Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Piersi babci Heli 2


Rekomendowane odpowiedzi

Kiedy padał deszcz Sonia lubiła pić gorącą herbatę z rumem, głaskać kota pod włos, śmiać się do łez i opowiadać bez końca swoje historie. Tym razem było o matce. Czytała dużo książek, właściwie to nic tak bardzo jej nie zajmowało jak czytanie. Wtedy było jej dobrze, może nawet lepiej niż z ludźmi? Sonia układała książki w równe rzędy, liczyła, gładziła, wąchała i nawet całowała. Znała ich zapach na pamięć, śniły jej się okładki, tytuły, nazwy wydawnictw. Najbardziej zapamiętała słowo: Czytelnik. Nie zdając sobie jeszcze sprawy z powagi sytuacji, stawiała pieczątki z orła i reszki na pierwszej stronie każdej książki. Potem ostentacyjnie wpisywała cyfry, a na koniec posypywała wszystko solą, żeby nabrało mocy, bo tak mówił dziadek, nieważne przy jakiej okazji. Sonia zawsze o tym pamiętała, podobnie jak o tysiącach innych drobiazgów, które nieustannie kębiły się w jej głowie.
Wąchała książki i ubrania matki, zastanawiała się czy miały podobny zapach. Ślubna sukienka, przechowywana przez lata w szafie, wyglądała śmiesznie na wątłym ciele dziewczynki. Sonia stojąc przed lustrem śmiała się i mówiła do siebie:
- To ja czy mama? Mama czy ja? Mam na imię... - i tutaj wymyślała dziesiątki różnych imion.
Potem z namaszczeniem przymierzała buty. Były piękne, zawsze czyste, lśniące, równo poukładane w szarej szafce na przedpokoju. Czarne i brązowe - należały do ulubionych kolorów butów matki. Ale pomiędzy nimi stały również różowe pantofelki na niewielkim obcasie oraz srebrne, które Sonia widywała na jej nogach przeważnie raz do roku, w styczniu. I były jeszcze białe, sentymentalne i szczególne:
- To są moje buty ślubne - powtarzała mama.
- Buty ślubne mamy długo stały w szafce - Sonia opowiadała, a ja mogłam słuchać jej godzinami - potem kiedy ojciec wyprowadził się z domu znalazły się w piwnicy, w końcu po rozwodzie, który nastąpił po siedemnastu latach ich małżeństwa białe buty trafiły do śmietnika. Kto wie jaki był ich los? Może nie skończyły aż tak źle jak oni? Bo białe buty mamy były jak nowe, nawet chciałam w nich pójść do ślubu, ale nie zdążyłam jej o tym powiedzieć, zresztą tyle rzeczy nie zdążyłam powiedzieć. Zawsze myślałam, że mam czas, ale teraz zmieniłam zdanie.
I tutaj nastąpił punkt zwrotny naszej rozmowy. Sonia wypiła kieliszek czerwonego wina. Potem zastanawiała się co to jest czas, czy ma jakiś kolor i smak, czy jest jak czerwone wino, które spływa coraz głębiej, a w końcu istnieje poza nami. Albo jak szkło. Nieważne czy tego chcemy czy nie, szklana kula musi rozbić się na tysiące drobnych części i może jedna z nich zaświeci kiedyś w ciemności?
A babcia Hela myślała o jesieni, liczyła jabłka w sadzie, lubiła zapach świeżo wykopanych ziemniaków. Koniec sierpnia zwiastował rychły wyjazd Soni. Chłodne poranki, zimne noce, deszczowe dni coraz bardziej przypominały jesienne powietrze. Dziewczynka nie chciała wyjeżdżać, a babcia przytulała ją do swoich piersi. Chyba nie było na świecie niczego bardziej miękkiego i miłego w dotyku, niczego co było bardziej ciepłe niż biust Heleny. Babcia, która umiała być doskonałą opiekunką, kochała Sonię jak córkę. Z namaszczeniem czesała jej długie, jasne włosy. Patrzyła w oczy dziecka i wiedziała o nim wszystko. A kiedy Sonia była smutna, Helena zawsze znalazła jakieś niezwykłe pocieszenie. Pewnego razu zerwała najpiękniejsze jabłko w sadzie i powiedziała:
- Masz, to dla ciebie, żebyś wiedziała jak bardzo ciebie kocham. To jabłko ukrywałam całe lato i nikt nie wiedział, że tutaj jest, nawet dziadek, ten stary wariat - babcia śmiała się już na samą myśl o swoim mężu.
- Babciu, a co będziesz robić jesienią? - pytała dziewczynka.
- Jak to co? Będę chodzić w długim płaszczu, dziadek mówił, że kiedyś mi taki kupi i pojedziemy razem do miasta, na zakupy - a wypowiadając powyższe słowa, piękna, czterdziestoparoletnia Helena, zamyśliła się i zapomniała na chwilę o jabłkach, które wypadły z jej dłoni.
- A jak będzie padał deszcz? Zmokniecie wtedy i tyle będę was widziała.
- Mamy parasole - odpowiedziała babcia.
- Aaa, to co innego - przekomarzała się Sonia - a czemu dziadek to wariat?
- Stary wariat - powtórzyła Helena, jej donośny śmiech rozbawił dziewczynkę.
- Ładnie się śmiejesz babciu. Wiesz co, ja to bym chciała... Nie przytulaj nikogo do piersi, tylko mnie, bo ja jestem najstarsza... A jak wyjadę, to sobie przytulaj kogo chcesz - wzruszyła ramionami Sonia.
Babcia uwielbiała gromadkę swoich wnuków - czternaście par błyszczących oczu, małych usteczek, jasnych czupryn, czternaście uśmiechów dokoła stołu. Dziadek wlewał świeże mleko z kanki prosto do przezroczystych, cienkich szklanek. Do tego kromka chleba, mlaskanie,śmiechy i pełnia szczęścia już gotowa - dla każdego, kto był przy tym stole. Potem babcia wlewała mleko w plastikowe miseczki po maśle roślinnym i zaraz przybiegały koty. Po chwili pęczniały im brzuchy i rozleniwione wychodziły na podwórko. Czasami jeden z nich chował się po kątach i szczęśliwy, niezauważony nocował w domu. Najczęściej był to Sprytek-Rudzik, wyjątkowo zmyślne zwierzątko.
A po kolacji każdy chciał być przytulony, chociaż nikt o tym nie mówił głośno. Babcia wiedziała co robić, jak kochać, jak usypiać dzieci, które płaczą. Śpiewała kołysanki i tuliła, całowała i cisza dokoła przykrywała wszystko. Było jak pod ciepłym kocem, nikt nie chciał budzić się ze snu, a babcia po cichu, na palcach wychodziła z pokoju i szła do swojego dziadka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kaju-maju
witam ponownie i dziękuję za ciepłe słowa,
a czy to opowiadanie czy coś grubszego,
to zobaczymy co przyszłość przyniesie.
W każdym razie przypominam, że to część 2,
a już pisze się 3.
"(...)jest co wspominać i na taką babcię trafić to chyba nie łatwo."
- nie zastanawiałam się nad tym, ale to prawda, babcia wyjątkowa
i dzięki niej jest co wspominać i tworzy się nowe - prawdziwe na swój
sposób - literacki. Dzięki za zachętę kaju-maju :) - to naprawdę jest
coś, co przyśpiesza pisanie. A Ty z pewnością się do tego przyczyniasz.
Serdecznie pozdrawiam

Odzew do innych:
krytyka również mile widziana :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

1) „kębiły się w jej głowie.” – kłębiły
2) „w szarej szafce na przedpokoju” – chyba rusycyzm, w przedpokoju
3) „różowe pantofelki na niewielkim obcasie” – na niewielkich obcasachMam wrażenie, że jest to niedopracowane.

Pomieszanie z poplątaniem. Przewijają się na równi ze sobą rzeczy ważne w opowiadaniu z rzeczami drugo i trzeciorzędnymi. A może to typ literatury dla innego typu wrażliwości, niż ten który posiadam.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...