Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Cała aktywność

Kanał aktualizowany automatycznie

  1. Z ostatniej godziny
  2. @kropka kreska Nie odważę się interpretować bo i po co......ważne że wiele podtekstów każdy dla siebie w Twoim wierszu znajdzie..
  3. @Migrena Przyznam ,że masz ten swój niepowtarzalny sposób malowania ''Portretu bliskiej Osoby''słowami które płyną .........i tylko chciałoby się rzec żal bezpowrotny....za wszystkim co utracone a wraca....wracać będzie aż po kres.
  4. Na grzyby Syreną 105 ferajna opony drze, Żwir spod kół strąca szyszek żyrandole. Gajowy z białą laską za nami gna i klnie. Kich! paf! bruum! wuuuu! bibip! – echo niesie. Szuu przez kałużysko, hop nad powalonym drzewem, Z radia: bum, bum, bum! trzask, trzask. piii! Pety za okno – pstryk! – strzelają jak z iskrownika, Puszki jak kręgle pod nogami padają, chrup! Lecimy złupić ten las, wszystko nasze jest. Stop! mrowisko, znak szczególny! – łyyyy i hamowanie. Sto na wprost, dwieście w lewo – zawiaduję Tam prawdziwki jak patelnie nas czekają! Kosze w dłoń, za pas tasaki, hurmem, bracia! W las ruszyli – pewni, zwiewni i pachnący. Głosy i wrzaski – wilk tak nawet nie zawyje, Grzyby rosną jak zaklęte – nawet muchomory kuszą. Środek lasu, niedorzeczność, coś jak z bajki Baby Jagi chata stoi wykrzywiona w mchu, paprociach. Łódź podwodna we mgle obok, karuzela i huśtawki... Nic, to zwidy jakieś. kijem ruszę i przepadną. Z lasu niesie się wołanie głośne: „DZIIIIK!” Lisią norę wypatruję – tam schronienie. Coś runęło z hukiem – to odwaga moja, oręż mój. W modlitwie załkałem i nura w studnię strachu. W śmiertelny mrok się wpatruję – schron? pułapka? Coś mnie kłuje... składam broń – to nieczysta gra. Komary tną mnie w pięty, rety, gdzie policja? „Tu cię mam!” – śmieje mi się w gębę wstrętny skrzat. Kajdany wyciąga: klik! – siedzą jak ulał, przyznaję. Prawa swoje wysłuchuję, „pod sąd leśny, bratku, idziesz! Niedźwiedź sędzią w twojej sprawie, ty gałganie! Na obronę masz ochraniacz – tu, na jaja...” „Pobudka!” – bum bum, draa! – drze się krzykliwie, Zmoczone prześcieradło pode mną – sen rozlany? „Koniom wody dać! z lasu przynieść drwa!” Co? gdzie? „dalej, marsz!” – o nie!, majtek mi brak...
  5. Wszystko zaczęło się w dniu gdy jej pomoc w prowadzeniu interesu, nastoletnia Maudeline, wracając jak zawsze po skończonej pracy do domu a raczej sierocińca, który założyły siostry w budynku opactwa przy katedrze świętego Gwinała, zaginęła bez śladu. Minęły już prawie dwa lata a dziewczyny nikt nie widział ani o niej nie słyszał. Siostry a w szczególności nowicjuszka Pelágie nie spoczęły choćby chwili po to by przerwać poszukiwania i zbierać choćby szczątki niesprawdzonych informacji, bajań a najczęściej przesądów i steku zapijaczonych bzdur łgarzy i hochsztaplerów, którzy prędzej po litrach absyntu i porcji grzybków ujrzeli przed oczyma diabelskie procesje, kopytnych demonów idących po ich nic nie warte dusze niźli ducha dziewczynki uganiającego się w zabawie po dnie wyschniętej fosy miejskiej. Najpewniej dziewczyna padła ofiarą przemocy a jej ciało już dawno spoczywało w falach Mirecourde. Lecz zwierzyła się na kilka dni przed zniknięciem do Mahaute, że odłożyła już znaczną kwotę pieniędzy i już niedługo chciałaby opuścić sierociniec i szukać szczęścia na rozdrożach Langdewocji. A nóż znajdzie jakiegoś księcia z bajki lub rycerza na białym ogierze, przy którym Bucefał aleksandryjski to ledwie spasiona szkapa. Dużo mówiła o miłości. Lecz czy miała kogo konkretnego na oku tego nigdy nie wyjawiła. Mahaute nie mogła szukać jej w nieskończoność. Nie miała nawet żadnego punktu zaczepienia poza klasztorem i sierocińcem. Nie mogła też pozwolić by jej ledwie co rozpoczęty interes narazić na szwank i widmo długów. Omówiła sprawę z siostrami zakonnymi a te poleciły jej dziewczynę z miasta do pomocy w sklepie. Miała na imię Leonné de Cléray. Była pokorną i małomówną ale pracowitą kobietą. Wychowana ze starannie dobraną edukacją przez ojca jej, aptekarza z kastylijskiego miasta Torrecisma, gdzie leczył on nowatorską metodą lodowej żywicy, która pozyskiwał przez zmieszanie mięty, rtęci i żywicy drzewa krzyża. Leczył on przez lata wojowników i urzędników, lecz pewnego razu przyprowadzono mu stojącego już nad malarycznym grobem, bohatera wielu bitew z Maurami Sanchuelo de Ocána. Zajął się nim należycie i leczył dbając o wszelkie dobro i dopust. Zrządzeniem losu tragicznym dla obu z nich był dzień trzeci hospitalizacji woja. Ten napojony jakąś tajemną, alchemiczną miksturą. Zapadł w śpiączkę i niedługo potem wyzionął ducha. Jednak nim oddał go w ręce świętych aniołów, otworzył oczy i w obecności namaszczajacego go zakonnika wyjawił słowa. Zaprzedał mnie on Maurom i heretykom ze starej wieży. - był w przedśmiertnym spazmie i transie. Nie sposób było rozpoznać czy mówi jasno czy bredzi w malignie. - Bierze od nich recepty i przepisy na trucizny jak ta co roznosi śmierci powiew w mych żyłach. Jest przepowiedziany z gwiazd. On zaćmi krzyż i rozświetli półksiężyc nad ziemią Leonu i Kastylii. On modli się jak demon do arabskich znaków z ksiąg. On dżin i zagłada krzyżowców, którzy kroczą ku niemu w niewiedzy siły jego majestatu. Z tymi słowami na ustach umarł a zakonnik zamknął mu zaszkliwione oczy i włożył do rąk różaniec. A potem udał się do brata nieboszczyka i powtórzył dokładnie jego słowa. Ojca, Leonné natychmiast uwięziono i długo wymuszano na nim zeznania przeciw samemu sobie. Był jednak nieugięty i nie przyznawał się do winy. Zresztą, nie miał do czego. Sąd zatrzymał jako dowody wszystkie jego skrypty, notatki i zebrane z wszelkich zakątków świata księgi innych aptekarzy, uzdrowicieli czy filozofów. Nie dopatrzono się w nich jednak żadnego bluźnierstwa ani czarnej magii a tym bardziej konszachtów z Maurami lub Berberami. Osadzony, modlił się pokornie, przyjmował komunię i wychwalał imię boże. Jedynie podczas przesłuchań, obity przez opryszków kata do skrwawienia i pół omdlenia, bluźnił szczerymi klątwami na ich wszelkich przodków i potomków oraz na ich samych, którym uwielbienie przemocy odebrało ludzki wymiar łaski i sumienia dla życia ludzkiego. Ani jedno jednak słowo gniewne nie obrało celu w świętym kościele ani Chrystusie Zbawicielu. Dlatego też więzień po kilku miesiącach opuścił lochy Torregrimy - nowej wieży usytuowanej na miejscu dawnego minaretu i po opłaceniu za siebie okupu w postaci domu, 500 dukatów w złocie i porzucenia zawodu, dostał wolną rękę na dalsze życiowe wybory i postępki. Nie mogąc już liczyć na miłe i serdeczne traktowanie swojej osoby przez ludność Torrecismy, za ostatnie pieniądze nabył od oberżysty dwa konie dla siebie i córki. Upiął trokami pozostałe mu we własności sakwy z dobytkiem i ruszył, najpierw ku Cordobie i panującemu tam nadal kalifowi. Uczył dzieci możnych łaciny i matematyki, lecz nie znalazł w nowym powołaniu tej szczególnie nęcącej duszę iskry, która rozpala zainteresowanie i pasję ku nowym hierarchiom wiedzy.
  6. @Migrena Tak to taka chwila mego buntu....wbrew nadzieji mam nadzieję.Jest taki motyw''contra spem spero...jak dobrze pamiętam. A tak w ogóle to dzięki za wizytę..i logiczne przemyślenia....może ten Godot kiedyś się zjawi
  7. @Bożena De-Tre Bożenko. Twój wiersz to metafizyczny lament i narodowy manifest wiary wbrew zdrowemu rozsądkowi. Godot zaś, to może nie wybawca, lecz pretekst, by nie umrzeć z rozpaczy. Naszej własnej rozpaczy.
  8. @M_arianna_ Lekki i pouczający !!
  9. Już rozkwitał goździk brodaty, wielolistny w naczyniu szklanym tworząc polny wzór ikebany. W samym wnętrzu tego wazonu jak w akwarium nie pływa ryba, ale może, bywa lub chyba.
  10. Wchodzi cicho -- jakby tylko drgnęło światło pod powieką liścia, śniącego o poranku. Nie stąpa, lecz unosi się na tchnieniu wiatru, który muskając skórę, przynosi wspomnienie dłoni z innego snu. Jej kasztanowe włosy -- utkane z nici, których nie tka czas -- unoszą się jak myśli porzucone tuż przed snem. Cień jej gestu -- ledwie muśnięty słońcem -- sprawia, że trawa drży, jakby wdzięczna za łaskę. Woda w kałużach zatrzymuje dla niej blask -- nie jako lustro, lecz jako źrenica, która chłonie światło bez powrotu. A wróble milkną, by słuchać zapachu jej przechodzenia. Nie mówi. Jej obecność to aksamitna metafora -- dotyk bez dotyku, ciepło tam, gdzie nie było dłoni, barwa utknięta między błękitem a ciszą. Nic w niej nie boli, a jednak coś w sercu łuszczy się powoli -- jak płatek farby na ramie starego obrazu -- tym piękniejszy, im mniej go zostało. Zatrzymuje się -- i wokół niej zapada coś na kształt zasłuchania. Niebo przymyka oczy, świat oddycha jej szeptem, a potem zostaje -- jak światło pod powieką, gdy już minął świt.
  11. Konrad Koper

    Pieski

    @Dagna Lekki i pouczający !! Satyra
  12. @Jacek_Suchowicz To się nie doczeka Jacku.Widać że go nie znasz-:)Oporny czegoś-:)Pozdrowienia serdeczne…nie czekamy?
  13. ten Godot już nieraz przyszedł wystarczy otworzyć oczy lecz my depczemy wciąż ciszę krzycząc Go nie ma już dosyć raz w lewo ukłony czy w prawo ostatnio za durną ideą a Godot ma do nas slabość czeka jak ludzie zmądrzeją pozdrawim
  14. @Annna2 ... spojrzenie na przyrodę otwiera się niebo ... Pozdrawiam serdecznie Miłego dnia
  15. Polski Godot. Wierzymy w miejsce na Ziemi, gdzie trawa dotyka Nieba, złamana gałąź gruszy służy ramieniem swym. Nic, że pozostał niejeden kaszel, a Dusza wciąż boli, chcemy wierzyć. Wierzymy Czekamy Godot przyjść musi. Zjawi się w naszym miejscu przeklętym. Ruiny wokół i zgliszcza jawią się w snach, nic to… My czekamy. Tęsknimy w długie wieczory kolejna zima, wiosna nas łudzi, wierzyć nam każe, nowe się zbliża, może to będzie ten czas. Godot przyjść musi Czekamy na Godota.
  16. Dzisiaj
  17. Jestem pod wrażeniem. Pozdrawiam
  18. był piękny, słoneczny poranek obłoki spokojnie sunęły po niebie powiewał leciutki zefirek a ona szła bez celu, byle przed siebie bezstronnie, bez wahań - kto bardziej? a co było? minęło, nie przeliczała patrzyła prosto i najzwyczajniej stopa przed stopę, bo jednak ostrożnie - od siebie dojrzała i ogarnęła przykryła lekko, współczule pomniejsze i nagle słońce zdało jej się zbyt ostre a wiatr wstrząsnął swą siłą bo serce zadrżało o bezbronne moje maleństwo - szepnęła - wyrośniesz i z nowym poczekaj, wytrwaj - ja wrócę w pełni nadziei, uśmiechu i z dobrym słowem przelewając spomiędzy poiła dzień za dniem nie ustając w trudzie aż przyszedł czas zrozumienia tak, uroniła dwie łzy - skoro nie mogło być więcej ale powstała z kolan i ruszyła dalej bo najlepszy grunt? to nie stracić siebie samej i dobrze wie: nie rozkwitnie gdzie nie przyjmuje się miłości *** czego nie mogła dostrzec w chwili nieobecności ziemię już dawno rozgrzebano bo liczył się nie plon lecz jej żywe ziarno
  19. dziękuję za twoje yang co wprawione w ruch - kołysze się z rozwianymi myślami powroty wybieram spokojniejsze moje yin na pohybel temu, który podejdzie wystarczy i tak _ nigdy nie będziemy tacy sami chciałeś być bliżej? czy chodziło o wiatr? *** ona pragnie być wyżej i wyżej upewnia się wykręcając głowę jesteś - stoisz - zapadasz popychasz z odskokiem jej góra - tobie dół a przecież bliskości rezonują każdego z nas (bo cóż ponad piachem?) nie zatrzymuj nawet do mnie i usiądź czasem bo masz prawo bujać się jak ona, jak ja wiesz, nie wszystko musi być razem
  20. Łu noju uż kapelki w ksiotki łustrojóne só, i szlejfki furaju na zietrze, abo dzie eszcze. Na majowe litanije buł cias, jek w októłber różaniec est. Matulko Śwanto ma modry klejd, tlo niebo Warniji i spsiyw. Ziziphus spina-christi,zielóne szczepy zawdy, abo krew? Kapliczki już kwiatkami przystrojone. Wstążki fruwają na wietrze, i nie wiem gdzie jeszcze. Był czas na majowe litanie, bo w październiku przewidziany różaniec. Mateńka Święta ma błękitną sukienkę, jak niebo warmińskie jak śpiew. Głożyna wiecznie zielona, czy może krew? Na górze Synaj o miłości było, na chwałę Boga, tu nic się nie zmieniło. Czy zielone krzewy znów broczą karminową posoką? Cud odkupienia- wciąż tyle rozstajnych dróg. Czy ciernie są podobne do gorących ust? I znów wiatr popędził arterią poprzeczną, rozłożył ręce, świat zasłonił deszczem. Majowe pola się śmieją w barwnej sukience, jak marzenie z zapachów róż. Wracaj wietrze i wiej tylko tu jeszcze. Pieśni miłosne śpiewaj na chwilę dla snów. Cienie drzew rozkołysz w tę letnią noc. Drogą Krzyżową zaszum, lśniącą oprawą łąk. Bądź.
  21. @Roma nie wiem co powiedzieć. Chyba tylko..... dziękuję Roma.
  22. @Annna2 Po sprowadzeniu na ziemię już nie uwierzysz, ale może zawsze próbować, w końcu trzeba kolorować sobie świat, chociażby by nie oszaleć :)
  23. @andrew a potem równia pochyła
  24. @Triengel - to poczucie winy- trudno się z niego wyzwolić- gdy inni- jesteś winny, winny winny! Bardzo dobry wiersz
  25. @Roma Nie wiem czy mogę..... Jeżeli nie to się skasuję. Ten wiersz nie jest o bólu, on sam jest bólem. Surowym, bez makijażu. Widzę tu nie tylko rozpacz, ale i siłę: nie pozwalasz się rozpaść w cudzych metaforach, tylko patrzysz w oczy temu, kto zawinił. I ten chłód w końcówce… to nie zemsta, to ocalenie resztek siebie. Bardzo mocne.
  26. @Leszczym dorosłe dzieci mają żal- za kiepski przepis na ten świat. Uwierzyć bajkom jeszcze raz- to byłoby
  27. @Dominika Moon awersacja zaskakująca- jak w erekcjato- bardzo fajna.
  1. Pokaż więcej elementów aktywności


×
×
  • Dodaj nową pozycję...