Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

„PRALNIA”

Bohaterowie:

Eryk
Aldona- matka Eryka
Ignacy- starszy przyjaciel Eryka, dawny kochanek matki Eryka
Pracownik pralni- Adam
Człowiek z papugą- właściciel pralni
Duch

Akt I
Pralnia- duże, ciemne pomieszczenie znajdujące się w piwnicy wysokiego budynku . Pod ścianami stoi kilka zielonych pralek. Dwie z nich mają przyklejony napis- „nieczynne”. Po środku widnieje kwadrat utworzony z czterech czerwonych pralek, na których stoi tabliczka: „+wirowanie”. Na wiszącej półce stoją butelki do połowy wypełnione płynem z napisem: „wybielacze na każdą okazję”. W lewym kącie pomieszczenia na stołku siedzi mężczyzna w przekrzywionym kapeluszu z papugą na ramieniu. Ubrany jest w czerwono -czarną marynarkę w kratę, żółte, kudłate spodnie i brązowe, za duże buty. Przed nim stoi mały rozkładany stolik, na którym mężczyzna układa pasjansa. Po każdym nieudanym rozdaniu papuga krzyczy: „cóż to za wstyd!”. Naprzeciw właściciela pralni stoi parkowa ławka, na której siedzi dwóch mężczyzn. Młodszy energicznie gestykuluje. Ubrany jest w czarny garnitur, czarną koszulę i czarny krawat. Buty ma nienagannie wypastowane. Starszy nieprzerwanie kiwa głową słuchając młodszego. Ma na sobie spodnie w niebiesko białe pasy i sfilcowaną marynarkę z suszonym kwiatem wsadzonym do butonierki. Ponad głową zebranych wisi dyskotekowa kula, rodem z lat siedemdziesiątych. Nad zielonymi pralkami widnieje stary zegar działający w tył i w przód na zmianę. Ze ściany nad głowami dwóch mężczyzn wystaje kawałek blaszanej rury.

ERYK: I oni mi wtedy mówią: „Pan nam wybaczy, ale nie.”. Jak to nie się pytam, bo przecież prawo zapytać mam. A ten do mnie: „Pana tutaj nie chcemy. Cmentarnie pan pachnie. My chcemy od tego odpocząć.”. Odpocząć w zakładzie pogrzebowym. Wyobrażasz sobie?
IGNACY: Tak, tak. To jakby ciąg dalszy miał jednak nastąpić.
ERYK: A ja pierwszy raz poczułem się do czegoś stworzony. Do zimna przenikliwego i tego czarnego garnituru.
IGNACY: Wielbiciel ostatnich tchnień!
CZŁOWIEK Z PAPUGĄ(tasuje karty) : Też kiedyś miałem zamiar pracować w tym biznesie.
ERYK: Ale?
CZŁOWIEK Z PAPUGĄ: Otworzyłem pralnię.(pochrząkuje znacząco tym samym zakańczając rozmowę)
ERYK: (jeszcze przez chwilę patrzy ze zdziwieniem na właściciela pralni. Nagle podnosi się i zaczyna krążyć wokół czerwonych pralek) Umieranie, to jedyna część mojej egzystencji, która ma sens. Gdy się nieszczęśliwie zakocham, to o czym myślę? O umieraniu. Gdy ojciec zmarł, a ja tułałem się od baru do baru mając jako kompana kieliszek wódki, to o czym myślałem? O umieraniu. Gdy mi matka skarpet zacerować nie chce? O czym ja myślę? O umieraniu! Ciężko o amory w dziurawych skarpetach. Umieranie mi przecież potrzebne, by przed nim zrobić coś co by umierać się chciało. Weltshmerz mój drogi Wilhelmie!
IGNACY: Ignacy.
ERYK: Wszystko jedno.
Eryk i Ignacy zastygają w miejscu. Do pralni wbiega Adam, który zaczesuje włosy do tyłu grzebieniem. Podbiega do człowieka z papugą i salutuje. Spogląda w górę, i przy okazji nakłada na siebie biały szlafrok.
ADAM: Szefie. Ostatni raz. Bo babcia, klapcia, dapcia, papcia.
PAPUGA: Cóż za wstyd!
CZŁOWIEK Z PAPUGĄ: (składając karty) Dość! Problemy gastryczne twej babki to nie moja pinezka. Zegar wskazuje dokładnie, że dziesięć minut temu powinieneś stać na straży swoich obowiązków! Co to za strój?
ADAM: Wszystko w praniu! (wskazuje na jedną z czerwonych pralek)
CZŁOWIEK Z PAPUGĄ: Zapłaciłeś za to? Potrącę ci z wypłaty.
Eryk znowu zaczyna krążyć wokół kwadratu pralek, Ignacy wciąż znacząco kiwa głową. Adam siada na jednej z zepsutych maszyn.
ERYK: Widzisz tego młodego człowieka?
IGNACY: To przecież Adam. Nie poznajesz? Jedna piaskownica was wychowała!
ERYK: Nie o to tu chodzi. Adam za zarobione pieniądze uczy się czytać i pisać. To się nazywa praca u podstaw i to własna. A ta pralnia? Bez niego ten papugacz by sobie nie poradził.
IGNACY: Tak! Podziwiam go za to. Młody chłopak, a już pracuje. Niech tylko nie da się tak wykorzystywać. Tacy prości ludzie są przyszłością. Nie myślą zbyt dużo.
GŁOS: Eryk, obiad.
Eryk rozgląda się po pomieszczeniu. Nagle staje na ławkę i krzyczy do rury, która wystaje ze ściany.
ERYK: Mama! Ja mamę prosiłem, żeby mnie mama przez rurę nie wołała.
MATKA-ALDONA: To jak mam wołać?
ERYK: Mama w ogóle nie woła! Przyjdę przecież!
ALDONA: To sobie sam podgrzejesz!
ERYK: Dobra, mama da już spokój.
Eryk ponownie siada na ławce.
ERYK: Ignacy, ale tak naprawdę zaprosiłem cię na to spotkanie po coś zupełnie innego.
IGNACY: Tak? (zdejmuje marynarkę i przewiesza ją przez poręcz ławki) Jestem gotowy.
ERYK: (wyciąga z kieszeni plik listów) Powiedz mi co to jest?
IGNACY: Plik listów.
ERYK: Przeczytałem je. Są to listy, które wysyłałeś do mojej matki. Ich tematyka jest, ekhem, bardzo miłosna.
IGNACY: I co chcesz usłyszeć? Pewnie prawdę. Tylko prawda, mój drogi, tym razem cię nie wyzwoli.
ERYK: (podnosi głos) Po co mi twoja prawda? Całą ją doskonale znam. Dzisiaj w nocy czytałem te listy. Przez was nie dostałem pracy.
IGNACY: Incydent sprzed lat spowodował to, że teraz nie możesz znaleźć pracy? Mój drogi- to łatwizna.
ERYK: (głośniej) Moja matka zdradzała z tobą ojca, a potem? Przez następne dwadzieścia pięć lat mieszkaliście w jednym budynku. To nienormalne. A kwiat, który masz w butonierce? Taki sam znalazłem w pudełku, w którym były te listy.
IGNACY: A właśnie, że nie ma to znaczenia. Twoja matka zachowuje się tak jakby mnie nie znała.
ERYK: (z zastanowieniem) Bo ona faktycznie cię teraz nie zna.(nagle zaczyna krzyczeć) Ale dlaczego? Dlaczego?!
IGNACY: Bo wszyscy tak robią. Nie jestem jedyny. I nie będę cię przepraszał za błąd, który popełnia całe społeczeństwo.
Eryk podbiega do półki z wybielaczami i ciska jednym z nich w Ignacego. Właściciel pralni przestaje układać pasjansa i z lekkim poirytowaniem przygląda się sytuacji. Adam podbiega do Eryka i podaje mu pudełko proszku. Eryk rzuca pudełkiem w Ignacego, a proszek do prania rozsypuje się pod stopami mężczyzny.
IGNACY: Z resztą! (wylewa wybielacz na podłogę) Nie będę prał swoich brudów publicznie! (wychodzi z pralni)
GŁOS: Eryk, obiad już ciepły!
ERYK: Przysięgam, że ja mamie zatkam tę rurę. (wychodzi z pralni)
WŁAŚCICIEL PRALNI: (rozkładając karty) Chłopcze- posprzątaj ten bałagan. Nikt nie może tego zobaczyć. Renomowana pralnia na tym ucierpi.
ADAM: (wycierając podłogę chusteczką do nosa) Chcę podwyżki.
WŁAŚCICIEL: Słucham?
ADAM: Podwyżki.
WŁAŚCICIEL: Nie mam zamiaru ci jej dać. Coś ty sobie wymyślił w tym ciasnym móżdżku?
ADAM: Bo inaczej powiem wszystkim.
WŁAŚCICIEL: Ale co, co?
ADAM: Skąd prąd na to wszystko. Że przecież on nielegalny. Pan go kradnie!
PAPUGA: Cóż to za wstyd!
WŁAŚCICIEL: (wyciągając papiery z kieszeni) Tu są stosowne papiery. Jestem wybielony! Ale za to ty Adamie nie masz stosownych papierów.
ADAM: Ku czemu?
WŁAŚCICIEL: Ku temu by pobierać emeryturę babci, która nie żyje od ponad roku.
ADAM: Ale ja! Ja muszę- na naukę. Gdzie ja bym był teraz?
WŁAŚCICIEL: Swoją drogą. Zastanawiam się co zrobiłeś z ciałem babki. Nie mogłeś przecież urządzić pogrzebu.
ADAM: Babcia jest w dobrej formie. Zachowana.
WŁAŚCICIEL: Koniec! I ustaw te wybielacze. Nie mogę na nie patrzeć.

AKT II

Kuchnia- ściany, podłoga i sufit zrobione w drewnie. Sprzęty kuchenne utrzymane w nieskazitelnej czystości. Na półkach stoją pamiątki z gór, a w antyramach wiszą portrety rodzinne. Po środku stoi duży, dębowy stół przykryty biało czerwonym obrusem. Do stołu przysunięte są cztery krzesła. W prawym kącie jest rura, która łączy sufit z podłogą. W rurze jest mały otwór zamykany na haczyk. Obok widać mikrofon i duże głośniki. Koło drzwi z prawej strony wisi stare, duże lustro. Aldona krząta się po kuchni nie wykonując żadnego niepotrzebnego ruchu. Jest szczupłą kobietą ubraną w zapinaną sukienkę w kwiaty. Ma na sobie fartuch.

ERYK: (wchodząc do kuchni) Mamo już jestem. Daj obiad.(siada przy stole)
ALDONA: Moment. Jak rozmowa o pracę?
ERYK: Mamo, czy Ty wiesz kim jest Ignacy?
ALDONA: (podaje obiad, na talerzu leży sucha kromka chleba i parę groszków) O naszego sąsiada Ci chodzi?
ERYK: Mamo! Co to jest?
ALDONA: Zrobiłam obiad według przepisu z najnowszej diety.
ERYK: Wszystko jedno. (odsuwa talerz)
ALDONA: Zatem jak rozmowa o pracę?
ERYK: Nie udało się, ale jutro będzie inaczej. (Aldona na chwilę wychodzi z pokoju) Ja i praca! Moje delikatne ręce i praca. Nie chcę i nie będę pracował. Ani w zakładzie pogrzebowym, ani w biurze z kawą. Jestem myślicielem, muszę wytłumaczyć ludziom sens, muszę unieść się w powietrzu, po to by mnie słuchali. Nie! Nie będę słuchał matki, nie jestem od niej zależny. Zostaję tu!
ALDONA: (wchodzi) Kochanie, ale wiesz, że za dwa miesiące musisz się wyprowadzić. Mój wyjazd jest pewny. Jutro finalizuję umowę sprzedaży mieszkania. Musisz być samodzielny. Mam dość wychowywania dziecka. I to tego samego od 25 lat.
ERYK: Tak mamo.
ALDONA: Muszę wyjść. Pójdę się przebrać do pokoju. A ty zjedz obiad i popraw krawat. Najlepiej w takiej kolejności. (wychodzi)
ERYK: Tak mamo.
Podchodzi do lustra. Eryk zamiast swojego odbicia widzi przezroczystą postać, która wyciska sobie pryszcze. Zjawa nie zauważa go. Eryk czeka na swoją kolej. Jest coraz bardziej poirytowany.
ERYK: Tato! Czy mogę?
DUCH: Eryk! Czekałem na ciebie. Co tak długo?
ERYK: Kolejny! Ale tobie powiem- nie idę do pracy.
DUCH: Nie jesteś zdziwiony, że widzisz ducha zmarłego ojca w lustrze?
ERYK: Nie jestem pewien.
DUCH: Wszystko jedno. Jestem tu w sprawie twojej matki.
ERYK: Co z nią?
DUCH: (wychodzi z lustra i chodzi po kuchni) Zauważyłem, że wiesz już o zdradzie. Z drugiej strony widzisz, że Aldona nie poznaje Ignacego. Wyparła z pamięci swój romans z Ignacy. Nie wiem jak to fachowo nazwać, ale po prostu o nim nie pamięta.
ERYK: To już było dawno.
DUCH: Twoja matka przed zakończeniem romansu ukradła Ignacemu znaczną sumę pieniędzy. Potem, ponieważ jednak mnie kochała, postanowiła pozbyć się tego incydentu ze swojej pamięci. Ignacy mieszka tu od 25 lat, ponieważ chce się zemścić. Nie zrobił tego do teraz tylko ze względu na ciebie. Kocha cię jak syna. Twoja matka za dwa miesiące wyjeżdża, a on pojedzie za nią i jeszcze nie jestem pewien co zrobi. Pieniądze te twoja matka wyjęła dopiero po mojej śmierci. Jest przekonana, że to ja je zostawiłem.
ERYK: O matko! A część dla mnie? Przecież i mi należą się te pieniądze!
DUCH: Eryk. Ogarnij się. Musisz jej przypomnieć o romansie i zmusić do oddania pieniędzy Ignacemu. Zanim stanie się coś złego.
ERYK: Złego! Złego. Przecież ja nie musze teraz iść do pracy. (poluzowuje krawat)
DUCH: Masz zrobić, to o co cię proszę.
ERYK: (poirytowany) No dobrze, dobrze. Idź już. Zaraz to załatwię. (Duch znika, do pokoju wchodzi Aldona ubrana w biało czerwoną garsonkę)
ALDONA: Dobrze, to ja już pójdę.
ERYK: Mamo czy mogłabyś tu na chwilę usiąść? Chciałbym ci coś pokazać.
ALDONA: Śpieszę się. Nie mam już dla ciebie więcej czasu.
ERYK: To tylko chwila.
ALDONA: Ale obiecaj mi, że to ostatni raz!
ERYK. No! Siadaj.( kobieta siada, a Eryk wyjmuje z kieszeni plik listów.)
ALDONA: Co to?
ERYK: Plik listów. Nienawidzę takich głupich pytań. Przeczytaj jeden z nich.
ALDONA: (bierze jeden z listów i zaczyna czytać) O Boże! Ja i Ignacy. Jak ja mogłam o tym zapomnieć? Zapomnieć i żyć tu z twoim ojcem i z tobą!
ERYK: Dawaj pieniądze! Muszę je oddać.(rozanielony) Myślę, że Ignacy się ze mną podzieli.
ALDONA: Nie! Nie wytrzymam tego! (chodzi szybko po kuchni, nagle upada i łamie obcas, rzuca butami w lustro, które się rozbija, potem wybiega z domu)
ERYK:(ironicznie) Jednak matka- czasu ci u nas dostatek. (rozgląda się po kuchni) A teraz poszukamy papierków.

AKT III

Pralnia- wszystko wygląda tak samo jak w akcie pierwszym z wyjątkiem kosza z brudnymi ubraniami, który stoi obok właściciela. Adam siedzi na jednej z pralek. Ignacy i Eryk zajmują ogrodową ławkę.

ERYK: Mój drogi Ignacy! Teraz kiedy ty odzyskałeś pieniądze, a ja wolność możemy zrobić coś ze swoim życiem (ciszej) za twoje pieniądze.
IGNACY: A co z twoją matką?
ERYK: Zatrzasnęła się na strychu.(wstaje i wchodzi na czerwone pralki) Ignacy! Teraz, gdy już żadna ręka kobieca nie ma nad nami władzy możemy wyruszyć w świat. Gdzieś, gdzie nikt nas nie zna. Zaczynanie od początku jest powrotem do dzieciństwa, nie uważasz?
ADAM: (podchodzi do Eryka i ciągnie go za nogawkę spodni) Panie Eryku! A zapłacił pan za pranie w tych pralkach? Nie można ich używać dopóki się nie zapłaci? Może chce pan wypożyczyć parę brudów do prania? (wskazuje na kosz z ciuchami)
ERYK: Adam! Ty pójdziesz z nami! Potrzeba nam człowieka, który pracuje nie zastanawiając się nad tym!
ADAM: Panie Eryku! Pralki są do prania. (Eryk schodzi z pralek, Adam mówi cicho) Stary! Wiesz, że ja bym ci nieba uchylił, ale papugacz się gapi.
ERYK: (klepie Adama po ramieniu) Nic nie szkodzi! I tak pójdziesz z nami! (siada obok Ignacego) To co?
IGNACY: Zastanowię się nad tym jutro.
GŁOS Z RURY: Kochanie! Proszę cię, wypuść mnie stąd!
ERYK: Znowu to samo!
IGNACY: Nie wypuszczaj!
ERYK: Mama! Mama!
GŁOS Z RURY: Co?
ERYK: Mama sama tam poszła i ja mamy nie będę ratował. Nie nadaję się na bohatera.
GŁOS Z RURY: Ale ja już wszystko zrozumiałam. Chcę przeprosić i zostać.
ERYK: A obiecuje mama, że nie wyjedzie i mnie nie zostawi?
GŁOS Z RURY: Obiecuję!
ERYK: A obiecuje mama, że nie będę musiał pracować?
GŁOS Z RURY: Obiecuję!
ERYK: (po chwili zastanowienia) Nie pozostaje mi nic innego jak tego nie sprawdzać. Mama tam zostanie dla pewności.
IGNACY: Dobrze jej tak. Złodziejka papierków!
GŁOS Z RURY: Błagam! Wypuście mnie!
ERYK: Mama, ale mama sama zamknęła się na tej wieży, to jest strychu. Mama przez tyle lat wybielała się utratą pamięci. To są konsekwencje!
PAPUGA: Cóż to za wstyd!
GŁOS Z RURY: Już nie będę! Wiem, co zrobiłam źle. To mnie odnalazło.
ERYK: Zatkaj się!
Ignacy bierze brudne ciuchy z kosza i zatyka rurę. Eryk i Ignacy zaczynają się śmiać. Ich śmiech wypełnia całą pralnię.
WŁAŚCICIEL PRALNI: Nie mogę na to patrzeć! (papuga wydłubuje mu oczy) Tak! Teraz będę mógł poświęcić się jedynie pracy.
Ignacy i Eryk wciąż się śmieją. Pralki zaczynają się trząść. Nagle wszystkie wylewają. Poziom wody podnosi się bardzo szybko. Tylko Adam stara się płynąć.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...