Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

zatańczysz ze mną?


Rekomendowane odpowiedzi

majowy słowik kląska
rzewnie łka stara płyta
i z samotnością pląsa
sentymentalna cisza

od dawna białe noce
są przeraźliwie zimne
gdy pod sierocym kocem
garnie bezsenność singiel

marząc na cztery czwarte
wysącza kielich z winem
ma wciąż chęć nieodpartą
kołysać rytm z dziewczyną

gdy w nocy luna stary
roznieca pokus światło
tak trudno jest bez pary
przetańczyć nocne tango

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Droga Izo, Twoja opinia jest bardzo budująca.
Zawsze obawiałam się "częstochowskich", więc
raczej unikałam publikowania "rymowanek"...
zaczynam nabierać odwagi po takich komentarzach,
bo przyznam, że lubię rymować :)
Dziękuję.
Ściskam serdecznie-
Krysia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rymuj koniecznie, Krysiu, jeśli lubisz. Nie trza się bać krytyki. Jeśli coś się nie uda, to zawsze można poprawić albo wziąć pod uwagę na przyszłość - krytyka pomaga, jeśli jest konstruktywna. A innej się nie słucha - i już. :-)
Zaś sztuka rymowania ostatnio upada. A to wspaniała sztuka. Ja uwielbiam dobre wiersze rymowane. Nic tak nie dodaje melodii, płynności i wyrazistości poezji, jak dobrze skrojone rymy. Dlatego ludzie je kultywują od zarania mowy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dziękuję Joasiu za ten wspierający komentarz. Sama to czuję, że sztuka rymowania jest coraz bardziej zapominana. Masz rację, że dobre wiersze rymowane stwarzają okazję do przeżywania poezji niemalże wszystkimi zmysłami. Od czasu do czasu czuję potrzebę wyrażania myśli słowem pląsającym "leciutko na palcach". Ten wiersz powstał z przerobienia mojego dawnego, dziś wydaje mi się, suchego białego wierszyka. Cieszę się, że się podoba.
Serdecznie pozdrawiam :))
Krysia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



a może wiersze pisać
dobierać rymy słowa
bo wtedy znika cisza
i jest to coś od nowa

już pióro daje pary
jest fraza nie za długa
a księżyc - fagas stary
zalotnie okiem mruga

gratuluję pisz dalej
pozdrawiam Jacek
Jacku!
Dziękuję za rymowany komentarz
i zachętę do pisania; prawdę mówiąc
to trochę zapatrzyłam się na Twoje...
i rymowanki mnie na nowo
(kiedyś lubiłam ) zaczęły wciągać.
Serdecznie pozdrawiam.
Krysia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ładnie    Łukasz Jasiński 
    • Poprawnie    Łukasz Jasiński 
    • Za oknem szerokim jak wszechświat brodata twarz jakiegoś mędrca. Gdzieś tam, pośród liści drzew. W migocie słońca. W blasku, co kładzie się na podłogowej klepce prostokątami światła...   Niesie się w przestrzeni (niesie się poprzez przestrzeń) świergot ptaków. Twarz mędrca. Jego oczy... Wzrok opuszczony, jakby w zadumie. W tych oto obszarach. W myślach niedostępnych. W mgłach płynących nisko nad płaszczyznami zrudziałych pól.   Czy ty mnie w ogóle słuchasz?   W ekranie telewizora padający śnieg. Milczący szum mżących pikseli, który trwa. I który trwa. Zamykam oczy. Otwieram. Mrugam sennie. Mrużę. Zaciskam szczypiące powieki… Jakaś kobieta z długimi rzęsami stoi tam, na brzegu delty. Stoi w słomkowym kapeluszu z długą, powiewającą wstążką. Błękitną… Trzyma w dłoni skręconą muszlę, przykłada do ucha. Uszła z niej dawno wrąca kipiel spienionych fal. Morza uderzającego o skały. To jak drżący w słońcu miraż, co się materializuje tylko na chwilę. I kroczy swobodnie po ścieżkach szumiącej ciszy. W oddechach. W łopotach żaglowych płócien, jakże odległych. I nieuchwytnych… Skąd ta nagła zmiana obrazu? To jak oglądanie starych fotografii, które wysypują się z szafki jedna po drugiej, albo spadają na podłogę ze stołu po nagłym przesunięciu dłonią. W tej oto chwili słabości i lęku. W napadzie straszliwego zniekształcenia twarzy, która odbija się w ściance szklanej butelki. Na niej etykieta: Piękny mężczyzna w kapitańskiej czapce. Stojący tyłem i zerkający zalotnie z boku. A więc przesypują się w dłoniach drżących od mroku bezkresnej nocy. Te fotografie. Te pozostałości nieistniejącego od dawna czasu. Od zimna. Od chłodu samotności. Mimo powietrza pełnego słonecznych migotów i szeptów, które trwają jednocześnie w jakiejś niezbadanej korelacji zdarzeń. Które istnieją w sobie, a jednak odrębnie.   Wiesz, ja tutaj byłem. Ja. Albo nie-ja. Jestem. Nie ma mnie. Albo znowu nie ma… Wodzę palcem po czarno-białej powierzchni, po spękanej emulsji, która jakimś cudem wymiguje się nadal żarłocznej nicości. Rozpędzonej entropii wszechświata… Zdmuchuję kurz i pajęczyny, kiedy podchodzę do przedmiotów zastygłych w odlewie. W żółtawym świetle, co pada pod kątem z kinkietu -- twarze, popiersia… Wyrzeźbione dłonie w różnych gestykulacjach i wariantach uchwyceń. Nieskończone dzieła mistrza o niezrównanym kunszcie. Porozrzucane wokół dłuta. Resztki gruzu, okruchy. Biały pył modelarskiego gipsu... Na podłodze stosy gazet. Na lastrykowych parapetach. Na półkach regałów. Na krzesłach… Na nich, pomiędzy świecami, pomiędzy wypalonymi kikutami stopionej stearyny -- blaszane puszki. W zakrzepłej na kamień chemicznej treści lakierów powykrzywiany las wystających rękojeści zatopionych na zawsze pędzli, wałków, mieszadeł… I wszystko w pajęczynach. W falującej woalce pajęczyn. W zwietrzałej woni…   Tutaj już od dawna nikogo nie ma. I tak naprawdę nikogo nie było. Wtedy. I teraz. I nigdy… Siedzę na podłodze pośród stert niczego. I oglądam. Podziwiam wszystko pod różnymi kątami, ćwicząc przy tym zamykanie i otwieranie swędzących powiek. Pełzam w szumiącej, piskliwej ciszy. W gorączce. Kiedy nachylam się, prostuję. Kiedy przywieram swoje spierzchnięte wargi do warg gipsowej rzeźby... -- w jej oczach dostrzegam jedynie obojętne bielmo martwego kamienia.   Jesteś tu jeszcze?   Mówię coś niewyraźnie, szepczę… Otaczają mnie jakieś niezrozumiałe słowa. Wyrwane z kontekstu frazy. Coś o miłości i euklidesowej geometrii. Figury geometryczne na ścianach, podłodze… -- na wszystkim…   Nade mną spirale galaktyk niewzruszonego wszechświata…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-01-15)    
    • to liściki do żywych punkty świetlne potłuczone szkło wyrzucone ryby niedopałki odciśnięte usta są jak otwarte złamania i skrzepy oderwane od krawędzi dlatego mogę napisać: mój pies biega w strugach deszczu a ja rozglądam się za forsą sprzedam całkiem tanio trochę wierszy w dowolnym stylu niektóre nawet rymowane                      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...