Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Bardzo mi się podoba. Prosty, czytelny, jasny, napisany ludzkim językiem (a to coraz rzadsza cecha wierszy). Postać tego jałmużnika jest mi bardzo bliska, dobrze ją rozumiem. (Tak, jak dobrze rozumiem bezdomnych ludzi, bezpańskie psy, dzieci z patologicznych rodzin i z domów dziecka - oraz wszelkie inne samotności i nędze). Każdemu potrzebne przynajmniej dobre słowo, miły gest, przynajmniej jakaś namiastka ciepła - zwłaszcza, kiedy nie dostawał tego od tak dawna, że zaczyna zapominać, jak to jest; że zaczyna się bać zbyt dużych uczuć...

Stanisławo, bardzo jestem ciekawa Twojego "plagiatu". Wklej go, proszę... Na pewno nie zostaniesz oskarżona. :-) Zestawienie podobnych w treści wierszy bywa bardzo ciekawe. Kilka razy już się tak złożyło za mojej obecności na Orgu.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



niestety Okxywio, mam niemiłe doświadczenie w tej dziedzinie, zostałam oskarzona o plagiat...dlatego sśedzę teraz dokładnie wiersze innych, no może nie za dokładnie, bo i czasu brak, ale się staram...
ale wiesz zauważyłam, że ludzie w większości myślą tak samo używając podobnych słów, no cóż taka jest nasza mowa, tylko niewielu udaje się wykrzesać nowe metafory jednocześnie logiczne i strawne.
pozdrawiam ciepło ES
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



A może podpowiesz w która stronę, ma pójść aby okazać się niezwykły. Pozdrawiam Leszek. :)

Ja się nie znam na poezji, ale jak to już wcześniej Sokratex zdefiniował powinieneś pójść w strzelaninę tzn. : może bohater liryczny powinien zaprzyjaźnić się z księdzem czy coś...

księża nosili mu grosze
zwykle po tacy- bez proszę
dawali, on nie dziękował
intencje nie leżą w słowach

no może bzdura ale chodzi mi o to, że jakieś swoje myśli dołożyć trzeba
pozdrawiam

Jimmy nie dotarłeś do myśli autora, które są w wierszu ukryte. Pozdrawiam Leszek. :)
Opublikowano

Z zaciekawieniem przeczytałem Wasze opinie pod wierszem i nie tylko tu na portalu.
Ukazały mi się trzy interpretacje wiersza:
1. Zasugerowana tytułem opowieść o człowieku, który żyje w cieniu świętego miejsca. Wiedzie marne życie za marne grosze, które wyprosi u przechodzących. Intuicyjnie czuje że mógłby inaczej żyć gdyby ta hojność była większa, ale czy na pewno?
2. Druga uogólnia słowa wiersza do uniwersalnych wartości czynienia dobra i nie pozostawania obojętnymi wobec biedy zarówno tej materialnej jak i uczuciowej.
3. Trzecia to relacja mężczyzny poniżonego koniecznością żebrania o uczucia przez ukochaną kobietę. Żebrze o nie i boi się uwierzyć gdy dostaje choćby namiastkę, boi się pięknych słów i gestów, których wymowy i ewentualnej kolejnej zmiany mógłby nie przeżyć. Jednocześnie wierzy, ze przywrócone uczucie pozwoliłyby mu nabrać chęci do życia.

Może nie do końca odczytałem z kolei Wasze interpretacje, a jaka jak sądzicie jest interpretacja autora, którego znacie już z wielu wierszy. Może jest którąś z nich, a może.....

Pozdrawiam Leszek. :)

Opublikowano

No to mamy zgaduj-zgadulę! Proponuję, Leszku, żebyś ogłosił konkurs na forum dyskusyjnym! ;-)
Postaram się wymyślić jeszcze jakąś inną, zgodną z wierszem interpretacyją. Ale nie wiem, czy mi się uda. Swoją drogą to umiesz Ty ludzi nakłaniać do kolejnych odczytań i rozgłówkowywań swoich wierszy... :-)
Czekaj no, ja też napiszę jakąś łamigłówkę i każę Ci ją zinterpretować od siebie oraz ode mojego punkta widzenia! ;o)
Pozdrowieńka sierdeczne.

PS. A cudzych wierszy to Ty już całkiem nie czytasz?...

Opublikowano

No, mam jeszcze jedną interpretacyją. :-)
Żebrak to poeta. Modli się do Muzy o natchnienie, o napełnienie jego miseczki słowami, za które "kupi zapomniane gesty" - może chodzi o jakieś przejawy ludzkiego szacunku, sympatii, podziwu, adoracji, uwielbienia, o docenienie peela? o zauważenie jego uczuć, osobowości, po prostu człowieczeństwa? - "kupi namiastkę" tego wszystkiego i "poczuje się jak panisko" - namiastka mu wystarczy - i będzie słowa "sączył powoli", bo "zbyt duży haust" tego, co można za nie dostać, "mógłby zabić" - czy nie chodzi tu o sławę? lub choćby o zbyt wiele pochwał i aplauzu? Mówi się, że kariera niszczy talenty - i często okazuje się to prawdą. Talent człek zachowuje, dopóki jest samokrytyczny i nie do końca pewny siebie.
No jak: bingo? czy pudło?

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nie tworzę łamigłówek, aby się "pastwić" nad czytelnikiem, ale chyba wieloznaczność interpretacyjna jest bardziej zaletą niż wadą wiersza. :)
Co do Waszych wierszy to czytam je prawie wszystkie, jednak nawet nie wiem kiedy uciekł mi ostatni miesiąc. Trudno niektórym uwierzyć ale to prawda, że czas mnie nie lubi i ucieka przede mną jak szalony. Pozdrawiam Leszek. :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



W interpretacji wierszy jesteś nieoceniona. :) Powiem bardzo uczciwie, że Twoja ostatnia interpretacja chyba bardziej podoba mi się od mojej. :)
Natomiast powiem Ci, że cieszą mnie te powroty. spontaniczne nieuzależnianione od moich komentaży. Staram się merytorycznie odpowiadać i patrząc na ilość moich postów chyba widać, że nie jestem całkiem biernym uczestnikiem portalu. Pozdrawiam Leszek. :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...