Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Rozdział III

- Pięknie tu prawda, dziadku?
Siedzieliśmy na Dzikiej Jabłoni ( tak nazwaliśmy to drzewo) i zajadaliśmy kanapki z masłem orzechowym. Nagle wpadłam na świetny pomysł.
- Dziadku, mam pomysł! Zabawmy się w zabawę, „Kto zbierze więcej jabłek?”! Jest tu ich tak dużo… Ty zrzucasz jabłka na prawą stronę, ja na lewą. Potem schodzimy i liczymy, kto ma więcej.
- Dobry pomysł, Melu! Trzy… Dwa… Jeden… Start!
Oboje rzucilismy się ku owocom. Zrywalismy i zrzucaliśmy je na ziemię. Prawie wszystkie były cudownie ogrągłe, zielone i smaczne ( próbowałam ich). Po pewnym czasie, zmęczyłam się.
- Stop! – Krzyknęłam i zeskoczyłam z drzewa.
Zaczęłam liczyć ( dziadek zadbał, żebym to umiała). Jedno… Drugie… Trzecie… Było ich bardzo dużo. Widziałam ze dziadek też liczył swoje. Nie można było stwierdzić na oko, kto ma więcej. Dwadzieścia… Dwadzieścia jeden… W końcu skończyłam. Miałam razem trzydzieści jednen jabłek. Dziadek czekał już na mój wynik.
- Mam trzydzieści jeden. A ty? – Spytałam dziadka.
- Ja mam trzydzieści pięć. Wygrałem! – Uśmiechnął się dziadek. Jego uśmiech jest taki promienny, taki radosny, że nawet nie było mi smutno, że przegrałam.Mimo to, żeby nie pokazać radości, nie odwzajemniłam uśmiechu.
- Nastepnym razem ja wygrywam! – Przysięgłam sobie. „Poproszę dziadka żebyśmy pobawili się w puszczanie kaczek na wodzie. Zawsze puszczam co najmniej szesć, nikt ze mną nie wygra”- pomyślałam.
- Melu, wejdź na drzewo. Mam dla ciebie niespodziankę. – Jak myślicie, ile jest jeszcze dorosłych, którzy powiedzieliby „Wejdź na drzewo”? Dziadek jest jedyny w swoim rodzaju! No i do tego żeby prawie codziennie robić mi niespodzianki!
Posłusznie wgramoliłam się przez wyrwe w liściach i słyszałam jak dziadek wyjmuje coś z plecaka. Próbowałam podglądać, ale nie mogłam odchylić gąszczu liści. Umierałam z ciekawości. Dziadek czymś stukał, pluskał i coś stawiał. Po kilku minutach, które dłużyły się wieczność, dziadek zawołał:
- Gotowe! Możesz zejść.
Były to zbawienne słowa. Nie wiem, co prawda, co to znaczy „zbawienne słowo”, ale to określenie pasowało do sytuacji.Nie miałam zamiaru prosić się dłużej. Zwinnym ruchem zeskoczyłam z Dzikej Jabłoni i nagle stanęłam jak wryta.
Spodziewałam się jakiegoś prezentu. Domku z patyków, szałasu, namiotu, kilku pniaków do siedzenia, ale na pewno nie tego. Przedemną rozłożony był czerwono-biały koc w kratkę, a na nim mnóstwo kanapek, mleko, tosty, dżem, chleb, masło orzechowe i kwiaty ( rozłorzone przy talerzykach). Aż krzyknęłam ze zdumienia. Skąd dziadek to wszystko wziął? Rano pakowałam kanapki, zauważyłabym gdyby coś było w plecaku. Ale nic nie zobaczyłam. Spytałam się o to.
- Melu, od czego ma się ogromny, wycieczkowy plecak z ukrytymi kieszeniami? – Odpowiedział pytaniem na pytanie. – Przecież własnie o to chodziło, żebyś nic nie wiedziała! Zamiast stać, mogłabyś zacząć jeść?
- No oczywiście! I to z wielką przyjemnością! – Zaczęłam pałaszować kanapkę z dżemem brzoskwiniowym. Jadłam tak, popijałam mlekiem i gawiędziłam z dziadkiem.
Było bardzo miło. Ale gdy minęła czternasta, musieliśmy się zbierać, żeby wrócić do domu na czas.
- Nie chce mi się wracać do domu – Stwierdziłam – Babcia pewnie będzie zła.
- Będę cię bronić – zaofiarował się dziadek.
- No to nic mi nie grozi – Ucieszyłam się i w końcu ruszyliśmy.
W drodze powrotnej nie wydarzyło się nic ciekawego. Słońce piekło nas w plecy, ale mielismy wodę do picia i polewania się nawzajem. Tak więc było nam umiarkowanie chłodno kiedy doszlismy do „ Kasztanowego Gospodarstwa”.
Zesztą, zbliżał się wieczór i ostatnie promienie słońca omiatały podwórze. Byłam okropnie zmęczona i po przyjściu do domu natychmiast osunęłam się na bujany fotel.
- Gdzie wyście byli?! – Krzyknęła babcia widzac mnie w swoim fotelu i głośno przeklnęła. Nie cierpię tego zwyczaju. – Zchodź mi szybko z tego fotela! Zamiast włóczyć się po lasach i polach mogłabyś trochę popracować! Pouczyć się do szkoły, bo niedługo tam idziesz! Jak można być tak nieodpowiedzialnym? A ty… - Zwróciła się do dziadka – O tobie to ja nawet nie wspomnę!
Widać było, że nie ma co tu dalej siedzieć. Zapowiadało się na kłótnię, zresztą wiedziałam ze tak będzie. Pomimo zmęczenia, poszłam do łazienki. Ledwo przetarłam zęby, mycie sobie odpuściłam. Gdy wsunęłam się pod białą, szeleszczącą kołdrę pomyślałam o całym dniu. Był on po prostu bajeczny. Z miłymi myślami i planami, zasnęłam.

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Czytam te części "od tyłu" ale popieram Julię jak najbardziej. Pisz dalej! Pomysł jest super, dopracowania wymagają szczegóły. Uwagi praktycznie mam tego samego typu co do części IV tj.
- literówki,
- w zdaniu "Jego uśmiech jest taki promienny, taki radosny, że nawet nie było mi smutno, że przegrałam." w pierwszej części zdania użyłabym czasu przeszłego "był" - konsekwentnie do drugiej części zdania (i konsekwentnie do całego tekstu),
- w zdaniu "ile jest jeszcze dorosłych" napisałabym "ilu",
- coś mi zgrzyta w zdaniu "nie mogłam odchylić gąszczu liści" może ""nie mogłam rozchylić gęstych liści"?
- w zdaniu "Po kilku minutach, które dłużyły się wieczność" brakuje "w wieczność", podobnie w zdaniu "Nie miałam zamiaru prosić się dłużej" brakuje "dawać prosić się dłużej",
- brak spacji pomiędzy "przede mną",
- "rozłorzone" i "Zchodź" do poprawy,
- w zdaniu "Spytałam się o to" skreśliłabym "się",
- w zdaniu "Krzyknęła babcia widząc mnie w swoim fotelu i głośno przeklnęła" skreśliłabym to przeklinanie a jeśli już koniecznie ma być to raczej "zaklęła".

Reszta OK. Pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Że to goli loki Pepik? Oli logo też?
    • O, zasądź dąs, Azo!
    • @Nata_Kruk

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • nieliczni to potrafią.    wystarczy  spojrzeć na sejm rząd  wszyscy myślą jak wodzowie  CZY TO MOŻLIWE  inaczej myślący są usuwani   PO CÓŻ WIĘC ICH TYLU  pracujemy na ich kilometrówki    gdyby tylko oni    miliony klaskają  uśmiechają się obleśnie  do słów idoli obu stron  jakby były ich    czy naród musi być ślepy    krytykujemy dziecko  współmałżonka przyjaciela  dla dobra  czy inne zdanie to rozwód  tak wmawiają  gdy wytyka się zło uni    krytyka  to napaść  NA NAJWYŻSZE WARTOŚCI  unia jest nieomylna  tak twierdzą wodzowie  już kiedyś tak mówili  o innym związku   a my  nasze zdanie to pomyje    czyli unia to kto …   11.2025 andrew  Żenujący obrazek, wódz je zupę.  Jego minister także nagrywa filmik,  jak ją je. Żenujące to małpowanie. Wykształcony człowiek, a…wstyd   
    • Czy wspomniana w tytule łączy się z czasem? Odpowiedź wydaje się być oczywistą. Popatrzmy zatem razem, Czytelniku. Najpierw w przeszłość, a kto wie - może zarazem do innego wymiaru? Tak czy inaczej: spójrzmy do świata istniejącego "Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce... " George Lucas najprawdopodobniej celowo pominął innowymiarowe odniesienie, chociaż Gwiezdna Trylogia jest cyklem filmów, stworzonych przede wszystkim z myślą o Przebudzonych. Co oczywiście nie przeczy prawdzie, że i Nieprzebudzeni mogą je oglądać.     Popatrzywszy, przenieśliśmy się zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. Moc samoukryta istotowo tak w jednym, jak w drugiej, skierowała nas na Courusant, stolicę Republiki, gdzie Zakon Jedi miał swoją Świątynię, a Galaktyczny Senat swoją siedzibę. Jesteśmy na jednej z ulic miasta, zajmującego - czy też obejmującego - je całe. Zgodnie ze słowami Mistrza Jedi Qui-Gon Jinna, skierowanych w jednej ze scen "Mrocznego widma" do Anakina Skywalkera: "Cała planeta to jedno wielkie miasto". Rozglądamy się,  widząc...      Widząc wspomniane miasto, złożone przecież nie z czego innego, jak z przejawów kultury architektonicznej właśnie. Wieżowców, które nawet przy wysokim poziomie technologii budowlanej uznalibyśmy za niesamowite. Jesteś, Czytelniku, pod sporym wrażeniem. Może dlatego, że to Twoja pierwsza tutaj wizyta? Ja jestem pod trochę mniejszym; wędrowałem już z Przewodnikiem po światach-planetach jego galaktyki.    Gdziekolwiek sięgnąć spojrzeniem, wokół czy do  góry po ścianach budynków, jest bardzo czysto. Na wysokości piętnastego piętra znajduje się pierwszy - najniższy - poziom ruchu pojazdów powietrznych. Przesuwają się powoli, niemalże dostojnie, jeden za drugim w tę samą stronę w zbliżonych odstępach. Przeciwny kierunek ruchu urzeczywiatniany jest pięć pięter wyżej, na wysokości dwudziestego. Jeszcze wyższy, biegnący ukośnie do wymienionych, to już dwudzieste piąte piętro. Dźwięki emitowane przez ich napędy są tu, na ulicy, prawie nie słyszalne. Idąc  kilkadziesiąt kroków w prawo od miejsca, w którym znaleźliśmy się, a przyłączywszy się jakby pochodu wytwornie ubranych ludzi, docieramy do imponującego gmachu jednego ze stołecznych teatrów. Najwidoczniej trafiliśmy do świata kultury wysokiej, chociaż - co jest nie tylko możliwe, ale wręcz prawdopodobne - są tu też sfery (przestrzenie? dzielnice?) zamieszkałe przez osoby kultury niższej. Nadchodząca z przeciwnego kierunku postać o charakterystycznie zielonej skórze wydaje się być Mistrzem Yodą. Zatrzymuje się przy nas.     - Udajecie się na przedstawienie? - pyta głosem, brzmiącym dokładnie tak, jak we każdym z epizodów. Gdy tylko odpowiedzieliśmy, Moc - najpewniej według sobie tylko znanego powodu - przenosi nas bądź przemieszcza na Endor. Do porastającej całą jego powierzchnię puszczy, zamieszkałą z dawien dawna przez Ewoków. Których kulturę trudno, z racji etapu ich cywilizacyjnego rozwoju, zaliczyć do wyższej. Wygląda na to, że w naszej podróży mamy więcej szczęścia niż swego czasu Luke ze Hanem i Leią: napotkany tubylec okazuje się należeć do starszyzny miejscowego plemienia. Rozmowa przy ognisku, po wzajemnych prezentacjach, opowiedzeniu skąd pochodzimy i po ich, hałaśliwych co prawda, relacjach z niedawno stoczonej bitwy ze imperialnymi  szturmowcami, przechodzi do tematu kultury zwierząt.    - Zwróćcie uwagę na przykład na ptaki - zagaja jeden ze Starszych. - Trudno odmówić im pewnych zwyczajów, a nawet rytuałów, prawda? Taniec godowy... sposób budowy gniazd przez określone gatunki... ozdabianie tych pierwszych według osobistych pomysłów - których pojawianie się oznaczać może albo wyobraźnię, albo impulsy Mocy... wspólne dbanie o pisklęta..  wreszcie szacunek samców do samic - czy nie stanowią one przejawów kultury?                       *     *    *      Teraz spójrzmy w przyszłość. Odległą z naszego - obecnego punktu widzenia - bowiem rok dwa tysiące trzysta pięćdziesiąty minął sto dwadzieścia trzy lata temu, mamy więc dwa tysiące czterysta siedemdziesiąty trzeci. Śmierć jako jednostka chorobowa przestała istnieć,  a wraz z nią - czy też raczej przed nią - wyeliminowano starzenie się organizmu. Ludzie żyją jako wiecznie młodzi. I nieśmiertelni. Wizja z filmu "Seksmisja" została daleko w tyle. Setki, jeśli nie tysiące godzin badań i technologie medyczne doprowadziły do  przełomu, umożliwiając zaistnienie takiego właśnie świata. Bez względu jednak na to, czy jest to utopia, której istnienia pilnują członkowie specjalnie wyszkolonych oddziałów, czy taki świat może rzeczywiście zaistnieć - a może już zaistniał - w jednym z askończonej ilości wymiarów, kultura tamtejsza wyrasta wprost z ówczesnej - naszej. Wyrasta jako przejaw części ludzkiej natury, azależnej od czasu i przestrzeni. Od planety.  A nawet od wymiaru, o ile kultura stanowi cząstkę także ludzkiego - umysłu, ale i duszy. Azależnej od jakiegokolwiek organizmu, mało tego: wpływającej nań energią przeżytych doświadczeń.    Minął świat - a może jednak trwa? - przedstawiony w gwiezdnowojennych Trylogiach. To samo pytanie można postawić, albo żywić wątpliwość, odnośnie do starożytnych światów: chińskiego, hinduskiego, grecko-rzymskiego, lechickiego czy też słowiańskiego wreszcie. A może nie tylko ich?     Jakkolwiek jest, kultura płynąca z tego samego źródła, od którego pochodzą czas i przestrzeń, zdaje się mieć metafizyczny - w dosłownym znaczeniu tego wyrazu - charakter. Dlatego łączy z istoty swojej natury. I dlatego dzieli; tak samo jak prawda, z tego samego powodu. Światy duchowe, materialne i te funkcjonujące na przenikalnej przecież granicy. Świat ludzi i świat tych zwierząt, których poziom świadomości kieruje do tworzenia i utrzymywania zorganizowanych społeczności, jak na przykład pszczoły, bądź czy też oraz do zakładania rodzin.     Bowiem czy łączenie i dzielenie nie stanowią dwóch stron tej samej całości?      Kartuzy, 25. Listopada 2025 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...