Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Budzi się z nagłe!Gwałtownie i niespodziewanie
z iskry wnętrza wybucha wulkanem w te erupcje
wszelkie zmysły grają i czarują z mocy sił magicznie
w trans hipnozie w sercu rozkwita to łąkami w kwiecie.

Z embrionów z fluida odradza się idące uczucie
kołuje myśl w głowie uparcie rafą skałą lawiruje
jakaś telepatia działa w magnetyzmu w kosmosie
gwiazda przeznaczenia idąca,ku tobie łuną rozbłyśnie.

Jak cień podąża i w uszko słodko tobie coś szepcze
jest silniejsza od ciebie w łaknące sercu w pragnienie
wpadłeś w sidła zastawione w nici objęć z lotu pajęcze
w impas w korytarze kręte w nieznane labirynty błędne.

W macki objęć miłości największej wirom potędze
opływającej w słodycze w rajskie ogrody anielskie
łożem z ciała więzień w twierdz,tejże celi w te i moce
jesteś skazany wyrokiem otumaniony wszech potężnie.

Czary działają rzucone z uroku i wieje w loty w kochanie,
przez pocałunki lecą śmigłe strzały ciału tańcom w euforie
Kupidyn przebił dwa serca i złączył w zespoleniu obje w całe
w jedności skleił w plastry rozkoszy i delicje swoje oku rozdaje.

W pochodniach ognia żar w łuny bije blask w promienie
rozpala ognisko,dla pożarów w tym igrając iskrami żywiole
w pierwszy pierwiosnek-budzącym skowronkiem gaj wiośnie
w śpiewie w rytmie dźwięcznej nuty-z tejże ekstazy w melodie.

Z batuty natury w harmonii wiatr z echem w głosy niebu niesie
kołysze w tańcu zapomnienia w czasie z liści ścieli ciałom snu łoże
w objęciach twoich usypia-małe to ustom miłości ssące piersi dziecię
obudź mnie świtaniem dziewczyno moja w"ros coelestis"w te w słońce.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Witam - masz racje - śmierć musi a życie nie musi - miło że czytałaś -                                                                                                                      Pzdr.serdecznie. Witaj - dziękuje za czytanie oraz komentarz - cieszy mnie -                                                                                                           Pzdr.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Witaj - serdecznie dziękuje za miły komentarz -                                                                                       Pzdr.usmiechem. Witaj Robercie - fajnie że mocne i prawdziwe - dziękuje -                                                                                                       Pzdr.
    • @Robert Witold Gorzkowski - dzięki - 
    • Wrogowie mnie otaczają. Brak mi brata do rozmów i cichych chwil zadumy,  ciągnących się jak  zaduszne, listopadowe godziny.  Brak mi do szabli i szklanki, przysłowiowego Węgra. Mój przysiół, fortecą z lodu i kamienia. Granitowa wieża góruje wśród nisko osiadłych, stalowo połyskujących. Pierzastych, skłębionych bałwanów. Patrzę na ziemię niczyją, wyrosłą jak pleśń brunatna  z równo ociosanych górskich zboczy. Tam śmierć dożyna nieszczęsnych rycerzy, co chcieli o łeb skrócić biblijnego Smoka. Uczepieni trokami z haków rzeźnickich do siodeł, pobladłych rozkładem ogierów. Wyklinają w agonii me zdradzieckie imię, krztusząc się krwią i gęstą śliną. A Śmierć odchodzi na przedzie w kulbace. Podkute kopyta końskie, zaczepiają w błotnistej mazi lepkiego śniegu o zapalniki porozrzucanych wszędzie min. Toną pozostawione zezwłoki w tym bagnie  cuchnącej zgnilizną nicości. Nikt nie zliczy dusz pogasłych, na tym upadłym padole. Ich zbawienia ani modlitwa gorliwa ani krzyż osinowy nie wspiera. To pył ludzki, doczesny. Złożony z grzechów drobin.   Mi tylko ciemność,  rozległa po ścianach i węgłach służy. Mi jad wytruł uczucia. Skuteczniej niż wszystkie trucizny Amazonii. Zasypiam w korzeniach drzewa poznania dobra i zła. U mych strudzonych nóg, mówiący językami świata wąż się płoży. Na grubych, dolnych gałęziach  powieszone ciała kobiety i mężczyzny. Bladzi i nadzy. Od pętli jednak w górę. Oczy mają wyjadłe przez mrok. Kruczoczarne. Na licach zaś opuchnięci, nabrzmiali, krwistoczerwoni.  
    • Bardzo dobry wiersz , nawet tytuł niepotrzebny.    Gratuluję 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...