Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Tobiasz cz. 5


Rekomendowane odpowiedzi

Kochałem sport i żyłem bardzo aktywnie. Dużo pracowałem i sporo paliłem. A chwile spędzone w ruchu, na świeżym powietrzu były dla mnie świetną odskocznią od zgiełku, jaki panował w pracy. Dzięki temu przestałem przejmować się sprawami nieudanego związku. Pewnego dnia wszystko uległo zmianie. Dowiedziałem się, że jestem poważnie chory. Groziła mi stopniowa amputacja przynajmniej jednej nogi. To było dla mnie jak wyrok. Bardzo się przestraszyłem. Udało mi się rzucić palenie, często masowałem sobie stopy, regularnie chodziłem na profesjonalne masaże u specjalistów. Dużo odpoczywałem. Jednak mimo różnych zabiegów moje nogi wciąż były zagrożone.
Po raz pierwszy od wielu lat poszedłem wreszcie do kościoła i wyspowiadałem się. Dużo czytałem o miłosierdziu, o objawieniach i tajemniczej mocy modlitwy. Odnalazłem swój stary różaniec i z jego pomocą próbowałem się modlić. Jak nigdy wcześniej, swój każdy dzień rozpoczynałem od porannej wizyty w kościele i na modlitwie różańcowej.
Poznałem historię trójki dzieci z portugalskiej wioski, którym ukazała się Matka Boska. Dowiedziałem się o tajemniczej uzdrowicielskiej mocy cudownej wody u podnóża Pirenejów. Chciałem zobaczyć te wspaniałe i święte miejsca, o których czytałem i słyszałem. Spotkałem tam setki ludzi, którzy z wielką wiarą przybywali modlić się o uzdrowienie swoje albo kogoś bliskiego. Inni z radością dziękowali za dar uzdrowienia. Byłem bardzo wzruszony widząc to wszystko. Wciąż jednak byłem sam ze swoją chorobą. Być może, dlatego, że podróżowałem sam. Jednak samotne pielgrzymki pozwalały mi bardziej przeżywać tajemnice i zjawiska, których doświadczałem na swojej drodze.
Ze zdumieniem obserwowałem pełne wiary modlitwy schorowanych ludzi. Poznałem smak spontanicznej modlitwy płynącej prosto z serca i odkryłem, że cierpienie może być pożyteczne. Zrozumiałem, że każdy swój ból można ofiarować Bogu w jakiejś intencji jako przejaw modlitwy.
Poznałem człowieka, który przed laty cierpiał tak samo jak ja. Rozpoczął wówczas niewiarygodną walkę z chorobą. Kilka razy w roku udawał się na piesze pielgrzymki do Sanktuariów Maryjnych. To była jego ofiara i jednocześnie modlitwa o uzdrowienie. Przez lata odwiedzał te same miejsca i spostrzegał coraz to większe rzesze wiernych. Chociaż nigdy nie zrezygnował z wizyt u najlepszych lekarzy, uważał jednak, że najwięcej zawdzięcza modlitwie. Piesze pielgrzymki mimo wszystko dodawały wewnętrznej siły i woli walki z chorobą. Leczyły zatroskaną duszę. Wreszcie choroba nóg ustąpiła. Pielgrzymowanie nadal jest jego pasją, chociaż teraz częściej udaje się do odległych miejsc. Nie można tam dotrzeć na pieszo z własnego domu, czy nawet kraju. Ale zawsze pamięta, w jaki sposób choroba odeszła i daje żywe świadectwo innym, takim jak ja. I wszędzie tam modli się za innych.
Nie byłem już sam w swojej chorobie. Moje cierpienie stało się manifestacją wiary i pokory. Było dla mnie najpiękniejszą modlitwą, którą mogłem wyrazić. Ta niezwykła modlitwa nauczyła mnie kochać życie. Dzięki temu wróciłem do zdrowia i mogę nadal cieszyć się życiem.


***


Dobrze byłoby żyć zawsze
Kochać zamiast czekać na miłość
Co stuka tak rzadko do serc

Dobrze byłoby
Nam śmiertelnikom zwykłym
Bez biedy, co puka do drzwi

Dobrze byłoby
Odnaleźć szczęście
I miłość, chociaż spóźnioną

By razem być
By razem śnić
Nie licząc dni
Bez siebie spędzonych chwil

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...