Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Holiday Inn- słoneczne popołudnie, dobrze oświetlony pokój, dużo zielonego szkła, plecione wiklinowe fotele, a na nich poduchy, wszystko polane secesyjnym sosem. Obserwuję jak rosną paprotki, właściwie to patrzę na ich lekko poruszające się cienie.
W środku domu znalazłem miejsce gdzie najlepiej jest palić kadzidła.
Śniło mi się olbrzymie akwarium, właściwie to było Sanatorium, takie jak na linorytach Gielniaka. Wyrosło zupełnie niespodziewanie w samym środku działkowych ogrodów, w holu stała szafa grająca, stare romanse mieszały się z pozorną pustką korytarzy. Uśpione miejsce gdzieś pomiędzy trzecią rano a świtem.
Nienagannie ubrany recepcjonista na tle kredensu mojej matki, dość nędznego zresztą. Nie wiem gdzie jest mój pokój, recepcjonista z uśmiechem wręcza mi klucze, spoglądam na wiśniową czerwień korytarzy i po raz pierwszy dostrzegam wiklinowe fotele. Błękitny papierosowy dym i stolik z kawą. Mam wrażenie, że zaraz zemdli i mnie; wszystko jest perfekcyjnie dobrane do przestronnych wnętrz, pełnych letniego popołudnia i powoli przemieszczających się cieni paprotek.
Siedzisz w fotelu ubrana w letnią sukienkę, oboje bardzo ją lubimy. Wpatruję się w twoje uda, na których pojawiają się kropelki potu, pomimo zacisza hotelowego wnętrza. Podchodzę i rozchylam ci nogi. Wiedziałaś, że przyjdę.

Billy Holiday stał nad nią w lekkim rozkroku. W garniturze i lekką kpiną w oczach, przypominał bohaterów opowiadań Chandlera. Doskonale widziała jak wielka jest siła pragnienia stojącego nad nią mężczyzny, nie musiała mu nawet patrzeć w oczy. Poczuła swoją przewagę i z chłodną obojętnością kontemplowała, zielenie filiżanki kawy stanowiły niezwykłe tło dla gałązki Orchidei. Na stoliku leżał porzucony kwiat, tuż obok pojawił się ktoś kto jej pragnął. W myślach pojawiły się japońskie herbaciane pawilony. Odrobina złota na ścieżkach, pozostawione własnemu losu opadłe liście Miłorzębów stanowiły o doskonałości obrazu.
Kiedy ponownie spojrzała w oczy, podał jej w milczeniu kartkę.

1. nigdy się we mnie nie zakochasz
2. odejdę kiedy tylko będę chciał
3. nic ode mnie nie dostaniesz

Poczuła jak zamiast myśli rozlało się w niej ciepło. Ciepło za którym tak tęskniła.

Uważnie przyjrzała się twarzy stojącego nad nią mężczyzny. Był skupiony i wydawało się, że opanowany. A jednak... a jednak... Jednym ruchem głowy odrzuciła włosy z twarzy i przeniosła spojrzenie na recepcjonistę, który wciąż stał za kontuarem udając, że jest zajęty przeglądaniem księgi gości, gdy tymczasem całym sobą pożerał jej obecność i rozgrywającą się między dwojgiem scenę.

- Możesz mi podać pióro, Alex. Pióro i kawałek papieru. - powiedziała w jego stronę.

- Ależ oczywiście, proszę Pani! - recepcjonista sięgnął do szuflady za kontuarem . Wyjął żądane przedmioty, pospiesznie podszedł do nich ignorując obecność Billy'ego i położył je na stoliku. Kobieta posłała mu ciepły uśmiech. Billy poczuł, że palce jego prawej dłoni same zwijają się w pięść. Patricia tymczasem sięgnęła po kwiat Orchidei, podniosła go do ust i pogładziła wargi jego płatkami patrząc Billy'emu prosto w oczy. Przygryzła zębami płatek i posmakowała jego sok udając, że się zamyśla... Po długiej jak wieczność chwili pochyliła się nad stolikiem i bez wahania napisała kilka słów. Skończywszy uchwyciła kartkę pomiędzy dwa smukłe palce i podała Billy'emu.

Recepcjonista ze smutnym uśmiechem podszedł do szafy grającej i wrzucił monetę . Po chwili nad wiklinowymi fotelami i czerwonym dywanem zaczęły królować dźwięki trąbki.

Billy przeczytał słowa...

- poproś mnie o to.

Jego oczy uciekły w strach. Nigdy nie lubił tego momentu. Ktoś w środku ze wstydem wyszeptał cichą prośbę. Oczu nie było widać- bały się ucieczki.
Nad głową powoli poruszały się skrzydła olbrzymiego wiatraka, z głębi dobiegał cichy szum głównego holu. Za oknem słońce kradło drzewom cienie. Gorące popołudnie w hotelowym wnętrzu stało się zapowiedzią długiej podróży po korytarzach pełnych pragnień. Kawałki z rozbitych snów, są tym co chciałbym ci dać, w zamian za twoją uległość.

chciałbym być twoją kurwą
nawet nie poetycką
taką zwyczajną

nie mam świętego stroju w szafie
nie oszczędzaj mnie i rzuć
w bezmiłość

Opublikowano

no, no.

muszę napisać, ze czyta się przyjemnie i lekko, dzieki czemu ja moge sie zastanowic nad przeslaniem tekstu. a bardzo mi sie podobala stanowcza kobieta, jak rowniez stawianie warunkow.

dobry pomysl, w bardzo dobrym wykonaniu.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Mają po pięćdziesiąt lat i czarne dziury w oczach – nie patrzą, tylko wciągają rzeczywistość jak ssąca rana po niedokończonej modlitwie. Ich dłonie – puste łuski po chlebie powszednim, ich kręgosłupy – barykady z kości, po których przejechały wszystkie reformy jak czołgi bez hamulców. Mieszkają w sarkofagach z kredytu, gdzie wilgoć skrapla się jak wstyd, a lodówki milczą jak świadkowie koronni biedy. W kuchni – Jezus spuszcza wzrok. Nie potrafi zapłacić za gaz. Ich świętość – to odmówienie obiadu, herosizm – to czekanie w kolejce do kardiologa dłużej niż Mojżesz czekał na deszcz. Są rżnięci – bez znieczulenia, przez państwo, co ma twarz mównicy i ręce kata. Z każdej ich rany wypływa formularz. Krew zamienia się w akta. Marzenia – wywożone są na wysypisko razem z obietnicami z ulotek wyborczych. Ich oczy – śmietniki reklamy, na ekranach telewizorów bez dźwięku leci kabaret – posłowie śmieją się z własnych podwyżek. Ich kolana – klęczą pod ciężarem zakupów, gdzie margaryna kosztuje więcej niż godność. Miłość? To kanapka bez szynki, cisza między dwojgiem ludzi, którzy nie mają siły mówić. Ich ciała – mapy skreśleń i guzów. Ich dusze – grzyby po Czarnobylu, niby żyją, ale do niczego się nie nadają. Rząd ich nie widzi – rząd liczy. Kościół zbiera na dach, a Bóg kąpie się w ciszy i nie odbiera. Listonosz przynosi tylko mandaty. Listy umarły. Marzenia zdechły na poczcie. Ich dzieci – wyemigrowały do snów, gdzie lekarka mówi „dzień dobry”, a nie przelicza człowieka na ryczałt. Tu – trzeba umierać według grafiku, bez bólu, bo nie ma już morfiny. Bez świadków, bo pielęgniarki płaczą w kiblu między dyżurami. Ich serca biją jak młotki sędziowskie w sprawach o zaległości czynszowe. Ich wolność – to przerwa na fajkę między tyraniem a zdychaniem. Ich nadzieja – konsystencja oleju silnikowego. Zgęstniała. Lepi się do palców. A mimo to – idą. Z oddechem jak para z ust zimą, z kieszeniami pełnymi paragonów napisanych krwią portfela. Idą po chodnikach z gówna i betonu, po Polsce, która udaje, że jest państwem. Ich skóra – atlas zmarszczek po wszystkich rządach. Ich języki – zapomniały słowa "godność". Zostało tylko: „proszę”, „błagam”, „czekam”. Ale czasem, w ciemnym lusterku tramwaju, za warstwą kurzu, żółci i łez, widać coś – nikły błysk, iskra pod popiołem. Jakby ktoś tam w środku jeszcze miał zęby. I trzymał je – na potem.    
    • Alicjo. Tylko nie gniewaj się na mnie. Proszę.
    • @Waldemar_Talar_Talar to tylko cieszy moją skołataną duszę. Dziękuję.
    • I.  Dobrze, że mogę kochać  bez rekomendacji –  jak się kocha  rysę na szkle,  bo przypomina twarz.  Ty możesz  nie wiedzieć.  Możesz spać spokojnie  w świetle,  którego się nie domagam.  Nie pytam.  Nie proszę o   wyjaśnień –  wiem, że tłumaczą się  z miłości  ci, którzy przestali kochać.  Czasem piszę  do ciebie  wiersze, których nie kończę,  bo koniec  to już nie o tobie. II.  A potem wracasz –  nie słowem, nie gestem –  ale oddechem,  który zostaje  na szklance po herbacie.  Nie wiem,  czy to znów miłość,  czy tylko echo  w miejscu,  gdzie milczenie  nauczyło się twojego głosu.  Znów czytam  to, co nie zostało zapisane.  Znów jestem  tym, który nie potrafi  zrezygnować,  choć już dawno  zrezygnowano z niego.
    • miłość nie jest łatwa ma ostre zakręty pazur pokazuje   miłość nie  tylko słodka bywa że goryczą częstuje   miłość nie jest prosta ma plus ma minus taka bywa   miłość to nie tylko miłe ma chwile chore potrafi ukłuć   robi to tłumacząc się że to wszystko  w ramach się mieści   bo miłość to miłość kto się jej nauczy ten ją zrozumie    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...