Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Płuca Pełne Dymu cz.2


Rekomendowane odpowiedzi

W metrze ludzie dziwnie wyglądają. Starają się być poważni i udają, że na nikogo nie patrzą. Ale wszyscy patrzą. Co jakiś czas czuje na sobie cudze spojrzenie. To dość śmieszne, że się tak wysilają. Anna siedzi obok mnie. Chociaż widać, że nie chciałaby. Chyba nie podoba jej się mój ubiór. Ciekawe gdzie się podział mój garnitur?... Podeszła staruszka do nas. Nie taka staruszka. Z pięćdziesiąt parę lat. Zapytała się mnie, czy jej ustąpię miejsca.
- Przepraszam młodzieńcze, ustąpisz mi miejsca?
Tu muszę zaznaczyć, że nienawidzę starych ludzi za to, że tak paskudnie śmierdzą.
- Ehm... Tak, myślę, że tak...
Chciałem już ustąpić miejsca śmierdzącej staruszce, ale Anna mnie powstrzymała. Powiedziała jej, że nie odstąpię swojego miejsca.
- Nie, on nie ustąpi pani miejsca.
Zdziwiło to staruszkę.
- Ale... Przecież się zgodził.
- To jego miejsce i nie wstanie tylko dlatego, że pani nagle chce usiąść.
Stwierdziłem, że czas wtrącić się do tej batalii o moje miejsce.
- Daj spokój. Proszę, niech pani siada.
- Nie. Musisz być bardziej asertywny. Nie możesz być miły dla każdego. Wejdą ci na głowę.
- To nie są wszyscy, to jest miła, śmierdząca staruszka. Stoi nad grobem, daj jej usiąść.
Śmierdzącej staruszce najwidoczniej nie spodobały się moje argumenty. Powiedziała, że wcale nie śmierdzi i że nie stoi jeszcze nad grobem.
- Wypraszam sobie. Wcale nie śmierdzę! I nie stoję jeszcze nad grobem!
Chyba poczuła przypływ sił, bo odeszła od nas.


Po incydencie ze staruszką Anna wcale nie nabrała ochoty do rozmowy ze mną. Zacząłem się nudzić. Żałuję, że nie zabrałem ze sobą żadnej książki. Poczytałbym sobie coś. W reklamach jest za mało tekstu. Pasażer obok mnie czytał gazetę. Stwierdziłem, że nie będzie miał nic przeciwko. W końcu nie oglądałem wiadomości dziś rano. Musiałem się trochę przysunąć w stronę pasażera w garniturze, bo niewygodnie się czyta takie małe literki jak tak trzęsie. Pasażer w garniturze chciał przewrócić stronę, ale ja jeszcze nie skończyłem czytać artykułu, w którym opisany był negatywny wpływ biustonoszy na mentalność kobiet... Czy coś takiego. Pasażer w garniturze pytał mnie dlaczego nie pozwalam mu przewrócić strony.
- Co pan do cholery wyprawia?!
- Ehm... Czytałem... Ten artykuł o biustonoszach...
- Co?
- E... N... Nie skończyłem jeszcze artykułu.
- Niech pan sobie kupi własną gazetę.
- W metrze nie sprzedają gazet.
- Ale w kioskach tak.
- Ehm... Widzi pan... E... Zapomniałem książki z domu i nie mam co czytać.
- Bardzo mi przykro!
- Niepotrzebnie. E... Na szczęście pan ma gazetę, w której jest bardzo ciekawy artykuł... Ehm... Mogę go doczytać?
- Co?!... A zresztą. Masz pan tę gazetę. I tak właśnie wysiadam.
- Dziękuje serdecznie. Życzę miłego dnia.
Teraz miałem się czym zacząć do końca podróży metrem.


Anna przerwała mi czytanie. Dojeżdżaliśmy do naszej stacji.
- Zaraz wysiadamy.
- Ehm... E... Nie doczytałem jeszcze artykułu.
- Doczytasz później. Musimy wysiąść.
- Ehm... Ok...
Metro zatrzymało się na naszej stacji. Anna mnie ponaglała cały czas. Byliśmy spóźnieni.
- Chodź już. Jesteśmy spóźnieni.
- Ok. – Chciałem się pożegnać z ludźmi w metrze. – Do widzenia.


Na stacji było bardzo dużo ludzi. Chodzili w różne strony. Jak mrówki. Wielki tłum mrówek. Na ścianach mozaika układała się w bardzo ciekawy
wzór. Przystanąłem, żeby się lepiej przyjrzeć. Anna mi nie dała.
- Chodź! – szarpnęła mnie za rękaw.


Budynek wydawnictwa to duży wieżowiec. Musieliśmy wjeżdżać windą na czterdzieste drugie piętro. To strasznie wysoko. Ja mieszkam na trzecim. Ludzie wchodzący do windy dziwnie się na nas patrzą. Anna zrobiła sobie chyba zbyt mocny makijaż według nich. Ciekawe, co ci ludzie noszą w tych teczkach? Zawsze z nimi chodzą, więc muszą tam być bardzo ważne rzeczy. Zatrzymaliśmy się na naszym piętrze. Przy biurku siedziała uśmiechnięta pani. Podszedłem do niej i powiedziałem, że jestem umówiony... Przynajmniej chciałem powiedzieć...
- Dzień dobry, w czym mogę służyć?
- Ehm... Ta... E... Jestem umówiony...
- Dzień dobry. To jest pan Łukasz Rzonb, ja jestem Anna Paterska. Jesteśmy umówieni z panem Robertem Śniegockim, ale się spóźniliśmy.
- Pan Śniegocki ma teraz gościa. Proszę usiąść. Przyjmie państwa, jak tylko będzie to możliwe.
- Dziękujemy.
Usiedliśmy na kanapach. Bardzo wygodnych zresztą. Anna znów zaczęła coś do mnie mówić.
- Co ci strzeliło do łba, żeby zakładać fioletowe spodnie?
- Ehm... Kazałaś mi założyć spodnie...
- Wszyscy się z ciebie śmieją! Co twój wydawca sobie o tobie pomyśli?!
- Cóż... Ehm... E... Pomyśli... Że noszę fioletowe spodnie.
- Nie mam już siły do ciebie...



Zauważyłem pewną prawidłowość: jak Anna jest na mnie zła mam ochotę zapalić. Miałem ochotę zapalić. Sięgnąłem po paczkę zawierającą magiczne, uspokajające rurki i wyciągnąłem jedną. Anna znowu nie była zachwycona.
- Co ty robisz?
- Ehm... Miałem ochotę zapalić.
- Tu nie wolno palić.
- Nie masz pewności, nie pracujesz tu.
Pani za biurkiem tu pracowała. Anna znowu miała racje. Nie wolno tu palić.
- Proszę pana. Tu nie wolno palić.
- Ehm... E... Jest pani pewna?
- Tak.
- Hm... A gdzie... wolno?
- W całym budynku jest zakaz palenia.
I to akurat wtedy, gdy miałem ochotę na papierosa. Wstałem. Pójdę do windy, zjadę czterdzieści dwa piętra w dół, wyjdę przed budynek i zapalę. Dużo roboty.
- Gdzie ty idziesz?
- Ehm... Zapalić...
- Co?! Nie możesz teraz wyjść. Zaraz masz spotkanie.
- Hm... No tak... Ale...
- Co?
- Ehm... Mam ochotę zapalić.
Anna chyba nie była zachwycona tym pomysłem, ale szedłem już do windy. Facet czekał na mnie dwa dni, dziesięć minut na papieroska mu nie zaszkodzi. Jadę windą. Ludzie dalej się na mnie dziwnie patrzą, mimo, że Anny i jej za mocnego makijażu nie ma ze mną. Może faktycznie nie powinienem zakładać spodni?... Chociaż wszyscy inni mają spodnie. Trochę głupio czułbym się bez spodni. Wyszedłem przed budynek. Zapaliłem papierosa.


Pod wieżowcem panował ciągły ruch. Ludzie wchodzili i wychodzili, a ja miałem coraz większą ochotę na kawę do mojego papierosa. Pewnie ten zapaśnik w garniturze stojący za kontuarem wie, gdzie jest automat do kawy. Pójdę go zapytać.
-Ehm... Przepraszam, czy... E... nie wie może pan gdzie...
- Z papierosem nie wolno. Proszę wyjść.
- Tak... Hm... Wiem... ale...
- Proszę wyjść z papierosem.
Był to duży skubaniec.
- Ehm... Ok...
Jako, że miły zapaśnik nie wiedział gdzie jest automat zmuszony byłem poszukać innego źródła kofeiny. Po drugiej stronie ulicy była kawiarnia. Tam będzie dobre miejsce na kawę. Są nawet stoliki i krzesła.


Tłoczno było w tej kawiarence. Na domiar złego nie mogłem usiąść wewnątrz. Nie wiem na czym polegają te durne przepisy, ale palić można tylko na zewnątrz. Usiadłem więc przy stoliku znajdującym się w ogródku. Wokół mnie siedzieli ludzie w garniturach, z telefonami komórkowymi w rękach, no i z laptopami na stolikach. Wszyscy w garniturach. No... prawie wszyscy. Kobiety miały takie śmieszne garnitury dla kobiet – zamiast spodni były spódnice.


Kelnerka która do mnie podeszła dziwnie się na mnie patrzyła.
- Podać coś?
- Ehm...Po ile jest kawa?
- Dwanaście złotych.
- Ile?
- Dwanaście.
- Za litr? Dzbanek?
- Za filiżankę.
- Hm... Ok... Poproszę jedną.
To była najdroższa kawa w moim życiu. Na dodatek nie smakowała najlepiej. Za dwanaście złotych spodziewałem się orgazmu w filiżance. Niestety się rozczarowałem. Kelnerka podeszła do mnie znowu i zapytała, czy życzę sobie czegoś jeszcze. Podziękowałem jej uprzejmie i poprosiłem o rachunek. Za dwanaście złotych mógłbym zjeść jakiś porządny obiad. Na przykład schabowego.


Przy płaceniu pojawił się pewien drobny problem. Zapomniałem pieniędzy.


Zawołałem kelnerkę, żeby jej o tym powiedzieć. Nie wyjdę przecież bez płacenia. To niegrzeczne. Strasznie się kobieta oburzyła. Nie trafiła chyba do niej argumentacja, że każdemu może się zdarzyć coś takiego. Krzyczała na mnie. Nie było to przyjemne, więc poprosiłem ją o kogoś rozsądniejszego. Kobiety zawsze reagują zbyt emocjonalnie. Liczyłem, że przyjście kierownika kawiarenki pomoże w rozwiązaniu tej dość krępującej sytuacji. Nie mogłem się bardziej pomylić. Ruda baba wyskoczyła do ogródka kawiarenki. Jej zielone oczy płonęły nienawiścią, a krwistoczerwone paznokcie mnie przerażały. Ciekaw jestem, ilu biedaków już rozszarpała ta ruda baba. Tata zawsze mi powtarzał, że rude jest wredne, ale myślałem że to przesąd. Niestety tata miał rację. Babsztyl zaczął na mnie wyć. Nie było to tak do końca wycie, ale nie potrafię znaleźć innego określenia dla dźwięków wydobywających się z gardła demona, który mnie zaatakował. Wszyscy biznes-ludzie uciekli z ogródka. Wiem dlaczego: krzyki rudego babo-demona sprawiają, że ludziom eksplodują mózgi. Przeczuwałem co mnie spotka. Za kilka sekund eksploduje mi czaszka, a demon rozszarpie mi brzuch swoimi szponami i zacznie wyżerać wnętrzności. Zamknąłem oczy i opadłem bezwładnie na krzesło. Czytałem gdzieś, że jak się spotka w lesie niedźwiedzia, to należy udawać trupa. Może z demonami rzecz ma się podobnie? Odpływałem w umyśle do krainy wiekuistego szczęścia, gdy nagle wszystko ucichło. Otworzyłem oczy i zobaczyłem jak z demonem zmaga się anioł. Tak naprawdę to była Anna, która wciskała kierowniczce pieniądze. Zabrała mnie i zaciągnęła do drapacza chmur, w którym miałem spotkanie.


- E... Dzięki za pomoc.
- Pogadamy o tym później. Teraz idziemy na spotkanie.
- Nie bądź zła. Chciałem się tylko napić kawy...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...