Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

 

Wszystko zaczyna się o tego, że właśnie teraz spada dziecko z huśtawki. Na szczęście leci na swojego ojca, który leży przy obiekcie i czyta książkę. A że jest wiatr, to dziecko znosi w jego kierunku.

Bęc. Spadło. Nic mu się nie stało. Tylko ojciec jęknął, bo dziecko zwiało za bardzo w jeden punkt.

 

W tym momencie wyłania się z zakola bliskiego horyzontu, Pan Oxymoronn. Ma na nosie okulary i brakuje mu tlenu. Dlatego wyszedł na spacer. Żeby nabrać. Nie idzie jednak prosto, gdyż na drodze leży książka. Omija przeszkodę i zamiast iść prawą ścieżką, to człapie lewą.

W tym momencie radykalnie zmienia historię ludzkości. A właściwe… zaczyna… gdyż na drodze znajduje: Zawiniątko.

 

– Mamusiu kochana. Zagram w totolotka. No co! Zgódź się! Proszę. Dziesięć milionów do wygrania. Kupię sobie loda i tobie też. No co, zgodzisz się?

– Nie mam drobnych. I nie marudź, słonko. Następnym razem.

 

Niestety. Następnego razu nie było. A właściwie: był… i to wiele razy. Ale zupełnie inaczej, niż mógłby ktokolwiek przypuszczać.

 

Znalezisko jest takie sobie. Ani ładne ani brzydkie. Pan Oxymoronn podchodzi, nachyla się i zaczyna wąchać nieznaną rzecz. Zawsze tak robi. Jest odważny lecz nie roztropny. Po obwąchaniu, otwiera nagle pudełko, nie bacząc na konsekwencje. Zagląda do środka… a tam: banał. Zwykła kartka z napisem, który ociera krawędzie o żart. Niestety, pan znalazca nie ma poczucia humoru. A przynajmniej zwykłego, w ogólnie przyjętej normie. Bierze polecenie na poważnie. Nawet podpis! A tu już powinien się zastanowić.

 

[Po sekwencji]

 

W kraju zamieszanie. Prawie w całym. Bo nie wszędzie są kolektury Totolotko. Całe tłumy drepcą i gadają. No może nie całe, gdyż niektórzy w tym czasie normalnie pracują lub racjonalnie odpoczywają. Zgromadzeni mogli by w gazetach poczytać lub w sieci pogrzebać, ale tak na żywo jest ciekawiej. Istnieje możliwość, podzielenia się wrażeniami, na ekonomiczny temat. Podyskutowania o tym całym: fenomenie. Tym bardziej, że ma być niebawem ogłoszony: pseudonim sprawcy, tej całej hecy.

 

[Przed sekwencją]

 

Na dnie Zawiniątka leży biała kartka, tyle tylko, że zielona. Napis jest krótki, lecz treściwy.

„Drogi mieszkańcu Drogi Mlecznej. Wiem, że zamieszkujesz w gminie: Ziemia. Skoro znalazłeś przesyłkę, to widocznie jesteś: Wybrańcem. Idź sobie poza miasto. Tam gdzie stoi: Jako Taka Stodoła. Wewnątrz znajdziesz: Urządzenie. Instrukcja leży na gałkach sterowniczych. Weźmiesz udział w tz: Eksperymencie. Jest w sumie nie groźny, ale wiele nam powie o Tubylcach. Możesz oczywiście odmówić, ale wiem, że nie odmówisz. Mnie nie zobaczysz, bo byłem tam jutro, a będę wczoraj. No to pa.

Podpisany: Obcy - Decydujące Zaparcie.

 

Wiadomy Pan czyta i czyta, mruczy i mruczy: aha, hmm, oraz: no… rzeczywiście krótkie… człapiąc we wskazanym kierunku. Za chwilę idzie środkiem rajki, widząc na horyzoncie obiecany obiekt. Potyka się o bulwę ziemniaczaną, upada, połyka nierozważnie stonkę i gubi wiadomość, którą porywa wiatr. Zdążył doczytać do: stara stodoła, ale to mu wystarcza, żeby się dźwignąć i podjąć na nowo przerwany trud wędrówki.

 

[Po sekwencji]

 

Przez tysiące „tub dla ciebie,” ogłoszono starodawnym sposobem, pseudonim genialnego sprawcy. Jedni mieli miny na szczęście: zacięte, a inni nawet wiwatowali. A mały piesek przez ten cały szum, podlał but, a nie drzewo. Nikt nawet nie zauważył. Wreszcie można było tego kogoś, nazwać w przeróżnych odcieniach ludzkich możliwości oraz epitetowych wyrażeń.

A pseudonim był nawet fajny. Taki swojski dla niektórych.

 

[Przed sekwencją]

 

Nakierowany turysta, nadal zmierza do celu. Jest coraz bliżej, gdyż może policzyć ilość łat na spadzistym dachu. Ledwo człapie, dysząc ciężko. Tym bardziej, że mu zając kapustą przywalił, wyzywając go od: głąba. Ów pan miewa napady halucynogenne. Wreszcie wchodzi do Stodoły i cóż widzi? Urządzenie, a na nim kartkę.

 

[Po sekwencji]

 

– Panie i Panowie – grzmi tuba – nazwaliśmy tego pana: Mister Oxymoronn .

 

Tłumy klaszczą, gdyż nazwa się od razu przyjmuje, wkraczając w obieg. Wszyscy są święcie przekonani, że trafiono… że odzwierciedla stan prawdziwy umysłu… ale jednak… fakt jest faktem. Jakaś przyczyna musi być.

 

[Przed sekwencją]

 

Mister Oxymoronn, chociaż nie wie, że nim kiedyś będzie, czyta nazwę obiektu, stojącego między dwoma snopkami i jedną zdechłą myszą. Nie ma zwyczaju się dziwić.. ale jednak się zdziwił. Nazwa jest zachęcająca, tym bardziej, że ów pan, już dawno nie wygrał znacznej ilości przydatnej kasy. Myśli racjonalnie, nie naukowo. Zresztą o tym… jak nazwa wskazuje… już ktoś pomyślał. Nie ważne, że takie coś nie może istnieć. Ważne, że można to wykorzystać i pomarzyć, że biednemu, nie zawsze pod wiatr.

 

[Po sekwencji]

 

Tłum dziennikarzy przed budynkiem. Odbędzie się wielkie przesłuchanie. Wręcz potężne w swojej wymowie. Jeszcze takiego czegoś nie było. Nawet najstarszym góralom i filozofom, się o tym nie śniło. A jeżeli już, to tylko jako sen s.f. Ale cóż. Sprawę trzeba wyjaśnić. To już stanowczo za długo trwa. Przechodzi ludzkie pojęcie i też się dziwi.

 

Prasa musi stać póki, co na zewnątrz. Jeszcze swoje pytania by wtryniała. Zawadzała jeno!

 

[Przesłuchanie]

 

– Panie Moronn. Zdaje sobie pan sprawę, kim jesteśmy?

– Kupą pyskatych dziadków.

– Proszę się liczyć ze słowami…

– Ale z kasą to już nie muszę. Przyznacie panowie. A poza tym mój: pseudonim, na wiele mi pozwala.

– Jaki właściciel, taki pseudonim.

– To jest zaniechanie dobrych obyczajów słownych! Nie ze mną takie numery.

– Z panem? Kto by chciał?

– Panowie mi ubliżają… chyba?

– My? A gdzie tam. Proszę się uspokoić. Wiemy, że pan tak z nerwów głupoty gada. Nieprawdaż?

– A tak na poważnie… kim właściwie jesteście. Bom ciekaw.

– Nie wie pan?

– A co? Mam wiedzieć?

– Nie! Dopóki panu nie powiemy.

– Przecież i tak wiem, co za chwilę się wydarzy.

– Niby skąd?

– Jak to skąd. Z tej przyczyny, z której tu siedzę. Pomyślcie panowie.

– My właśnie siedzimy, żeby myśleć. Uspokaja to pana?

– Mnie? A co ja mam do tego? Chociaż… słyszycie panowie ten głuchy jednostajny szum?

– No… coś tam szumi… gdzieś.

– To wasze synapsy przeraźliwie szeleszczą. Cholera jasna… jesteście geniuszami. Ja pierdzielę.

 

Prasa jest niecierpliwa. Pragnie się władować do środka. Co prawda słyszą co jest grane, ale nie należą do orkiestry. A niewątpliwie najciekawsze dopiero będzie. Póki co, to takie przekomarzanie.

 

– Mamo, dlaczego Totolotko zamknięte?

– Nie wiem synku. Może im pieniążków zabrakło lub co.

– No tak, mamo. Wszystkiemu winne: co.

 

– Co pan sobie wyobraża. Jesteśmy szanowną Komisją do Badań Niewytłumaczalnych Zjawisk. Proszę nas szanować. Za nasz trud chociażby.

– Skoro są niewytłumaczalne, to wasz trud jest daremny. Szkoda fatygi.

– Ale popytać przecież możemy.

– Popytać tak. Ale grzecznie.

– No to proszę nam jednoznacznie powiedzieć… kim pan się stał?

– Jak to kim? Podróżnikiem w czasie.

– W jakim czasie?

– Jak to w jakim? A ile ich jest, że zapytam?

– Czy pan robi z nas głupków?

– A muszę?

– Proszę się zachowywać. Bo do pudła wsadzimy.

– Czy jestem o coś oskarżony? Popełniłem jakieś przestępstwo? Czy już nawet uczciwy człowiek, nie może od czasu do czasu wygrać?

– Od czasu do czasu. Ale nie za każdym razem!! Tak się nie godzi postępować!! Totolotko podupada. Nie rozumie pan.

– Wedle mnie... ja już swoje mam.

– Pan raczy żartować. Jak pan to robi, że pan ciągle wygrywa?

– No nie… jestem załamany. Podróżuje w czasie a oni mnie się pytają: jak to robię?

 

W tym momencie słychać wielki wybuch śmiechu wśród zgromadzonych. Transmisja idzie na żywo, ale tylko dźwięk. Nie wiadomo, czego się boją.

 

– Mam wytłumaczyć taką prostą rzecz. Naprawdę to konieczne?

– To pan musi powiedzieć. Nam nie uwierzą. Pomyślą, że zmyślamy. Lub co gorszego.

– Niby kto?

– Wielcy Zainteresowani.

– No dobra. Co mi tam. Przenoszę się kawałek do przodu. Oglądam losowanie. Wracam i gram.

– Raczej pan kradnie?

– Jak to kradnę? A może popełniam przestępstwo? Czy prawo zakazuje podróżowania w czasie i racjonalnego korzystania ze skutków takiego procederu? Zaznaczam właściwe liczby i wygrywam. To też prawo zakazuje?

– Ale pan zna te liczby! Czy to jasne?

– Gdybym nie znał, to bym nie zaznaczał bzdur. Niby po co? A zatem, jak z tym... prawem.

– Dobrze pan wie, że nie ma takiego prawa.

– A to już nie moje przeoczenie. Trzeba być przewidującym.

– Pan chce zrujnować Totolotko. Na tym panu zależy? Tak?

– Jak to zrujnować? Już nie ma czego. Nikt nie graje, bo na diabła. Aż mi smutno.

– Taki pan smutny, jak robale na zwłokach, które wesoło żrą i żrą! Właśnie o tym mówimy, że nikt nie graje. A pan tylko by rozdawał...wszystkim… potrzebującym.

– Stać mnie na to. Kocham ludzi i bliźnich.

– Niewątpliwie. Ile pan nagłabał? Ile pan ma? Proszę się przyznać!

– Niewiele. Ale jakoś wiąże koniec z końcem.

– Taa...wie pan co… my pana wsadzimy do więzienia… za zakłócanie porządku publicznego.

– A mogę ostatni raz odwiedzić Jako Taką Szopę? Proszę. Sentymentalny jestem.

 

W tej chwili wielu zgromadzonym łezki pociekły, plumplając na bruku.

 

– Chyba Jako Taką Stodołę? Ostatnio dużo o niej słychać.

– Nie powiem... fajny kącik.

– Naturalnie. Szkoda, że tej przeklętej maszyny, ruszyć się nie da. Za późno wyszło szydło z worka. Zdążył pan nagłabać.

– Przepraszam… nie dla siebie… wszystko.

– Na dodatek, tylko pana słucha. Nawet jej zniszczyć nie można. Z czego ona jest? Czy chociaż to pan wie?

– Nie wiem. Ofiarodawca nie napisał. Tylko zostawił wiadomość. I że mi się polepszy.

– Polepszy?

– A co? Nie widać? Jestem elokwentny. Da się zauważyć. To taka nagroda za udział w eksperymencie.

– Jakim znowu zamęcie?

– Zamęcie?

– Eksperymencie. Pan nam rozum kołuje, na kolizyjny pas startowy!

– Jaki pas? Nie wiem. Aha… coś kojarzę. Machina jest na „rozdrożu czaso-przestrzennym’’. Dlatego nie można jej ruszyć. Należy i nie należy do tego świata. Jest w stanie czuwania. Tylko ja mogę jej użyć.

– Podobno pana nie można zabić. To prawda?

– W najbliższych stu latach. Ale nie wiem, jak to daleko sięga.

– Usiłować pana zastrzelić?

– Nie. Dziękuję. Może innym razem.

– Jest pan niezniszczalny?

– No… tego... hmm… nawet bólu nie czuję.

– Nie można pana przekupić? Czymkolwiek?

– Niech pomyślę. Nie. Zdecydowanie.

– Aha. No to teraz wszystko jasne.

– Ma pan katar? Bo sarkanie słyszę.

– Spadaj pan!

 

*

 

No cóż. Zaczęło się na Ziemi dziać. Jedna Machina, a wielu chętnych do zgłębienia jej tajemnic. A cała reszta, co ich to guzik obchodziło, chcąc nie chcąc, musiała w ty wszystkim uczestniczyć. Stodoła Czasu (tak ją potocznie nazwano) stała się Centrum Świata. Tubylcy z miasteczka, nie mieli łatwego życia. Oj nie! Niby zarabiali na wisiorkach z miniaturką Machiny, ale cóż z tego. W tym całym chaosie, nie można się było odnaleźć. Aż w końcu doszło do wojen i innych tego typu zdarzeń. Aż nadszedł czas, że ludzkość prawie wyginęła, a Machina jak stała, tak stała. Tylko jedna osoba przetrwała na pewno: Mister Moron. Miał dziwną ochronę. Do czasu.

 

~~~

 

Poświata zachodu słońca rozchodzi się po okolicy. Małpoludy wyszły na żer. Prawie całej ludzkości już nie ma. Znowu pusta kartka do zapisania. Cisza, spokój i sielanka. Nie do końca jednak. Przed jaskinią siedzi starszy człowiek. Obok leży kupa zardzewiałego złomu i sztyletozębny tygrys, który się nadział na kawałek blachy. Przytulne czerwonawe promienie i kropelki krwi podobnego koloru, leniwie snują się po ocalałych gałkach i pogniecionych ścianach. A właściwie: porąbanych. Chociaż coś tam jeszcze brzęczy. A fluidy myśli minionych epok, wolniutko krążą. To tu przysiądą, to tam.

 

Od wczoraj małpoludy zaczęły się robić mądrzejsze. Wynalazły protoplastę kija do podbijania piłeczki: całkiem sprawną maczugę. Musiały biedne wypróbować, czy działa. A jedynym obiektem do rozbicia, okazała się Machina, w której przybył Mister Moron. Omyłkowo nadusił nie to co trzeba i poleciał trochę za daleko do przodu. A sceneria taka, jakby włączył wsteczny. Na dodatek znalazł się na pustkowiu… chociaż nie całkiem... i bez ochrony.

Aż ma z głową coś nie tak. Chyba.

 

Kawałkiem skały, na drugim kawałku głazu, rypie sześć liczb. Małpolud stoi z boku, jakby się uczył matematyki. Nic z tych rzeczy. Jeszcze za wcześnie. Dopiero za około: półtora miliona lat, zakwitną baobaby, z których będą wystrugane ławki szkolne.

Po prostu jest głodny.

Gdy dostrzega rypanie szóstej liczby... bierze maczugę i po chwili zaspokaja głód.

 

 

*****************************************************

– Tatusiu! Spójrz co znalazłem! Dziwne Zawiniątko!

– O… jakaś kartka z napisem.

– Tato! Gdzie idziesz?

– Powiedz mamie, żeby nie czekała z obiadem.

– Tylko nie zaśnij po drodze. Chociaż fajnie sny opowiadasz.

 
 
 
Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • gdy szara chmura osnuła szczyt

      ty musisz iść i kamień pchać jak gdyby nigdy nic

      oby Ci nie zabrakło sił obyś nie stracił chęci 

      upaść i leżeć to bardzo nęci 

      myślisz odpocznę 

      a tu kamień który w trudzie znoju 

      sturla się do miejsca skąd wyrosła twoja góra do szczytu

      i cóż zrobisz wtedy 

      ambitny nie poleży 

      ten który w siebie watpi sam się sturla i oleje szczyty tym

      cóż nas czeka u góry 

      tam patrząc ponad chmury

      kamień i trudy podróży czy nam wynagrodzi widok lub czy poznamy tam smak ambrozji czy to za życia raj

      wszedłeś tu sam

      siłą własnych nóg 

      trud który włożyłeś by kamień ten wturlać zbudował ci ciało jak zbroja 

      silne ramiona klatka piersiowa

      wypnij spojrz

      i popatrz

      po co było to wszystko

      po co ta cała  tułaczka 

      na dole było spokojnie

      tu cię każdy zauważa

      rośnie granat 

      smacznego

      gorzko gorzko

      krzyczą a całować nie ma kogo 

      nie ufasz tym co wchodzą 

      a co jak cię stracą jak twój kamień tak w trudzie wepchniety znów 

      po zboczu popchną w dół 

      jak smakuje owoc granatu jedzony w samotności 

      ludzie jak mrowie tu z góry szerszeni stado rozpędzone w niezwykłej harmonii

      co oni tam robią teraz 

      jwk to jedt

      jest byc

      w tłumie 

      tu kazdy

      każdy wwidxi

      co robisz bo sie

      się wyrozniasz

      sam na tej górze 

      ci co patrzą z zazdrością czujesz ich energie

      energię bo wsztsrko

      wszystko wibruje a ty masz dusze

      duszę jak cialo

      ciało potężnie 

      uksztaltowana 

      myślisz czemu ci się chciało 

      pchać ten kamień i szczyt osiągnąć zamiast umrzeć widoku nie znając 

      i terwz na chmury spoglądasz z góry 

      jak one niegdyś nad tobą humoru metafory to dziś szare czy białe ty nad nimi stoisz jak Anioły możesz ich dotykać masz ich smak w ustach na końcu języka 

      gryziesz się w język 

      gdy chcą żebyś im krzyczał 

      chcą wiedzieć co się widzi gdy się jest na szczytach

      namalować obraz z wersów 

      ze słów sponad chmur

      jest trudno jak chuxxx

      znów życia znoj

      to sienie kończy zdobyciem szczytu

      praca dopieto się zaczyna tu

      trzeba wykazać że to nie ślepy los fart czy traf tak chciał 

      tylko że zeby

      żebyś tu stal

      stał to zasluga

      zasługa twa

      i patrzą w górę 

      te mrowek

      mrówek tłumy 

      i widzą wszystko co robisz u góry 

      opisać robienie kupy w tym miejscu nys

      byś chciał gdy każdy to uczucie zna jak się  sra ale niewielu robi to tak bardzo na afiszu 

      albo że Bóg jest bliżej w tym miejscu chcualbys

      chciałbyś wierzyć w Niebo

      ale sam doszedłeś do tego wiec

      więc myslisz

      myślisz ze daleko ci do wiary w Niego 

      chceez czejajacym i patrzącym z dołu dać obraz który zacheci

      zachęci ich do podjęcia trudu tego wyczynu

      niewielu siega

      szczytu

      kilku patrzy na chmury z góry 

      niby Anioł zamieszkując te plusziwe

      pluszowe wybryki natury pedzone wiatrem po Niebie

      i nagle nic nie wiesz

      nieświadomy krzyczysz

      WIERZĘ TYLKO W SIEBIE

      BOGA NIE WIDZĘ 

      ANI ANIOŁÓW

      FAJNIE JESTEM TU

      ALE CZY NIE CHCIALBYM PATRZEC JAK WY Z DOŁU 

      BYĆ JWK WSZTACY WY PEDZIC ZA NICZYM BEZ CELU ŻYĆ 

      ZDOBYLEM

      ZDOBYŁEM SZCZYT

      A TERAZ CO

      DOTKNĄĆ SŁOŃCA MI ZOSTAŁO 

      ALE PARY SKRZYDEL MI ZA MAŁO

       

      HODUJCIE SKDZYADLA LUDZIE

      TU FAJNIE JEST NA GÓRZE 

      ALE JEST DALEJ JESZCZE

      SŁOŃCE JEST DALEKO ALE NIE NIEDOSTĘPNE WIERZW

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @wierszyki Ślicznie! Pozdrawiam serdecznie

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • @Leszczym Jak zwykle w świetnym i niepowtarzalnym stylu:-) Pozdrawiam

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • @Jacek_Suchowicz Świetny wiersz! Tak bardzo pasuje do tego co za oknem. Pozdrawiam serdecznie!
    • Spokojnie proszę nie chcemy wojen Nie przychodź do mnie z niepokojem  Chętnie cię zaproszę  Jesteśmy gościnnym narodem  Nakarmię cię i napoje to napewno ale nie gdy się ciebie boje Nie mogę pozwolić byś przychodził w progi naszego kraju wymachując piesciami  Uszanuj spokój bo jak nie to się stanie  Jak wyzej napisane będzie wiwat i na granice i nie skończy siekrzykien tylko Oni będą Polski i spokoju wojną bronić Jesteśmy pokojowi jest miejsce dla wszystkich ale o swoje choćby przez 123 lata przyszło nam walczyć  to zawalczymy    a więc z okrzykiem Wiwat Rzeczypospolitej  na granicę gdzie trwa wojna właśnie  hybrydowy podjazd zalewają nas niechcianym elementem który nie zna kultury europejskiej który z butem chce wejść i wnieść te zwyczaje jakżeby inaczej je nazwać niż dzikimi Co to za różnica jaki kolor skóry  tu się wszystkich szanuje od wieków Polska była domem dla wszystkich bez wojen i to ją zgubiło zbyt dobrze wierzyła w intencje pokojowe i gdy budowała kulturę i naukę to o armii nie myślała w ogóle  i wjechali ruski z prusem odebrali kraj Polska zniknęła z prawie wszystkich map (Turcje pozdrawia Lechi stan) ale choć minął wiek gdzie był zakaz być w krajuPolaka Polakiem nie dali się ludzie przekręcić  zakazany język uczony w podziemnym państwie historia i wiersze przej kazywane przez kolejne pokolenia inny by się poddał ale po 123 latach biczowania i ucisku  nie pokonany duch Polaków odzyskał kraj który był potęga swoich czasów  i dwie dekady nam dano czuć było niepokój  ruski i niemiec to nie najlelszy sąsiad na mapiie  chce mieć wpływy i chce rządzić Polakiem  znów wojna miało być blitzkrieg ale nauczeni juz Polacy postawili się dzielnym wojskkem i cywilem który ku zaskkczeniu najeźdźców za broń chwycil i wygrywal nuejedna bitwę  Obozy zagłady  Polska jedną wielką linią frontu  Przez Niemców przez rusków  chcących tu swoich porządkow 45 rok maj koniec Hitlera wiwat świat Tyran padł i Jałta gdzie oddano nasz kraj w ręce bolszewickich łap skazano na ucisk bloku sowieckiego państwo satelita związku radzusxkiego pod rządy ich i ich rozkazy wybili bohaterów inteligencje i wywiezli dobra do dna wyczerpali  nasi niedawni przodkowie byli tylko siłą ich mięśni  nie obchodziło ich nic i jedzenje na kartki i oglupienie falszywą historią i wiadomosciami ale znowu Polacy siłę pokazali odbudowane miasta podziemna kultura historia kraju który trwał od tysiąca lat i znów orzeł po dekadach odzyskał koronę  tu się rozpadł ten radziecki chory związek i mamy demokrację taką naprawdę  choć z początku ich prezydent czy tam premier ale rządy nasze i solidarnie po za strajku strajkiem po wojennym stanie  walce na niewymazanie ducha Polskigo dali radę Polacy by pozbyć się kata najezdzcy wrogiego i juz nje musimy słuchać rozkazow obcymi jezykami wydawanymi przez nie Polaków  rządzimy sobą sami z jakimi skutkami z takimi skutkami stety niestety młode państwo ciężko ale musi sobje radzić  I nato i unia Europejska pakty wojskowe i ekonomiczne które mają nam tutaj robic zycie lepsze  wchodzimy do zjednoczonej europy granice znikają i szlabany i płoty  paszporty  wystarczą dowody osobiste Jesteśmy w szeregu z innymi krajami sasiadami i w pokoju chcemy dążyć do rozwoju będąc Polakami a tu nagle krzyk WIWAT REPUBLIKA WOJNA NA GRANICACH NAJEŻDŻA NAS KULTURA DZIKA   i znów chcą zburzyć nam ten ciężko wypracowany spokój  Czyja to wina nikogo świat jest dla wszystkich po prostu  trzeba umieć korzystać jedynie z kultury i wspólnoty  gdy przychodzisz w gości miej w świadomości ich zasad nie łamać i znać granicę którą należy zachować  straszna tu jest odmienność kulturowa tam brak moralności rządzi jak to się stało  jak rozwinęły się różnie różni ludzie  mieli za dużo wolnego i słońca więc i w nudzie nie wzięli się w obroty jesli choddi o rozwój świadomości i duchowych filozofii i nagle goście w tym naszym kraju gościnnym są niemile widziani bo są inni i niepokorni idą z hasłem wojny i nagle krzyk słyszę    WIWAT REPUBLICE BRONIĆ GRANICĘ  NAJEŻDŻAJĄ NAS WROGO NASTAWIENI GOŚCIE  NIEPROSZENI NIOSĄ NOŻE I WOJNĘ  ZBRODNIĘ KTÓREJ TAK CIĘŻKO SIĘ BYŁO POZBYĆ  MY CHCEMY W NASZYM KRAJU BYĆ SPOKOJNYM NIE CHCEMY BY RZĄDZIŁ NA ULICACH STRACH NIE CHCEMY UCISKU  TO NIE WROGOSCI CZAS   TO CZAS POLSKI WIWAT RP  NIE CHCEMY WOJNY SPOKÓJ OBRONIĆ  KOBIETY DZIECI I MĘŻCZYŹNI  RODACY  CHCEMY ŻYĆ W KRAJU GDZIE NIKT NIKOMU NIE WADZI NIE BIJE NIE GWAŁCI NIE MORDUJE JAKBY TO BYŁO NIC WIWAT OBRONIĆ GRANICĘ PRZED NAJAZDEM ICH NICZYM DZICZ   jeszcze raz powtórzę że jesteśmy znani z gościnności już takimi jesteśmy Polakami ale goście są widziani mile tacy ktorych nie musimy się obawiać  że nam zniszczą dom i będą łamać prawa człowieka do bezpieczeństwa i spokojnego życia  a  tu grozi nam fala przestępców na ulicach to nie uchodźcy gdyby uciekali od wojny to nie szli by z agresją tylko chcieli by wieść żywot spokojny z dala od zwady a to wichrzyciele chyba terror im przyświeca myślą że przejmą nasz kraj chyba    i nagle krzyk WIWAT REPUBLIKA TERROR NIECH SIĘ ZABIERA TU NIE WYBICHAJA BOMBY W MIASTACH TU JEST SPOKÓJ W DZIEŃ I W NOCY KOBIETY CHODZĄ Z WÓZKIEM NA SPACERY NIE JESTESMY ZADOWOLENI Z TAKICH GOŚCI CO CHCĄ PRZEMOCY GRANIC TRZEBA BRONIĆ    i szkoda schenhgen było i nie ma znów kontrole i szlabany co to za unia Europejska co przestała sobie ufać znów linie na mapach mówią kogo wpuszczać  posłuchać to tak njewiele ale terroryści to wichrsyciele ze swoim planem by chyba przejąć władzę siejąc przemoc i deregulujac obecny podzadek myślą że siłą podbija europe w tym Polskę  obysmy sie nke dali jak przed wiekami sje nuedalismy najezdzani ze stron wszystkich jeszcze i innych btonidmy przed najazdem a dzis znow mamy jazde Afryka dzika ledwo odkryta nieporządnie sie przedstawia gdy przyjeżdża do Europy kłopoty są z nimi i wraca dawny podzadek  granice i wrogość sąsiadów kto im wjeżdża do kraju Uchodźco inżynierze doktorze i przedsiębiorco z dalekich krajów witaj w gościnnym kraju pij do bólu i jedz ile możesz ale zachowaj się porządnie bowstyd na cały świat to co prezentujesz obecnie Niezależnie od wszystkiego i wszystkich kończę ten tekst  i nagle krzyk  WIWAT ER PE BRONIĆ SPOKÓJU POLAKÓW  UGOŚCIĆ GOŚCI TERRORYSTÓW NAUCZYĆ POKOJU MIŁOŚĆ NIE STRACH I NIE BĘDZIE GNOJU WIWAT REPUBLIKA PO CO WOJNA NA GRANICACH AFRYKA DZIKA  ALE JUŻ ODKRYTA WIEMY ŻE CO KRAJ TO OBYCZAJ ALE WEŹ TO OBCZAJ UCIEKASZ Z KRAJU GDZIE JEST WOJNA TO CHYBA DO SPKKOJU PODĄŻASZ  COS MI SIĘ NIE ZGADZA CO TO ZA UCHODŹCA CO TERROR WPROWADZA I BRAK MU ZASAD WYŁAMAĆ SYSTEMU KAJDAN TRZEBA JAKOŚ SHAKIWAC TEN SYSTEM DA SIĘ CHOC TO PEWNIE NIE OCZYWISTE KOCHAĆ TERRORYSTE I SPRAWIC BY I ON UKOCHAŁ SPOKÓJ  I NIE ROBIC Z LUDZI IDIOTOW CO DĄŻĄ DO KŁOPOTÓW  I ŻADNYCH WOJEN  WIAWT REPUBLICE NA GRANICĘ NAUCZYCIEL Z KSIĘDZEM  WYCHOWAĆ MŁODE POKOLENIE PRZYJEZDNE 
    • gdy szara chmura osnuła szczyt ty musisz iść i kamień pchać jak gdyby nigdy nic oby Ci nie zabrakło sił obyś nie stracił chęci  upaść i leżeć to bardzo nęci  myślisz odpocznę  a tu kamień który w trudzie znoju  sturla się do miejsca skąd wyrosła twoja góra do szczytu i cóż zrobisz wtedy  ambitny nie poleży  ten który w siebie watpi sam się sturla i oleje szczyty tym cóż nas czeka u góry  tam patrząc ponad chmury kamień i trudy podróży czy nam wynagrodzi widok lub czy poznamy tam smak ambrozji czy to za życia raj wszedłeś tu sam siłą własnych nóg  trud który włożyłeś by kamień ten wturlać zbudował ci ciało jak zbroja  silne ramiona klatka piersiowa wypnij spojrz i popatrz po co było to wszystko po co ta cała  tułaczka  na dole było spokojnie tu cię każdy zauważa rośnie granat  smacznego gorzko gorzko krzyczą a całować nie ma kogo  nie ufasz tym co wchodzą  a co jak cię stracą jak twój kamień tak w trudzie wepchniety znów  po zboczu popchną w dół  jak smakuje owoc granatu jedzony w samotności  ludzie jak mrowie tu z góry szerszeni stado rozpędzone w niezwykłej harmonii co oni tam robią teraz  jwk to jedt jest byc w tłumie  tu kazdy każdy wwidxi co robisz bo sie się wyrozniasz sam na tej górze  ci co patrzą z zazdrością czujesz ich energie energię bo wsztsrko wszystko wibruje a ty masz dusze duszę jak cialo ciało potężnie  uksztaltowana  myślisz czemu ci się chciało  pchać ten kamień i szczyt osiągnąć zamiast umrzeć widoku nie znając  i terwz na chmury spoglądasz z góry  jak one niegdyś nad tobą humoru metafory to dziś szare czy białe ty nad nimi stoisz jak Anioły możesz ich dotykać masz ich smak w ustach na końcu języka  gryziesz się w język  gdy chcą żebyś im krzyczał  chcą wiedzieć co się widzi gdy się jest na szczytach namalować obraz z wersów  ze słów sponad chmur jest trudno jak chuxxx znów życia znoj to sienie kończy zdobyciem szczytu praca dopieto się zaczyna tu trzeba wykazać że to nie ślepy los fart czy traf tak chciał  tylko że zeby żebyś tu stal stał to zasluga zasługa twa i patrzą w górę  te mrowek mrówek tłumy  i widzą wszystko co robisz u góry  opisać robienie kupy w tym miejscu nys byś chciał gdy każdy to uczucie zna jak się  sra ale niewielu robi to tak bardzo na afiszu  albo że Bóg jest bliżej w tym miejscu chcualbys chciałbyś wierzyć w Niebo ale sam doszedłeś do tego wiec więc myslisz myślisz ze daleko ci do wiary w Niego  chceez czejajacym i patrzącym z dołu dać obraz który zacheci zachęci ich do podjęcia trudu tego wyczynu niewielu siega szczytu kilku patrzy na chmury z góry  niby Anioł zamieszkując te plusziwe pluszowe wybryki natury pedzone wiatrem po Niebie i nagle nic nie wiesz nieświadomy krzyczysz WIERZĘ TYLKO W SIEBIE BOGA NIE WIDZĘ  ANI ANIOŁÓW FAJNIE JESTEM TU ALE CZY NIE CHCIALBYM PATRZEC JAK WY Z DOŁU  BYĆ JWK WSZTACY WY PEDZIC ZA NICZYM BEZ CELU ŻYĆ  ZDOBYLEM ZDOBYŁEM SZCZYT A TERAZ CO DOTKNĄĆ SŁOŃCA MI ZOSTAŁO  ALE PARY SKRZYDEL MI ZA MAŁO   HODUJCIE SKDZYADLA LUDZIE TU FAJNIE JEST NA GÓRZE  ALE JEST DALEJ JESZCZE SŁOŃCE JEST DALEKO ALE NIE NIEDOSTĘPNE WIERZW
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...