Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

***

Z mgły, paskudnej z resztą, jako że zimnej jak cholera, a gęstej jeszcze bardziej, wyłonił się szary kształt. Sirrin nie mógł rozpoznać dokładnych zarysów piętrzącego się przed nimi ogromu, ale z doświadczenia wiedział, że nie wróży im on dobrze. Skończyła się mało przyjemna podróż, która jednak, o czym elf doskonale wiedział, wyda się beztroskim spacerkiem pod późno wiosennym słoneczkiem, gdy tylko zdoła dojrzeć oczodoły okien więzienia. Bo, że to więzienie było, nie musiał go nikt specjalnie przekonywać. Prawdę mówiąc Sirrin od samego początku, kiedy po raz pierwszy zobaczyli ścianę lasu, był przekonany, że w końcu do niego trafią. O ile oczywiście nie zostaną najpierw zastrzeleni z ukrycia. Dość często bowiem zdarzało się, że wolne elfy najpierw spuszczały cięciwy, a dopiero potem zadawały pytania. Cały problem polegał na tym, że przeważnie nie było już komu. Elfy miały niesamowicie celne łuki.
Ścieżka którą dotąd jechali wywiodła ich na dobrze utrzymany, kręty trakt, dość szeroki, by obok siebie iść mogły trzy konie. Skręcili na wschód. Zaczynało już zmierzchać, pokraczne cienie wychynęły spośród drzew. Mgła opadła, spowijając konnych gęstym oparem.
- Dachell`sa. – wilgotne powietrze stłumiło głos elfki. – Cammi nehil neroni.
- Co ona powiedziała? – zapytał szeptem Azazil, który niedawno dopiero odzyskał przytomność. Sirrin w odpowiedzi wzruszył ramionami. Jakoś nie miał ochoty na konwersację. Myślał. Na razie wszystko układało się mniej więcej po jego myśli. Nie zastrzelili ich od razu, a to oznacza, że aktualnie nie prowadzą wojny. Prowadzili ich za to do cytadeli. Co prawda Sirrin miał słabą nadzieje, że trafią do obozu granicznego, skąd byłoby znaczni łatwiej uciec, ale za to z cytadeli do miasta jest dużo mniej drogi przez las.
- Sirrin. Co ona powiedziała?
- Nic ważnego, Azazil. Już raz ci powiedziałem, żebyś nie otwierał buzi, więc usłuchaj mnie łskawie, bo jeśli nie to i dla ciebie i dla mnie skończy się to niezbyt dobrze- Siriin nie miał ochoty tłumaczyć mu w jakiej znaleźli się sytuacji. Chyba nie zdawał sobie sparawy, w jakim bagnie się powoli zatapiają, a uratować ich może tylko cud.
Nagle jeden z elfów podjechał do nich i kazał się zatrzymać. Brutalnie zawiązał im na oczach czrne opaski, przez które widać był tylko złowieszczą ciemność. Nie mogli zobaczyć wielkiego, solidnego zamku, otoczonego szeroką fosą. Nie mogli zobaczyć elfów stojących na strażach i pilnujących każdego, nawet najmniejszego zakamarka. Siriin wyczuwał jednak ograom budynku, jego siłe i wzbudzający powszechny starch. Usłyszeli głos elfki, która tłumaczyla komuś, że nie może spuszczać tej dwójki z oka. Powiedziała też coś zupełnym szeptem, Siriin nie uslyszał tycha jakże ważnych dla nich słów, ale wiedział, że mogą wróżyć tylko coś niedobrego. Ktoś pociągnął ich konie za uzdy i przeszli stępem przez most, unoszący się nad fosą.
Azazil znów poczuł się gorzej, jęczał coś cicho, pamiętając już o przestrodze towarzysza. Na czoło wstąpiły mu kropelki potu, twarz przybrała odcień białych płatków śniegu, Zachwiał się niebezpiecznie na siodle, ale nie spadł na szczęscie. Siriin nie mógł tego zobaczyć, ale słyszął dookoła niecichnące głosy, niektóre pełne rozpaczy, jeszcze inne pełne brutalności im władczości. Nie rozróżniał słów, ale wiedział, że znaleźli się na wielkim dziedzińcu, stukot kopyt odbijał się od wysokich, kamiennych ścian. Jakiś obcy elf kazał im zsiąść z koni. Siriin zeskoczył miękko, jednak jego przyjaciel miał z tym większy problem. Śmiało można powiedziać, że sturlał się z siodła, lądując rzycią na kamiennym podłożu. Jeden ze strażników, który eskortował ich do celi, podniósł Azazila brutalnie, kopiąc go przy tym w brzuch. Tamten stęknął, a z ust polała się stróżka krwi.
Wciąż mając opaski na oczach, poszli stromymi schodami, pnać się ku szszytowi zamku. Co chwila skręcali, idąc to mniejszymi, to większymi korytarzami. Siriin, który zamierzał zapamiętać drogę, , pogubił się już, a cała nadzieja legła w gruzach. Nie wiedzieć dlaczego, czuł się odpowiedzialny za Azazila, który teraz potykał się co trochę, kaszlał i jęczał o litość. Siriin wiedział, że taka postawa nic nie pomoże, a jeszcze pogorszy sytuacją. Poza tym nir orientiował się, czy niektóre z elfów znają ludzką mowę. Ale wiedział, że trzeba być ostrożnym, że trzeba dobierać słowa, a najlepiej nie odzywać się w ogóle..
Nagle zatrzymali się przed jakąś komnatą, dwóch elfów wepchnęło ich nie dbając zupełnie o zdrowie. Zdjęli im opaski i zatrzasnęli ciężkie, dębowe, solidne drzwi. Siriin musił przez chwilę przyzwyczaić się do panującego w celi światła, którego źródlo znajdowało się w rogach pomieszczenia i palących się pochodni. Pomieszczenie było niewielkie, ale wysokie, na kamiennej podłodze leżały tylko koce, imitacje łózek. W jednym rogu stało duże wiadro, tym razem imitacja ubikacji.Azazil leżał nieruchomo na podłodze, oddychając ciężko. Siriin uklęknął przy nim, dotykając czoła, które było blade, ale gorące. Nie podobał mu się stan zdrowia towarzysza, objawy nie wskazywały na przeziębienie, czy też grypę.
- Azazil, słyszysz mnie- szturchnął go w ramię i potrząsnął solidnie
Tamten jednak nadal nie ruszał się, nawet nie podniósł powiek. Otworzył tylko usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- Azazil!- krzyknął
- Co...- jęknął cicho
- Otwórz oczy! Powiedz coś, weź się w garść, do cholery!- krzyknął, nie panując nad sobą
Elf był załamany. Nie dość że znaleźli się w doskonale strzeżonym zamku, to jeszcze jego przyjaciel jest w stanie ciężkiej choroby, której Siirin nie znał. Azazil jednak wciąż leżał sztywny, jego klatka piersiowa poruszała się powoli, ospale, z trudem, czoło jeszcze bardziej pokryło się potem, który spływał leniwie na policzki i oczy. Sirin podniósł się i zaczął chodzić w kółko po komnacie myśląc gorączkowo, co mogło spowodować taki stan towarzysza. I nagle przystanął, zdając sobie sprawę, że w Azazilu siedzi demon, który już niebawem zapanuje nad jego umysłem. A wtedy to dopiero zacznie się prawdziwe piekło. Elf zastanawiał się, stojąc nad ciałem człowieka, czy może być jeszcze gorzej, czy naprawdę można mieć jeszcze większego pecha. Uśmiechnął się gorzko i położył obok Azazila

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nie ma to jak turkus morza:)
    • @Robert Witold Gorzkowski To będzie dla mnie przyjemność :) Zawsze piszę wiersz na kartce. Pomazana moim myśleniem :) Póżniej czytam z kartki do notesu samsunga. Poprawiam wariactwa i dopiero wklejam. Kartkę z tworzenia mam. Jest Twoja.   Pewno, że z przyjemnością "wezmę" coś Twojego. Tylko daj adres na priv. Dziękuję.  
    • Odeszła, zanim przyszła. Zeszła z mojego istnienia jak światło gasnące za horyzontem, jak oddech, który znika z powietrza. Nie zostawiła blizn - tylko ciszę, której nie można dotknąć. Byliśmy snem, który się nie zaczął, a jednak obudziłem się z jej śladem na policzku. Byliśmy krwią, w której nie zamieszkało żadne serce, a jednak moja nabrała koloru jej subtelności. Całowaliśmy się w języku, którego nikt nie znał. Teraz gryzę litery rozsypane na portalu, kwaśne, jakby alfabet umarł w moich ustach i wziął ze sobą wszystkie możliwe „przepraszam”. Paragon za nadzieję leżał obok - wyglądał jak wspomnienie. Rozstaliśmy się bez słowa. Jakby ktoś przeciął powietrze żyletką i kazał nam iść w przeciwnych kierunkach we wnętrzu tej samej minuty. Milczenie - ostatnie zdanie. Zostały po niej okruchy, z których nie da się złożyć chleba: ciemne pęknięcia w świetle poranka, guziki z koszuli, której nigdy nie miała, zapach, który pachnie jak zbyt późne pytanie - „czy to coś znaczyło?” – wypowiedziane w próżnię. I włos - kasztanowy, zatrzymany w futrynie światła, jakby cień jej nieobecności miał kolor. I niebieski odblask jej oczu w lustrze, który nie był moim spojrzeniem, ale patrzył na mnie z wyrzutem. I cytryna w lodówce - przecięta, sucha, uśmiechnięta krzywo jak stary żart, którego nikt już nie opowiada, ale wszyscy pamiętają śmiech, bo echo bywa głośniejsze niż głos. Kiedyś wydawało mi się, że w jej głosie słyszę „do zobaczenia”, ale echo powtarzało tylko: „nigdy, nigdy, nigdy”. Czuję się jak jezioro, w które wrzucono skałę - a żadna fala nie powstała. Jak skóra, która pamięta dotyk, choć nie było dłoni. Jak Persefona, która nie wróciła na wiosnę - a ziemia zamilkła na zawsze. A ja - z ziarnem granatu rozgniatanym językiem w ustach pełnych żalu. Zegar tyka, ale wskazówki stoją. Czas oddycha – nie rusza się z miejsca. Chwile gonią się nawzajem, a ja - w tym wszystkim – znowu umieram w rozpaczy. Chodzę po pokoju jak niedokończona modlitwa. Moje mysli - jak koty bez właściciela: gryzą, drapią, miauczą w rytmie rozpaczy. Kładę się na podłodze jak porzucona metafora. Ściany są zrobione z jej spojrzenia, a sufity - z tego, czego nie powiedziała. Kochaliśmy się przez skórę duszy, a teraz moja dusza ma wysypkę z małych, czerwonych „gdyby”. I wtedy pękła szklanka. Nie spadła. Po prostu pękła na stole - jakby nie wytrzymała tego wszystkiego za mnie. Zostało mi echo jej oddechu, rozsypane w głowie jak tabletki LSD w kieszeni po końcu świata. A niebo? Cholerne niebo - ciąży nade mną jak zasłona bez gwiazd, zimna, ciężka, nieprzenikniona. Cisza rozdziera czas na strzępy. Migotanie bez światła. I nikt nie odpowiada.
    • @Berenika97 Bereniko. To Twoje komentarze są przepiękne. Dziękuję uśmiechami :):):)     @Alicja_Wysocka Al. Oj, potrafisz, potrafisz :) Ty jestes literacką bestią :)  W najlepszym tego słowa znaczeniu !!! Dziękuję za uroczy komentarz :) Polne słoneczniki Ci kładę u stóp :)     @Annna2 Aniu. Tak jest. Jak drzewo ! Dziękuję Aniu.    
    • @Migrena z tą prostotą to prawda, tak miało być dzięki
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...