Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Było dobrze po północy. Stałem oparty o parapet i w bezruchu patrzyłem przez okno. Była to chyba najmroźniejsza noc roku, a może i całego dwudziestopięciolecia, jakie pamiętam. Od samego patrzenia miałem gęsią skórkę; przy każdym głębszym wdechu w nosie czułem kryształki lodu, a w głowie ścisk. (Siła sugestii!) A wystarczyło przecież zamknąć żaluzje. Patrzyłem na uśpiony świat i przypomniały mi się słowa, które ktoś kiedyś do mnie powiedział: na takim mrozie chce się płakać. Dlaczego i ja nie śpię? Jeszcze chwila i po policzkach pociekną mi łzy.
Poczułem się nieswojo, ale inaczej niż zwykle. Ktoś jeszcze był w pokoju. Nie bałem się, raczej nie chciałem spłoszyć gościa. Odwróciłem się powoli. Siedziała na łóżku: po turecku, owinięta kołdrą. Wyglądała jak Mały Budda. W koło unosił się zapach kadzideł. (Siła sugestii?) Podszedłem powoli, ale zatrzymałem się o kilka kroków od niej. Przyglądałem się jej z zainteresowaniem, w milczeniu, a ona nic sobie z tego nie robiła. Swoimi wielkimi, czarnymi oczami patrzyła jakby do wewnątrz, w siebie. Była nieobecna.
- Ola? Co ty tu robisz? ? zapytałem wreszcie.
- Jestem ? wyszeptała, a ja odniosłem wrażenie, że odpowiada na inne pytanie; może nawet komuś innemu.
Usiałem na łóżku, obok niej.
- Zimno ci?
- Trochę ? odpowiedziała cicho, ale znów jakby nie mi.
- Wyglądasz jak Mały Budda ? starałem się, żeby zabrzmiało to ciepło i zabawnie.
- Tak? ? zapytała i spojrzała na mnie. Przez chwilę miałem nawet wrażenie, że złapałem z nią kontakt, ale tylko przez chwilę.
Wstałem i zacząłem chodzić po pokoju. (Chyba mam problem!) Gdyby nie to, że byłem w bieliźnie, trzymałbym teraz pewnie ręce w kieszeniach spodni. Co chwila zerkałem na nią ukradkiem. Była śliczna jak nigdy, onieśmielająca i pociągająca zarazem, a jej twarz emanowała spokojem. Nie tym ziemskim, doczesnym, ale spokojem bogów Epikura. Cała ona, jak jakaś klasyczna rzeźba, emanowała tym spokojem i tylko głęboki, równy oddech świadczył o tym, że nie jest bezkrwistym, bezdusznym tworem jakiegoś Fidiasza. Znów przysiadłem i powiedziałem z bólem:
- Nie możesz tu zostać.
- Przecież chciałeś, żebym tu była ? ożywiła się trochę, a groźba powrotu do domu w środku mroźnej nocy nie zrobiła na niej wrażenia.
- A twoi rodzice? Ty masz szesnaście lat ? chciałem jeszcze dodać, że ją odprowadzę, ale uświadomiłem sobie, że mieszka w innym mieście, o sto pięćdziesiąt kilometrów stąd. (Co ty tu robisz, moja Wenus?)
Nie odpowiedziała.
- Zaproponowałbym spacer, ale trochę zimno ? znów próbowałem być dowcipny.
Nie odpowiedziała.
Chciałem wstać po raz drugi, ale chwyciła mnie za rękę. Spojrzałem na jej smukłe palce, potem na przedramię i ramię. Skórę miała jak jedwab.
- Nie idź ? wyszeptała.
- Dobrze, nie pójdę. Ale uśmiechnij się do mnie.
Uśmiechnęła się pokazując białe zęby. Lekko poruszyła przy tym głową i jej czarne, długie włosy zafalowały. (Gdyby wszystko było tak czarno-białe jak ona!) Czułem, że jest moja, ale bałem się jej dotknąć. Bałem się nawet dłużej zatrzymywać na niej wzrok. Bo czy to wypada gapić się na Małego Buddę? Chciałem, żeby wyplątała się z tej kołdry i żeby grzały ją moje ramiona. Ona też tego chciała.
Patrzyłem przed siebie i udawałem, że nie czuję, jak kładzie głowę na moim ramieniu. Udawałem przed sobą. Obraz Małego Buddy oddalał się i zamazywał, a obok mnie siedziała już tylko śliczna dziewczyna owinięta kołdrą; z rozmarzonym spojrzeniem i kuszącym uśmiechem. Nigdy nie byłem tak zakłopotany, ale też nigdy tak szczęśliwy. (Żeby tak można tę chwilę chwycić i trzymać po koniec końców!) Przestawałem myśleć, zaczynałem czuć. (Niestety nie na długo?)
- Przecież chciałeś, żebym tu była ? powtórzyła niepewnie.
- Tak, chciałem. I chcę. Bardzo.
Przylgnęła do mnie mocniej i objęła ramionami, a ja myślałem o tym, że moja sytuacja jest beznadziejna; i o tym, że myślę o tym, że moja sytuacja jest beznadziejna; i o tym, że myślę o tym, że myślę o tym, że moja sytuacja jest beznadziejna. Pragnąłem nie myśleć - pragnąłem czuć, ale obraz Małego Buddy powracał i nakładał się na obraz dziewczyny. Nienawidziłem siebie i miałem wrażenie, że ona też mnie nienawidzi. Musiałem z tym skończyć.
- Nie możesz tu przychodzić ? powiedziałem stanowczo.
Milczała.
- Nie możesz tu przychodzić, rozumiesz?
Milczała.
Uwolniłem się z jej objęć, wstałem i podszedłem do okna. Otworzyłem żaluzje. Poczułem ucisk w głowie i kryształki lodu w nosie; i to, że mam znowu gęsią skórkę. Poczułem też, że zaczynam płakać. (Znowu siła sugestii?) Przetarłem szybko twarz i rozejrzałem się po pustym pokoju. Najwyższa pora, żeby iść spać.

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Ładnie prowadzona narracja, ale zbyt to dla mnie nudne... Istnieje pewne napięcie pomięzy chłopakiem a dziewczyną, ale nie są on zbyt wyraziści... DLaczego porównujesz dziewczynę do BUddy możesz mi to wyjaśnić, bo nie zrozumiałem, po jednokrotnym przeczytaniu? Zakończenie takie stojące, i mogło by się sprzedać, gdyby pojawiło się wnim coś z wczęniejszych zdań, może coś z Buddą... gdy się na niego ostatecznie zdecydujesz

Pozdrawiam

  • 3 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Dziewięciopiętrowy blok, chociaż ostatnia kondygnacja zajmuje połowę każdej z poniższych. Jedno z mieszkań na ósmym.    Za mojego wczesnego dzieciństwa budynek ten - wówczas w podwarszawskim Ursusie, pod adresem Baśniowa 1 - wzniesiony z wielkiej płyty, wyglądał zupełnie inaczej. Można by napisać, że szaro - jak polska ówczesna rzeczywistość lat siedem mdziesiątych i osiem dziesiątych. Ale czy dla wszystkich Polaków, mieszkających w ojczyźnie, codzienność była szara? Nie była. Czy dla zamieszkałych poza jej granicami, w tym na Zachodzie - była taka barwna? Również nie. Ja nie narzekałem, ponieważ rodzice - dziś już oboje nieżyjący - byli do tego stopnia dobrze sytuowani jak na tamte czasy, pomysłowość i i zaradność pomijając - że o konieczności stania w długich kolejkach i w ogóle o istnieniu tych drugich nie miałem pojęcia.     Minęło dzieciństwo, minął wiek nastoletni, zakończony maturą w tym samym liceum ogólnokształcącym, w którym średnie wykształcenie zdobyła moja mama. Na studia wyprowadziłem się do Krakowa uznawszy, że jako osoba ze tak zwanym świadectwem dojrzałości - jestem dorosły. Myliłem się, ale nikt wtedy mi to powiedział. Nie mnie jednemu zresztą i nie tylko w Warszawie, ale i w całej Polsce. Ano, początkowa świadomość reprezentantów młodszego pokolenia w pewnej mierze, aby nie rzec w istotnej, zależy od ich rodziców. Sam zatem pewne rzeczy musiałem odkryć i sam pewnych rzeczy musiałem się nauczyć.    Wtedy, w roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt, we Wrześniu - opuściłem m mieszkanie rodzinne po raz pierwszy.    Kolejne razy nastąpiły w latach przyszłych od wspomnianego, a zarazem obecnie już przeszłych. Pierwszy ślub (bo mam na koncie i drugi), wyjazd na pięć lat do Zjednoczonego Królestwa Anglii, Szkocji i Walii oraz Irlandii. A potem powrót na krótko i kolejne pożegnanie, i tym razem tak po prostu - na ponad pięć do Niderlandów.     Teraz, po zmianie z ostatniego dnia zeszłego roku - tata odszedł jakże symbolicznie, trzydziestego pierwszego dnia Grudnia - wróciłem. I przyszedł czas na pożegnanie ostatnie. Ono zbliża się wielkimi krokami; mieszkanie to czeka na nową właścicielkę. Czy to słuszny posunięcie? Tak zadecydowałem, rozważywszy - myślę, że wszystkie - racje. Mając tak osobiste, jak I materialne powody. I swoje plany. Któż ich nie ma??     Jestem starą, doświadczoną duszą. Pamiętającą - dotarłem do tej wiedzy w drodze medytacji, część z tej pierwszej znalazłeś, mój Czytelniku, w rozdziałach "Innego spojrzenia" - swoje poprzednie wcielenia i wiele wydarzeń z tychże. Dlatego jest mi dobrze na tej planecie wszędzie tam, gdzie ciepło i gdzie w miarę sucho. O czym przekonałem się po raz kolejny w czasie tej inkarnacji, odwiedzając południowe kraje:  w tym Brazylię i Sri Lankę. Nie lubię zimna, o czym to życie - szczególnie podczas zamieszkiwania w Szkocji - przekonało mnie także.     Popatrzę jeszcze kilka - może kilkanaście razy - z balkonu na częściową panoramę Ursusa. Na jak długo zachowam w pamięci ten obraz? Myślę, że na długo. Jednak czy będę doń często wracał? Raczej nie.     Zabiorę wszystko, co mam do zabrania. Wejdę na balkon po raz ostatni, po raz ostatni wyjrzę przez okno - już niedziecięcej - sypialni. Po raz ostatni zamknę drzwi. Może przywitam się z nabywcą? Jeszcze nie wiem. Ale czemu nie?     I wyjdę na korytarz a potem na ulicę. Nie oglądając się za siebie. Czy jestem zimny drań, tak jak ktoś kiedyś o mnie powiedział? Bywam zimny. Mam lodowatą stronę.     I...     Czeka przyszłość, która z godziny na godzinę staje się teraźniejszością.       Warszawa Ursus, Konińska 4., 17. Maja 2025 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Moondog podmiotem jest wiatr tytułowy i on się zwraca do czytelnika trochę jak u twojego mistrza Pozdrawiam również 
    • Wstęp            I należy zacząć od samego podmiotu lirycznego: Dagny - jest to zdrobnienie od słowiańskiego imienia - Dragomiry i oznacza ono: dobry spokój, dopiero po zniewoleniu kultury słowiańskiej przez chrześcijaństwo - powstał, jakby inaczej: święty spokój...                                                     Rozwinięcie              Powyższy wiersz posiada formę klasyczną, a raczej - powinien: jeśli używamy interpunkcji - należy używać dużych litery, otóż to:   Pójdziemy w nocną ciszę, brachu, pójdziemy w mgielne sady, by szukać rajskich jabłek w piachu, odsądzić cześć od zdrady!             Taka forma jest poprawna, wiersze w stylu klasycznym - melodyjne i rytmiczne - nie muszą posiadać sylabotoniczności, średniówki i sylabicznych rymów - żeńskich, męskich i nijakich, jeśli chodzi o treść: gołym okiem widać - mówi ona o młodości i miłości, nawiązując przy okazji do biblijnego raju - Adama i Ewy - jasna symbolika jabłka.   Będziemy nizać krasne głogi  na srebrną nić poświaty i plątać naszym krokom drogi od szczęścia do utraty!             Była już młodość i miłość, a w drugiej zwrotce mamy wolność, dosłownie: waleczną - wolność! Jeśli chodzi o formę, jest ona jak najbardziej prawidłowa - jest melodia i rytmika, także: logiczny sens powiązany z pierwszą zwrotką.             Niestety, trzecia i czwarta zwrotka wymagają pracy twórczej - dopracowania, słowem: podmiot liryczny bardzo dobrze zaczął, aby nagle zrobić zgrzyt... Nie dużo lepiej: "pójdziemy wypić za dzisiaj", a w trzecim wersie - w trzeciej zwrotce - brakuje rymu, ostatni wers nie pasuje do całości - brak melodii i rytmiki, czwarta zwrotka: ręce opadają - należy ją napisać od samego początku i zastosować parabolę.                                             Zakończenie              Podsumowując całokształt od strony formalnej i treściwej - podmiot liryczny występujący w tym wierszu w postaci jednej osoby jako autor - powinien popracować nad firmą - środkami stylistycznymi, życzę młodej damie wytrwałości w pracy intelektualnej i artystycznej - osiągnięcia perfekcyjnej doskonałości w mowie wiązanej.   Łukasz Jasiński 
    • Widzę tu pewną niespójność, bo w I części jest forma "ja", czyli o piszącym, czy peelu, a w II już o czytającym. Osobiście nie przepadam, za formą "żyjesz" "masz" itp, bo to przekazuje opinię autora, że ma to tak czytelnik, a przecież z definicji czytelnicy są różni i wcale tak mogą nie mieć.  Pozdrawiam. 
    • To ja z ciała wykradam duszę  Nim skrzydła poczują wiatr Nim wieczność wypełni pustkę  Oczu gdzie nie gościł strach    Żyjesz jak w gabinecie luster W każdym masz inną twarz I wznosisz się znowu ku górze  Jak skała którą kruszy czas      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...