i na betonie w szczelinach rosną kwiaty świat dostrzega tylko siebie swoje ja i jeszcze jeszcze poucza a my nam trudno znaleźć klucz aby się wypowiedzieć 7.2025 andrew
  9. Dzisiaj
  10. @lena2_ prawda
  11. @Migrena zakończenie mega! tak
  12. Witam - tak bywa w życiu - ale to mija - Pzdr.serdecznie.
  13. Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.
  14. łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą kłamstwo śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata
  15. Witam - super - lubię takie klimaty - Pzdr.
  16. Witam - lubię takie wiersze - super - Pzdr.uśmiechem.
  17. Witam - Wiersz przechowa cień mego istnienia. - czysta prawda - podoba się - Pzdr.serdecznie.
  18. Witam - życiową prawdą pachnie ten wiersz - Pzdr.
  19. Witam - ciekawy wiersz - Pzdr.
  20. Witam - Bo miłość nie znika — ona trwa, wciąż cicha, jak gwiazda poranna, która gładzi sen. - pięknie - Pzdr.serdecznie.
  21. Świetny wiersz o zmaganiu się z życiem i poezji jako antidotum:):)
  22. Witam - podoba mi się - Pzdr.
  23. choć krążą nad nami słowa uśmiechy od ucha do ucha tak często brakuje drugiego by tylko zwyczajnie wysłuchał
  24. Za szybą noc atrament leje, Na dachach pisze cichy werdykt. Świat kurczy się, a czas wciąż wieje, Los wije drogę z nut i wersów. Pies śni o śladach dawno zbiegłych, Bruk zimny wchłania kroki cienia. W listach, co nigdy nie dosięgły, Wciąż trwa rozmowa bez imienia. Widziałem ciebie w mglistym oknie, Gdy wiatr rozsnuwał sieć złudzenia. A potem pustkę w twojej dłoni, Oczy bez śladu ukojenia. Co niesie dzień? Co noc odbiera? Czy śnieg zasypie ból i znaki? Czy mrok odnajdzie w sobie światło, Czy w labiryncie znów nas złapie
  25. Witam - przyjemny wiersz - taki spokojny do przytulenia - Pzdr.usmiechem.
  1. Pokaż więcej elementów aktywności


×
×
  • Dodaj nową pozycję...