Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Uwaga ! Dramat


Rekomendowane odpowiedzi

Dwóch literatów i Gbur


Literatura
(brawura Stachura matura)
to tortura dla Gbura

Nie. To nie przejdzie.
- Nie mam weny – mówię i patrzę z udawanym przejęciem. Dramatyczna pauza trwa zbyt długo. Kwituję to znaczącym – zdarza się.
Siedzimy w zadymionym barze. Nie stać nas na kawiarnię.
- Jak w wierszu Brodskiego – dodaję, żeby podtrzymać rozmowę.
- Jakim?
- Nie pamiętam.
-Trudno.
Ton naszego głosu wskazuje na znużenie. Komponuje się z atmosferą wokół. Wszędzie plastik.
Jakiś gość ze stolika pod oknem bacznie się nam przygląda. Ma twarz wprawionego pijaka i powierzchowność dziesięciolatka. Za kilka minut podejdzie, a jego głos będzie trząsł się z przepicia, a trąby archanielskie nie zagrają, a z Nieba nie zstąpi nikt konkretny. I powie tym swoim nędznym głosem „szefie jest sprawa”. G. nie lubi takich, przerażają go. Krzywi się, ale zawsze sięga po portfel, w którym nie nosi pieniędzy. Zdjęcia, recepty, nawet numer do domu i kochanki, ale nie pieniądze.
I tym razem poczciwy G. rozpoczyna poszukiwania w kieszeniach marynarki. A nade mną czuwa nasze personifikowane sumienie, zionące tanim alkoholem. G. staje się prokonsulem jakiejś zapyziałej prowincji, który rzuca przed swym niewolnikiem srebrniki. – „Oddalam Cię” mówią jego usta, jego oczy i cała twarz. Mówi to nawet jego stopa, ukryta pod kiwającym się stolikiem.
Obserwujemy jak nasz towarzysz drepta do wyjścia. I jest niczym zbawiony, wybrany do życia wiecznego.
- Znowu poetyzujesz – mówi G. Kręci ponuro głową, bo nie lubi takich i zawsze takich wspomaga. – Kiedy będzie rzygał, nawet o nas nie wspomni.
- Taki los.
...
Pijemy wódkę, rozmawiamy o literaturze. G. woli naturalistów, więc domaga się tego rzygania jak następnej kolejki.




Dwóch literatów i wstęp do mitologii

Idę na spotkanie z G. i jego nową kochanką. Nie czuję się z tym dobrze. G. mówi, że kochanka ma usta rzeźbione w szlachetnych kamieniach i oczy Afrodyty. Nigdy nie widziałem oczu Afrodyty. Bawiąc w Paryżu byłem zbyt leniwy, żeby zobaczyć choć kawałek ciała Wenus, a ten mi tu o Afrodycie.
W zasadzie G. to mówił to samo, kiedy poznał swoją żonę. Nie wiąże z tym miłych wspomnień. Żona G. dostarcza tyle wrażeń estetycznych, co rozpędzony traktor, ale on zawsze wierzył w rozwój polskiej wsi. Lubię entuzjazm G.
Jeszcze kilkanaście kroków. Ćwiczę mowę, którą oczaruję kochankę G. I widzę twarz kochanki G. I mam ochotę zawrócić.
- Witam – mówi ona.
- Witam – mówię ja.
- My się znamy – mówi ona, analogicznie do sytuacji.
- Nie sądzę – mówię ja, ale to już nie jestem ja. Jakiś irytujący okruch nadziei drażni mi gardło. Myślami jestem w tłumie obok. Chcę być w tym tłumie. Gorąco pragnę, aby poniósł mnie daleko.
- A tak, coś pokręciłam. - Kochanka G. unosi brew i mam przed sobą oczy bogini, usta bogini i, do cholery, mam przed sobą wskrzeszoną Afrodytę.
Zaczynam się pocić. Stróżka wody spływa po plecach. Wzdrygam się, gdy dotyka lędźwi.
Tłumaczę G., że zostawiłem w domu czajnik, żelazko albo inne bardzo niebezpieczne urządzenie.
Odchodzę.
....
Lubię entuzjazm G. Nie wie, że jego Afrodyta zabawia się nocą w boginię wojny.


Dwóch literatów i koniec


G. rozstał się z Afrodytą. Tłumaczy to rozbieżnością charakterów. Czekamy na pociąg, tak jak przed laty. Zauważam, że teraz są przynajmniej kolorowe. G. wręcza mi bukiet kwiatów, który przytargał z jakiejś kwiaciarni.
- A po co mi to? – patrzę podejrzliwie. G. nigdy nie jest sentymentalny.
- Chciałem się pożegnać.
- Aha – zaciągam – nie wrócę.
- Żegnaj – mówi G. i przytula się do mnie.
...
Pociąg z miasta A do miasta B nie kursuje, z powodu oblodzenia szyn.
Wracamy do domu. G. narzeka, że kwiatki były za drogie.


Dwóch literatów i koniec końców
Wyjechałem.


Dwóch literatów i poeta (czyli powrót)


G. miał zawał. Kilka dni wcześniej przysłał mi list. Nigdy nie lubił komputerów. Tekst istnieje, jeśli istnieje pismo i jego właściciel. Zawsze posługiwał się tym frazesem, kiedy chciał zaimponować hołocie.

Drogi ...
Od kilku dni śni mi się Herbert. Stoi nad moim łóżkiem i przypatruje się uważnie. Innym razem siedzi przy stole w kuchni, na tym małym taborecie, z krótszą nogą. Czyta coś. Nie, nie wiem co. Nie mam zwyczaju rozmawiać z sennymi marami. Myślę, że to znak.
G.
PS. Żona pyta, czy przyślesz nam jeszcze kawy.


Do tej pory nie wiem, czego można spodziewać się po facecie w marynarce dwa lata starszej ode mnie. Znalazł sobie Charona – pisarzyna. Dwanaście lat minęło. Od dziesięciu Herbert robi za przewodnika.
...
G. miał zawał. Czas wracać na dwór Cesarza.

Dwóch literatów i magnetyzm kobiet


Zostałem zdegradowany, ośmieszony, znieważono mnie i mych przodków. Opluto mnie, zrównano i zgwałcono. Zostałem nauczycielem. Po tylu latach. Po tylu łzach wylanych nad literaturą.
G. pożegnał się na jakiś czas z Charonem i obnosi się teraz ze swoim skierowaniem do sanatorium. Mówi, że zajmie się pracą naukową. Będzie siedział w sanatoryjnym fotelu, będzie wpatrywał się w ekran sanatoryjnego telewizora, a nocą pozna wszystkie zakamarki pani Kasi, Asi i Marylki.

Siedzę nad pracami moich mistrzów ortografii. Bohater, bochater, boha– ter, bo-cha-ter. Zerkam ponuro na słownik. Marzę o zakamarkach pani Kasi i Asi.



Dwóch literatów i Wielka Improwizacja

Przywykłem do tej chwilowej samotności. Nie żebym stał się jakimś mizantropem, ale w miarę jak roztacza się przede mną panorama tego miasta, moje sumienie coraz głośniej domaga się ratunku. G. chrapie na siedzeniu obok. Przyjemne otępienie alkoholowe odebrało mu możliwość pocieszenia mnie.
Obiecałem żonie G., że przywiozę go z sanatorium do kurortu dla małomiejskich burżujów, gdzie spędza wakacje. Żona G. nigdy nie grzeszyła inteligencją, z tego tytułu nie raczyła mnie też poinformować o nowej przyjaźni G. z butelką.
- Ja mistrz! - Słyszę, że G. przerywa sobie drzemkę.
- Ja czuję nieśmiertelność...-Drażni mnie jego chrypka. Drażni mnie, że leży jak zarżnięte cielę na siedzeniu mojego samochodu, który kupiłem za ciężko zarobioną, przypłaconą potem i krwią nauczycielską pensję.
- Depcę was, wszyscy poeci...- Uparcie kręcę pokrętłem radia. Robię za szofera G.-Mickiewicza.
- Daj mi rząd dusz!...Niech Cię spotkam i niechaj Twą wyższość uczuję !
Z rezygnacją dodaję gazu.

Przed nami miasto. Burżuazyjno - rekreacyjny kurort żony G. ponuro sterczy na wzgórzu. Dźwięk komórki zagłusza wrzaski G.-Mickiewicza i przy okazji moje sumienie.
- Kochani, gdzie jesteście ? – słyszę w słuchawce przesłodzony głos żony G.
- Będziemy za 10 minut.
Zerkam na G. Żal mi go. Konrad przynajmniej doczekał się księdza.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam, że tak późno odpisuje:

pani Wando, może kolejne opowiastki uda się czymś spoić.

Aniu - wydaje mi się, że drepta jest bardziej niezobowiązujące. Kolega G. sądzi, że jest wybitnym specem od literatury a przecież używa słówek z pogranicza mowy polskiej. Dzięki za uwagę, przemyślę ją :)

Madziu - Dzięki, że przeczytałaś moje wiersze i miło słyszeć tak pochlebną opinię o tych opowiastkach (:

Oxy - Poprawiłam literówki. Dziękują za twoją cierpliwość do mojej prozy. Może kiedyś, kiedyś będzie jej więcej. Dobrze od czasu do czasu zmienić front ! :)

Ściskam wszystkich !
:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Rozdział dziewiąty      Minęły wieki. Grunwaldzkim zwycięstwem i przejęciem ziem, wcześniej odebranych Rzeczypospolitej przez Zakon Krzyżacki, Władysław Jagiełło zapewnił sobie negocjacyjną przewagę w rozmowach ze szlachtą, dążącą - co z drugiej strony zrozumiałe - do uzyskania jak największego, najlepiej maksymalnego - wpływu na króla, a tym samym na podejmowane przez niego decyzje. Zapewnił ową przewagę także swoim potomkom, w wyniku czego pod koniec szesnastego stulecia Rzeczpospolita Siedmiorga Narodów: Polaków, Litwinów, Żmudzinów, Czechów, Słowaków, Węgrów oraz Rusinów sięgała tyleż daleko na południe, ileż na wschód, a swoimi wpływami politycznymi jeszcze dalej, aż ku Adriatykowi. Który to stan rzeczy z jej sąsiadów nie odpowiadał jedynie Germanom od zachodu, zmuszanym do posłuszeństwa przez księcia elektora Jaksę III, zasiadającego na tronie w Kopanicy. Południowym Słowianom sytuacja ta odpowiadała również, polscy bowiem królowie zapewniali im i prowadzonemu przez nich handlowi bezpieczeństwo od Turków. Chociaż konflikt z ostatnio wymienionymi był przewidywany, to jednak obecny sułtan, chociaż bardzo wojowniczy, nie zdobył się - jak dotąd - na naruszenie w jakikolwiek sposób władztwa i interesów Rzeczypospolitej. Co prawda, rzeszowi książęta czynili zakulisowe zabiegi, aby osłabić intrygami spoistość słowiańskiego imperium poprzez próbowanie podkreślania różnic kulturowych i budzenie  narodowych skłonności do samostanowienia, ale namiestnicy poszczególnych krain rozległego państwa nie dawali się zwieść. Przez co od czasu do czasu podnosił się krzyk, gdy po należytym przypieczeniu - lub tylko po odpowiednio długotrwałym poście w mało wygodnych lochach jednego z zamków - ten bądź tamten imć intrygant, spiskowiec albo szpieg dawał gardła pod toporem czy mieczem mistrza katowskiego rzemiosła.     Również początek wieku siedemnastego nie przyniósł jakiekolwiek zmiany na gorsze. Wielonarodowa monarchia oświecona, w której rozwój nauk społecznych służył utrzymywaniu obywatelskiej - nie tylko u braci szlacheckiej, ale także u mieszczan i chłopów - świadomości, kolejne już stulecie okazywała się odporna na zaodrzańskie wysiłki podejmowane w celu zmiany istniejącego porządku. W międzyczasie księcia Jaksę III zastąpił na tronie jego syn, Jaksa IV, pod którego rządami Rzeczpospolita przesunęła swoje wpływy dalej na zachód i na północ, ku Danii i ku Szwecji, zaczynając zamykać Bałtyk w politycznych objęciach, co jeszcze bardziej nie w smak było wspomnianym już książętom.     - Niedługo - sarkali - ten kraj będzie ośmiorga narodów, gdy Jaksa ożeni się z jedną z naszych księżniczek lub gdy nakaże mu to ich królik - umniejszali w zawistnych rozmowach majestat władcy, któremu w gruncie rzeczy podlegali. I którego wolę znosić musieli.     Toteż i znosili. Sarkając do czasu, gdy zniecierpliwiony Jaksa IV wziął przykład - rzecz jasna za cichym królewskim przyzwoleniem - przykład z Vlada Palownika, o którego postępowaniu z wrogami wyczytał niedawno z jednej z historycznych ksiąg... Cdn.      Voorhout, 24. Listopada 2024 
    • @Katie , ciekawie jest poczytać o tego typu uczuciach. A czy myślałaś o tym, żeby zrobić krótsze wersy? A może właśnie takie długie wersy spełniają jakąś funkcję w tym wierszu... .
    • Zostały nam sny Zostały nam łzy   Z poprzednich wcieleń   A prawda okazała się kłamstwem Zapisanym w pamiętniku   Tam głęboko gdzieś na strychu
    • Dziewczynie stojącej w szarych spodniach przy telefonie spadł przy rozmowie ze stopy... więzienny drewniak. Stuk było słychać sto kilometrów dalej.
    • Jakże prawdziwe. Ot, bardzo lubię grać w tenisa, a jak musiałem kogoś uczyć, trenować kogoś za kasę, to radości zero. Pewnie to nie o tym, ale sprawdza się właściwie wszędzie. Pozdrawiam. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...