Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Linie papilarne (dzieje Agaty i Pawła) 16-ta koniec I-szej części


Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

-Chcę się z tobą spotkać. Mam ochotę. Jestem z-d-e-c-y-d-o-w-a-n-a.
-W porządku. Jest nas dwoje.
Paweł powolutku – obawiając się o równowagę – wstawał z kanapy. Wyprostował się
osiągając wysokość stu osiemdziesięciu sześciu swoich centymetrów; podał Agacie rękę; przyjęła; nadto używając go niemal jak ściany; sunęła do pionu.
Kiedy jej się udało – parsknęła śmiechem.
On też.
-Z czego się śmiejesz? – zapytał.
-Z tego z czego ty.
-Molestujesz mnie. Nie jestem gotowy. – powiedział.
-Hola człowieku – kobiece teksty rzucasz.
-Ale z uwzględnieniem rodzaju.
Znowu się zaśmiała, ze śmiechu straciła równowagę i usiadła na kanapie. Przyciągają się – pomyślał Paweł. Stał prawie pewnie, prawie niewzruszenie wyciągając rękę, „pomocną dłoń”.
-To nieśmiałość – powiedział.
-To także chęć bycia z tobą długo, bardzo długo, do końca.
Stała bez pomocy, nagle chwiejność gdzieś odeszła.
-Musze przemyśleć usłyszane, poważnie przemyśleć. Odprowadzisz mnie?
-Jasne!
-Mam blisko ale napędziłeś mi stracha.
-Dobra, dobra. Lepiej powiedz – żyć bez ciebie nie mogę.
W przedpokoju, jak każe obyczaj, pomógł jej włożyć kurteczkę.
-Zimno ci nie będzie?
-Nie. Idziemy?
Drzwi mieszkania, drzwi windy, drzwi bloku – ruszyli milcząc w ciemność nieco rozjaśnioną ulicznymi świetlikami; prowadziła pewnie wybierając drogę nie najkrótszą ale pozbawioną przeszkód. Było pusto, spojrzał na zegarek – pierwsza. Pierwsze spotkanie, pierwsza. Zaczął zastanawiać się, czy ją podrywa? Doszedł do wniosku, że nie. Jest mu po prostu bliska, dobrze się czuje w jej zasięgu, bardzo dobrze.
-O czym myślisz? – zapytała.
-O tym, że cię lubię, o tym, że cię nie podrywam.
-Dzięki za kolację. Podrywać mnie nie musisz, też cię lubię. Rano będę cię dalej lubiła.
-Wniosek? – Nie podrywaj – będziesz lubiany.
-Tu mieszkam. Trafisz do domu?
-Trafię. Cześć! Powinienem cię pocałować jak to w realnym świecie banalnych romansów bywa, ale ja jestem niebanalny. Cześć jeszcze raz.
-Cześć.
Dopiero teraz spostrzegł, ona też spostrzegła; całą drogę trzymali się za ręce. Rozdzielenie bolało.
Szedł spokojnie, ale szybko. Jak najprędzej chciał znaleźć się w bezpieczeństwie czterech ścian. Trafił pod chroniący go dach, ale cały czas myślał o niej. Aberracja jakaś? Myśleć o kobiecie? Znał temat – z literatury, z kina. Może dać sobie spokój?
Rozwiązała problem – zadzwoniła do niego o drugiej, właściwie o drugiej trzydzieści:
-dzień bardzo dobry! Siedzisz? – sądząc z tonu pytanie było ważne.
-Siedzę.
-Sprawdzałam świeczniki i zastawę. Tak jak myślałam – są bardzo cenne; stanowią komplet. Możesz się oblizać – jesteś tak bogaty, że lecę na ciebie dla pieniędzy. Katalogowa cena...
Zakręciło mu się w głowie, gdy usłyszał kwotę.
-Wiesz. Za luksus rzeczoznawcy o takiej godzinie trzeba chyba słono zapłacić – próbował ochłonąć. Do zobaczenia dzisiaj w pracy.
-Zmień zamki w drzwiach, schowaj pistolet pod poduszkę. Wynajmij agencję ochrony mienia, nie śpij bogaty człowieku, i nie do dzisiaj – w niedzielę nie pracuję. Do poniedziałku.
Cały dzień sam? Dotąd mu to nie przeszkadzało, ba odpowiadało, ale bliżej poznawał Agatę – teraz uwierało, czuł jej brak. Zachciało mu się spać. Do przebudzenia problem z głowy, a dzień jest przeważnie weselszy od nocy. Obejrzał „salon”, kuchnię; zajrzał do zmywarki by napawać się widokiem drogocennych półmisków i talerzy – herbatę pili w szklankach. Widocznie Agata nie trafiła na filiżanki i podstawki albo było jej ich szkoda. Jutro czyli dzisiaj to z nią wyjaśni. Telefonicznie.
Spać, trzeba spać – sypialnia czeka.
Niedzielny ranek; przedzimie – paskudna pora roku na tej szerokości geograficznej. Za oknem można trafić wszystko: śnieg, deszcz, słońce, wiatr – uroda zamieszkiwania, w tym miejscu świata zwanego Ziemią.
Inne światy? Są tylko wytworem wyobraźni? Może istnieją?
A może... są wytworem?

Ranek zaczął od „profesorskiej popitki” oraz zabiegów przy nosie.
Zazdrościł tym, którzy w niedzielę chodzą do kościoła – nie są sami. On po śniadaniu ruszył z domu. Komputer, TV-kino, video, radio, książki – tradycyjne sposoby spędzania wolnego czasu nie zadowalały go. Zmienił się w ciągu wieczora. Jednego wieczora?
Mimo niezbyt sprzyjającej, jesiennej, pogody ruszył poznawać miasto, teren swego pobytu.
Nogi zaniosły go w pobliże mieszkania sekretarki. Drgnął na widok dwu figurek – dużej i małej. Z daleka wiedział bardziej niż poznawał, że to ona z Błażejem. Czy mógł poznać, skoro ich nigdy razem nie widział? Podszedł na tyle blisko, by się przywitać.
-To u pana mama była wczoraj? – Błażej przejął najwyraźniej od Agaty bezpośredniość.
-Tak.
-Bałem się, że mnie zostawi. Teraz się cieszę, że wyszła z domu. Nigdy nie wychodzi.
-Nie chciała cię zostawić.
-Pewnie zaraz się dowiem, że mama mnie kocha.
-Nie będę mówił tego, co wiesz.
Agata chrząknęła zwracając na siebie ich uwagę.
-Może zostawię panów samych? Czuję się zbędna.
-Nie! – powiedzieli zgodnie.
-Zostaję. Tobie zdaje się wypada pilnować porcelany – powiedziała.
-Złodzieje jeszcze się o niej nie zwiedzieli poza tym nie będą zadzierać z wielkim gliniarzem.
-Jutro zamówię większe biurko, żebyś się zmieścił. Raz umówiłeś się z kobietą; już zarozumialstwo w tobie rośnie.
-Kłócicie się jak piętnastoletnie małżeństwo! – Błażej najwidoczniej nie miał zamiaru milczeć.
Spojrzeli na niego.
-Skąd wiesz, jak kłóci się piętnastoletnie małżeństwo? – Agata zapragnęła być górą tego popołudnia.
-Z TV. Sam mam sześć lat jak wiesz. Takie rzeczy wiem z telewizji, książek i Internetu.
-Dzięki. – wtrącił Paweł.
-Za co – proszę pana?
-Nie umieściłeś książek na ostatnim miejscu.
-Paweł kocha książki – uśmiechnęła się.
-Lubię.
-Jaka różnica?
-Jestem krytyczny wobec nich.
-Rzucasz nimi wściekle o ścianę, jeśli ci nie podchodzą?
-Nie: czytam, odkładam, lub czytam z wysiłkiem i usiłuję zrozumieć dlaczego mi się nie podobają.
-Co nie podobało ci się ostatnio
(koniec pierwszej części)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nie ma nocy, abym nie widział skurczonymi źrenicami w łupinie powiek czołgu — co jak skorpion między zabudowaniami rozjeżdża dzikie jabłonie w naszym sadzie o świcie i nawęsza lufą cel.   Wychodzę z ukrycia — oddech i puls, rwane kadry. Podczepiam magnetyczną minę na pancerz silnika.   Wystrzał adrenaliny. Sekunda — może trzy. Na dnie kałuży widzę odstrzeloną wieżę lewitującą bielą płomienia, w rozżarzeniu wypalającego się bezradnie kadłuba.   Noc — i wszystko gaśnie.   Przeznaczenie jest parodią heroizmu.  
    • Niesamowite  te metafory, tak chyba rzeczywiście  wygląda to " siódme niebo" jestem pod wrażeniem:):)
    • To jest po prostu POEZJA:) inni przede mną" rozbierali " wiersz a ja się tylko zachwycam:):)
    • @Berenika97 Dziękuję Bereniko za piękny komentarz:):)
    • Po środku mroku świeca się tli Z tła ku niej lgną kirowe ikary - ćmy W mdłą ciszę wdarł się ledwo słyszalny trzask Życie znów staje się żartem bez puenty A po kruchym ikarze z wolna opada pył   Wspomnienie i dym, a on spełniony Unosi się w górę, jest taki wolny - Już nic nie czuje. Co za ironia Dla obserwatora, tak przykra Może się wydać ta jego dola   Lecz czym jest różny człowiek od ćmy Wciąż szuka czegoś co go wyniszczy - Czegokolwiek, co będzie mu ogniem Jego świadomość jest obserwatorem On pragnie się wyrwać, uwięziony w sobie Biega za szczęściem, jak liść za wiatrem A każde spokojne spełnienie, zamienia w drżenie   Potem zostaję dym, który rozrzedza płynący czas. Ucieka on słowom w pozornie głębokich opisach. Mimo to staramy się mówić o tych niewidocznych nam szczytach gór Gór, he, he - chyba szaleństwa   My od początku do końca tak samo ciekawi Mówimy gładko o tym czego nie znamy A jednak dziwny posmak zostaje w krtani Gorzki posmak wiedzy że nic nie wiemy Przykrywamy typowym ludzkim wybiegiem, ucieczki w poszukiwanie   Jak dla ślepego syzyfa, w naszej otchłani Pozostaje nam tylko zarys kamienia Zesłanie od bogów Lub od siebie samych Szukamy ognia Potykając się znów o własne nogi Z pustką i cieniem za towarzyszy I przytłaczającym ciężarem ciszy   Błogosławieni niech będą szaleńcy Których natura - kpić z własnej natury Bo choć idą tą samą drogą Dla nich zdaje się być jasną i błogą W świetle ucieczki od świadomości Idą spokojnie, spotkać swój koniec Nie szukając w tym najmniejszej stałości W swoim stanie, zrównują się z dymem Przecież ich ruchów też nikt nie pojmie Ich świat jest czymś innym niż zbiorem liter i ciszy   Reszta zaś tych nieszalonych Brodzących w pustej słów brei, Zamknięta w otwartych klatkach, Które z czasem nazywa się 'prawda'   Kurtyna nocy już dawno opadła Mgła, wodą na ziemi osiadła Obserwujący ćmy zasnął A nasza świeca, wreszcie zgasła
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...