Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Tego dnia zaczęło się pieprzyć już od rana. Spóźniłem się do pracy i kiedy dyskretnie przemykałem korytarzem, zaskoczył mnie sadystyczny glos dyrektora.
- Coś się stało panie Jacku? – Zapytał tak jakby nie znał odpowiedzi.
- A cholerne korki, zatrzymały mnie w mieście szefie.
- Akurat panu zdarza się to częściej niż innym, - odparował kąśliwie.
Na siedemnastą byłem umówiony z dentystom, a raczej z jego maszynami do borowania. Spóźniłem się również, ale teraz dobre pół godziny i pan doktor nie był miły jak zwykle.
- Ze znieczuleniem?, - Zapytał.
- Jasne, - odparłem sadowiąc się na fotelu.
Kiedyś boksowałem i teraz mam uraz polegający na mimowolnym zaciskaniu zębów, i dlatego dentysta wiedząc o mojej słabości rozkręcił mi między szczękami takie śmieszne imadełko. Za chwilę zrobił mi zastrzyk i rozpoczął borowanie pechowej szóstki. Dojechał do nerwu i poczułem przejmujący ból. Wierzgnąłem nogami trafiając doktora w ramie, a on głową przyrżnął w lampę.

Kiedy doszedłem do siebie, leżałem na stole operacyjnym a dwie kobiety w maskach chirurgicznych coś przy mnie majstrowały. Znowu zemdlałem. Ponownie obudziłem się na sali szpitalnej.
-, Co się kurwa stało? – Wykrztusiłem nie wiedząc, do kogo.
- Ślepa kicha mi pękła – usłyszałem gdzieś z boku.
Spojrzałem tam, a roześmiany, siedzący na łóżku facet kontynuował.
- Ledwo mnie diabły uratowały, bo mi się rozlała po bebechach – zakończył.
Akurat przechodził lekarz, więc nienaturalnie głośno go zawołałem.
- , Co pan tak krzyczy, tu jest szpital – powiedział cierpko.
- Panie doktorze- powiedziałem, - co mi jest, co ja tutaj robie ?
- Niech pan sobie żartów nie robi – obrażony wyszedł z sali.
Spróbowałem się podnieść i udało mi się to doskonale, chociaż bardzo mi się kręciło w głowie.
Przy łóżku nie było kapci ani butów, więc boso wyszedłem na korytarz i trafiłem do pokoju pielęgniarek. Z napisu na drzwiach zorientowałem się, że jestem na chirurgii urazowej, pokój był pusty wiec wyszedłem na korytarz a tam mijał mnie jakiś gość z obandażowaną głową i zaklejonym nosem.
- ,Ale nas pan urządził – odezwał się nagle do mnie.
- ,Co? Do mnie mówisz? – Dziwiłem się głośno, bo byłem już tym wszystkim mocno poirytowany.
- To ja, Skibiński, pański stomatolog – usłyszałem znienacka.
- To pan? – Krzyknąłem, i padliśmy sobie w objęcia.
Opowiedział mi pokrótce całe zdarzenie zrelacjonowane mu przez siostrę z jego własnego gabinetu.
Jak go kopnąłem, on rozwalił ramie z lampą i zemdlał. Siostra wezwała pogotowie, bo obaj byliśmy bez świadomości. Dwie karetki przywiozły nas do tego samego szpitala i ten sam chirurg nas zszywał, z tym, że jemu nos i głowę a mnie brzuch, rozorany przez ciągle pracującą bormaszynę.
- Niech pan słucha – powiedział, już z pozycji lekarza, mój brat w nieszczęściu.
- Ma pan nerwy na wierzchu, działa na pana jeszcze znieczulenie ogólne, jakie panu walnęli tutaj, proponuję, abyśmy pojechali do mnie i dokończyli tego zęba, bo za chwilę pan oszaleje z bólu – teraz już bardzo przekonywująco pobudził mnie dentysta.
Po chwili dzwonił już do swojej żony, a po tym jak nas w tych chałatach szpitalnych zawiozła do gabinetu męża, i doktor zakończył dzieło dnia /jak sam się wyraził/.
Odwieźli mnie do domu gdzie zasnąłem snem sprawiedliwego.
Rano znowuż spóźniłem się do pracy i jak zwykle natchnąłem się na szefa.
- Panie Jacku, odnoszę wrażenie, że jest pan jednak nieodpowiedzialny – rzekł do mnie na powitanie i żaden uśmiech nie przemknął przez jego twarz.
- Ależ szefie, miałem wczoraj straszny dzień i ten dentysta….. Przerwałem zrażony jego szorstkim spojrzeniem.
- Wiem, wiem, - zasyczał, znam już na pamięć pańskie wymówki – i zniknął za drzwiami sekretariatu.

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Uwagi:
1) „sadystyczny glos dyrektora” – głos
2) Kiedy piszesz dialog, nie stawiaj przecinków przy myślniku.
3) „byłem umówiony z dentystom” - dentystą
4) „trafiając doktora w ramie” – w ramię
5) „Wykrztusiłem nie wiedząc, do kogo.” – zbędny przecinek
6) „- To pan? – Krzyknąłem, i padliśmy sobie w objęcia.” – jakieś to dla mnie mało prawdopodobne aby padli sobie w objęcia.
7) W chałatach szpitalnych? A co stało się z ubraniami? Nikt nie wychodzi ze szpitala w chałatach szpitalnych.
8) „jak zwykle natchnąłem się na szefa.” – chyba „natknąłem”

Podsumowanie:
Jest trochę rzeczy mało uprawdopodobnionych np. przyczyny utraty przytomności obu panów. Jeśli główny bohater miał rozorany brzuch, to raczej powinien mieć jakieś problemy stając ze szpitalnego łóżka. Generalnie jednak, czyta się bardzo dobrze.
Pozdrawiam

Opublikowano

Prześwietliłeś mój teks jak na radiologa metalowego przystało, i chociaż taka szczegółowość w literaturze mnie, delikatnie mówiąc, denerwuje, to jednak niektóre Twoje uwagi są celne.
Dzięki.

Opublikowano

Diabeł tkwi w szczegółach!
Niech po szczegółach poznają Twoją wielkość!

Nie chodzi mi o to, aby opisywać szczegóły, ale żeby każdy szczegół opisywanej historii był przemyślany. W ogóle nie mówię o ortografii, bo to inna para kaloszy.
Pozdrawiam
Ps
Skąd wiesz, że zajmuję się radiologią?

Opublikowano

skąd wiem, że jesteś radiologiem metalowym?
bo poruszam się tutaj z prędkością wiekszą od prędkości światła, i byłem już kiedyś -jackiem 22 - a oprócz tego jeszcze wystepowałem pod różnymi pseudonimami, i bywalo, że ostro żeśmy się spierali.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tańczyły, śpiewały, pijane obłędem, Oszalałe, w upiornych podskokach. Po chwili krótkiej do kotła, równym rzędem, Stały za sobą w ciemności zmrokach.   W kotłach smakołyki się zagotowały: Tłuste mięso z udźca baraniego, Na zakąskę zaś zioła przygotowały I drobinkę kwasu chlebowego.   – Ja, to tamtej mleko zabiorę – za karę, Bo mnie nazwała staruchą starą, Że niby ona wielką posiada wiarę, A ja jestem zgryźliwą poczwarą.   – A ja, to plagę szkodników na pszenicę Ześle sąsiadce, co do kościoła, Wczoraj ledwie – wyobraź sobie – w rocznicę, W biegu na msze poszła chylić czoła,   Wymodlić wybawienie przeklętej duszy, Bo deszcz sprowadziłam na jej pole. Tamtej zeszłorocznej, przeraźliwej suszy Pokonała zawistną niedolę,   A ona, że to niby czary, że szkodzę. Nie pomogę więcej – źli są ludzie. W smutku spuściła głowę. – Od nich pochodzę, Dbali, wychowali, w pocie, w trudzie.   Zamartwiła się nad swoimi słowami, A sumienie poruszyło strunę, Która w duszy – nakazami, zakazami – Drapie niewidzialną oczom łunę.   Wrzask. Na kłótniach i na sporach noc upływa, Zmęczone i rozdrażnione – senne, Na niczym już im nie zależy, nie zbywa. Blisko świt słońca, zorze promienne.   Wtem pojawia się demon, kozioł kudłaty, One w strachu: przewiniła która? Wchodzą z lękiem na latające łopaty – Złego aura: upiorna, ponura.   Matoha syczy, czerwone oczy wbija, Dokładnie ogląda, wzrokiem bada, Czy która nie zwodzi albo nie wywija, Kłamie, oszukuje. To szkarada –   Pomyślały. Pokorny wzrok w ziemię wbity. Na to on: sprawiedliwość – tak Zofio – Wiedźmy, czarodzieja, maga czy wróżbity Jest matką i waszą filozofią.   Straszyć czy szkodzić – nie. Wam pomagać dane. Ziół leczniczych poznałyście sekret, Przepisy na różne choroby podane Nosicie jak podpisany dekret.   Wymagam więc jako strażnik waszej pracy, By morale przestrzegane były, W przeciwnym razie na rozkaz was uraczy Sroga kara. Diabły będą wyły   Z klęski, z zatraty waszej, z waszej głupoty Wyły będą pod niebiosa same, Winne będziecie jeżeliście miernoty Pod odpowiedzialnością złamane.   Wiedźmy w strachu całe przed Matohem stały. Wygląd jego jak demona z piekła: Kozioł zawistny i to kozioł niemały, Oczy czerwone, gęba zaciekła,   Na głowie rogi, zębiska, czarna grzywa, Lecz co innego bardziej przeraża: Odgłos co się z głębi gardła wydobywa, I śmiech, który raczej nie zaraża.   Z piekła rodem, więc dlaczego zapytacie, Czuwa pilnie, by wiedźmy chroniły, A nie wiodły ku zgubie, żalu, utracie? Cóż? Prawo, prawem – tu prawo siły.
    • @KOBIETA - @Berenika97 - @Rafael Marius - dziękuje uśmiechem -
    • @huzarc ...bez nachalności... To był klucz do napisania tych wersów.   Dziękuję, pozdrawiam. 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Witam - zawsze tak było - tylko dlaczego -                                                                               Pzdr.serdecznie. @Posem - dzięki - 
    • @tie-break To właśnie w tej słabości mamy siłę, Której nie da nam żaden mur. Pozdrawiam @Berenika97 Mówią — czas uleczy, lecz kłamią jak nikt, czas to tylko mit. Pozdrawiam
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...