Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

O kim jest mowa nie pytaj,
nie analizuj, nie czochraj
Wyrwałam siebie z niebytu
kocham tę nową postać
Śpię- najspokojniej jak umiem
Kocham- tak delikatnie jak czuję
Patrzę- i nic nie poznaję
Słucham- nie słysząc nic wcale
Jestem pełna zachwytu dla świata, słońca, dotyku
Dla smaku- co zaciekawia usta
Dla węchu- nadziei jutra
Do końca- życie czekaniem
że coś niewidzialne- namacalnym się stanie
że coś niesłyszane- w smak się obróci

Cuda noszę w sobie
przemilczane, na później odłożone
Nie mam wątpliwości, co cenne jest w życiu
Nic poza nim

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Śpię- najspokojniej jak umiem
Kocham- tak delikatnie jak czuję
Patrzę- i nic nie poznaję
Słucham- nie słysząc nic wcale
Jestem pełna zachwytu dla świata, słońca, dotyku

Ten fragment wiersza Anno najbardziej przemawia do takiego
czytelnika jak ja .
A o kim mowa niech będzie twą tajemnica .
Ogólnie wiersz ciekawie przekazuje coś co może
wydawać się proste a dla peela jest czymś wzniosłym.
pozd.
Opublikowano

Zgadzam się z Ucieczką. Ale z innymi też - masz zadatki.
Jeśli mi wolno doradzić, to tak: po pierwsze - niepotrzebne są te wielkie litery gdzieniegdzie - co one mają symbolizować? Zmieniłabym wszystkie na małe, bo nie ma znaków interpunkcji.
Po drugie - myślniki powinny być oddzielone od słów spacjami, zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie.
I po trzecie - sprawy poetyki:

O kim jest mowa nie pytaj,
nie analizuj, nie czochraj
Wyrwałam siebie z niebytu
kocham tę nową postać
Śpię- najspokojniej jak umiem
Kocham- tak delikatnie jak czuję...............Za długi wers o dwie sylaby, łamie się rytm - należy wymienić przysłówek "delikatnie" na krótszy o dwie sylaby, np. "miękko"
Patrzę- i nic nie poznaję
Słucham- nie słysząc nic wcale...............Tautologia: "nic" i "wcale" to to samo, niepotrzebne dublowanie znaczeń; można zamienić "nic" na inne słowo, np. "już"
Jestem pełna zachwytu.......Zrób tu koniec wersu, bo są rymy i rytm
dla świata, słońca, dotyku
Dla smaku- co zaciekawia usta.........Znów wers za długi o dwie sylaby; najlepiej wymienić czasownik "zaciekawia", np. na "woła"
Dla węchu- nadziei jutra
Do końca- życie czekaniem
że coś niewidzialne- namacalnym się stanie........To samo; najlepiej wyrzucić słowo "namacalnym" - jest niepotrzebne, psuje wiersz stylistycznie i rytmicznie
że coś niesłyszane- w smak się obróci

Cuda noszę w sobie
przemilczane, na później odłożone
Nie mam wątpliwości, co cenne jest w życiu
Nic poza nim
............w całym ostatnim fragmencie jest całkowita zmiana stylu, załamanie rytmu, rymów - wszystkiego; koniec wiersza to zdanie z utworu prozą, w dodatku nic do wiersza nie wnosi, tylko go psuje. Wyrzuć ją, a wiersz zyska większe możliwości interpretacyjne i większą tajemniczość. Mówi o kreowaniu siebie i własnego świata wewnętrznego, i fascynacji tym światem. A stwierdzenie, że w życiu najważniejsze jest życie - odbiera czytelnikom możliwość wyciągania własnych wniosków na ten temat, poza tym wcale nie zawsze tak bywa.

Przemyśl to, proszę.
Pozdrawiam serdecznie.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zosia szła do kościoła, stawiając kroki z namaszczeniem, na jakie stać tylko dziecko w obliczu wielkiej powagi. Za tydzień czekała ją Pierwsza Komunia Święta, a dziś – ten pierwszy, budzący lęk przystanek: spowiedź. Mama przypominała jej o tym jeszcze przy śniadaniu: – Pamiętaj, Zosiu, żeby zrobić porządny rachunek sumienia. I tu właśnie zaczynał się problem. „No dobrze” – myślała, stąpając ostrożnie, by nie nadepnąć na pęknięcia w chodniku. – „Jakie ja właściwie mam grzechy? Czy ja w ogóle robię coś złego? Byłam przecież grzeczna. Sprzątałam w pokoju, odrabiałam lekcje. Nawet z Kubą, moim młodszym bratem, kłóciłam się... no, prawie wcale." „A może to trzecie ciastko, które zjadłam w zeszłym tygodniu?” – gorączkowo przeszukiwała pamięć. – „Ale mama pozwoliła na drugie, a przecież nie zabroniła trzeciego...”. To nie był grzech. To była czysta logika. Przed kościołem stanęła jak wryta. Za chwilę jej kolej, a ona nie miała na liście ani jednego grzechu! Co powie księdzu? „Nie mogę przecież wejść i powiedzieć, że jestem bezgrzeszna” – panika zaczęła ściskać jej gardło. „Wszyscy mają jakieś grzechy. Pomyśli, że się nie przygotowałam!” I wtedy w jej głowie zakiełkował genialny w swej prostocie plan. „Wymyślę coś. Coś małego, co brzmi jak prawdziwy grzech”. Klęcząc w półmroku konfesjonału, z nosem tuż przy fioletowej kratce, wyszeptała ledwo słyszalnie: – Raz nie posłuchałam mamy... – przełknęła głośno ślinę – i... nie nakarmiłam kota. – A masz kota? – zapytał łagodnie głos zza kratki. – Nie – odparła Zosia, czując, jak na jej policzki wpełza gorący rumieniec - Ale gdybym go miała, to na pewno zdarzyłoby mi się go nie nakarmić. Po drugiej stronie kratki zapadła cisza. Zosia usłyszała ciche westchnienie. Ksiądz zadał jej za pokutę dwie modlitwy i udzielił rozgrzeszenia. Odeszła od konfesjonału lekka jak piórko. Jednak gdy tylko wyszła na słońce i skręciła w swoją ulicę, zamiast ulgi poczuła dziwny, nieprzyjemny supeł w żołądku. „Zaraz, zaraz...” – zatrzymała się gwałtownie przy ogrodzeniu państwa Kowalskich. „Przecież ja nie miałam tych grzechów. Ja je... wymyśliłam”. Serce podskoczyło jej do gardła. „To znaczy, że... okłamałam księdza?!” Prawdziwa panika była uczuciem zupełnie nowym i o wiele gorszym niż strach przed pustą listą grzechów. To było gorsze niż nienakarmienie wyimaginowanego kota! Gorsze niż nieposłuchanie mamy, której przecież zawsze słuchała! „Okłamałam księdza!” – ta myśl uderzyła w nią z siłą rozpędzonego pociągu. – „W konfesjonale! Tuż przed Pierwszą Komunią!”. Myśli kłębiły się w głowie jak rozwścieczone osy. „To jest najgorszy grzech na świecie! Co ja teraz zrobię? Czy w ogóle mogę iść do komunii?!” Zosia ciężko usiadła na niskim murku, czując, że zaraz się rozpłacze. Tydzień przygotowań, śnieżnobiała sukienka wisząca w szafie, misternie upleciony wianek... „Mama się dowie. Wszyscy się dowiedzą, że jestem kłamczuchą...” A potem, niczym błyskawica w letni dzień, przyszło olśnienie. „Zaraz, chwileczkę...” – szepnęła do siebie, a na jej twarzy powoli, bardzo powoli, zaczął pojawiać się uśmiech. „Przecież ja teraz... ja naprawdę mam grzech!” Zosia aż podskoczyła. „Następnym razem, jak pójdę do spowiedzi, będę miała co powiedzieć! Nie będę musiała niczego wymyślać!” Zerwała się z murka i z szerokim uśmiechem pobiegła w stronę domu. „Okłamałam księdza na spowiedzi” – powtarzała w myślach, jakby to było rozwiązanie wszystkich jej problemów. „Stuprocentowy, najprawdziwszy, autentyczny grzech! Dokładnie taki, jakiego potrzebowałam!” Zanim przekroczyła próg, za którym czekała mama z niecierpliwym pytaniem: „No i jak było?”, Zosia zdążyła jeszcze pomyśleć: „Właściwie to nawet dobrze, że tak wyszło. Teraz już nigdy nie będę miała problemu z rachunkiem sumienia”. A potem zawołała, wpadając do przedpokoju: – Mamo! Już jestem! Wszystko poszło świetnie!  
    • Pieprzone Golemy!  Dwa i pół cala przegniłej miłości  Wbijam i wbijam  Aż przejdzie przez kości...  Jeszcze jeden dreszcz...    Są słowa jak Ziemia  Wcale nie wspaniała,  Są słowa jak Pustka,  Jak kurewska Kurtyzana.  .  Posrane i mgliste Słowa pieprzone  Szlifują diament,  Szlifują Omen! . Przecież tutaj JEST!     A Ona Prosta!  Niby Zmącona  Leczy i leczy  Golemy pieprzone,  Leczy i leczy  Jeszcze jedną Pieśń.  ...  I niech to będą  Modły zasrane,  I niech to będzie  Oddechu zamęt,  I niech to zaklnie  W czarnym sercu Dzień!  ...  Bo to są przecież   Golemy pieprzone,  Śliskie i mokre,  Jakby skurwione...    Bo to jest przecież  Taka cicha pieśń...    Aż do końca...          Tekst zainspirowany :   
    • @Migrena Tekst jest jak świetna, czarna komedia, opowiadanie kryminalne z nietypowym bohaterem. Czyta się go z ogromnym zainteresowaniem. Pomysł na skąpego profesora-erudytę, który z powodu drobnej kradzieży przeistacza się w króla paserów o pseudonimie "Prokurator", jest absolutnie genialny. To postać pełna sprzeczności, co czyni ją niezwykle intrygującą. Kontrast między jego dystyngowanym wyglądem a kryminalną działalnością to główny motor napędowy opowieści. Historia jest dynamiczna i nieprzewidywalna. Kradzież zegarka jako punkt zapalny, pomyłka bandytów, którzy zabijają niewinnego aktora, oraz chaotyczna i krwawa akcja policyjna – to wszystko tworzy wciągającą  fabułę. Warstwa humorystyczna jest dużym atutem opowiadania. Jest świetne!          
    • @andrew wracasz z pustymi rękoma jabłka spadły po drodze gorzkie były – teraz wiesz   te ciemne doliny musimy czasem przejść żeby zrozumieć gdzie jest dom zostań nie na dłużej – po prostu zostań w tej chwili, która jest teraz  
    • @Migrena Napisałeś, a raczej stworzyłeś wiersz intensywny i pełen duchowej erotyki. Połączyłeś sacrum z intymnością w sposób, który nie jest ani wulgarny, ani fałszywie pobożny. Metafory są śmiałe - "skóra jako niebo, ciało jako świątynia, rozkosz jako teofania" — te obrazy tworzą konsekwentny świat poetycki, gdzie cielesność i duchowość nie wykluczają się, lecz wzajemnie się odsłaniają. Piszesz w tradycji mistyki erotycznej, gdzie ciało kochanki staje się miejscem spotkania z transcendencją. Śmiały, niezwykły tekst!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...