Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Spadła znienacka atakując me ciało.
Kolejne poszły i za nią,
chociaż te już nieśmiało.
Objęły za rękę i zmysły mamią.

Dotknęły ramienia,
opadły na ziemię martwe.
Wyciągając uprzednio z cienia,
owe magiczne harpie.

Wtedy też dopadła mnie ta ostatnia.

Dotknęła mych włosów,
spłynęła na lica.
Nie musnęła oczu,
topiących jej oblicza.

Namiętnym pocałunkiem,
zraniła me usta.
Najmilszym podarunkiem,
stałą się jej dusza.

Mnie jednak coś nie pasowało,
źdźbła trawy na głowie zszarzały,
w duszy się coś odezwało,
chochliki być to musiały.

W rozumie mi namieszały,
dumę zamknąwszy do klatki,
Biec za nią kazały,
uchwycić jak róży płatki.

Tak oto kropla deszczowa,
Otwiera radosne wrota.
Kropla taka majowa,
lecz bez serca, duszy i złota.

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Hm.....Wiersz bardzo mi się podoba, tylko trudno jest mi dokonać intepretacji. Jest dość tajemniczy i nie potrafię do końca odgadnąć, co chciałeś przekazać i oczym jest. "źdźbła trawy na głowie zszarzały" wskazywałyby, moim zdaniem, na osobę w starszym wieku....Czy podmiot liryczny wiersza zatrzymał się dawno temu, na pewnym etapie swego życia, z którego nie potrafi się wydostać, pomino iż upłynęło wiele lat...??? Tkwi w sieci wspomnień i powoli budzi się z tego letargu i zaczyna na nowo żyć?

Opublikowano

Poprosiłem abyś mi napisała coś na temat tego wiersza... gdyż tak naprawdę sam nie wiedziałem co o nim myśleć. Początkowo pisałem go z myślą o deszczu... i tu owe krople atakujące ciało... miały być zwyczajnym deszczem, uchwyconym w nieco odmiennej formie. Jednakże gdy wiersz ów pokazałem najbliższym... Padły pytania Kim jest owa kropla... i czy ponownie się zakochałem... Gdy więc ochłonąłem nieco przeczytałem ten wiersz patrząc na Kroplę jako na Kobietę... i rzeczywiście taka interpretacja również pasuje.

Interpretacja słów "źdźbła trawy na głowie zszarzały" jest bardzo ciekawa... Podoba mi się, choć nie myślałem o tym w ten sposób... ale jak widać wiersz ten... albo jest uniwersalny jak chodzi o interpretację, skoro można odczytać go na wiele sposobów... albo jest do kitu, gdyż nie ma jednej własnej wymowy.

na ten wers.... można również spojrzeć pod kątem Kropli jako Kobiety... wtedy też wychodziło by, iż pierwsza co spadła znienacka była ogromnym zaskoczeniem dla autora. Kolejne nieśmiałe, więc i miłość nie zapłonęła. By w końcu ostatnia, namieszała w głowie. Wtedy też owe źdźbła trawy mogły zszarzeć ze zgryzoty... lub dylematów.

ale jak widać wiersz ów można interpretować przedziwnie.

Pozdrawiam
Wilkołak

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...