Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Linie papilarne (dzieje Agaty i Pawła) 12-ta


Rekomendowane odpowiedzi

Szef okazał się przyjacielsko nastawiony. Pewnie to Ryśka zasługa? Zjechał na swoje siódme – już przyzwyczaił się do podświetleń. Do dobrego łatwo się przyzwyczaić.
Agata ucieszyła się z jutrzejszego wyjścia na strzelnicę; ucieszyła się z służbowego samochodu, najbardziej jednak
z wiadomości, że nie są już tymczasowi. Zdążyła się urządzić – postawić w sekretariacie wielkie biurko, niszczarkę, w kuchni – jak ochrzcili gospodarcze – pojawił się elektryczny czajnik. Kartony z herbatą częściowo znalazły się w biurkowej lodówce, częściowo w szafie. Przydadzą się – pomyślał Paweł. Była nieco podekscytowana, dużo mówiła.
-Bez pomocy Grażyny zajęłoby mi to ze trzy dni. Co pan zrobił, że jest tak życzliwie usposobiona?
-Nie przyjąłem jej do pracy zamiast pani.
Spojrzała na niego z uśmiechem.
-Umówię nas na jutro z panem Ryszardem. Przynajmniej na coś się przydam.
-Będzie pani miała okazję na strzelnicy, by nas się pozbyć.
-Byłoby pięknie, tylko wynagrodzenie, samochód... Nie opłaca się.
-Możemy czuć się bezpieczni?
-Mało – będę czuwała, żeby się nic nie stało. Mój interes.
-Wszystkie sekretarki dostają służbowe samochody?
-Tylko pańska! Jeszcze miejsce w garażu! - Agata była widocznie rozgorączkowana.
-Spokojnie. Ciekawe, za co to.
-Jestem wspaniałą donosicielką. Dwa tygodnie temu powiedziałam, co będzie jutro.
-Co będzie?
-Będzie dużo lepiej, niż pan myśli.
-Wszystko wskazuje, że do frapujących wad: wścibstwa, weredyzmu dochodzą zarozumialstwo i jasnowidztwo - Paweł był w coraz lepszym humorze.
Wesołe pogwarki przerwał im Rysiek wpadając bez ostrzeżenia.
-Widzę, że kończycie się urządzać. Mogę zająć chwilę?
-Nie możesz. Pani Agato! Kupię pani procę, upoważniam do zestrzelenia tego osobnika jeśli wpadnie bez ostrzeżenia. Wyobraź sobie, jak byś się czuł, gdybym był zajęty sekretarką, jak na przełożonego przystało.
-Jutro o dziesiątej. Będę. – Rysiek ciągnął swoje nie zważając na jego słowa.
-Pani Agata idzie z nami. Naczelny pies zezwolił. – Paweł postanowił się pochwalić.
-Byłeś u naczelnego psa?
-Tak. Skarżył się na ciebie, na Karola, że za drogie kołysanie mu wymyśliliście.
Powiesz mi krótko na czym to polegało?
-Wykombinowaliśmy system przesuwu podłogi. Tam i z powrotem. Przeprowadziliśmy symulację. Było niedostatecznie, więc dodaliśmy ruch pionowy, było drogo, a skutek mizerny.
-Wymyśliłem taką soczewkę na łożyskach – niech się kiwa, połowę pracy wykona grawitacja.
-Dobre chyba. Zadzwonię do Karola, że będziesz u niego.
-Na samą myśl o takim kiwaniu robi mi się niedobrze. Może szefowi o to chodzi?
Pozbywałby się w taki sposób niewydolnych współpracowników – przez zakiwanie.
-Niezłe.
Paweł czuł się swobodniej i u siebie, z każdą godziną bardziej. Podobało mu się w piramidzie; postanowił zostać w niej jak najdłużej. Agata przerwała mu rozmyślania:
-odezwały się kadry – proszą o kod bankowy, żeby móc wpłacać pieniądze. Zapomnieli wpisać przy przyjęciu. Aha. Pani Bożena pyta czy już się pan urządził.
-Proszę powiedzieć, że zjawię się koło drugiej. Wybrała pani dla nas niszczarki?
-Tak. takie same jak u pana kolegi Ryszarda. Jak chce pan być w kadrach punktualnie, to powinien pan już się zbierać.
-No tak. Myślę, że na dzisiaj wszystko. Możemy iść. Do jutra.
Kadry – podał kod; zdał relację Bożenie; poszedł do garażu. Po zmianie wystroju, łupinka była wygodniejsza. Odwiedził Karola żeby sprzedać mu pomysł na wahadło – ten powiedział, że dobry ale musi zrobić symulację i policzyć koszty. Przegadali prawie cztery godziny, gdy dotarł do domu było już ciemno.

Na strzelnicy
Następny dzień w pracy zaczął się od sprzeczki – kto po kogo przyjdzie. Stanęło w końcu. Że mają być gotowi do wyjścia o dziesiątej, zwalisty zwali im się z ósmego, ruszą do piwnic – strzelnica była obok psiarni. Ruszyli zgodnie – młody, facet w średnim wieku, dziewczyna-kobieta. Paweł patrzył na Agatę; nie mógł się nadziwić, że to on wybierał. Była bardzo rozemocjonowana wyprawą do piwnic. Uradowana. Weszli do pomieszczeń gdzie udawano strzelanie – wszystko niemal było symulowane oraz sterowane komputerowo. Szef strzelnicy wręczył im hełmy instruując jak ich używać. Każde otrzymało również atrapę broni ręcznej – sprzężonej z hełmem. Równie dobrze mogłaby to być maczuga – pomyślał Paweł nakładając kuliste urządzenie. Nie miał złudzeń co do siebie więc wybrał program o najniższym stopniu trudności, z trzech do wyboru. Ku własnemu zdumieniu, bez trudu przebrnął przygotowane przez programistów pułapki, włączył średni stopień – było nieco trudniej, ale tylko nieco. Włączył najwyższy poziom – ciężko było jednak osiągnął metę z maksymalną ilością punktów. Nie jest źle pomyślał zdejmując ciężkie urządzenie z głowy. Otaczali go inni użytkownicy strzelnicy bijąc brawo.
-Śpiewałem? – zapytał. Dziękuję!
Rysiek i Agata wpatrywali się w niego z lekkich przestrachem – podszedł ku niemu kierujący interesem – wręczył prawdziwy pistolet; Paweł opuścił odruchowo wylot broni w kierunku ziemi. Zaprowadzono go na stanowisko ogniowe, gdzie mógł do woli dziurawić tarczę pociskami ze specjalnego tworzywa – po osiągnięciu tła osiągały płynną konsystencję, przestawały istnieć. Żarty skończyły się, to nie była symulacja. Wspomagał go w celowaniu promień laserowy więc osiągnął nienajgorszy wynik. Skończył, położył broń wylotem ku tarczy.
-Gdzie pan ćwiczy strzelanie? Spytał szef.
-Nigdzie.
-Zechce pan tu przychodzić każdego dnia? Chcę aby pan reprezentował piramidę na zawodach. Zachowuje się pan profesjonalnie, wyniki też ma pan godne zawodowca.
-Żartuje pan. Nie umiem posługiwać się bronią. Na studiach byłem zawsze ostatni.
-Tu jest pan pierwszy. Widzę zdumienie; ja też je czuję. Wierzę w pańskie deklaracje, tym bardziej chcę tę niezwykłość wykorzystać. Poprzednio, parę lat temu, taki wynik uzyskał czynny zawodnik. Pan będzie bardzo ważny w naszym zespole, bo to zawody zespołowe. To jak. Zgoda?
-Zgadzam się. Z wielkimi obawami wezmę udział w zawodach. Ufam panu.
-Słusznie. Skoro bez treningu ma się duże rezultaty, co będzie po intensywnych ćwiczeniach? Jeszcze jedno.
-Tak.
-Obserwowałem obchodzenie się z prawdziwą bronią – większość ma z tym problemy – pan nie.

Wychodzili ze strzelnicy – Ryszard poważny, Agata roześmiana, Paweł skupiony oraz ucieszony. Popatrzył na kobietę, był z każdą chwilą bardziej przekonany do swego wyboru. Oprócz zewnętrznych potwierdzeń, czuł się swobodnie w jej obecności, wiedział, że może jej zaufać. Milczeli w jej śmiechu – zwalisty przerwał ciszę:
-dlaczego nie powiedziałeś, że masz takie wyniki w strzelaniu?
Nie zdążył odpowiedzieć. Agata była szybsza:
-pan Paweł nie wiedział o tym jeszcze dzisiaj rano, wczoraj trząsł się ze strachu przed dzisiejszą próbą. Pewnie można mu wiele zarzucić, lecz nie, że jest nieuczciwy.
Nie wiedział czym się cieszyć – jej opinią o nim, czy faktem, że wzięła go w obronę. Zauważył, że myśli o niej często, jak o bliskiej osobie. Beznadziejna taka werbalna sztuczność we wzajemnych kontaktach. Postanowił zrobić z tym porządek... w przyszłym tygodniu. Ruszyli ku windom. Rysiek niezwykle milczał, w końcu powiedział:
-jestem normalnie zazdrosny. Powinieneś wstąpić do sił szybkiego reagowania nie do policji. To jak. Będziesz trenował?
-Jasne. Obiecałem.
-Wygramy!
-Zobaczymy.
-Jeśli bez przygotowania tak się sprawujesz marnie widzę szanse rywali.
-Do dzisiaj byłem święcie przekonany, że ja jestem marny. Pewnie ze strzelaniem jest jak ze smakiem, jak z węchem. Muszę powiedzieć Zygmuntowi.
-On ci da jakąś miksturkę i koniec wspaniałych wyników. Nie zawracaj mu lepiej głowy przed zawodami.
-Zapomniałem umówić się z trenerem na konkretną godzinę – przypomniało się Pawłowi
-Skorzystaj z wewnętrznego komunikatora. Może pani Agata zrobi to za ciebie?
-No nie wiem...
-Ale ja wiem. – Agata zareagowała błyskawicznie. – Przed castingiem przeszłyśmy szkolenie w obsłudze systemów komunikacji wewnętrznej. Zadziałam.
Ryśkowi humor się poprawiał z każdym krokiem:
-jaki zapał. Ja latami dochodziłem do obecnego stanu – Grażyna pracuje, ja świętuję.
Ty Paweł bez wysiłku, mimochodem, przy minimalnej zewnętrznej pomocy osiągasz to samo.
-Przyzwyczajam się dopiero do bycia przełożonym, do myśli, że są czynności, które ktoś wykona za mnie lepiej.
Pożegnali się w windzie obiecując sobie rychłe niecałkiem służbowe spotkanie. Agata z Pawłem wrócili na świeżo zasiedlone włości. Zwrócił uwagę, że była milcząca, jakby smutna. Zważywszy jej ożywienie w trakcie wyprawy na strzelnicę oraz powrotu do gabinetu, podejrzewał jakieś babskie fanaberie ale nie znał się na gatunku człowieka zwanym kobietą.
-Co jest? – zapytał wprost.
Spodziewał się uników, wykrętów, zbycia żartem. Doczekał się rzeczowej odpowiedzi:
-pan pójdzie trenować strzelanie, ja kiedyś byłam zawodniczką, podobno dobrą. Bardzo to lubiłam. Myślałam że mi przeszło z wiekiem. Tymczasem po dzisiejszym dniu wróciło, co było dziesięć lat temu.
-Pójdziemy razem. Nie mam zamiaru pytać nikogo o zgodę. Pani udział nie powinien być problemem zważywszy symulacyjny charakter zabawy. Trener wygląda na normalnego człowieka – nie powinien robić trudności.
-Dziękuję. Nie będę przeszkadzać.
-Załatwione. Jutro idziemy razem na trening – wesprze mnie pani doświadczeniem, bo nie mam żadnego.
-Panie Pawle.
-Słucham.
-Nie, nic.
-Do jutra, pani Agato.
-Moment. Skontaktuję się ze strzelnicą i umówię na jutro.
Usiadł w fotelu; podjechał do okna podziwiać nagie gałęzie oraz resztki zieleni trawników otaczających piramidę. Agata poszła do sekretariatu porozmawiać z piwnicą. Wróciła z miną zwycięzcy:
-załatwione – idziemy na dwunastą. Trochę się śmiał, że razem, że już... Obiecałam że pan go zastrzeli i obwącha. Dał spokój. Miałam przynajmniej okazję przypomnieć sobie jak działa komunikacja wewnętrzna. Mam dwa komunikatory. Jeden wewnętrzny, drugi zewnętrzny. Tu jest tylko wewnętrzny. Idzie pan?
-Tak.
-Do zobaczenia jutro.
-Do zobaczenia.

Zdecydował że zaskoczy Zygmunta niezapowiedzianymi odwiedzinami zanim wsiadł do swej muszelki. Czekała na parkingu wyzywając kolorem – „pływająca perła”. Karol i Ryszard musieli wypić ze skrzynkę piwa wymyślając coś co miało tylko jeden walor – było tak przeraźliwe, że nikt tego nie wybierał; od razu zauważalne. Trzeba to zmienić postanowił.
Zauważył natychmiast korektę w menu; doszły dwie nowe pozycje: „komunikator”, „uaktualnienia – jak zrobić”. Wywołał komunikator - w odpowiedzi wyświetliły mu się trzy pozycje, oczywiście:
KAROL
RYSZARD
ZYGMUNT

Komunikator okazał się rozbudowanym telefonem (pokazały to wyświetlone funkcje). Wybrał „ZYGMUNT” – lekarz odezwał się po chwili:
-gadaj szybko.
-Chciałem cię dzisiaj odwiedzić.
-Chyba o dwudziestej trzeciej. Ja, w przeciwieństwie do was, policjantów, ciężko pracuję cały dzień. Masz służbowe cacko samochodem zwane? Masz na pewno. Wpadnij w piątek o trzeciej – odwieziesz mnie do domu, pogadamy.
-Jedzie się szybko – uśmiechnął się wspominając tempo pojazdu na drodze do i z pracy.
-Pogadamy przy wysiadaniu albo wpadniesz do mnie.
-Zmusisz mnie do grania w karty?
-W karty gram w sobotę.
-Dobra – Paweł zgodził się na spotkanie w piątek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...