Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Koloman - W służbie


Rekomendowane odpowiedzi

KOLOMAN - "W SŁUŻBIE"

Prolog:

„... Przeciwnik Illusa okazał się bardzo zawzięty. Walki trwały długo, przelało się wiele krwi. Na początku Allemucrh wysyłał na morze tylko swych żołnierzy ale gdy zobaczył, ze nie dają sobie sami rady także ruszył w morze i osobiście przejął dowództwo. Kolomanowi przybyło z pomocą Mroczne Stowarzyszenie z kapitanem Skullem - taki sam pseudonim nosił niegdyś Koloman gdy jeszcze walczył pod sztandarami Stowarzyszenia. Nowy kapitan oddal w ten sposób celtowi cześć. Kolomanowi przypomniały się dawne czasy gdy był piratem. Teraz znowu, on i Stowarzyszenie, walczyli u swego boku ale tym razem przeciwko Allemucrhowi ...”

TŁUMACZENIE Z: KOLOMAN: KSIĘGA PRZEZNACZENIA.


Bitwa toczyła się już od kilku godzin. Kolejny wystrzał armatni zagłuszył ciszę. Na morzu panował sztorm. Błyskawice i grzmoty były na Morzu Piekielnym na porządku dziennym. Krążyła legenda, że kiedyś jakiś bóg w zemście na rodzaju ludzkim je przeklął. Od tamtego czasu morze to sprzyjało tylko wybranym śmiałkom. Teraz pływało po nim około kilkudziesięciu okrętów. Połowa z nich dowodzona była przez Illusa, Kolomana i Marzę a połowa przez nieustępliwego Allemverha, od niedawna każącego się nazywać Allemucrhem. Nawet Kapitan Skull, zastępca Kolomana przeszedł pod rozkazy Księcia Illusa, co było dziwne bo nie lubił służyć pod czyimiś rozkazami. Wilał być sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Lecz tym razem był potulny niczym jagniątko. Koloman zastanawiał się co tak na niego podziałało: nostalgia do tego co kiedyś minęło – złote czasy piractwa, czy wizja nagrody obiecanej przez księcia. Zapewne i to i to. Teraz wszyscy byli na służbie, chcąc czy nie stali się najemnikami. Ale Kolomanowi o to chodziło. Chciał zdobyć nowych sprzymierzeńców. Teraz stał z ukochaną na jednym z licznych okrętów i wydawał rozkazy z szybkością błyskawicy, która złowrogo przecięła zachmurzone ciemne jak grobowiec niebo. W tym samym momencie, w którym po całym morzu rozległ się huk grzmotu, kula armatnia wystrzelona z okrętu flagowego trafiła w dziób zbliżającego się okrętu nieprzyjaciela. Koloman ucieszył się – kolejny strzał celny. Zapatrzył się na płynący z ogromną prędkością statek. Ocknął się w ostatniej sekundzie przed zderzeniem.
- Trzy stopnie prawo na burtę! – Krzyknął tak głośno, że usłyszano go nawet w gnieździe na środkowym maszcie okrętu.
Celt dopiero po dłuższej chwili zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie z pośpiechu pomylił rozkazy. Na szczęście teraz to nie miało już większego znaczenia. Dzięki szybkiej reakcji podwładnych księcia udało mu się wymanewrować i uniknąć zderzenia. Koloman nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Obok nich przepływał zwalniając okręt pod flagą Allemucrha. Połowa kadłuba była strzaskana pociskiem. Przez dziurę nabierał wody. Pokład płonął. Ogień rozprzestrzeniał się zawrotnym tempie pożerając drewno. Poddani zawistnego księcia rzucali liny i drabiny miarowo przyciągając okręt Kolomana do siebie. Na burtach stali marynarze gotowi do ataku. Koloman wyjął swój długi miecz i jego głos przebił się przez szalejącą burzę.
- Przygotować się do odparcia abordażu z lewej burty.
Dał dobry przykład. Gdy tylko jeden z przeciwników przeskoczył na pokład Koloman jednym chirurgicznym cięciem podciął mu gardło. Z boków podpływał kolejne statki. Rozgoryczeni wojownicy coraz liczniej atakowali piratów przeskakując ze statku na statek i spuszczając się po linach. Zachęceni przykładem Kolomana piraci stanęli do walki.

*

Burza rozhulała się na dobre. Silny wiatr powodował ogromne fale. Na dodatek padał rzęsisty deszcz, który ograniczał widoczność. Z jednej strony przeszkadzało a z drugiej ułatwiało to walkę. Okręty często wpadały na siebie. Jeden z nich został trafiony piorunem przepływając tuż obok statku Kolomana i momentalnie cały się zapalił. Poparzeni i płonący wojownicy chcąc się ratować skakali do wody. Celt zmagał się z kolejnym napastnikiem ale kątem oka dostrzegł to co się stało.
- „Całe szczęście, że mój pokład się nie zajął.” – Przebiegła mu myśl lotem strzały ledwo co spuszczonej z cięciwy. – „Szkoda mi tych ludzi ale przynajmniej o jeden okręt mniej do pokonania.” – Po czym krzyknął do swoich towarzyszy. – Bóg Piekła nam sprzyja!
Nagle mgła zawisła nad walczącymi. Widoczność była tak mała, że kręty często wpadały jedne na drugich. Wojownicy czasami nie wiedzieli z kim walczą. Fale pochłaniały ciągle nowe ofiary. Morze Piekielne żywiło się krwią poległych i zmieniało kolor, stawało się czerwone.
Koloman walczył na jednym okręcie, Marza na drugim a Illus na trzecim. W ten sposób łatwiej było dowodzić piratami i rycerzami. Walka nie była łatwa. Koloman już krwawił z licznych ran. Nawet jego sokoli wzrok czasami gubił się w gęstej mgle. Zaczął żałować, że pochwalił dzień przed zachodem słońca. Nie tylko on ale także Allemucrh ponosił duże straty. On także zaczął tracić ludzi jednak nie tracił zapału do walki. Kolejny wojownik zaatakował go z furią dzikiej bestii. Koloman sparował cios sztyletu swym nieodłącznym przyjacielem, długim mieczem. Ostrze przeciwnika rozpadło się na dwoje ale zdążył zranić Celta w pierś zanim ten przebił go na wylot. Koloman chciał rzucić okiem jak radzą sobie jego przyjaciele, ale nie miał na to czasu. Kolejni wojownicy ruszyli w jego stronę. Celt nie tracił ani chwili. Gdy tylko ich zobaczył, wynurzających się troszkę po omacku z mgły, natarł na nich swym potężnym ciałem. Przełożył broń jedną ręką, drugą odepchnął jednego z napastników. Ten potykając się o leżące w pobliżu ciało stracił równowagę i upadł na deski pokładu. Zerwał się na nogi by pomóc swemu kompanowi w walce lecz nie zdążył. Koloman już pozbawił go głowy. Wojownik natarł na Celta od tyłu ale Koloman ostrzeżony swym niezawodnym szóstym zmysłem uniknął śmiertelnego ciosu lekko odsuwając się w bok. Gdy broń wojownika unosiła się ponownie Koloman wprawnym ruchem wbił swój miecz w jego brzuch dosięgając trzewi i szybko go wyciągnął szykując się do odparcia kolejnego ataku. Ciało wojownika stojącego za nim bezwładnie opadło pozbawione obu dolnych kończyn. Grupa piratów stanęła przy swoim przywódcy. Walczyli ramię w ramię, miecz przy mieczu. W mgnieniu oka wokół nich padło dwudziestu przeciwników. Marza także nie dała się zabić. Walczyła z trzema wojownikami naraz. Jej okręt zbliżał się do statku Kolomana. Gdy mijali się burtami Koloman dostrzegł błysk ostrza czwartego wojownika zachodzącego księżniczkę od tyłu i przygotowującego się do ataku. Celt schylił się i ostrze przeciwnika przecięło powietrze nad jego głową. Kolejny wojownik padł trzymając się za krwawiącą tętnicę. Z marnym skutkiem próbował zatamować wyciek życiodajnego płynu. Zmarł po krótkim czasie targany konwulsjami. Koloman korzystając z odrobiny wytchnienia wyjął zza pasa sztylet i cisnął nim w stronę przepływającego statku. Pocisk dosięgnął celu. Atakujący księżniczkę od tyłu wojownik nie zdążył jej zranić – osunął się na pokład w kałuży krwi z przebitym na wylot sercem. Lilith od razu poznała sztylet. Był to jej prezent dla Kolomana. Ale teraz mógł jej się przydać. Koloman nie patrzył czy trafił w przeciwnika. Walczył już z kolejnymi napastnikami. Cały pokład był zasłany trupami. Celt chciał aby mgła zaczęła już rzednąć ale nic na to nie wskazywało. Co chwilę potykał się o ciała poległych. Balansował po śliskim od krwi podłożu próbując utrzymać równowagę. Przeszkadzało temu też silne chybotanie się statku na wzburzonych falach. Towarzysze dzielnie dotrzymywali mu kroku. Przeciwników nie ubywało. Koloman wyczuł, że Allemucrh ma jakąś pomoc z zewnątrz. Najprawdopodobniej to czarna magia. Celtowi powoli udawało się spychać przeciwników w stronę burt. Położył trupem kolejnych pięciu wojowników: dwóch pozbawił nóg i wykrwawili się na śmierć, jednemu odciął głowę a pozostałym zgniótł czaszki. Przedarł się powoli na mostek kapitański. Objął wzrokiem cały pokład. Po chwili dołączyli do niego wierni piraci. Teraz walczyli na mostku. Wielu przeciwników wypadło za burtę. Niektórzy z nich byli jeszcze żywi. Tam już zajęły się nimi morskie potwory – przeklęte dzieci Morza Piekielnego. Burza nie ustawała. Deszcz łączył się z krwią ściekającą z rany na czole i zalewała Kolomanowi twarz. Walka była tak zacięta, że czasami nie nadążał przetrzeć oczu i ciął swym mieczem na prawo i lewo nie do końca wiedząc z kim walczy. Na drugim końcu statku walczył niezmordowany Kapitan Skull. Wokół niego także zgromadziło się kilku piratów do pomocy. Na okręcie w zasadzie nie było miejsca gdzie nie odbywałaby się walka o życie. Koloman zastanawiał się jak radzi sobie Illus V, ale ten zaprawiony w bojach książę na pewno nie dałby się tak łatwo pozbawić życia. Celt rozejrzał się po morzu. Siły walczących nie były już tak wyrównane. Przeważała liczba okrętów pod dowództwem Allemucrha i ciągle ich przybywało. To nie było normalne. Kolejna błyskawica oświetliła na moment niebo i całe morze. Koloman spojrzał w stronę okrętu, na którym zacięty bój prowadziła jego ukochana. Kolejny piorun uderzył w okręt w pobliżu statku Lilith, i natychmiast stanął cały w płomieniach wojownicy chcąc się ratować przeskakiwali na statek księżniczki. Niespodziewana fala zalała pokład i statek przechylił się groźnie na prawą burtę.

**

Marza poślizgnęła się i przewróciła na pokład. Runęło na nią kilku wojowników przygniatając ją swoim ciężarem. Księżniczka, która wyjęła wcześniej sztylet z piersi leżącego w pobliżu wojownika, przebiła nim jednego z napastników. Ten podniósł się na chwiejnych i już nieżywy z przebitym płucem wypadł za burtę. Lilith pozostał już tylko miecz a wojownicy, którzy ja przygnietli bili ją dźgali bronią i tym co mieli pod ręką. Księżniczka nie mogła złapać tchu. Jeden z napastników postanowił wykorzystać sprzyjającą okazję. Gdy poczuła, że leżąc na niej zdziera z niej zbroję, jedna jego ręka krążąc po jej ciele zniża się do wysokości bioder a drugą dotyka swojego krocza nie wytrzymała. Postanowiła zginąć ale nie dać się zgwałcić. Gdy tylko nadarzyła się okazja wbiła swoje zęby w szyję przeciwnika. Puściła go dopiero wtedy gdy poczuła na języku smak ciepłej i słodkiej krwi. Zraniony wojownik odstąpił od swojej ofiary próbując rękami zatrzymać wyciekające z niego życie. W jego oczach pojawił się blady strach. Wiedział, że tej potyczki nie wygra. Upał na pokład charcząc i po chwili już się nie ruszał. Ale to nie był jeszcze koniec walki. Marza cały czas czuła na obie ciężar atakujących ją wojowników a jakby tego było mało nadciągali nowi. Praktycznie nie miała żadnej możliwości obrony. Nie miała miejsca na żaden ruch miecza. Czuła na ciele liczne obce ręce i zimne żelazo. Ostatkiem sił wyrwała jednemu z napastników topów i wbiła go z krzykiem w krok napastnika. Ofiara furii księżniczki zwijała się w ostatnich przebłyskach przytomności.
- „Jeżeli nie zdarzy się jakiś cud zginę tu haniebną śmiercią.” – Pomyślała z rozpacza i zaczęła się modlić do wszystkich znanych sobie bogów.
Ale cud się zdarzył. Kapitan Skull widząc walkę księżniczki zostawił walczącego Kolomana, skoczył do morza i dopłynął do okrętu Lilith. Zwinnie wskoczył na pokład.
- Chodźcie tu, odchody demonów! – Krzyknął i ruszył w stronę wojowników duszących księżniczkę. Chwycił w swoje potężne ręce jednego z nich za nogi, podniósł go do góry i roztrzaskał mu głowę o armatę. Krew zalała go całego. Odrzucił ciało i ruszył dalej. Paru żołnierzy oderwało się od Marzy szli stawiając czoło śmierci. Rzucili się na kapitana jak rozjuszone bestie. Starli się ze sobą. Było słychać tylko szczęk metalu, krzyki. Statek niebezpiecznie przechylił się na bok. Część napastników zsunęła się za burtę po śliskim od krwi i morskiej wody pokładzie, dzięki czemu Lilith podniosła się ledwo i ledwo zdołała utrzymać się na nogach.
Mgła powoli opadała. Koloman stojąc znowu na mostku kapitańskim przeraził się wyglądem ukochanej. Na sobie miała tylko strzępy ubrania. Całe ciało miała posiniaczone i brudne od rąk napastników. Była ranna w rękę i krew spływała jej z ran na pomiędzy udami. Celt to wszystko widział i łzy stanęły mu w oczach. Chciał jej ruszyć na pomoc. Ale nie mógł. Na jego statku pozostało jeszcze tylko kilku przeciwników ale jego piraci sami nie daliby im rady. Poza tym Marzy śpieszył z pomocą Kapitan Skull. Na jej statku było więcej nieprzyjaciół aniżeli na jego ale tam także byli piraci chętni do walki. Wokół Kolomana zgromadziło się kilku kamratów i czekali na mostku kapitańskim na kolejny atak wojowników Allemucrha. Znów rozpoczęła się walka.

Mgła już prawie całkiem znikła. Na morzu pozostało już tylko około dziesięciu okrętów, w tym siedem z flagami Illusa V. Pozostałymi trzema dowodził sam Allemucrh. Niezmordowanie walczył niczym rozwścieczony tur na jednym ze swoich statków z kilkunastoma piratami. Pomagali mu jego ludzie. Nie zamierzał dać za wygraną. Nagle zaatakował go od tyłu jakiś pirat także nie małej postury. Starli się w śmiertelnej walce. Allemucrh z mieczem a pirat z czymś co na pierwszy rzut oka przypominało topór ale dodatkowo miało ostro zakończony szpic jak u dzidy. W drugiej ręce trzymał poszczerbioną tarczę. Allemucrh nie czekał. Pierwszy zaatakował chcąc jednym sztychem przebić mu serce, lecz pirat osłonił się tarczą jednocześnie zadając cios swoją zwodniczą bronią. Allemucrh w porę zgiął się w kolanach i uniknął odcięcie głowy. Wbił swoje ostrze w nogę przeciwnika po samą rękojeść tak, że przebiło ją na wylot. Przeciwnik zacisnął zęby aby nie wydać z siebie okrzyku chociaż noga paliła go jakby ktoś wypalał mu ranę. Uniósł rękę nad głowę i półokrągłym, ostrzem chciał rozłupać jak orzecha głowę Allemucrha. Jednak ten pociągnął z całej siły wyrywając swój miecz z nogi przeciwnika i przewracając go na pokład. Następnie skoczył na niego i przebił mu serce. Wyrwał mu tarczę i stanął gotów do następnej potyczki. Rozejrzał się dookoła zaskoczony. Nie przewidział takiego końca walki. Na jego statku bitwa dobiegała końca. Pozostało jeszcze tylko pięciu przeciwników walczących o życie. Otoczeni byli przez jego ludzi. Przewaga Allemucrha była ogromna. Ale na pozostałych statkach sytuacja nie wyglądała wcale tak różowo jakby mógł oczekiwać. Nie tego spodziewał się na początku bitwy. Wtedy miał przewagę na całym morzu. Dodatkowo warunki atmosferyczne także mu sprzyjały. Liczył na szybkie i pełne zwycięstwo. Niestety tak się nie stało. Teraz miał pod swoim dowództwem tylko trzy statki, a gdy wypływał jego armia liczyła ich o wiele więcej. Pozostali jego ludzie walczyli na okrętach wroga. Wiedział, że nie mają najmniejszych szans na przeżycie. Siła nieprzyjaciela była przytłaczająca. Chciał użyć armat ale ich nie znalazł. Pomyślał, że albo się stopiły albo leżą na dnie morza. Ogarnęła go rozpacz. Znów nie dopiął swego. Postanowił poświęcić swoich ludzi.

Niebo ucichło a morze się uspokajało. Najwidoczniej Pan Morza Piekielnego postanowił odpocząć, a może zasnął. Jeżeli tak to wojownicy zdawali sobie sprawę, że nie potrwa to długo. To morze znane było z niespodzianek i mało kto chciał na nie wypływać. Takie burze jak ta co się właśnie kończyła dostatecznie potrafiły odstraszyć każdego śmiałka. A zdarzały się prawie bez przerwy.
Koloman rzucił okiem na krajobraz po bitwie. Nie przedstawiało się to najlepiej. Co prawda i jego przyjaciele mieli przewagę nad przeciwnikiem ale także sporo piratów poległo w nierównej z początku walce. Na jego statku bitwa już dobiegła końca. Jego ludzie zrzucali martwe ciała do morza a rannych towarzyszy opatrywali. Nikogo z ludzi Allemucrha nie oszczędzono. Celt patrzył teraz na pozostałe okręty. Lilith także nie dała za wygraną. Ciężko ranna walczyła jak tylko mogła. U jej boku stał dzielny Kapitan Skull. Na drugim statku walczyły liczne grupki piratów. Tam także walki dogorywały. Nie było wątpliwości, że i na tym froncie pomimo wielu przeciwności losu i straszliwej pogody książę Illus zwycięży. Koloman nie musiał udzielać Lilith pomocy, miała przy sobie doświadczonego kapitana Mrocznego Stowarzyszenia. Odwrócił głowę i spojrzał w stronę swego pracodawcy.
Illus stał na mostku kapitańskim. Nie dał się zostawić w tyle. Spojrzał na Kolomana i ich oczy się spotkały. Na wszystkich okrętach panował już względny spokój. Książę gdy to spostrzegł, postanowił zakończyć sprawę ze swoim kuzynem, lecz ku zdziwieniu zauważył, że Allemucrh odpływa wraz z pozostałością swych poddanych. Z początku wydał rozkaz pogoni ale w końcu zrezygnował. Okręty nieprzyjaciół szybko oddalały się na otwarte morze. Podpłynął do przyjaciół i podszedł po trapie do Kolomana. Pogratulowali sobie wspaniałej walki.
- Wydaje mi się, że to jeszcze nie koniec. – Powiedział Celt.
- Na pewno. Ale nie to jest teraz najważniejsze. Musicie odpocząć i wyleczyć rany. W przypadku Marzy może to trochę potrwać.
Gdy książę to mówił Kapitan Skull niósł na rękach omdlałą księżniczkę. Koloman spojrzał na ukochaną i łzy stanęły mu w kącikach oczu.
- Połóż ją na pryczy w mojej kajucie pod mostkiem kapitańskim, przyjacielu. – Zwrócił się do kapitana. Gdy ten się oddalił z księżniczką na rękach odezwał się smutny do księcia. – Niestety masz rację ale do stałego lądu jest parę dni podróży...
- Niekoniecznie. – Przerwał mu Illus. – Niedaleko jest wyspa. Ludzie nazywają ją Wyspą Przeklętych. Znajduję się dwa dni drogi na północ. Mało żeglarzy o niej wie. Krążą legendy, że podobno nikt stamtąd nie wraca. Ta wyspa ma złą renomę głównie dlatego, że znajduje się na tym morzu i dostrzec ją można tylko przy dobrej pogodzie a taka się tutaj bardzo rzadko zdarza. Zawsze otoczona jest mgłą. Ponieważ tam prawie nikt się nie zapuszcza będziecie tam mieli ciszę i spokój. A dzisiaj aura nam wyraźnie sprzyja.
Koloman nie mógł uwierzyć własnym uszom. Chyba sam Arthur zesłał mu tą wyspę. Gdyby musieli płynąć do stałego lądu Lilith z pewnością nie przeżyłaby tej drogi.
- Czy zamieszkują ją jacyś tubylcy albo ktoś kto mógłby nam pomóc? – Zapytał Celt.
- Mówią, że tak. – Wtrącił się Skull, który wyszedł spod pokładu i usłyszał ich rozmowę. Był wyraźnie zasępiony. – Ale nie tylko ludzi możemy się tam spodziewać.
- Nieważne. – Przerwał mu Koloman. - Pokonam każdego demona żeby tylko Marza była zdrowa. – Siadać do wioseł. Zaraz odpływamy. – Krzyknął do swoich ludzi po czym zwrócił się do księcia. – Płyniesz na moim czy na swoim statku?
- Muszę niestety was opuścić. Państwo zostawiłem w rękach regenta. Jest mało doświadczony i boję się o nie. Nie wiem co dzieje się w moim księstwie przez ten czas gdy mnie w nim nie ma. Może później do was dołączę. A póki co żegnajcie.
Wojownicy uściskali się serdecznie, Illus zszedł jeszcze pod pokład aby pożegnać się z księżniczką, ale ponieważ słodko usnęła nie chciał jej obudzić. Wyszedł, jeszcze raz uścisnął dłonie przyjaciołom, przeskoczył lekko na swój statek i odpłynął.

Gdy okręt księcia był już ledwo widoczny w oddali Kapitan Skull odezwał się do Kolomana, który wyszedł z kajuty.:
- Jak myślisz czy naprawdę popłynął do swojego państwa?
- Mało to prawdopodobne. Władcy rzadko mówią to co myślą. Mają to chyba zapisane w genach.
Płynęli pod pełnymi żaglami. Koloman, Skull i Lilith na jednym okręcie. Za nimi płynęły pozostałe statki pełne piratów. Wszyscy oprócz załogi pierwszej galery śpiewali z radości po wygranej bitwie. Celt spodziewał się że to nie koniec bitwy ale nie to go teraz martwiło. Niepokoił się o ukochaną. Skull i pozostali kompani próbowali podnosić go na duchu ale z bardzo mizernym skutkiem. Koloman co chwilę schodził pod pokład i siadał na pryczy koło Marzy. Cały czas nie odzyskiwała przytomności. Była blada jak księżyc witający się ze słońcem w swojej codziennej rannej i wieczornej wędrówce. Wiedział, że straciła bardzo dużo krwi. Niedawno po raz kolejny wymył jej morską wodą rany, Skull uprał kawałki ubrań i tymczasowo zasłonili rany. Gdyby Lilith była choć trochę przytomna rzucałaby się z bólu przy zabiegach. Ale teraz nie czuła słonej wody przemywającej jej rany nawet pomiędzy udami w bardzo czułych partiach ciała. Inaczej musiałoby ją przytrzymywać kilku ludzi.
Teraz znów stał na mostku kapitańskim a obok niego był Skull. Rozmawiali z zatroskanymi minami, gdy spod pokładu wybiegł drewnianymi schodami młody wojownik, który z kilkoma innymi czuwał nad Marzą w kajucie gdy Koloman wychodził na górny pokład. Zdyszanym głosem przerwał wymianę zdań zwracając się do Celta:
- Panie! Z księżniczką dzieje się coś złego.
Koloman nie słuchał, zbiegł przeskakując po kilka stopni pod pokład. Za nim jak cień podążyli Skull i młody wojownik. Celt z taką siłą otworzył drzwi do kajuty, że omał nie wypadły z mosiężnych potrójnych zawiasów i dopadł pryczy, na której leżała przytrzymywana przez piratów księżniczka, rozpychając pozostałych piratów i krzycząc ile miał sił w swych piersiach gladiatora:
- Z drogi!
Zaraz po nim wpadli jego towarzysze. Celt klęknął przy ukochanej i lekko chwycił ją za rękę. Nadal nie odzyskała przytomności. Była rozpalona, miała drgawki, trzęsła się rzucała. Nie rokowało to wielkich nadziei na szybki powrót do zdrowia. Na jej ciele pojawiły się czerwone kręgi poza tym była blada jak zmumifikowane ciało. Krzyczała coś jakby próbowała odgonić senną zjawę.
- Panie, nie jestem pewny ale wygląda to na poważne zakażenie. – Odezwał się młody wojownik, ten który pobiegł po Kolomana.
- Chyba masz rację Akhmurze. Każ przygotować zimne okłady. Jedyne co możemy teraz zrobić to spróbować obniżyć temperaturę. I jeśli, możecie to zostawcie mnie samego. Teraz ja będę jej pilnował.
Gdy wszyscy opuścili kajutę i drzwi za nimi zostały zamknięte Celt nie mógł się już więcej powstrzymać i cicho zapłakał.
Wojownicy po wyjściu na górny pokład od razu zabrali się zleconej im przez Kolomana pracy. Przygotowywali opatrunki, prali i wyżymali szmaty.
Doglądali ich Kapitan Skull i Akhmur, który od czasu do czasu im pomagał i pokazywał jak mają je przygotowywać.

Książę rzeczywiście nie popłynął do swojego księstwa tak jak przypuszczał Koloman. Gdy tylko oddalił się na taką odległość iż stracił z zasięgu wzroku nawet najwyższe maszty galer swoich towarzyszy kazał sternikowi:
- Lewo na burtę!
- Tak jest Jaśnie Panie.
Postanowił dalej ścigać swego kuzyna, ale na własną rękę choćby miało to trwać latami. Nie chciał angażować przyjaciół. Oni mają teraz ważniejszą sprawę na głowie – uratować księżniczkę. Nie mogą się rozdrabniać na sprawy mniejszej wagi. Dla niego natomiast najważniejsze było złapanie Allemucrha, który mógł zagrozić jego pozycji w państwie. Obaj mieli takie same prawa do tronu. Ich ojciec, stary król – Illus IV nadal żył i sprawował władzę ale potrzebował pomocy. Z wiekiem stawał się coraz bardziej niedołężny a książę Illus był jego prawą ręką. Teraz przy królu byli wieloletni zaufani doradcy więc książę nie musiał się obawiać o losy państwa. Królestwo niegdyś podzielone było na dwie równe części i rządzone wspólnie przez dwóch królów – braci: Illusa IV i Irruha. Po śmierci starszego brata Illus IV zaczął jednoczyć królestwo jednak nie udało mu się dokończyć dzieła. Na swojego następcę wyznaczył syna, Illusa V aby on zjednoczył oba księstwa Ikurladii: Wschodnie i Zachodnie. Jednak na drodze młodego księcia stanął Allemucrh, syn Irruha, który chce zamordować kuzyna, przejąć rządy nad oboma księstwami a potem za pomocą czarnej magii stać się panem świata. Jest gotów wymordować połowę ludzkości aby tylko osiągnąć swój cel. Illus V wie, że taka polityka może doprowadzić do wojny, która ogarnie wiele królestw i księstw, ponieważ obaj mają potężnych sprzymierzeńców, i doprowadzi do katastrofy.
- Muszę go pojmać zanim dopłynie do jakiegoś nieprzychylnie mu nastawionego lądu. – Pomyślał książę Illus i kazał wioślarzom przyspieszyć.
Statki Allemucrha znajdował się parę godzin drogi przed nim i płynął z taką samą prędkością.
Zapadał zmierzch i wichry, które, które wiały od kilku godzin nagle przybrały na sile. Morze w miarę spokojne zaczęło się burzyć. W oddali słychać było niesione echem upiorne krzyki i śpiewy stworów zamieszkujących głębiny, wypływających na nocny połów. Niebo wyraźnie się zachmurzyło i zmieniło barwę z błękitu na okrywającą wszystko czerń. Koloman stał na górnym pokładzie. Wyszedł z kajuty zaczerpnąć troszkę świeżego powietrza. Od kiedy zaczął się kolejny atak Lilith była coraz słabsza a do wyspy było jeszcze daleko. Na statku krzątali się piraci myjąc drewniany pokład, rozwijając żagle i chowając przedmioty, które mogłyby wypaść za burtę podczas zbliżającej się burzy. Przygotowywali się do kolejnej walki z żywiołem. Pierwsza błyskawica przecięła ciemne niebo i swym blaskiem na ułamek sekundy rozświetliła otoczenie. Celt spostrzegł, że wszystkie jego statki płyną blisko siebie, żaden się nie zgubił. Oprócz tego nie widział nic więcej oprócz bezkresnego czarnego morza, kryjącego w sobie głazy, zwierzęta, demony i wraki statków poprzednich śmiałków próbujących je przepłynąć. Gdzieś za nim miała znajdować się upragniona Wyspa Przeklętych niczym mityczny Avalon.
Z nieba zaczął padać najpierw mocny deszcz, który wkrótce zamienił się w kuleczki lodu odbijające się od pokładu. Wiatr rzucał statkami jak kartką papieru. Fale odbijały się mocno od burt. Koloman nie usłyszał nawet skrzypienia schodów.

***

Celt wyczuł czyjąś obecność i obejrzał się za siebie. Spod pokładu wolno na chwiejnych nogach wyszła Marza i oparła się o maszt. Koloman natychmiast do niej podbiegł. Chwilę później ukazali się pilnujący jej wojownicy. Jeden ranny w nogę ledwo szedł. Celt zorientował się, że jest to świeża rana. Pozostali byli mocno posiniaczeni. Wojownikom nie udało się jej powstrzymać przed wyjściem na pokład. Księżniczka znów okazała swój upór.
- Nie powinnaś wstawać. – Rzekł spokojnie jak matka do cierpiącego dziecka Koloman. – Musisz odpoczywać i nabierać sił. Jesteś jeszcze bardzo słaba.
- Nie Kolomanie. - Odpowiedziała twardo Lilith. – Nic mi nie jest. Czuję się świetnie, jak nigdy dotąd. Mogłabym podbić cały świat.
Celt wiedział dobrze, że ukochana robi tylko dobra minę do złej gry. Była osłabiona i zdawała sobie z tego sprawę. Nie chciała go jednak martwić. Zapalił pochodnię i przyjrzał się jej uważnie. Nie wyglądała za dobrze. Jej oczy lśniły nie naturalnym blaskiem. Raz była blada, za chwilę stawał się czerwona – najwidoczniej jej ciało trawiła gorączka. Rany powoli zaczynały się zasklepiać, już przestawały krwawić. Prymitywne okłady wreszcie zaczęły dawać jakieś rezultaty. Na jej rękach ukazały się czerwone plamy. To nie było uczulenie tylko naczynia krwionośne. Ledwo utrzymywała się na nogach. Koloman widział jak księżniczka umiera. Wyglądała jak opowiadane w legendach stworzenia mieszkające gdzieś podobno na krańcach ziemi, bez krwi, bez serca i żywiące się ludzkimi ciałami. Modlił się do Arthura aby ta noc się jak najszybciej skończyła i aby już dobijali do wyspy. Ale noc się dopiero zaczynała a przed sobą mieli jeszcze cały dzień podróży do upragnionego lądu.
Kolejne silne uderzenie fali rozjuszonego morza przechyliło statek na prawą burtę tak mocno, że słona woda wtargnęła na pokład. Jeden z piratów bezustannie kręcił sterem w przeciwną stronę do odchyleń aby utrzymać galerę na powierzchni. Z całej siły chwycił koło sternicze. Uderzenie oderwało go od pokładu i uniosło powietrze. Kurczowo trzymał się steru, dzięki czemu nie wypadł za burtę. Po chwili znów stał twardo na śliskim pokładzie. Sternicy pozostałych statków także walczyli z nienaturalnie potężnym żywiołem. Inni nieustannie wiosłowali na ile tylko im sił starczyło. Statkami wstrząsnęło kolejne uderzenie. Koloman chwycił się burty. Pochodnia wypadła mu z rąk i popłynęła z prądem. Wiatr zwiewał wszystko co nie było przymocowane na stałe do pokładu i ciężkie. Kulki gradu lecące z nieba ponownie zamieniły się w siarczysty deszcz. Kolejne sześć błyskawic upiornym blaskiem rozorało niebo jedna po drugiej. Huk zlał się w jeden odgłos zagłuszając wszystko dookoła. Zwiadowca siedzący w bocianim gnieździe na najwyższym maszcie kurczowo trzymał się lin aby nie wypaść. Poszarpany żagiel na moment zasłonił mu widok. Przeklinając zrzucił go z głowy. Lilith nie udało się utrzymać równowagi i upadła na deski pokładu. Gdy tylko sternik wyprostował okręt a Koloman i Skull podbiegli do księżniczki i podnieśli ją. Znów straciła przytomność. Znieśli ją do kajuty i ułożyli wygodnie na pryczy. Koloman postanowił nie opuszczać pomieszczenia dopóki nie dobiją do jakiegoś brzegu. Skull wrócił na pokład i wydawał rozkazy.

Marynarze wylewali wodę z pokładu czym tylko się dało. Książę Illus stał na rufie i wbijając swój wzrok w dal próbował przeniknąć okalające go ciemności. Nie widział ściganych statków. Dostrzegał tylko zarysy czegoś w oddali co mogło przypominać okręty. Już od kilku godzin gonił te cienie mając nadzieję, że jest to jego zawistny kuzyn Allemucrh. Ale nie miał pewności. Miał wrażenie, że te nieznane trzy kształty zamiast się przybliżać do niego nieustannie, miarowo się oddalają a stały ląd, zapewne wrogie mu królestwo lub jakieś księstwo, stawał się coraz bliższy. Illus nie miał wątpliwości, że jego kuzyn szuka schronienia i posiłków. Samotna pogoń nie była najrozsądniejszym rozwiązaniem, ale dla Illusa był to wyścig z czasem. Musiał dopaść Allemucrha zanim ten zdoła się przed nim ukryć. - „Oby to tylko były jego statki.” – Myślał. – „W przeciwnym razie, jeśli go nie doścignę lub to nie będzie on, będę zmuszony wrócić do Ikurlandii zebrać nowe wojsko, posiłki od przyjaciół i kontynuować tę bratnią wojnę przez kolejne kilka lat a nie chciałbym tego. Jakby na domiar złego zapasy pożywienia na statku zaczynały się już kończyć. Jeszcze dzień, dwa i trzeba będzie zaniechać pościgu i wracać do kraju.”
- Panie! Panie! – Krzyczał wojownik z bocianiego gniazda. – Panie!
- O co chodzi? – Zapytał książę zbliżając się szybkim krokiem do środkowego masztu okrętu.
Marynarz już spuszczał się po linie. Wiatr rzucał nim na prawo i lewo. Po chwili stał jednak mocno nogami na pokładzie obok księcia.
- Stało się coś? – Zapytał ponownie Illus.
- Panie, mam złe wieści. Zbliżamy się ale nie są to statki tylko jeden statek. Pływa w różnych kierunkach. Śmiem twierdzić, że jest to tylko wrak jakiegoś okrętu.
Książę Illus V wdrapał się zwinnie jak małpa na Bocianie Gniazdo. Dostrzegł okręt z połamanymi masztami, bez żagli rzucany przez fale w różnych kierunkach. Ten wrak o strzaskanych burtach na pewno lada moment zatonie. W pobliżu nie było widać żadnych rozbitków. Rzeczywiście nie było wątpliwości – nie były to okręty, których szukali tylko jakiegoś samotnego śmiałka, który wyruszył z nadzieją na zdobycie sławy lub bogactwa. Allemucrh znowu mu uciekł. Książę zszedł powoli na pokład i podniesionym ze złości głosem wydał rozkaz:
- Wracamy do domu! Ster prawo na burtę!
Okręt natychmiast zawrócił i skierował się w stronę Ikurlandii.

Koloman cały czas siedział w kajucie pilnując Marzy. Od ostatniego wypadku nie opuszczał jej ani na krok. Był już mocno zmęczony. Cały czas była nieprzytomna i rozpalona. Z trudem udawało mu się ją napoić. W ciągu tych kilkunastu godzin schudła o pięć kilo i ciągle chudła w oczach. Jej organizm potrzebował jakichś lekarstw najszybciej jak tylko jest to możliwe.
Nadal padał deszcz lecz już tak jakby słabnął. Celt nie wiedział czy jeszcze jest noc czy już nadszedł dzień. Ciemności zalegały widnokrąg. Z jego wyliczeń powinien już być środek dnia. Jeśli to prawda to wkrótce powinni dotrzeć do legendarnej wyspy. Jeśli ta Wyspa Przeklętych nie istnieje to nie będzie już żadnego, nawet najmniejszego, ratunku. Nigdzie nie widać było jednak żadnego zarysu, który mógłby przypominać jakiś ląd. Marynarze zaczynali już tracić resztki nadziei. Niektórzy z nich przygotowywali się do buntu ale Skull i Akhan jeszcze utrzymywali ich na wodzy.
Błyskawice już coraz rzadziej pojawiały się na niebie. Koloman pomyślał, że znowu morze zaczyna mu sprzyjać. Był to dobry znak. Nagle, jakby za pomocą czarów, ciemne chmury ustąpiły miejsca błękitnemu niebu. Słońce oświetliło cały horyzont. Po burzy przyszedł czas na niemiłosierny żar, który zaczął się lać z nieba. Cały pokład okrętu stał się gorący.
Na szczęście żaden okręt po drodze nie zaginął ani nie zatonął.

Minęło kolejnych parę godzin. Bunt stawał się coraz wyraźniejszy. Wojownicy napierali na pokładzie na Skulla a część ruszyła pod pokład do Kolomana. Gdy już Kapitan Skull nie miał wyjścia i zamierzał się poddać nagle z bocianiego gniazda doleciał wszystkich donośny, szczęśliwy głos jednego z wojowników:
- Kapitanie! Kapitanie! Wyspa na horyzoncie!
Wszyscy rzucili się na rufę. Przed nimi w odległości dwóch godzin znajdował się kilku kilometrowy kłąb mgły. Można było w nim jednak rozróżnić zarysy lądu. Akhan pobiegł zawiadomić Koloman. Ogromna wyspa ukazała przed nimi tak nagle jakby wyrosła spod ziemi.
Trzy godziny później stali już nogami na suchym lądzie.


Epilog:

„... Kolomanowi wraz z przyjaciółmi udaje się wreszcie dotrzeć szczęśliwie na Wyspę Przeklętych. Tam z pomocą tubylców i mieszkającego tam szamana zmuszonego pod groźba śmierci udaje im się wyleczyć Lilith. Księżniczka cudem unika śmierci. Z czasem wyspę zamieniają na swoja kryjówkę i wypływają na pełne morze w poszukiwaniu łupów. Oficjalnie Mroczne Stowarzyszenie nadal pozostaje na służbie księcia Illusa V ale coraz częściej ich podróże przypominają napaści piratów ...”

Tłumaczenie z: KOLOMAN: KSIĘGA PRZEZNACZENIA.

Konrad Staszewski.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...