Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Każda epoka ma swe własne cele....
I zapomina o swych wczorajszych snach...
Kolor jedności trwa....


Dni tygodnia jak zwykle, kolory podróżują poprzez stworzenie i jak zwykle wywierają na mnie wielki morficzny wpływ, zgodnie z definicją której nie znam tworzą jakąś tam stałość, która zawsze mnie zaskakuję a to przez mojego tatusia bardzo znajomego konstruktora ,który zachwyca dniem powszednim i prostotą , ot tak tą niepojętą, a czas zachwyca stworzeniem teraźniejszym tzw. inauguracyjnym co widać czasami w reakcjach przyczyn gdzie coś co uczynimy w tym dniu ma swoisty wpływ na czasy ,trwanie i życia ziemi bo jeszcze gdzie niegdzie istoty piszą, słyszą lub widzą trochę więcej a nie tylko wyuczona niemoc ,która wypływa z wysokiej kultury wymyślając synonim (subtelny symbol)tego zdarzenia. Czasem zastanawiam się dlaczego chodząc w te święta miejsca , Ci dwaj bracia zawsze mogą tworzyć biel życia ,która ukazana jest na żywych obrazach i oknach które otwierają nasze ciała? Czy ludzie mogą posłuchać myśli lub rozmów gdzie niegdzie nie tylko stworzenie tak widoczne jest widokiem, lecz gołym okiem tym co żyje w nas -elementalna czy już drogocenna lecz bezcenna krwista miłość którą się posługują dotyka ich ciał? W pamięci znam że te pary gwoździ wbite w te kawałki drewna będzie znów miejscem pielgrzymek aby mogli przejrzeć lecz czy będą widzieć gdy kolory układać będą znów swą czerwień, wewnątrz nich nastąpi kinetyczny ruch uczuć ich ciał?
.......czy tylko kinetyczny bezwład w bezwietrznym mieście gdzie miłość czasem morfizuje i uwalnia najprawdziwsze tchnienia i ruchy ot tak jakby artystycznych budynków ,które stają się deszczem równym ziemi...hmmmm żywej ziemi nawet w swym odczuciu egoistycznym ich ciał?
Święty Boremeusz ,stał niczym perła życia lecz ta o tej własnej nieregularności choć w życiu zgodnym z życiem dotykał odblask żółtego, którego surowicza treść wypełniała społeczeństwo nadając barwę dalszego przeżycia lub transmigracji zdobywając monument i stan skupienia widokiem duszy, duszy która na pewno poszybuje niczym kolory na obrazie? Życie i jedność jest barwą żył, żył i stoi nie liczni go spotykali i liczni do niego przychodzą lecz coś nie gra, zabrudza obraz samego uczynku, czy to tylko mała chwilka w wielkiej przeprowadzce czy gra tych kolorów-nie chcąc urazić nikogo w rozmowie czy tej prawdziwej? czy tej oszukańczej? czy ich ciał?
- Coś mi nie gra nie obrażając tu nikogo? -wypowiedział cichutko tego wieczoru gdzie zdobywał kolejną noc odciśniętą w palecie zdarzeń.
-Wyszedł- powiedział czas który kala, gdzie Bóg .....pędzlem jeszcze mamrotał ich ciała?
Noc już gotowała barwy snu gdzieś może tak mrocznego jak cząstki rzeczywistości przemienione w społeczeństwo, choć form wiele, ukryte twarze torowały idee jutrzejszego dnia gdzie może byłem małym dzieckiem z młotkiem i paroma gwoździami w ich.....
Ciała , które były wypełnione życiem stały ,obraz dotykał ruchu lecz w prawdziwej przenośni stał choć biel i wzrok wody przenikały święte rozmowy rozpoczynając już bieg materialnej lekko na niby martwiczej czerwieni i pogrywały z nadzieją wypowiadając słowa, które jakby do dziś niechciały trafić.
-Wyrok – wykrzyknąłem cichutko z siłą prawdy i stałem po stronie miłości lecz byłem sam z myślą ile czasu minie od urodzin do pełnego zrozumienia(subtelnego symbolu kultury) patrząc wciąż na ludzi, którzy przechodnią myślą wiedzieli lub nie wiedzieli po co wchodzą i wychodzą. Przenikało mnie to że dzieci biegając i trzymając za rączkę tylko swoim ruchem wypowiadały słowa „Czym jest Prawda?” –odczuwając czarno –biały kolor poscaki, starej posacki.
Gwóźdź! już zespalał ze sobą odwieczną formę odpoczynku, gdzie niegdzie można było złapać akapit czystego powietrza, które wcześniej przenikało drzewo, drzewo budulcowe, te które pięknem miłości wypełniało natchnione urodziny gdzie uśmiechały się tak piękne oczka i nie przypadkiem adorowały im rodzinny, o których tylko pamiętają rozrywki no i niektórzy którzy w ich ciałach.....
-Obraz,obraz-wyrzekłem zmieniając położenie.
Zieleni ziemi która do tej pory grała zdobywając następne oddechy, nadziejką była i na pewno chciała przemierzać tak trochę na żywo oddaną wiarę,którą co niedziela wymawiała kazania obrazom stojąc z boku trzymając się ich ciał, ciałem- pomyślałem słysząc podpowiedź z nad głowy jeszcze w troszkę innej świątyni wraz z dźwiękiem połączenia.
Obserwując promienie myślałem o wnętrzu, wnętrzu roztańczonych godzin i chwil które przymilkły ,przemierzały dusze, które były ukryte blaskiem posacki a może tylko stukotem kroków które czasami trafiały do konfesjonałów ucząc relacji wnętrza z wnętrzem? Zaczepiały wspomnienia, krótkie podkreślenia że coś jest tu nie szczerego jest jakby obrazem pełnym prawdy? lecz wyabstrahowanym , także tak schowanym niczym kubki smakowe które są ale po co? i czy czują? czy my czujemy? Powracam do tych przemyśleń jakbym stał tam na krzyżu w ten nieco słoneczny a także burzliwy dzień ,przemierzając wszystkie stacje właśnie z życiem które staje się przewodnikiem gdzie Słońce wzeszło ponad chwile tak piękne gdzie mogłem spoglądać .... biel ,niewinność i ulice w niebieskim kolorze mogłem dalej dryfować ,rodząc kroki już nie snu lecz piękna miłości Boga- pośród ławek i kolorowych szkieł w oknach, witraże promieni rozświetlały złotym blaskiem taniec słońca odbijając się od złotych krawędzi wiary, napawając mnie uśmiechem który tak bardzo pomagał żyć, siedząc i być o zamkniętych oczach i myśląc o ukochanej, ukochanej.

Z poważaniem ukochanej rodzinie.

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Stara, drewniana figura kiedyś w głównej nawie swoje miejsce miała. Wszystkie prośby, intencje i żale — przez tyle lat w jej kierunku wypowiadane — słuchała. Łzy, czasami, na posadzkę świątyni spadające — widziała. Na pytania: „Czy jesteś?”, „Czy widzisz, co robią?” — nawet gdyby mogła odpowiedzieć, odpowiedzi nie znała. A jednak, mimo swego milczenia, była jak światło w ciemności— ci, którzy przychodzili, znajdowali w niej jakąś ciszę, cień nadziei, poczucie, że nie są całkiem sami. Z wysokości swego cokołu patrzyła na dzieci trzymające matki za rękę. Na starców z różańcem w dłoniach. Na zagubionych, którzy z lękiem w oczach i gniewem w sercu stali w półmroku. Na zakochaną dziewczynę, co szeptała: „Niech mnie pokocha”.   Niemy świadek wszystkiego, co kruche i piękne w człowieku. Jej drewniane ramiona wypłowiały, twarz popękała przez wieki. Spojrzenie, wyryte przez dłuto, nie straciło jednak łagodności. Nie mogła cofnąć czasu. Nie miała mocy sprawczej. Nie znała odpowiedzi na modlitwy. A jednak — była. Właśnie to „bycie” było jej najważniejszym darem. Z czasem nowe figury, dekoracje zaczęły otaczać ją z każdej strony. Ona — skromna, lekko pochylona — wciąż stała. Stała i słuchała. Choć nie znała słów, rozumiała ciszę. A w tej ciszy ludzie mówili najwięcej. Została zdjęta z cokołu. Ostrożnie, bez ceremonii. Przeniesiona do zakrystii. Tam, między szafami z ornatami, obok zapasowych lichtarzy i zakurzonych mszałów, stoi cicho — zapomniana. Nie słyszy już szeptów modlitw. Nie czuje ciepła ludzkich spojrzeń. Nie widzi łez spadających na kamienną posadzkę.   Czasem tylko, przez uchylone drzwi, wpadają do niej echa liturgii: odległe śpiewy, brzęk dzwonków, szelest procesji. Serce z drewna — czy może w ogóle istnieć takie serce? — ściska wtedy tęsknota. Tęskni za kobietą, która codziennie zapalała przy niej maleńką świeczkę. Za chłopcem, który z obawą patrzył w jej oczy, zanim odważył się przystąpić do spowiedzi. Tęskni za szeptem: „Pomóż mi przetrwać…”. Za zapachem wosku i kadzidła. Za szczególną chwilą ciszy, gdy kościół był pusty, ale ktoś wchodził — i tylko dla niej klękał. Choć zrobiona z drewna, nosi w sobie ślady tych wszystkich dusz, które przez lata złożyły przed nią swoje ciężary. I nie umie zrozumieć, dlaczego została odsunięta. Czeka. Bo figury — tak jak ludzie — potrafią czekać. I wierzyć, choć nie potrafią mówić. Czeka. A jej drewniane serce, w zakrystii między szafami, wciąż wystukuje słowa pieśni: „Kto się w opiekę…” A ona słucha. Rzeszów 24. 07.2025
    • Moim*             zdaniem: Świat Zachodu jest po prostu w stanie głębokiego kryzysu, a źródłem jego klęski jest nieodróżnianie tego - co realne,  rzeczywiste - od różnego rodzaju kalek ideologicznych - czy wręcz propagandowych i w tej chwili najpilniejszą rzeczą, którą Świat Zachodu ma do odrobienia i wszyscy ci - co chcą być odpowiedzialnymi politykami - muszą zrozumieć - jak bardzo zideologizowane jest myślenie ludzi Świata Zachodu i przez to - jak bardzo odklejone jest od realnej rzeczywistości, zrozumienie - jak często osoby w swoim subiektywnym mniemaniu chcą dobrze - na przykład: walcząc o demokrację i o prawa człowieka - są tylko i wyłącznie marionetkami w rękach tych tworzących ideologie i za fasadą pięknych haseł są ukrye - bardzo i bardzo i bardzo brutalne interesy...   Magdalena Ziętek-Wielomska 
    • @Marek.zak1Dziękuję, że zajrzałeś. Opowiadanie jest prawdziwe, a puenta - też. No może zależy jeszcze od tego,  jak głębokie i silne jest uczucie. Jeśli powierzchowne i płytkie, to spływa jak woda po kaczuszce. 
    • @Alicja_WysockaZ perspektywy czasu, takie wydarzenia "zatrzymują" dzieciństwo, zakowiczają się w pamięci. A Twoja refleksja na końcu - super!  Moją najładnieszą sukienkę zniszczyła w podstawówce koleżanka z klasy. Przyszłyśmy na zabawę andrzejkową w takich samych kreacjach, ja się uśmiechałam a ona wzięła sok pomarańczowy i mnie oblała. Pamiętam, jak wówczas przeleciała mi myśl przez głowę: normalnie jak w amerykańskich filmach! Miałam na myśli oczywiście te filmy dla nastolatków. :))) 
    • @Gosława Masz rację.  Opowiem Ci, jak zajęta byłam prasowaniem, nagle zaniepokoiła mnie cisza, myślę sobie,  co się dzieje? Schodzę na półpiętro, a chłopcy wyciągnęli z piecyka, który zwie się 'koza' - szufladę z popiołem. Popiół szczęściem był już zimny, ale mnie zrobiło się gorąco. Całą zawartość, rozsypali po pokoju, gdzie się dało, garściami na dywan, na fotele, na podłogę. Wiesz ile było sprzątania? Nie wciągniesz przecież popiołu do odkurzacza. Nawet kilkukrotne mycie podłogi - to za mało. Ufff...  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...