Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Chwilowo bez tytułu(1)


Anduina

Rekomendowane odpowiedzi

- Gdzie idziesz? –spytałam
Dokoła było już ciemno. Nie była to jakaś straszna ciemność. Po prostu ciemno, tak jak zawsze, gdy słońce przestanie już świecić, a księżyc nie ma jeszcze ochoty się pokazywać.
- No, gdzie idziesz? Poczekaj!
Przyśpieszyłam kroku. Piasek zwykłej wiejskiej drużki, takiej drużki, jaką się zwozi siano, taki piasek, w jakim zostawiają ślady końskie podkowy, uciekał mi spod stóp. Był przyjemnie ciepły, nie wystygł jeszcze po całym dniu wylegiwania się na słońcu
- Czekaj! Słyszysz mnie?
Był czerwiec. Zapowiadała się piękna i ciepła, czerwcowa noc. Las szumiał delikatnie. Zachęcająco. Żaby prowadziły niekończące się kumkumane rozmowy. Plotki nie są tylko domeną ludzi.
- Ja już naprawdę nie chcę dalej iść. Nie dam rady. Rozumiesz?
I usiadłam. Na skraju drużki. Na skraju lasu. Na mokrej już od rosy, zielonej trawie. Odeszliśmy już naprawdę spory kawałek od domu, a czekał nas jeszcze powrót. Miałam, chyba prawo być zmęczona, szczególnie,że zbliżało się święto Maad, więc w domu ciągle było coś do zrobienia. Siedziałam, więc sobie tak na skraju lasu, czekając aż wróci. Przecież musiała w końcu wrócić.
Siedziałam tak kilka minut. Może krócej, może dłużej. Czas zawsze zmienia kształt, kiedy się na coś czeka. Zaczęłam się już bać. Nie, nie o to, że coś jej się stanie. Małe dziewczynki nie wyobrażają sobie, że coś złego może stać się ich babciom. Bałam się, że to mi przyjdzie spędzić noc tuż obok ciemnego lasu albo, nie daj Boże, wracać samej do domu. Nie wiem, co przerażało mnie bardziej…
Na szczęście wróciła. Przecież wiedziałam, że wróci.
- Jesteś! Tak się bałam…- chciałam rzucić się na babcię i schować w fałdach je wyblakłego fartucha.
Delikatnie mnie powstrzymała. Dopiero teraz zobaczyłam, że trzyma coś na rękach. Jakieś czarne futerko… piesek sąsiadów!
-Co mu się stało?
-Złamał dwie łapy i na pewno chce wrócić do domu- uśmiechnęła się, bardziej do niego niż do mnie.
Ucieszyłam się, że wracamy do domu. Biegłam tuż przed babcią od czasu do czasu nawet podskakując
….lala la lalala lala la…
Było już ciemno jak wróciłyśmy do domu. Nie mogłyśmy jednak jeszcze pójść spać. Trzeba było opatrzyć połamane łapki i przygotować pieskowi jakieś miejsce do spania. Było już przecież stanowczo za późno, żeby odnosić zgubę właścicielom. Tak więc babcia zajęła się opatrunkiem a ja wygrzebałam spod łóżka jakiś stary fartuch i zrobiłam z niego całkiem przyjemne posłanko.
- Na piecu powinny jeszcze stać jakieś resztki z obiadu. Włóż mu trochę w jakąś miskę. Jest głodny.
Włożyłam, więc pieskowi kolację, patrząc jak babcia nastawia mu drugą łapę i usztywnia ją, sobie tylko znanym sposobem.
Nigdy nie pomagałam jej przy opatrywaniu zwierząt. Kiedyś chciała, żebym pomagała. I próbowałam. Ale nie wychodziło mi. Nie wiem jakbym się starała to i tak nie wychodziło to co powinno. Tak jakby zwierzęta nie chciały, żebym się nimi zajmowała. Może to dla tego, że nigdy tak naprawdę nie miałam w sobie prawdziwej miłości do zwierząt. I nie chciałam im pomagać.
Tak. Moja babcia zawsze sprowadzalna do domu zabłąkane i chore zwierzęta. Odkąd pamiętam. Od tych najmniejszych, ptaków, czasem nawet myszy(nie miała serca żeby zostawić je półżywe, ani żeby je dobić, wiec brała do domu i leczyła) po krowy i konie. Raz nawet leczyła niedźwiedzicę, ale nie przyprowadziła jej wtedy do domu. Znalazła ją w lesie, ktoś ją postrzelił, ale tak niefortunnie, że zaatakowała myśliwego. Na szczęście jemu udało się uciec. Niedźwiedzica natomiast powoli się wykrwawiała… Taką znalazła ją babcia.. Nie mogła jej jednak pomóc od razu. Zajęło jej to trzy dni. Trzy dni spędzone w lesie. Dla babci zwierzęta zawsze były ważniejsze niż dom i rodzina. I nikt jej nie miał tego za złe.
Sąsiedzi przyprowadzali do niej chore zwierzęta, przychodzili też, gdy któreś się zapodziało. I nie tylko sąsiedzi. Przychodzili też ludzie z sąsiednich wiosek. Babcia leczyła i szukała. I znajdowała. Zawsze.
I było to dla mnie całkiem normalne. Aż do tego dnia, kiedy wróciłyśmy z lasu z tym małym pieskiem. Wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy to na pewno jest takie całkiem normalne. Dlaczego to babcia zbierała wszystkie chore zwierzęta? Dlaczego to zawsze do babci ludzie przynosili zwierzęta, którym coś dolegało? Dlaczego ja nie mogłam im pomóc?
Myślałam o tym patrząc jak babcia zawija kawałkiem szmatki lewą łapę czarnego szczeniaczka.
Nie spytałam jednak babci. Wiedziałam, że tego dnia mi nie odpowie. Jeszcze nie.
Skończyła i delikatnie ułożyła pacjenta ma przygotowanym przeze mnie fartuchu.
-Pora spać- powiedziała i zgasiła lampę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...