Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Mitch


Rekomendowane odpowiedzi

Mitch

Ziemia wonią spokoju spowita
Głęboka cisza ciszy niesamowita
Lekko wynosi eter oddech karuzeli
A sprężyna młyna rezonansem wystrzeli

Granatu kłębie nadleciały raptem
Wieją, zipią tumany ustawnym traktem
Absurdalne morskiej trąby narodziny
Wróżą niesamowite odwiedziny

Bąk dmuchem wichury hasa za horyzontem
On szuka wciąż żywą zdobycz oka kątem
Przeszywa trupy drapieżnym spojrzeniem
Obmyśla rozbój ukrytym uderzeniem

Cyklon oszuka istotę swoją głębią
A przerażone spirale włosa dębią
Rozłożone szeroko przepastne ramię
Zostawi na łożu śmiertelne znamię

Cyklop stąpa po kryjomu kocim krokiem
By zdobycz nie uciekła mu bokiem
Jaguar mięśnie okrutne zwiera
Wierzeje gwaru przed sobą otwiera

I z nagła wyskoczy do przodu znienacka
Taka, właśnie jego najszybsza zasadzka
Tarmosi wiatr twardymi ramionami
Ulewny połów chwyta tęgimi łapami

Kazuar zawoła wypłoszony wolny ptak
Hebanowym bokiem kryje zagłady znak
W dzień ćma o trzeźwieje przerażenia
To Bora chyżo wybiega z cienia

W jedną chwilę dmuchną miliony tęgich rur
Wybełkocze przestrachem w niebogłosy chór
Końcem stali uderza piorun z oddali
Ogół niebawem rozkruszy i rozwali

Harmatana zrywu ryk za głusza bytu krzyk
On siada na oble czułym okrakiem
Pożera dominium, wielkim smakiem
Mkną wodne strugi i kolosalne maczugi

Brzytwy pędu wiatr bije nagą szyję
Zadusi gordyjskim splotem gada i żmiję
Padół nagle odpada, uskakuje spod nóg
Cyklon tupnie mocarnie w globusa próg

Różnego ogromu szybują piramidy
Diamentowe latające ostrza dzidy
Każde dobro za dmuchem leci i spłynie
Lewantu dech niczego nie ominie

Kurz wilgoci zalepia widok wszędzie
Orkanu nawet chwilę nie ubędzie
Matki ciało drży, powietrze kotłuje
Tornado ciosów batogiem żałuje

W żywota ruch wtargną znowu konania duch
I znowuż Karakal do ataku szybuje
Ostatki uderzeniem klingi morduje
Orkan pląsa radosne baletu figury
Zalękłe łupy wznosi tak lekko do góry

Przyczaił się w całości spełnienia
W niepewności efektu wyniszczenia
Na chwileczkę przystaną trochę wymęczony
On obejrzał z uwagą cztery globu strony

Znienacka z impetem wyskoczył do rury
Z ukosa w sinawe głębie kłębu chmury
Huknięcie błysku rozświetli świat
I przekwita ociężale męczeństwa kwiat

Gęsta ciemność nagle uciekła dali
Jasny poranek z powrotem się rozpalił
Teraz martwota nowym trupem nastawia
Huragan w pustce życie pozostawia

Cezary Trąba
Poniedziałek, 17 lutego 2003,

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...