Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

AKT 1
SCENA1

Pijany, ubrany w garnitur człowiek w średnim wieku, brudny i spocony idzie chwiejnym krokiem po torach kolejowych. W ręku trzyma butelkę „Balantines’a”, popija, śpiewa i wydziera się pijackim głosem (fałszuje):

• BIAŁA LOKOMOTYWA, BIAŁA LOKOMOTYWA, BIAŁA ....

Zatrzymuje się, rozgląda dookoła. Chwieje się na nogach i sapie. Po chwili pije trochę whisky, po czym wypluwa alkohol i krzyczy:

• GÓWNO! (wyciera twarz rękawem) NIE MA ŻADNEJ BIAŁEJ LOKOMOTYWY, ŻADNYCH BIAŁYCH MYSZEK. ŻYCIE TO CIĄGŁA WĘDRÓWKA W NIEZNANE!

Wypowiedziawszy te słowa bierze następny łyk alkoholu z butelki, zaciska wargi, wyciera twarz rękawem i wędruje dalej, lecz wolniej (albo trwa w bezruchu).
Jednocześnie z drugiej strony torów nadchodzi „wariatka”, która skacze po torach. Ma na sobie łachmany, jest spocona i brudna. Kobieta skacze i śmieje się „upiornie” jak wariatka. Może czasem stanąć na chwilę i perfidnie drapać się po miejscach intymnych, ale tak, aby wyglądała na osobę chorą psychicznie. Kobieta wrzeszczy:

• HA! HA! NIGDY MNIE NIE ZNAJDĄ! NIE ZNAJDĄMNIE NIGDY! NIGDY!

Postacie zderzają się ze sobą i upadają na ziemię. Mężczyzna nucie jeszcze cichutko:

• BIAŁA LOKOMOTYWA...

Kobieta płacze.

SCENA 2

Słychać muzykę (może być np. tylko saksofon lub muz. klasyczna itp.) Po chwili z tyłu wyłania się postać mężczyzny. Jest na boso, ma na sobie białą szatę – na wzór Chrystusa (może być broda i długie włosy i laska). Podchodzi do torów, mija leżące postaci i wędruje dalej po torach, wreszcie odchodzi. Muzyka głośniej. Po chwili ciszej (lud wcale). Mężczyzna i kobieta wstają i razem zaczynają mówić:

• I ZNIKNĘŁA MOJA BIAŁA LOKOMOTYWA
ZOSTAŁEM SAM NA TORACH ŻYCIA MEGO
DLACZEGO?
DLACZEGO TAK PO PROSTU ODESZŁA?

A MOŻE KIEDYŚ WRÓCI
MOJA BIAŁA LOKOMOTYWA?
I USŁYSZY MOJE SŁOWA:
ELLI LAMA SABAHTANI?

I LOVE YOU, I NEED YOU
BUT SOMETIMES I HATE YOU

ELLI LAMA SABAHTANI?
ELLI LAMA SABAHTANI?
ELLI LAMA SABAHTANI?

( “Luis”)

Rozbiegają się w dwie strony I opuszczają scenę. Muzyka cichnie.
Koniec aktu pierwszego.

AKT 2
SCENA 1

W tle muzyka bez słów. Młody człowiek (Peter) normalnie ubrany (spodnie i koszula lub sweter, buty) siedzi na podłodze i czyta (wnętrze urządzone jak pokój: kilka książek, stół, krzesło, jakiś magnetofon, płyty itd...)

Peter:

• I tak mija kolejny pieprzony dzień życia (śmieje się). Kurcze! Szkoda, że nie prowadzę pamiętnika, mógłbym zapisywać tam niektóre piękne myśli i słowa, które czasem plątają mi się we łbie przez cały dzień. Jak teraz : „i tak mija kolejny pieprzony dzień życia” piękne, a ile w tym mądrości i prawdy o mnie.

Siedzi tak chwilę podparty rękoma o podłogę i patrzy w górę. Po chwili wyjmuje z kieszeni (lub zza książek) kilka skrętów. Bierze jednego, a pozostałe chowa na miejsce. Muzyka.

Peter:

• A to na poźniej (odpala i bierze głęboki wdech) to jest to! Co za rozkosz! Ah! Tak! Lubię to! (Powtarza tak ciągle, aż do końca skręta. Gdy spali zaczyna kołysać się w rytm muzyki, po chwili nieruchomieje, zamyśla się i mówi dziwnym głosem:
• MARCHEWKOWE POLE MNIE OTACZA
WSZYSTKO, CO WIDZĘ PRZYBIERA KSZTAŁT MARCHEWKI
PRZENIKA MNIE NAWET MARCHEWKOWY ZAPACH
KTÓRY CZASEM TAK BARDZO ŚMIERDZI

JAK UWOLNIĆ SIĘ Z TEGO STANU?
PRZYWDZIAĆ SWÓJ WŁASNY MUNDUREK
ZAMIAST ZDRADLIWEJ CZERWIENI MARCHEWEK?
TAK BARDZO CHCIAŁBYM ŻYĆ BEZ PROBLEMÓW!!!
(„Luis”)




SCENA 2

Gdy kończy mówić Peter wchodzi Bruno. Ubrany podobnie do niego, tylko jest bardziej „szpanerski” i „wyluzowany”. Donośnym, zimnym i trochę pogardliwym tonem mówi:

Bruno:

• Co jest Peter? Jak tam odloty, co?

Peter (zmieszany):

• Odpierdol się! Pukać nie umiesz?

Bruno (uśmiechnięty):

• Pieprzyć zasady. Mam do ciebie sprawę.

Peter (śmieje się cynicznie):

• Ty? Ile chcesz pożyczyć? Stówę, dwie?

Bruno:

• Nie chodzi o forsę!

Peter (z zaciekawieniem):

• No to o co?

Bruno (podekscytowany):

• Słuchaj Peter. Nie uważasz, że to, co robimy jest bez sensu?

Peter (wyraźnie zdziwiony i zainteresowany):

• Ale co?

Bruno (z tym samym zacięciem):

• No, całe to jaranie. Przecież to dziecinada. Już trzeci rok jaramy to zielsko i żadnej wielkiej przyjemności w tym nie ma.

Peter (z niedowierzaniem):

• O! Mów za siebie. Mi to dobrze robi.

Bruno:

• Tak, ale wiesz, może by tak czegoś lepszego spróbować?!

Peter (wstaje w jednej chwili, dosadnie):

• Chyba cię pojebało, przecież wiesz jak to się kończy!!!

Bruno (zawiedziony niezadowoleniem kolegi, spokojnym tonem):

• No tak, ale po kilku niewinnych razach nic się nie stanie. Na pewno nie, a z resztą te wszystkie ostrzeżenia, przestrogi mam w dupie. W życiu trzeba przecież wszystkiego spróbować, nie?

Peter (wyrwane z kontekstu, cicho – poza główną akcją):

• „...I nikt nie wyjdzie stąd żywy...”

Bruno (zdziwiony):

• Co?

Peter (trochę zmieszany):

• Nic, głośno myślę.

Bruno (znów podekscytowany):

• Bo wiesz, poznałem w klubie kolesia, który rozprowadza „chemię” („fetę”) i co najważniejsze – pierwsza działka za darmo. Za zupełną darmochę rozumiesz to?!

Peter (z pogardą):

• I co? Chcesz pewnie tylko jeden jedyny raz a potem znów zielsko?

Bruno (po chwili zastanowienia):

• Nie wiem, to zależy, czy mi się spodoba, ale „po sportowemu” można brać. Niedługo matura, potem egzaminy, wiesz.... Po co tracić życie na ciągłe wkuwanie?

Peter (obojętnie):

• Jak chcesz. Mi starczy na razie „gandzia’. Na pewno nie chcesz forsy (z niedowierzaniem)?

Bruno (myślami gdzieś obok):

• Nie. Już pójdę. Muszę pogadać, dowiedzieć się jeszcze trochę o amfie. (zamyślony wychodzi)

Peter (ironicznie):

• Powodzenia!

(Muzyka)

SCENA 3

Peter (siedzi jak wcześniej w zamyśleniu):

• No! No! Co się z ludźmi dzieje? (Dobywa puszkę z piwem, otwiera i zaczyna pić, mówi) Przecież on nawet kiedyś papierosów nie palił, o piwie nie wspomnę. Ale po śmierci matki wszystko się zmieniło. Teraz to stary „jaracz”. Doświadczony zawodnik. Kto wie? Może ma trochę racji. Nigdy nie wiadomo co czeka nas w tym pieprzonym życiu. (Dopija piwo i wychodzi).

SCENA 4

Rzecz dzieje się na ulicy. Elegancko ubrany i uczesany Ernie idzie ulicą, za nim Bruno krzyczy.

Bruno:

• Hej! Ernie! (biegnie)

Ernie (odwraca się):

• Co jest?

Stoją tak razem i rozmawiają.

Bruno:

• Cześć! Słuchaj, powiedz mi jak to jest po amfie. Jak to działa.

Ernie (śmieje się):

• Kurwa młody! Co ty myślisz, że ja nauczycielem jestem? Spróbujesz – będziesz wiedział, nie spróbujesz, to się nie dowiesz. Proste?!

Bruno (onieśmielony):

• Tak, ale jak to w ogóle działa?

Ernie (znudzony):

• Już ci powiedziałem. Każdy organizm odbiera inaczej. Jak chcesz to wpadnij do mnie kiedyś. A teraz muszę lecieć. Klienci czekają. Cześć!

Bruno (w zamyśleniu, cicho):

• Cześć!

Rozchodzą się.

SCENA 5

Do mieszkania Petera wchodzi Peter i Bruno

Peter (z pretensjami w głosie):

• Co ty w ogóle robisz? Nie widziałem cię dobre dwa tygodnie.

Bruno (z pełnym luzem):

• Facet, nie masz pojęcia, jak wspaniale jest być na prawdziwym haju.

Peter (zmartwiony):

• A więc jednak?

Bruno (poklepuje go, z ekstazą):

• Spoko! Jest zajebisty power, pała nie opada, widzisz zajebiste panienki, które pragną abyś je przeleciał, albo jesteś w dżungli, albo lecisz (gestykuluje lot0 w przestrzeni kosmicznej i masz wszystko w dupie. Tak!! (Bruno stoi z przodu a peter z tyłu coś układa) (mówi cicho w zamyśleniu).
• DOBRZE JEST CZASEM ŚMIERDZIEĆ SZMALEM
ROZKOSZOWAĆ SIĘ DOBRYM TOWAREM
DOBRZE JEST CZASEM ŻYĆ BEZ ZŁUDZEŃ
PO PROSTU MIEĆ WSZYSTKO W DUPIE
(„Luis”)

Peter (podchodzi do przodu):

• Co ty piprzysz?

Bruno (zdziwiony, że został usłyszany):

• Co? A nic, tak sobie bredzę. Mówię ci jest zajebiście.

Peter (z zastanowieniem):

• Słuchaj, skoro tak to chwalisz, to coś chyba musi w tym być. A mi też się coś z życia należy, nie?!

Bruno (z radością):

• No! Wreszcie mówisz do rzeczy!!!

Peter:

• To chodźmy do tego twojego Erniego!

Bruno (rozradowany, szczęśliwy):

• Nie ma sprawy!

Objęci wychodzą.


SCENA 6

Na scenę wchodzi Ernie z gitarą na ramieniu (bez pokrowca). Nuci coś lub pogwizduje. Siada, zaczyna coś grac, przerywa. Z zastanowieniem:

Ernie:

• Jak to było? Hm. O1 Już wiem.

Gra. Za chwilę dzwoni telefon komórkowy. Odbiera.

Ernie:

• No! Cześć kochanie! Jak tam po wczorajszym, nóżki wróciły na swoje miejsce? Co?
Taka byłaś napalona. Dobrze było co? (słucha) Dziś powtórka? Kochanie! Żaden problem, powyginaj się trochę to poćwiczymy coś ekstra. Pa! (odkłada telefon, chce zacząć znowu grać, ale dzwoni dzwonek do drzwi, otwiera, widzi Petera i Bruno)

Ernie:

• O cześć wam! Jak tam odloty?

Bruno:

• W porządku stary...

Ernie (ucina mu);

• A to kto?

Bruno (ze spokojem):

• To mój stary kumpel Peter (podają sobie ręce z Ernie), nauczył mnie jarać, ale teraz chce sięgnąć po coś lepszego, to czego dawno już chcieliśmy zaznać, ale...

Ernie (znów się wtrąca):

• Przestań pieprzyć i nie licz już na darmową działkę dla siebie. On to co innego.

Ernie wyciąga z kieszeni marynarki działkę białego proszku i rzuca Peterowi.



Ernie (ironicznie);

• Wiesz jak to się robi?

Peter (daje „wyluzowanego):

• Spoko! Co w tym trudnego?!

Ernie:

• No, żebyś się kiedyś nie zdziwił! To nie jest dla mięczaków!

Do Bruno:

• A ty chyba jeszcze masz trochę towaru, co?

Bruno:

• Spoko (pokazuje).

Peter: (do Ernie’ego):

• Idziesz się z nami powłóczyć?

Ernie (chwyta się za krocze):

• Sorry! Moja lala chce studiować dalsze rozdziały „Sztuki kochania” nie mogę jej zostawić w potrzebie. Po bzykanku może skoczymy do kluby to was poznam.

Peter i Bruno (razem):

• No to nara!!!

Ernie (pogardliwie):

• Spadajcie z tym waszym nara!!!

Wychodzą. Ernie ściąga ubranie, bierze ręcznik i wychodzi brać prysznic.

SCENA 7

Wchodzi Peter, źle wygląda. Drży, siada na podłodze i mówi drżącym głosem:

• WOŁAM O POMOC
KRZYCZĘ O POMSTĘ
ZABIJA MNIE TA NOC
W KTÓREJ SIĘ DŁUŻĘ

DAJE NATCHNIENIE
ODBIERAJĄC ŻYCIE
NAPAWA ZWĄTPIENIEM
I CIĄGŁYM WEWNĘTRZNYM NIEPOKOJEM

BYLE DO RANA!
BYLE DO JUTRA!
BYLE PRZETRWAC!
(po chwili)
I UMRZEĆ???
(„Luis”)



Zasypia. Po chwili wchodzi Bruno z dwiema działkami proszku w ręku. Macha widząc Petera na podłodze, ale ten nie reaguje. Szturcha go, próbuje obudzić.

Bruno:

• Co ty, śpisz?
• A śpij sobie, śpij do osranej śmierci.

Siada na podłodze. Przygotowuje działkę na książce za pomocą karty telefonicznej, którą wyciąga z kieszeni. Wdycha, prostuje nogi rozluźnia się i mętnieje, patrzy przed siebie i mówi:

Bruno:

• CHYBA CHCIAŁBYM MIEĆ SKRZYDŁA
OBOJĘTNIE JAKIE, BYLE BYM MÓGŁ LATAĆ
Z GÓRY OGLĄDAĆ PIĘKNO ŚWIATA
A W RAZIE CZEGO LĄDOWAĆ
TAK. DOBRZE JEST MIEĆ SKRZYDŁA.
(„Luis”)

Po chwili, gdy Bruno kończy, budzi się Peter. Mówi zaspany.

Peter:

• Co ty tu robisz?

Bruno (bełkotliwie):

• Jak to co? Nie widzisz?

Peter (rozmarzony):

• Wiesz, śniło mi się, że przyniosłeś towar...

Bruno (ożywiony):

• Stary, to nie iluzja, ale rzeczywistość!
Podaje mu działkę, ten wciąga nosem, rozluźnia się, po chwili mówi, a Bruno wizaż sztywno patrzy w górę.

Peter:

• Słuchaj Bruno, niedługo matura, a my zamiast się uczyć, ćwiczymy odloty


Bruno (znudzony):

• Co ty pieprzysz! Nic się nie bój. To tylko pomoże zdać. Trochę amfy nie zaszkodzi. Z nią wszystko wejdzie ci do tej pustej głowy do głowy.

Peter (zamyślony):

• No tak, chyba masz rację. Ale czasami mam po prostu ochotę żyć jak normalny człowiek, bez tych pieprzonych narkotyków.

Bruno:

• To idź na odwyk, a zmienią cię w miazgę i będziesz kupą rzadkiego gówna.

Peter:

• No właśnie. Teraz jestem gównem, a na odwyku zrobią ze mnie jeszcze bardziej śmierdzące gówno.

Bruno (wyraźnie znudzony, wstaje):

• Idę do klubu, bo widzę, że się rozklejasz, a ja nie mam ochoty słuchać twoich durnych narkomańskich zwierzeń. Ceść!

Wychodzi

Peter (po chwili zamyślony):

• Cześć!

Peter kładzie się na podłodze i rozmyśla ze wzrokiem wpatrzonym ku górze. Włącza się muzyka – najlepiej psychodeliczna, transowa. Muzyka cicho.

SCENA 8

Muzyka cicho.

Peter (pozycji j.w.):

• JESTEM CHYBA PSEM
ALE SAMOTNYM
PSEM SZUKAJĄCYM PRZYJACIELA
JEDNEGO – ZAWSZE CZŁOWIEKA

NIE TAKIEGO JAK JA - PSA
KTÓRY ŻYJE JAK ZWIERZĘ
CZUJE I CIERPI JAK PIES
I UMRZE NIE WIDZĄC TWARZY SWEGO KATA

NIE, TO NIE MOŻE BYĆ PIES
MOGLIBYŚMY POGRYŹĆ SIĘ O JAKĄŚ SUKĘ
TO MUSI BYĆ PRAWDZIWY CZŁOWIEK
POSZUKAM, MOŻE KIEDYŚ ZNAJDĘ

(„Luis”)



Zasypia. Muzyka głośniej.


SCENA 9

Muzyka cichnie, wbiega Ernie. Jest przestraszony, zdenerwowany, mówi prawie płaczliwie. Budzi się Peter.

Ernie:

• Kurwa! Wiesz co ten gnój zrobił?

Peter (otrzeźwiony):

• Uspokój się stary! Co się stało?

Ernie:

• Ten twój pierdolony koleś Bruno. Spotkał mnie w klubie. Miał jakiś nowy towar. Odradzałem mu, ale polazł do kibla i wpierdolił sobie wszystko. Teraz leży blady i nie oddycha.

Peter (żywiołowo, zerwał się):

• Jak? Gdzie? Jaki towar?

Ernie:

• Jakieś gówniane prochy. Zasrane ścierwo!

Peter:

• To na co ty kurwa czekasz?

Wybiegają razem. Muzyka chwilę głośno.


SCENA 10

Peter i Ernie wciągają ciało Bruno na scenę i próbują go obudzić.

Ernie (kopie go, klepie, szturcha):

• Wstawaj gnoju! Starczy odlotów! Więcej nie dostaniesz żadnej działki ode mnie rozumiesz?!

Peter:

• Spokojnie, bez paniki.

Zagląda mu w oczy, sprawdza tętno, bicie serca, oddech, podnosi ręce, które zaraz opadają samoczynnie.

• (wrzeszczy) Kurwa. Przecież on nie żyje!!!

Ernie (panicznie wydziera się):

• Skurwiel!!! Gnój!!! Wiesz co teraz będzie?



Zaczyna grać muzyka – „The end” (The Doors)

Peter (ciągle go klepie, maca, obstukuje, znajduje w kieszeni kartkę):

• Patrz co tu jest napisane! (czyta głośno – ale obaj czytają kartkę:
• CZUJĘ, ŻE MOJA DUSZA JEST SPRZEDANA
CZYN SIĘ DOKONAŁ JAK TEGO CHCIAŁEM
KOŚCI ZOSTAŁY RZUCONE
WIĘC PO CO IŚĆ DALEJ
(„Luis”)


PS. Dziś w nocy gadałem z Morrisonem...


Ernie (przestraszony):

• Kurwa nie wiedziałem, że to był psychol.

Peter (nerwowo):

• Zamknij się! Lepiej pomóż mi go w coś owinąć, a potem wynieść. (Ernie patrzy zdziwiony, pytającym wzrokiem)
• Co się gapisz? No rusz się bo zaraz będą tu pały!

Biorą koc i owijają ciało Bruno. Muzyka głośno. Podczas trwania utworu, owijają go i wywlekają ze sceny. Ernie cały czas przeklina.


KONIEC



×
×
  • Dodaj nową pozycję...