Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Włocławek


Krzych Kowalski

Rekomendowane odpowiedzi

Był późny wieczór, gdy marcowej środy, między ruchami wycieraczek, dostrzegłem światła, oświetlające budynek z czerwonej cegły. Skręciłem w lewo, minąłem stację benzynową i zaraz w prawo, a po kilkudziesięciu metrach byłem na tyłach hotelu. Na szczęście wolne miejsce parkingowe było obok wejścia. Zatrzymałem się. Odczekałem chwilę. Deszcz nie przestawał padać. Trudno. Szybko zabrałem torby i lekko przemoczony stanąłem w recepcyjnym holu obok kamienistej fontanny. Upewniwszy się, że w moim pokoju jest dostęp do Internetu, poszedłem do windy. Pokój okazał się całkiem przytulny. Widok z okna dawał panoramę wielopasmowej jezdni – małego fragmentu trasy, łączącej Toruń z Warszawą. Szczelne okna sprawiały, że przejeżdżające ciężarówki poruszały się jak obrazy w niemym filmie. Patrzyłem na nie z wysokości drugiego piętra. Widziałem jak jedna zatrzymała się w najmniej odpowiednim miejscu. Kolos stanął. Włączone światła awaryjne informowały świadków, takich jak ja, o awarii. Z mojego oddalenia mogłem dostrzec drobną sylwetkę kierowcy. Z ruchów jego ręki, domyślałem się, że przez mikrofon cb-radia wzywa pomocy. Rzeczywiście, po pewnym czasie nadjechał ciągnik pomocy tym ciężarówkom. Tuż za szoferką miał urządzenia wciągające i podnośniki. Po chwili dwaj mężczyźni rozmawiali ze sobą. Gdy wyszedłem z łazienki po wzięciu odświeżającego prysznica – naczepa pechowca była odczepiona, a szoferka jego ciągnika – uniesiona nad tylnimi kołami ciągnika pomocy. Później, już po mojej kolacji, spojrzałem ponownie na jezdnię – pojazdów nie było. Poszedłem spać.
Kolejnego dnia miałem mieć dwa spotkania. Pierwsze o dwunastej. Wszelkie przygotowania poczyniłem jeszcze w biurze. Przed wyjazdem. Dokumenty były przygotowane. Strategię rozmowy można było jeszcze raz przeanalizować. Dlatego, zaraz po śniadaniu, wyszedłem z hotelu, by spacerując uliczkami miasta ponownie, punkt po punkcie, przeprowadzić hipotetyczną negocjację z przypuszczalnymi reakcjami mojego rozmówcy – jego wątpliwości, moje argumenty. Poszedłem w kierunku Wisły. Przechodząc obok Teatru Impresaryjnego, zatrzymałem się na chwilę, wspominając spektakle oleśnickiej młodzieży. Po chwili skręciłem w lewo i byłem przy Bazylice Katedralnej. Wejściowa, ozdobna brama z płaskorzeźbą Pana Jezusa Witającego była zamknięta. Na rusztowaniach uwijali się mężczyźni w drelichowych ubraniach, pochlapanych białą farbą. Przeszedłem pobliską jezdnię, jeszcze kilka kroków i byłem na moście, nazwanym „Mostem Rydza-Śmigłego”. Masa wody Wisły płynęła pode mną. Spojrzałem na nabrzeże, szukając wzrokiem ustronnego miejsca. Niestety – błoto i brak prostego deptaka zniechęcił mnie do schodzenia z mostu. Postanowiłem wrócić. Ale przez rynek. Zbliżając się do niego – skręciłem w furtkę klasztoru Franciszkanów. Szarym chodnikiem doszedłem do wejścia. Przez otwarte, masywne, drewniane drzwi do wąskiego korytarza. Skręt w prawo. Ukłoniłem się młodemu Franciszkaninowi. Jeszcze kilka kroków i kolejne drzwi. Były uchylone. Widziałem jasno oświetlony ołtarz. Franciszkanin odprawiał mszę. By nie przeszkadzać, klęknąłem za drzwiami.

Trzy godziny później wyjeżdżałem z zamglonego miasta. Kierowałem się na zaporę z zamiarem przejechania na drugą stronę Wisły. Wcześniej pani z hotelowej recepcji poradziła mi, by wybrać właśnie tą drogę. Z uwagi na duże korki, jakie zdarzają się w ciągu dnia na moście, na którym byłem rano, ale na zaporze trzeba przestrzegać ograniczenia do czterdziestki. A to za przyczyną działających foto-radarów. Lekka mgła oraz chęć zatrzymania się obok miejsca tragedii księdza Popiełuszki – pomogły w przestrzeganiu przepisów.
Po godzinie piętnastej przejeżdżałem ponownie przez zaporę. Wracałem. Myślałem o ominięciu miasta i o szybkim pomknięciu w kierunku mojego miasta – do domu. Wielopasmowa obwodnica pozwoliła sprawnie wyjechać poza obręb miasta i znalazłem się na szosie numer 270, wiodącej do Izbicy Kujawskiej. Po kilku minutach wyjechałem też z obszaru lasów, otaczających od południa Włocławek. Wokół ukazał mi się typowy krajobraz Kujaw – płaski, gdzie niegdzie niewysokie wzniesienia. Nie dostrzegłem żadnych zabudowań. Kilkadziesiąt metrów przede mną jechała wojskowa ciężarówka. Z radia kobiecy głos przekazywał wiadomości. Szczególnie długo informował o ptasiej grypie. Nie zwracałem uwagi na szczegóły radiowych doniesień. Do chwili, gdy kątem oka… Amerykański wojownik krzyknąłby: „na dziesiątej obiekt latający”. A ja w ułamkach sekundy – spojrzenie przed siebie, na licznik i na obiekt, a błysk myśli – przyspieszę, to uderzy w przednią szybę, ostre hamowanie – nie przy tej prędkości, zwolnię – znajdzie się między kołami i może przeżyje – jednocześnie podświadomość już podjęła decyzje – noga z gazu i pulsacyjnie hamuję, i – na obiekt, i na ciężarówkę. Mało zabrakło. Wielki biały ptak uderzył w boczne lusterko. Przede mną – ciężarówka – bezpiecznie, lusterko boczne – roztrzaskane, lusterko wsteczne – ptak na jezdni. Zatrzymać się? A ptasia grypa?...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...