Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Niebieska kreska


Rekomendowane odpowiedzi

NIEBIESKA KRESKA

to dobrze to bardzo dobrze

że jeden pan na K.
owinął wszystko niebieską kreską
dlaczego jednak
nie zszedł niżej
gdzie nie wiedzą nic o jego kresce
i za klamką nie ma już drzwi

to dobrze to bardzo dobrze

że jedna kobieta radziła mi
zjeść jabłko
tylko dlaczego
ta druga
powiedziała że jeść nie wolno
czy nie istnieje solidarność kobieca

to dobrze to bardzo dobrze

że podniosłem biały guzik
i dogoniłem dziewczynę
ucieszyła się
potem dogoniłem moją dziewczynę
i chyba nie ucieszyła się
jednak nie pasuje do niej biały guzik

to dobrze to bardzo dobrze

że w czeskim filmie
pan rozmiłowany florysta
jednej pani ukwiecał
goły brzuch
pod Wawelem odsłoniłem brzuch
lecz ta pani kochała koraliki
i wolała ukręcać
mój sutek

to dobrze to bardzo dobrze (i żaden wstyd)

że nocna eskapada
skończyła się tylko plamą
na spodniach
jednak nie pokonał jej
Magiczny! Vanish ani
Cudowny! Black Pearl
więc już nigdy nie odwiedzę Cię
w spodniach
(ulubionych)
solidny mają sos czosnkowy
przy placu Dominikańskim

to dobrze to bardzo dobrze

że dostałem pokój czteroosobowy
z dwoma łożami małżeńskimi
mogliśmy spać razem na jednym
lub razem na drugim
albo jedno na jednym
a drugie na drugim
lub na odwrót
mogliśmy też w jednym łóżku
zamieniać się stronami
a nawet zaprosić jakąś parkę do drugiego łoża
lub tę parkę rozdzielić między siebie
albo też z tą parką (ćśśś...) ugnieść się w jednym łożu
a do drugiego wolnego zaprosić inną parkę
ale i tę nową parkę moglibyśmy zaprosić do wspólnego łoża
i jedno wciąż byłoby wolne...

to dobrze to bardzo dobrze

że w projekcie nowego Wawelu
uwzględniono skocznię dla Adama Małysza
czy jednak mógłbym prosić
aby dobudowano jeszcze małą słoniarnię
taką na dwa słonie
mam wujka który może zająć się
kanalizacją

to dobrze to bardzo dobrze

że vis a vis mojego okna
w kamienicy na Długiej 50
była restauracja orientalna
obok salon masażu
egzotycznego
dalej serwis telefonów
komórkowych
i sklep z odzieżą
używaną
mój telefon działał
spodnie jeszcze dało się nosić
sutek wymasowała mi Jo
za to porcelanową łyżką
zjadłem firmową zupkę
dong hung

to dobrze to bardzo dobrze

że jeden pan na K.
owinął wszystko niebieska kreską
dlaczego jednak
nie rzucił jej na nas
nie oplótł
jak Hefajstos kowal
z zazdrości żonę swą i jej kochanka
siecią misterną ciasno zniewolił
dlaczego swą kreskę prowadził
wysoko
pan K.
nisko
nie zszedł
do nas
ta jego kreska
guwno jest warta
i do dópy
(jak sam pisze)
bo muszę teraz szukać
końca nici
aby przyciągnąć się
do Jo

to dobrze czy niedobrze (sam nie wiem)

że tramwaje są zielone (nie niebieskie)
wzgórze jest Przemysława (nie Wawel)
rzeka Warta (choć na "W" to nie W... wiadomo)
i nikt nie dziękuje
że mu sprzed roweru
usunąłem
Jo


https://photos.google.com/photo/AF1QipN1w39pw8-8z4bQ7DUH22T260dqbtasCnDD64p6

(Kraków/Poznań 2008)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...