Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wymarzona śmierć poety współczesnego


Rekomendowane odpowiedzi

jeśli umrzeć to wieczorem w piątek
gdy wyalienują percepcję do granic
możliwości poetyckie wleją w gardła
na zdrowie wiecznie pustych definicji

koniecznie latem w największy upał
szybki rozkład z udokumentowaniem
pustki przeznaczonej dla wiernych
oraz zielonych szkieł kontaktowych
i uśmiechu dla zatwardziałych

opowiadać jedynie półsłówkami
tworząc legendę dopóki tomiki
sprzedają się jak to robił sam autor
a wydawcy zmieniali się w listonoszy

na grobie niech wyryją wiersz
jednak bez patosu ani zbędnych uczuć
im bardziej nierozumiany

tym lepszy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ładne pociągnięcia słowne, szkoda, że akurat w takim temacie - bo to sprzedawanie to w tych czasach nie takie proste jak 50 lat temu, chociaż... kto wie.
Za pierwsze dwie strofy plus duży, za kolejne - to temat bardziej do dyskusji, w sumie marni poeci kończą się wcześniej czy później.
Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fakt różnie z tym sprzedawaniem bywa aktualnie. Jak było kiedyś to jedynie z opowieści wiem. Ale bądź co bądź teraz też wszystko może się zdarzyć.
Dziękuję za plus.
Pan mi wierzy - jakby rozgorzała dyskusja byłbym bardziej ucieszony niż od plusów. Taki specyficzny rodzaj satysfakcji ;)

Pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O dawniejszych czasach warto wiedziec, np. przeczytac "Dziennik" Tyrmanda, gorąco polecam "Dzienniki" Gombrowicza, Miłosza, nawet "Wspomnienia" K. Brandysa i wiele, wiele innych. Szczególnie przy takim temacie wiersza. Chociaż i tak sława poety jest zależna od odbiorcy, przynajmniej w naszych czasach. Nie ma cenzury, każdy może bez pro9blemu wydac sobie tomik. Kiedyś państwo narzucało sztukę i kropka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pamiętam wątek z warsztatu, i powiem że zmobilizowałeś mnie w ten dzień na przechadzkę do empiku i powrót do tamtego wiersza, teraz mając już wszystko świeżo przed oczami, powiem, że dużo bardziej teraz mi się podoba twój tekst, więc plusuję


nisko isę kłaniam i pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawet mi się kiedyś popełniło coś o kondycji poetów. To miało się jakoś do początku xx wieku, że wtedy lepiej im się umierało, nim zdążył ich dopaść skandal z nieltnim(ą), czy (nie-daj-boże) Nobel.:)

Jeśli chodzi o wasztat, o sprawność językową, to wiersz pozostawia spoooro do życzenia.
kto "wyeliminunują"? ci sami co "wyryją"?
dużo niezręczności

dużo życzliwości z mojej strony:)
pozdrawiam,

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tali Maciej -> cieszę się, że zmobilizowałem i dziękuję bardzo za plusa. Swoją drogą sam muszę się do empiku wybrać ;)

M.Krzywak -> Oczywiście, będzie bez 'pan'.

Oscar Dziki -> W zasadzie co do nieświadomości, kto wyryje to percepcje wyalienują poeci. Wskazuje na to "możliwości poetyckie" wskazane w następnym wersie. Ale oczywiście wiersz nie przeleży, jak minie trochę czasu postaram się dopracować.
Co do kondycji poetów, to fakt niekiedy odbijało trochę. Chociaż ludzie czytając o nich w brukowcach, interesowali się również nieco ich wierszami.

Vera Ikon -> Dziękuję za komentarz, pozytywny odbiór no i te pozdrowienia ;)

Pozdrawiam ciepło wszystkich

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • śliczny   od zawsze prowadzę przed siebie i skręcam raz w prawo raz w lewo a gdzie wyprowadzę ja nie wiem twój wybór czy piekło czy niebo :))  
    • Rozdział piąty       Ta noc trwała tyle, ile trwała. Czyli - określę to wprost - zdecydowanie dłużej. Działo się zaś tak dlatego, że Gabr'I'ela z Milem skorzystali z Mocy, aby móc dłużej, o tyle właśnie dłużej - cieszyć się sobą. Pominę natomiast opis, zarówno ogólny jak i jego szczegóły, ufając Twojej, drogi Czytelniku, wyobraźni. Bowiem cel tego opowiadania jest inny.                      *       *       *      Wykorzystawszy okazję i włożywszy w ten cios odpowiednio więcej siły - odpowiednio i precyzyjnie - Zawisza wytrącił miecz Ulrykowi. Po czym szybkim ruchem, nie dając mu czasu na reakcję, przystawił własne ostrze do odsłoniętej szyi przeciwnika. Wielki mistrz bowiem w swojej pysze uznał za zbędne założenie chroniącego gardło kołnierza, który to jednak fakt w obecnej sytuacji był bez znaczenia. Ponieważ Zawisza - jak wiesz, mój Czytelniku - nie miał najmniejszej chęci, aby go zabić. Co bezpośrednio wynikało z ustaleń, poczynionych przezeń z królem Władysławem.    - Koniec walki. Poddaj się - wycedził zimno Zawisza, uśmiechając się do siebie w duchu. Na myśl o wiecznej chwale, która nań właśnie spłynęła. I na myśl o tej jeszcze większej, która mu przypadnie za korzyści, które w następstwie owego starcia przyjdą na Królestwo Polskie i Wielkie Księstwo Litewskie oraz dla zamieszkujących ich ludzi.    Ulryk w odpowiedzi spojrzał z nienawiścią.     - Na Boga i mój rycerski honor, nigdy! - wykrzyknął zajadle. - Daj mi miecz!     - Nie - wycedził Zawisza ponownie, równie zimno jak przedtem. - Nie dam. To koniec walki. Koniec twojego zakonu. Waszego panowania i waszego ucisku: na moim ludzie i na Litwinach. Tych oto tu - wskazał zbliżających się polskich rycerzy z jednej strony, a z drugiej litewskich wojowników. Wielkiemu mistrzowi wydało się to bardzo dziwne.     - Co się dzieje? - rozejrzał się zaskoczony. - Dziwne to, przecież przed chwilą bitwa wciąż trwała...    - Ale już nie trwa - dobiegł go z prawej strony głos. Męski i chłodny, pełen zdecydowania. Ulrykowi wydał się on uderzająco znajomy. Równie uderzający jak cisza, która zapadła kilka dobrych chwil temu. W jego odczuciu nienaturalna, chociaż przerywana chrzęstem zbroi podchodzących rycerzy, dźwiękiem chowanych do pochew mieczy - odruchowo zidentyfikował ten odgłos - oraz rżeniem koni. Spojrzał zdziwiony, nie dostrzegł jednak nikogo.    - Co się dzieje? - tym razem wyrzekł na głos pytanie.     - Ano to właśnie, co powiedział ci Zawisza - znów ten sam głos dobiegł jego uszu. - Koniec. Z woli króla Władysława i z ręki Zawiszy Czarnego. Za moimi przyzwoleniem i zgodą - Jezus uobecnił się kilka kroków od wielkiego mistrza. Ten rozpoznał Go natychmiast mimo bardzo dziwnych - jego zdaniem - szat, na co od razu zwrócił uwagę. I pomimo sytuacji, w której się znajdował.     - Jakże to, Panie? - powiedział po łacinie. - Ty z nimi, a przeciwko nam? Jakże to? - powtórzył pytanie, zdziwiony do głębi. Nagle przestał być pewien czegokolwiek z tego, co do tej pory wydawało mu się oczywiste. Nie wiedział nawet, czy wierzyć oczom i uszom. Może to pogańskie czary?     - Tak, to prawdziwy Ja - odrzekł swobodnie Jezus. -  Nie przeciw wam jednak, a przeciw temu, co myślicie i przeciw temu, co czynicie.     Zdziwienie Ulryka sięgneło niebios. Minęła naprawdę długa chwila, nim zdołał odpowiedzieć.    - Ale przecież - wyjąkał - służyliśmy tobie... i twojemu Ojcu...    - Służyliście sobie - uciął szorstko Jezus. Tonem, który Ulryk rozumiał najlepiej: nie znoszącym jakiegokolwiek sprzeciwu. Po czym prawie natychmiast skinął na ZawIszę.     - Nałóż mu więzy.      Voorhout, 2. Listopada 2024 
    • @Domysły Monika Dziękuję, nie znałem tego :) @Hiala + / -
    • Zatankujmy do pełna pojemne zdanie i nareszcie pojedźmy dalej niż za horyzont pisarskich lub przemowatych ewentualnie przekonujących marzeń nad zamarzeniami!!   Warszawa – Stegny, 02.11.2024r.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...