Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

najlepszy mój przyjaciel
siadł na kamieniu
i tak do mnie mówił

jeżeli musisz kochać
kochaj tylko siebie
a wtedy nie będzie bolało

najlepszy mój przyjaciel
poklepał mnie po ramieniu
i w te słowa przemówił

jeżeli szukasz szczęścia
zapomnij o reszcie świata
nie przeżyjesz rozczarowań

najlepszy mój przyjaciel
pochylił szept nad mym uchem
i słuchajcie co powiedział

jeżeli zrobisz jak ci radzę
uszczęśliwisz wielu ludzi
smutni pokonani przez życie
od ciebie nauczą się szczęścia

Opublikowano

super Pawel ! przemowiles do mnie co prawda troche pachnie Budda, ale zalozenie dobre
" jesli czegos nie posiadasz
to nie mozesz tym sie dzielic,
jesli siebie nie pokochasz
skad wezmiesz by kogos rozweselic"
no tak ,ale to sprawa interpretacji...
pozdr, M+A

Opublikowano

a dla mnie pachnie panem Nalepą - tylko, że w tym wypadku ojcem stał się przyjaciel - porównanie może dalekie ale coś w nim jest

... wziął mnie ojciec
wziął mnie ojcec
i tak do mnie rzekł ....

poza tym to "rozmowa z przyjacielem" jest tu "monologiem dobrego duszka" - czepiam się może ale tak to odbieram

serdeczne pozdrówko W_A_R

Opublikowano

No kurka wodan!Jakbys z moich ust wyjal te slowa drogi autprze : )

W zyciu sie kieruje bardzo podobnymi zasadami jakie podawal panu pana najlepszy przyjaciel..

Jestem pod tym wzgledem niewyuczalna pesymistka
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



chciałbym na temat - ...odkąd zrezygnowałem z boga... - nie wiem co Cię skłoniło do tego rzutu - ale poważnie to brzmi - Paweł - wydaje mi się ze zakleszczyłeś się w sobie - nie jestem psycholog - ale wiersz o tym świadczy i ten temat "muru" - słyszałęś o trąbach jerychońskich???

serdeczne pozdrówko W_A_R

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Jo, hałda - jęzor, jak łopata: połkaj. Rozę jadł, ahoj!            
    • Musi lec z celi sum.               Kasia i sak.    
    • nie boje się miłości uwielbiam ją bo pomaga zrozumieć uśmiech i płacz   nie boje się miłości będę ją kraść tym którzy jej nie rozumieją   nie boje się miłości bo jest jak baśń która zawsze ze złem wygrywa   nie boje się jej bo  jest światłem które noce upiększa   nie boje się gdyż nauczyła mnie zrozumieć to co w sercu się tli.  
    • Wszystko co im powiedziano, przyjęli że to nie prawda, nie wiedzieli i bez krytycznie to powtarzali    Robili wszystko co im kazano, nie przypuszczali że robią źle Chodzili tymi samymi drogami Co wielki autorytet    A kiedy on dał znak Bez zastanowienia podążali za nim  Wierzyli że idą w imę chwały  więc swoje życie w ofierze za niego dawali I nigdy się nie przekonali że nie podszepnie umarli    Teraz leżą w grobach  puste, zimne twarze  Nie jako bochaterowie, nie jako zbrodnie ale jak marionetki nie świadome niczego  nie są wspominani i nigdy nie będą
    • Idą - choć nikt ich nie woła. W kieszeniach mają wersy, które uciekły im z rąk jak szczury z tonącej metafory. Robią miny poważne, choć słowa mają z waty, a każde zdanie składa się jak łóżko polowe po nietrzeźwej wojnie z samym sobą. Przystają na rogach własnej niepewności: „może napiszemy o świetle?” - pytają, po czym kręcą głowami, bo światło za jasne, a cień za ciemny. Więc stoją w półmroku - idealnym dla niezdecydowanych, tych, co wciąż stroją instrumenty, ale nigdy nie grają melodii. Każdy z nich niesie w plecaku niedokończony wiersz o „poszukiwaniu siebie” - taki, którego nie przeczyta nawet pies, bo pies ma godność i węch do rzeczy skończonych. A między kartkami plecaka czai się ich własny strach - taki, co syczy jak kot wyrzucony z metafory za brak talentu, i drapie, gdy ktoś próbuje napisać prawdę. A jednak idą - zamaszyści jak prorocy własnych pomyłek. Śmieszni, bo chcą pisać o ogniach, lecz boją się zapałki. Groteskowi, bo robią krok w przód i natychmiast krok w bok, jakby tańczyli z losem, który wcale nie przyszedł na bal. I gdy już, już mają ten WIELKI wers (ten, który miał ich ocalić), nagle - bach - wpada im do głowy wątpliwość o smaku marginesu, i cały świat rozsypuje się jak źle sklejona metafora o świcie. Bezradni wsłuchują się w ciszę - tę samą, która niczego nie obiecuje, bo jest lustrem tak krzywym, że odbija tylko to, czego w sobie nie chcą widzieć. Próbują jeszcze raz, z nową odwagą - i znów odkrywają, że wena, ich półetatowa bogini, rzuca natchnienie jak handlarka ryb: byle jak, byle gdzie, byle sprzedać złudzenie. A oni łapią to w locie, jakby to było złoto, choć najczęściej jest to mokra gazetka z wczorajszą pogodą. Tak sobie tuptają, armię poetów udając - każdy chciałby być meteorem, a kończy jako iskra o krótkim oddechu. A może i dobrze - bo w tej ich śmiesznej, roztrzepanej tułaczce jest coś niezwykle ludzkiego: pragnienie, by wreszcie złapać słowo, które nie ucieknie. Bo słowo, które dogonisz, pierwsze cię ugryzie - żebyś wiedział, że było żywe.            
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...