Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zgłoś



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Pokochać coś Nie kogoś, to prostsze Pokochać coś Żeby się chciało wstać Niech to nie będzie pies Ani chomik One zawsze upomną się O jedzenie Ale coś co bez uwagi zgaśnie,  Cicho nawet nie będzie Pusto będzie, jak? O tak jak jest
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        małe ciało, mniejsza cisza jedno i drugie nie wystarczą by umrzeć
    • Z żebra Adama   gdy na Adamie Ewa znad Ebro galopowała jak żywe srebro wtedy powziął przekonanie że cud boski stworzył panie bo obolałe miał siódme żebro
    • tamtego zmierzchu szum stał się za głośny orkan przywiał z sobą każdy bolesny odgłos który ktoś kiedyś nagrał lub opisał poszepty konających co usypiają były zaledwie tłem dla tych co rozdzierali się nad nimi w rozpaczy widzę w oknie jak drzewa jak bloki uginają się od niemożebnej wichury uginają się od drgań z tych gardeł dziś okno jak ostatni spektakl na Ziemi te poszepty te łkania były w oddali zawieszone pod ciemno pochmurnym niebem gdzieś eksplozje napalmu jak kotły w operze a na podwórku na czarnych zgniłych liściach tańczą plaski ciosów ze stękami boleści oberka wokół ryków zarzynanej świni   napór na bębenki był coraz cięższy nie dałem rady dłużej tego słuchać ominąłem plamę czyjejś krwi w przedpokoju zamknąłem mieszkanie rzuciłem klucz za okno zbiegłem klatką do piwnicy   i tu już jest lepiej siedzę sobie w zmurszałym kącie przytulnie osaczony koło trutki na szczury szum był z powrotem jak przed orkanem taki do przeżycia tu nie razi nie dusi słońce tu mnie nawet nie przewieje zimą nie ma tu żadnego okna dlatego nie ma tu prawie żadnego problemu   tylko że słychać dalej w oddali słabiej lecz wciąż słychać te wszystkie zgrozy ostatni wzdech łkanie wybuch za wybuchem i bijący z bitą przewalają się nade mną nie wiem czy są kondygnację wyżej czy kotłują się już w mojej kuchni czy jedno chce drugie zatłuc na miejscu na trawniku pod moim blokiem ale słyszę ich huki i warki i ja sam warczę na nich z dołu bo szamoczą się z sobą za blisko mnie naruszają mój mir domowy warczę bo nie chcę ich dłużej słyszeć a świni co by sobie jeszcze pożyła za to nie słyszę już w ogóle ona teraz zamknięta w puszcze peklowana popiołami czyjegoś domu i ostoi marynowana czyimiś łzami i limfą pomielona razem z chrząstkami i skórą ona konserwą która mnie tu żywi zajadam ją i zagryzam sucharami bo nie mam za bardzo innego wyboru     słyszę jak ktoś puka do drzwi coś puka do żelaznych pancernych drzwi to stuka taboret noszony falą brudnej wody o Jezu nareszcie mam gości i to nie jakiegoś podleca czy idiotę odwiedza mnie ostatnia powódź na Ziemi podświadomie czekałem na nią jasny i gotowy Morze Karaibskie struga krwi mocz mojego psa parowały powoli by zmieszać się w płynnej orgii parowały by spaść ostatni raz na ziemię z tym co zostało z lodowców Grenlandii i załatwić od ręki każdy z kłopotów Pierwszego Drugiego i Trzeciego Świata brunatna fala wdziera się do środka razem z wszystkim co zdarła z powierzchni ziemi razem z moimi pancernymi wrotami a ja wzruszony witam się z falą rozwieram ramiona na oścież i tymże krzyżem leżąc unoszę się na wodzie   pode mną w brunacie śmieci i gnijący topielcy a jednak woda pachnie rześkim deszczykiem wreszcie nie słychać tamtej masakry bo naokoło mnie śmieci i gnijący topielcy topielcami ci przed których głosami uciekłem już nie ma komu krzyczeć płakać rzęzić jestem ostatni unoszę się więc słodko bezwładny i wzruszony aż woda wypiera mnie do końca zderza mnie twarzą ze ścianą nade mną pierwszy i ostatni raz całuję się z sufitem odchodzę z czarną pleśnią i porostami w ustach
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...