porozrzucany czekam na skinienie i uśmiech
próbując zebrać wszystkie niedokończone myśli
definiuję się w twoim przelotnym spojrzeniu
mgnieniu oka dla mnie trwającym wieczność
karmię się twoim oddechem i ruchem ramion
bez nich już dawno bym umarł
zmęczony otwieram powieki ratując świat
przed ponownym zapomnieniem moje życie
buduję go ciągle od początku kładąc twe słowa
jak kamienie węgielne ostrożnie jedno na drugim
i jak prastary głaz toczę pod górę wieczną nadzieję
tylko dzięki tobie trwam
Projekt Takamoya, 124
Taka jesteś mojmoj że warto w burzy
Spragnione ciepła dłonie,
Na chwilę choć, w aksamitny płomień
Z czułością zanurzyć
Zachwyt nad zmierzchem kładzie
Się deszczem włosów w miłym bezładzie,
Gdy pieści je szeptów wieniec,
Światłem w półcieniach tonący z drżeniem.
Śmiech plecie w zegarze
Warkocze półsennych marzeń
Na śladach dawnych bitew,
Tak czule, że nie warto już krzyczeć,
Gdy góra staje się głazem.
Rekomendowane odpowiedzi