Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Może to będzie nowość na tym forum. Zamieszczam... scenariusz. Liczę na uwagi dotyczące dialogów i wymowy filmu. Z góry dzięki (ang. thank you from the mountain). Miłej lektury.



Z rozjaśnienia.

PLENER. ULICA. DZIEŃ. ZIMOWY RANEK.
Na słonecznej ulicy leży błoto po stopniałym śniegu. Chodnikiem idzie młody mężczyzna, TOMEK. Zbliża się do wejścia do urzędu państwowego. Spogląda z obrzydzeniem na ubrudzone buty. Zatrzymuje się przed wejściem i spogląda na zegarek. Wygląda na to, że przeklina pod nosem.


WNĘTRZE. PRZEJŚCIE OBOK PORTIERNI. DZIEŃ.
Tomek przechodzi pomiędzy dwoma mężczyznami zwróconymi ku sobie.

MĘŻCZYZNA
Ja chciałem jechać na narty
ale pogoda to jak na Wielkanoc
a nie na Boże Narodzenie.


WNĘTRZE. KORYTARZ BIUROWY. DZIEŃ.
Tomek przemyka się chyłkiem do swojego pokoju, pośpiesznie otwiera drzwi i wchodzi do środka.


WNĘTRZE. POKÓJ BIUROWY. DZIEŃ.
Tomek zdejmuje płaszcz i wiesza go w szafie. Uchyla okno, z którego widać jedynie ceglaną ścianę stojącego naprzeciw budynku. Siada przy biurku i włącza komputer. Otwierają się drzwi i do pokoju wchodzi sekretarka JOLANTA z plikiem dokumentów. Kładzie je na biurku.

JOLANTA
Do poprawki.
Naczelnik się o pana pytał.

TOMEK
Dzień dobry.
Mam się zgłosić?

JOLANTA
Poszedł teraz na spotkanie.
Być może wróci pod koniec dnia
a jak nie to chce pana widzieć
jutro z rana.
Coś pan chyba przetrzymał.

TOMEK
Staram się jak mogę.

JOLANTA
Jemu niech pan to powie.

Jolanta wychodzi. Tomek odchyla się na krześle.
Tomek nachyla się nad papierami rozłożonymi na biurku. Usiłuje się zmusić do czytania. Dzwoni telefon. Tomek podnosi słuchawkę. W trakcie rozmowy wykonuje coraz dziwniejsze czynności, grzebie ołówkiem w uchu, kręci się na obrotowym krześle, robi samolot z pisma leżącego na biurku itp.

TOMEK
Słucham.
Już pani rozmawia.
Tomek Pawlicki przy telefonie.
Tak, kojarzę pani sprawę jest przygotowana.
Czeka na podpis u pana naczelnika.

Nic na to nie poradzę.
Na biurku naczelnika
leży stos podobnych wniosków.
To nie są proste sprawy.
Trzeba zagłębić się w akta,
sprawdzić wszystko pod względem formalnym.
To niestety trwa.

Nie mogę pani powiedzieć
bo nie wiem czy naczelnik zaakceptuje
zaproponowane przeze mnie rozstrzygnięcie.
Nie chcę robić pani
żadnych złudnych nadziei.

Być może ale nie wiem czy to podpisze.
Ostatnio wiele spraw załatwiamy negatywnie.

Proszę nie płakać.
Ode mnie naprawdę nic nie zależy.
Wykonuję tylko czarną robotę
ale sam nie mam żadnej mocy decyzyjnej.

Może pani spróbować
ale szef nie ma w zwyczaju
przyjmować interesantów.

Nie wiem czy będzie chciał
w ogóle z panią rozmawiać.

Naprawdę nie ma za co.
Wiele pani nie pomogłem.
Może zadzwoni pani pod koniec tygodnia.

Do widzenia.

Tomek wzdycha z ulgą.


WNĘTRZE. MIESZKANIE TOMKA. DZIEŃ.
Słychać głośną muzykę Sex Pistols. Tomek przechodzi przez pokój z puszką piwa podrygując w rytm punkowej muzyki. Potem odkłada puszkę na stół i wykonuje taniec pogo na środku pokoju.


WNĘTRZE. MIESZKANIE TOMKA. NOC.
Na stole walają się puste puszki po piwie. Tomek drzemie na wersalce. Nagle budzi się i siada okrakiem spuszczając w dół głowę, spogląda na zegarek.


PLENER. PRZED DRZWIAMI WIELORODZINNEGO BUDYNKU, W KTÓRYM mieszka Tomek. Noc.
Drzwi klatki schodowej otwierają się i wychodzi z nich Tomek prowadząc rower górski. Ma problemy z przeciśnięciem się przez drzwi. Wsiada na rower i rusza powoli z trudnością trzymając się prostej linii chodnika.


PLENER. OSIEDLE WIELKICH BLOKÓW. NOC.
Tomek jedzie szybko na rowerze. Kieruje się w stronę widocznej w pobliżu wysokiej górki.


PLENER. SZCZYT GÓRY. NOC.
Z góry widać wokoło wielorodzinne bloki i arterie komunikacyjne. Do szczytu zbliża się Tomek prowadząc rower. Kładzie rower na boku, siada na ziemi, na wyciągniętej z kieszeni reklamówce i wyjmuje z kurtki puszkę piwa. Otwiera piwo i podziwia panoramę. Do szczytu zbliżają się trzymając za ręce dziewczyna z chłopakiem.

Para siada nieopodal na kamieniu, na przyniesionym kocu, tyłem do Tomka. Chłopak obejmuje dziewczynę. Tomek wzdycha ciężko, dopija piwo, stawia puszkę na ziemi i podnosi rower. Wsiada na rower i rusza w dół w stronę ogródków działkowych.


PLENER. PODNÓŻE GÓRY. NOC.
Tomek zjeżdża w zawrotnym tempie bez hamowania.


PLENER. CHODNIK Z DALA OD BLOKÓW. NOC
Tomek pędzi na rowerze.
Dojeżdża cały i zdrowy do nocnego sklepu obok przystanku autobusowego. Opiera rower o ścianę i wchodzi do środka.


PLENER. BRZEG WĄSKIEGO STRUMYKA. NOC.
W odległości stu metrów od strumyka widać bloki z nielicznymi światłami w oknach. Tomek siedzi na pochyłym brzegu, na reklamówce, mocząc pięty w wodzie. Obok na trawie stoi butelka z piwem, powyżej leży rower. Tomek je kabanosa. Zaczyna wrzucać jego małe cząstki do wody.

Tomek wkłada resztkę kabanosa do kieszeni, wyciera stopy o zeszłoroczną trawę, zakłada skarpetki, buty i podnosi rower z ziemi. Wsiada na rower i odjeżdża.


PLENER. PRZED WEJŚCIEM DO OGRODU ŁAZIENKOWSKIEGO. NOC.
Za płotem ogrodu widać oświetlony pomnik Szopena. Tomek idzie wzdłuż płotu dochodząc do miejsca, w którym rosną gęste krzaki. Opiera rower o płot i szykuje się do sforsowania parkanu.


PLENER. OGRÓD ŁAZIENKOWSKI. PORANEK.
W Ogrodzie Łazienkowskim przyroda zaczyna się budzić do życia. Słychać śpiew ptaków. Widać kropelki rosy na pozbawionych liści gałązkach drzew i krzewów.


PLENER. POMNIK SZOPENA W OGRODZIE ŁAZIENKOWSKIM. PORANEK.
Tomek śpi na pomniku Szopena w samych majtkach. Rękoma i nogami obejmuje rzeźbę jakby leżał na grubej gałęzi. Ubranie Tomka jest rozrzucone na pomniku. Szopen spogląda niewzruszony. W dole zbliża się do pomnika STRAŻNIK parkowy. Dalej widać FOTOGRAFA, który przymierza się do zrobienia zdjęcia pomnika.

STRAŻNIK
Panie! Pobudka!
Co jest do cholery?

Tomek otwiera oczy.

TOMEK
Jeszcze tylko
pięć minutek tato.

STRAŻNIK
Złaź pan i zabieraj się stąd
bo wezwę policję.

Tomek powoli schodzi z pomnika zbierając po drodze części garderoby.

TOMEK
Mogłeś mnie pan chociaż
kocem przykryć.

STRAŻNIK
Narkoman.
Miejsce se znalazł.


PLENER. WEJŚCIE DO URZĘDU, W KTÓRYM PRACUJE TOMEK.
Tomek przyjeżdża na rowerze, który przymocowuje łańcuchem do płotu.


WNĘTRZE. CIEMNY KORYTARZ. NOC. (animacja)
Z zza rogu wypada animowana sylwetka potwora. U dołu pojawia się wycelowany w nią karabin. Kilka strzałów powala potwora ociekającego krwią.


WNĘTRZE. POKÓJ BIUROWY TOMKA. DZIEŃ.
Tomek siedzi przed ekranem komputera emocjonując się grą. Nagle drzwi otwierają się i staje w nich NACZELNIK. Tomek podrywa się na równe nogi.

NACZELNIK
Pan pozwoli do mnie.

Naczelnik wychodzi a Tomek wyłącza grę w komputerze i również wychodzi z pokoju.


WNĘTRZE. POKÓJ NACZELNIKA. DZIEŃ.
Naczelnik siedzi przy biurku, naprzeciw niego przy drugim biurku kobieta około 40-stki czyta jakieś dokumenty. Naczelnik wertuje brukową, kolorową gazetę. Na jednej ze stron Tomek zauważa swoje zdjęcie na pomniku Szopena. Obok zamieszczono łudząco podobne zdjęcie obrazu Podkowińskiego „Szał uniesień”, na którym naga kobieta siedzi na grzbiecie konia stającego dęba. Tytuł artykułu brzmi: „Szał uniesień w Łazienkach czyli jak urzędnik państwowy ujeżdżał Szopena”. Tomek widząc zdjęcie przełyka ślinę. Naczelnik składa gazetę i podaje ją siedzącej naprzeciw kobiecie. Ulga maluje się na twarzy Tomka.

NACZELNIK
Chce pani przejrzeć?

Przed Naczelnikiem na biurku leży urzędowe pismo z wieloma czerwonymi dopiskami naniesionymi odręcznie.

NACZELNIK
Wczoraj już nie miałem czasu
z panem porozmawiać.

Naczelnik ujmuje pismo ręką.

NACZELNIK
Nie wiem ile pan kisił
sprawę Wojtały ale facet
napisał na nas do Marszałka Sejmu.
Gdzie pan ma akta?

TOMEK
Mam... gdzieś...

NACZELNIK
Jak widzę to pan ma wszystko gdzieś.
Za trzy minuty chcę to widzieć
na moim biurku.

Tomek wychodzi z pokoju.


WNĘTRZE. BIUROWY POKÓJ TOMKA. DZIEŃ.
Tomek wertuje niechlujne stosy papierów w stojącej szafie.
Nagle drzwi pokoju otwierają się i staje w nich rozwścieczony Naczelnik. W ręce trzyma gazetę otwartą na stronie ze zdjęciem Tomka na pomniku.

NACZELNIK
Co to ma być?!


WNĘTRZE. PODZIEMNY DWORZEC KOLEI PODMIEJSKIEJ. WIECZÓR.
Na peronach ludzie oczekują na pociąg. Tomek idzie wzdłuż ściany chwiejnym krokiem.

GŁOS SPIKERA
Uwaga. Pociąg osobowy z Warszawy Wschodniej
do Radomia przez Czachówek Południowy Warkę
jest opóźniony o około dwadzieścia minut.
Pociąg osobowy z Warszawy Wschodniej
do Radomia przez Czachówek Południowy Warkę
jest opóźniony o około dwadzieścia minut.

Tomek dochodzi do drzwi toalety. Szarpie za klamkę. Drzwi są zamknięte. Tomek wymiotuje na podłogę. Podchodzi do kolejnych drzwi z napisem „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”. Te okazują się otwarte.


WNĘTRZE. KORYTARZ. WIECZÓR.
Tomek idzie korytarzem. Dochodzi do końca. Z jednej strony widzi otwarte drzwi z napisem WC. W środku widać drzwi w kabinie toalety. W matowej szybce oświetlonej od wewnątrz widać zarys głowy. Tomek zauważa w korytarzu drugie drzwi, które są lekko uchylone. Wchodzi do środka.


WNĘTRZE. POKÓJ SPIKERA. WIECZÓR.
Uwagę Tomka zwraca stanowisko spikera z mikrofonem na metalowym pałąku. Tomek odwraca się i rygluje drzwi. Podchodzi do stanowiska spikera. Siada na obrotowym krześle przed mikrofonem.

TOMEK
Uwaga.


WNĘTRZE. SALA PODZIEMNEGO DWORCA KOLEJOWEGO. WIECZÓR.

TOMEK
(filtr, przez głośnik dworcowy)
Opóźniony pociąg z Warszawy
Wschodniej do Radomia
okazał się pociągiem przyspieszonym...

Ludzie na peronie spoglądają po sobie, niektórzy się uśmiechają.


WNĘTRZE. POKÓJ SPIKERA. WIECZÓR.
Tomek siedzi przy konsolecie spikera i mówi do mikrofonu.

TOMEK
...i odjechał godzinę temu.
Serdecznie przepraszamy.

Ktoś szarpie za klamkę i zaczyna się dobijać do drzwi pokoju.


WNĘTRZE. SALA PODZIEMNEGO DWORCA KOLEJOWEGO. WIECZÓR.

TOMEK (filtr, przez głośnik)
Uwaga.
Po torze pierwszym przejedzie elektrowóz
w kierunku z Radomia do Warszawy Wschodniej.
W tym samym czasie na ten sam tor
wjedzie pociąg pasażerki w przeciwnym kierunku.

Ludzie uśmiechają się. Jakiś pracownik kolei biegnie po peronie.

TOMEK (kont., filtr)
Radzimy opuścić teren dworca
bo może być gorąco.


WNĘTRZE. POKÓJ SPIKERA. WIECZÓR.
Tomek siedzi przy konsolecie spikera. Do drzwi coraz bardziej natarczywie ktoś się dobija.

GŁOS (off)
Otwierać!

Tomek otwiera z głośnym sykiem puszkę piwa.


WNĘTRZE. SALA PODZIEMNEGO DWORCA KOLEJOWEGO. WIECZÓR.

TOMEK (filtr, przez głośnik dworcowy)
Otwierać ósme piwo
to jak obejmować ukochaną kobietę.


WNĘTRZE. POKÓJ SPIKERA. WIECZÓR.
Tomek siedzi przy konsolecie spikera i nuci do mikrofonu.

TOMEK
Szopa Dworca Centralnego
Depresyjnie tonie w mgle
W kiblu głośnik szepcze czule
Złoty pociąg spóźnia się

Drzwi z wielkim hukiem otwierają się i do środka wpada na podłogę dwóch kolejarzy. Tomek obraca się na obrotowym krześle spikera.

TOMEK
Witam panowie.
Możecie już wstać.


WNĘTRZE. ZEJŚCIE DO PIWNICY. NOC.
Tomek zapala światło i schodzi zataczając się. Przytrzymuje się ściany by otworzyć z wielkim trudem drzwi do swojej piwnicy.


WNĘTRZE. PIWNICA TOMKA. NOC
Tomek dosiada roweru opartego o ścianę i przewraca się razem z nim na podłogę.


WNĘTRZE. PIWNICA TOMKA. DZIEŃ.
Słychać budzik elektronicznego zegarka na ręce Tomka, który widzimy w zbliżeniu, potem odjazd. Tomek leży na podłodze wpleciony w rower tak jak padł poprzedniej nocy. Teraz budzi się i spogląda na zegarek.
Tomek wyplątuje się z roweru.


PLENER. CEGLANA ŚCIANA BUDYNKU ZA OKNEM BIUROWEGO POKOJU Tomka. Dzień.


WNĘTRZE. BIUROWY POKÓJ TOMKA. DZIEŃ.
Tomek siedzi przy komputerze obejmując głowę rękami.
Drzwi otwierają się i do pokoju wchodzi MARCIN, kolega Tomka z pracy.

MARCIN
Sie masz stary.
O widzę, że zabalowałeś na tym dworcu hehe
Nie dotrzymałeś postu.

Tomek spogląda na kolegę zdziwionym wzrokiem.

MARCIN
W Metropolu piszą o tobie.

Marcin rzuca zwiniętą w rulon gazetę na biurko przed Tomkiem.

MARCIN (kont.)
Widziałem też twoje zdjęcie.
Zawodowstwo.
Jesteś sławny.
Na językach można powiedzieć.

TOMEK
Najgorzej podobno gdy o nas nie mówią.

MARCIN
Że tam nie zamarzłeś to prawdziwy cud.

TOMEK
Nawet się nie przeziębiłem.
Noce są ciepłe tej zimy

MARCIN
Stary, całe Ministerstwo wre.
I chuj im na grób.

TOMEK
Taaa...

MARCIN
Ja też przychodzę w związku
z twoimi akcjami.

TOMEK
Tak?

MARCIN
Rozmawiałem dziś z kumpelą,
która siedzi trochę w sztuce
i tego typu rzeczach.
Była w szoku jak się dowiedziała,
że cię znam.
Bardzo jej się
spodobał numer z pomnikiem
i dworcowy happening.

TOMEK
Fajna jakaś?

MARCIN
Super laseczka. I niegłupia.
Gdybym ją poznał wcześniej...

TOMEK
To postaraj się na boku.
Jakaś garsoniera w centrum.
Te sprawy.
Żona się nie musi dowiedzieć.

MARCIN
Nie z nią, to dziewczyna z klasą.
Darzę ją dużym szacunkiem.

TOMEK
To niby kto ma być z nią? Ja?

MARCIN
Kto wie.
Ona chce przeprowadzić z tobą wywiad.
Z jak to ujęła
„performerem naszych czasów”.

TOMEK
Żartujesz chyba.

MARCIN
Serio. Odkupiła już prawa do zdjęcia
z Szopenem. I jeżeli się zgodzisz
chce je puścić razem z wywiadem
w jakimś czasopiśmie o sztuce.

Marcin sięga do kieszeni, z której wyciąga żółtą karteczkę. Podaje ją Tomkowi.

TOMEK
Hm. Marzena Wilkosz?

MARCIN
Mam nadzieję, że się nie obrazisz
ale przemailowałem jej
twoją mini-powieść.

TOMEK
Żenada, robisz ze mnie idiotę na wejściu.

MARCIN
Ale pierdolisz.
Już ci mówiłem,
że mi się bardzo podobało.

Tomek patrzy na kartkę.

TOMEK
Odezwę się do niej
po świętach.

MARCIN
Zadzwoń dzisiaj.
Zaraz. Ona czeka.

TOMEK
Zaraz to może nas
wypuszczą wcześniej z roboty.

Drzwi otwierają się i do pokoju wchodzi Naczelnik ubrany w płaszcz z aktówką w ręce. Tomek i Marcin podrywają się na równe nogi.

NACZELNIK
O, widzę, że przeszkadzam
w spotkaniu towarzyskim.

MARCIN
Panie naczelniku
my właśnie
składamy sobie życzenia.

NACZELNIK
Ja też chciałem panom życzyć
zdrowych i spokojnych świąt.

Naczelnik podaje kolejno rękę Tomkowi i Marcinowi.

TOMEK
Dziękuję nawzajem
panie naczelniku.

MARCIN
Wesołych świąt
panie naczelniku.

NACZELNIK
W związku z tym, że wszyscy chcą się
przygotować do uroczystej kolacji
pan dyrektor zezwolił na wcześniejsze
opuszczenie miejsc pracy.

Koledzy z zadowoleniem przyjmują słowa Naczelnika.

NACZELNIK (kont.)
Pan panie Tomku
zostanie do siedemnastej
w moim gabinecie.
Ktoś musi dyżurować przy telefonie,
na wszelki wypadek.

TOMEK
Dobrze.

Naczelnik podaje klucze Tomkowi.

NACZELNIK
Wyznaczyłem pana
bo pan się chyba nie spieszy.

TOMEK
Mmm rzeczywiście nie.
Te święta spędzę sam w domu.

NACZELNIK
To trochę przykro.
Proszę zaplombować drzwi
jak pan będzie wychodził.
Do zobaczenia panom po świętach.

MARCIN
Do widzenia.

TOMEK
Do widzenia.

Naczelnik wychodzi.
MARCIN
To cię kutas załatwił.

TOMEK
No.


WNĘTRZE. POKÓJ NACZELNIKA. DZIEŃ.
Wskazówki ściennego zegara wskazują godziną trzynastą. Tomek obserwuje ulicę stojąc przy oknie.


PLENER. KAWAŁEK ULICY PRZED MINISTERSTWEM. DZIEŃ.
Tomek widzi Naczelnika wsiadającego do zaparkowanego na chodniku samochodu. Samochód rusza.


WNĘTRZE. POKÓJ NACZELNIKA. DZIEŃ.
Tomek stoi przy oknie odprowadzając wzrokiem samochód Naczelnika.

TOMEK
He he.

Tomek wychodzi z pokoju i przekręca klucz w drzwiach.


WNĘTRZE. POKÓJ NACZELNIKA. DZIEŃ.
Słychać zgrzyt klucza w zamku. Do środka wchodzi Tomek dźwigając dużą reklamówkę wypełnioną puszkami piwa.

TOMEK
Można?

Stawia torbę na stole. Jedna puszka spada na podłogę. Tomek znika za blatem biurka i zaraz znowu się pojawia trzymając w ręku puszkę.

TOMEK
(naśladując Naczelnika)
Ależ niechże się pan rozgości
panie Tomku.


WNĘTRZE. POKÓJ NACZELNIKA. DZIEŃ.
Ścienny zegar wskazuje godzinę piętnastą. Tomek siedzi za biurkiem popijając piwo z puszki. Kilka pustych puszek stoi na biurku. Tomek wstaje i rozgląda się. Jego wzrok przykuwa otwarta szafka, na której półkach znajdują się równiutko ustawione teczki z aktami.

TOMEK
Kurwa.
Ten to chyba nawet sra
z linijką w dupie.

Twarz Tomka wykrzywia się w grymasie. Tomek zaciska nogi i
kieruje się do wyjścia gdy rozlega się dzwonek telefonu.
Tomek podchodzi do biurka zaciskając nogi. Podnosi słuchawkę.

TOMEK
Ministerstwo. Proszę.

Tomek stoi i słucha coraz rozpaczliwiej przebierając nogami.

TOMEK (kont.)
Niestety dzisiaj to raczej
niemożliwe wszyscy...
Nie, wszyscy udali się już do domów.
Dzisiaj jest wigilia.
Wiem ale...

Tomek nie daje już rady, zwija się jak wąż.

TOMEK (kont.)
Ale tłumaczę panu, że...

Tomek rozpaczliwie rozgląda się po pokoju. Zauważa w kącie duży kwiat w wielkiej doniczce. Zbliża się z telefonem do doniczki. Przytrzymuje słuchawkę głową na ramieniu, rozpina spodnie i załatwia się do doniczki.

TOMEK (kont.)
Też nie ma
i nie będzie już dzisiaj.
Proponuję zadzwonić po świętach.
Do usłyszenia.

Tomek odkłada słuchawkę na widełki i wzdychając z ulgą zapina spodnie. Wciąga głośno nosem powietrze.
Podchodzi do okna i otwiera je na oścież. Zbliża się do biurka Naczelnika i wyciąga z kieszeni paczkę papierosów a razem z nią żółtą karteczkę z numerem telefonu Marzeny Wilkosz. Siada przy biurku. Otwiera kolejną puszkę piwa i wybiera numer na klawiaturze telefonu.

TOMEK (kont.)
Dzień dobry. Tomek Pawlicki.
Czy mogę rozmawiać z panią Marzeną?

Pociąga spory łyk piwa i zakąsza papierosem.

TOMEK (kont.)
Dzień dobry mówi
Tomek Pawlicki.
Tak, ten sam.

Uśmiecha się słuchając.

TOMEK (kont.)
Ojejku czyta pani
moją powieść?
Przecież to
fatalna grafomania.
Pani pracuje też i w wydawnictwie?
To może mi ją pani
wyda... He he.

Dzisiaj? Ale dziś jest wigilia
nie spędza jej pani z rodziną?

Zaciąga się papierosem.

TOMEK (kont.)
To tak jak ja.
Hm, no nie wiem.
Dobrze.
O której?
A adres?

Sięga po jeden z długopisów Naczelnika włożonych do kubka. Notuje adres na żółtej karteczce.

TOMEK
De-em-be-go.
W takim razie
do zobaczenia.

Wyrzuca papierosa pstryknięciem przez okno i długo dopija resztę piwa z puszki. Wstaje i przeciągając się rozpościera ręce szeroko ręce.
Odchyla się za bardzo do tyłu i traci równowagę. W rozpaczliwym geście łapie ręką za stojącą obok szafkę z aktami Naczelnika i przechyla ją do przodu. Na ziemię spada deszcz dokumentów. Tomkowi udaje się powstrzymać szafkę przed upadkiem. Tomek spogląda na skutki swojego działania.

TOMEK
O kurwa.

Tomek przykuca i zbiera akta, wkłada byle co byle gdzie.


WNĘTRZE. POKÓJ NACZELNIKA. WIECZÓR.
Zegar pokazuje punkt siedemnastą. Tomek zbiera puste puszki do reklamówki. Zatacza się. Na półce szafy Naczelnika stoją niechlujnie wetknięte dokumenty. Tomek, ubrany już w płaszcz kieruje się w stronę drzwi gdy rozlega się dzwonek telefonu. Zirytowany podejmuje szybkim ruchem słuchawkę i bez zastanowienia mówi stanowczo w głośnik.

TOMEK
Idź się wypałuj
kutasie zajebany!

Rzuca słuchawkę na widełki.


WNĘTRZE. DOM NACZELNIKA. WIECZÓR.
Naczelnik z opadniętą szczęką i wytrzeszczonymi oczami trzyma w ręku, kilka centymetrów od ucha, słuchawkę telefonu. W tle widać kolorowe, migające światełka na choince. Słychać wesoła kolędę.


WNĘTRZE. POKÓJ NACZELNIKA. WIECZÓR.
Tomek opuszcza pokój. W ręku trzyma reklamówkę pełna pustych puszek. Na stole pozostała żółta kartka z zapisanym adresem Marzeny Wilkosz.


PLENER. OSIEDLE. NOC.
W oknach domów widać światła lampek na choinkach. Tomek idzie zatacPawlicki się kompletnie pijany. Zatrzymuje się pod tablicą z nazwą ulicy.

TOMEK
D-em-be-go.
Zgadza się.

Tomek sięga do kieszeni. Wyciąga z niej po kolei wiele skarbów: papierosy, zapalniczkę, klucze, sięga do drugiej gdzie również cos znajduje. Przeszukuje tak wszystkie kieszenie nie mogą odnaleźć interesującego go przedmiotu. Z jednej z kieszeni płaszcza wyciąga puszkę piwa, otwiera ją i pociąga potężny łyk. W końcu rusza przed siebie chwiejnym krokiem.

TOMEK
Marzena.
Marzena.

Tomek zatrzymuje się pośród młodych drzewek przywiązanych do kijów. Rozgląda się dokoła i zauważa pod płotem, za którym znajduje się teren jakiejś budowy, porzucona łopatę. Podchodzi do płotu, podnosi ją i ogląda.


PLENER. OSIEDLE, NA KTÓRYM TOMEK SZUKAŁ MARZENY. DZIEŃ.
Nad ziemią unosi się mgła. Gdy się przerzedza widać wyłaniające się z jej kłębów młode drzewka. Pomiędzy nimi przywiązany paskiem do palika i wkopany po kolana w ziemię tkwi drzemiący Tomek. Podbiega do niego pies rasy wyżeł i obwąchuje go.

GŁOS KOBIETY
Koral.
Koral.
Chodź tu.

Chodnikiem nadchodzi młoda kobieta. Przez ramię ma przewieszoną niewielką sześcienną torbę, w ręku trzyma smycz. Pies podbiega do niej a ona zapina mu smycz na obroży. Kobieta przygląda się Tomkowi wkopanemu w ziemię.

KOBIETA
Tomek?

Tomek otwiera z wysiłkiem oczy.

KOBIETA
Tomek.
Mam na imię Marzena.

Tomek usilnie stara się powrócić do pełni świadomości.

TOMEK
Marzena.
Przepraszam.
Zgubiłem twój adres.

Marzena spogląda na nogi Tomka zakopane po kolana w ziemi.

MARZENA
Ty tu chyba wyrosłeś w nocy.

TOMEK
Znalazłem łopatę...

MARZENA
Czy mogę ci zrobić zdjęcie?
Wyglądasz niesamowicie.

Marzena otwiera sześcienna torbę i wyjmuje z niej aparat.

TOMEK
Do wywiadu?

MARZENA
Na pamiątkę.

TOMEK
Nigdy nie rozstajesz się z aparatem?

Marzena przymierza się i pstryka kilka zdjęć.

MARZENA
Częściej zapominam
o portfelu albo szmince.

Marzena zbliża się uśmiechając do Tomka.

TOMEK
Chyba zepsułem ci wczorajszy wieczór.

MARZENA
Nie szkodzi,
możemy powtórzyć go dzisiaj.

Tomek gramoli się z dołu otrzepując nogawki.

MARZENA
Spędziłeś tu cała noc?

TOMEK
Prawdopodobnie.

MARZENA
Chodźmy do mnie.
Zrobię ci gorącej herbaty.

TOMEK
Dzięki ale musze
lecieć do roboty.

MARZENA
W pierwszy dzień Świąt?

TOMEK
Rzeczywiście.
Coś mi się pomyliło.


WNĘTRZE. MIESZKANIE MARZENY. NOC.
W pokoju choinka. Na stole kolacja. Telewizor włączony bez głosu. Tomek tańczy blisko z Marzeną przy taktach kolędy przerobionej na jazzową nutę.

TOMEK
Czy nie powinniśmy
raczej śpiewać kolęd?

MARZENA
Nie mam głosu.

TOMEK
Ja słabo tańczę.

MARZENA
Wcale nie.

TOMEK
Preferuję pogo.

MARZENA
To trochę zbyt dynamiczne
jak na Boże Narodzenie.

Marzena przytula się do Tomka kładąc głowę na jego ramieniu.

TOMEK
Tam mam łaskotki.

MARZENA
Naprawdę.

Żeby sprawdzić Marzena mocniej wpija się w Tomka jakby chciała zanurzyć zęby w jego szyi. Tomek wybucha niekontrolowanym śmiechem. Przekomarzają się. On łapie ją w pasie i również zaczyna łaskotać.

TOMEK
Bingo.

MARZENA
(śmiejąc się)
Przestań.
Tomek przestaje.

MARZENA
(kont.)
Albo nie przestawaj.

Tomek obejmuje Marzenę i całuje w policzek. Znowu tańczą wtuleni w siebie lecz jakby bardziej kurczowo. Jakby nie chcieli wypuścić się nawzajem z objęć.


PLENER. ULICA. RANEK.
Kamera zbliża się szybko do wejścia do gmachu Ministerstwa, przemyka obok portierni, wbiega po schodach na pierwsze piętro, mijając pracowników, wpada na korytarz wiodący do pokoju Tomka. Tomek wyprzedza szybkim krokiem kamerę i przechodzi obok otwartych na oścież drzwi do pokoju Naczelnika. *) sorry za ten opis kamerowania

NACZELNIK
Proszę tutaj.

Tomek zatrzymuje się w miejscu, wykonuje obrót na pięcie i przekracza próg pokoju Naczelnika.


WNĘTRZE. POKÓJ NACZELNIKA. DZIEŃ.
Naprzeciw Naczelnika siedzi czytając dokumenty ta sama co zawsze kobieta około 40-stki.

NACZELNIK
Pan zamknie drzwi.

Tomek wykonuje polecenie Naczelnika.

NACZELNIK
We czwartek, czyli w wigilię
o godzinie szesnastej
pięćdziesiąt dziewięć
z biura rzecznika
praw obywatelskich
zadzwoniono pod ten
numer telefonu.

Naczelnik wskazuje stojący przed nim aparat telefoniczny.

NACZELNIK (kont.)
Po nawiązaniu kontaktu telefonicznego
rozmówca usłyszał w słuchawce
kilka bardzo niecenzuralnych słów
wypowiedzianych podniesionym głosem
przez młodego człowieka.
Wcześniej tego samego dnia
poprosiłem pana o pełnienie dyżuru
w moim pokoju i odbieranie
ewentualnych telefonów
do godziny siedemnastej zero zero.

Tomek szuka wzrokiem czegoś w pokoju (najwyraźniej doniczki do której się załatwił. Nie ma jej w miejscu, w którym stała.

NACZELNIK
Bez względu kto
odebrał i odpowiedział
na ten telefon
pan, sprzątaczka czy śmieciarz
to na pana spada odpowiedzialność
za to co się stało.
Z dniem dzisiejszym
Ministerstwo zwalnia pana
z pełnionych obowiązków
i rozwiązuje z panem umowę o pracę.

Tomek opuszcza wzrok i wciąga wargi do wewnątrz. Naczelnik spogląda na niego.

NACZELNIK (kont.)
Postanowiliśmy
wspólnie z panem dyrektorem,
że aby nie psuć panu
świadectwa pracy
pracodawca zgodzi się
na niezwłoczne rozwiązanie umowy
o ile wystąpi pan
dzisiaj z takim wnioskiem.

TOMEK
Rozumiem.
Dziękuję.

NACZELNIK
Dziękuję.

Tomek opuszcza pokój Naczelnika.


WNĘTRZE. POKÓJ BIUROWY TOMKA. DZIEŃ.
Tomek siada przy biurku. Przez moment zastanawia się obejmując głowę dłońmi a potem podnosi słuchawkę i wybiera numer na klawiaturze telefonu.

TOMEK
Wylali mnie.
Jest co świętować.


WNĘTRZE. POKÓJ W PRACY MARZENY. DZIEŃ.
Pokój jest wielki krząta się w nim kilka osób każdy zajęty swoimi sprawami, noszą papiery, zerkają w ekrany monitorów, zagadują się. Marzena trzyma słuchawkę telefonu.

MARZENA
Może to nawet lepiej.
Będziesz mógł robić co chcesz.
Na 95 procent nasze wydawnictwo
wyda twoja książkę.

Uśmiecha się.

MARZENA
Tylko nie przesadź z happeningami...

Okłada słuchawkę.

MARZENA
Bo chyba mi zaczęło na tobie zależeć.


WNĘTRZE. WNĘTRZE BEZPRZEDZIAŁOWEGO WAGONU KOLEI PODMIEJSKIEJ. NOC.
Drzwi wagonu otwierają się i wpada do środka pijany Tomasz. Siada na pierwszej wolnej ławce. Naprzeciw niego siedzi facet ubrany jak PAJAC. Krzykliwe spodnie w kratę, fosforyzująca koszula, czarne lakierki, zielone skarpetki, w uszach kolczyki, łysa czaszka, kozia bródka. Tomek pokłada się na wpół leżąc, głowę opiera o szybę. Mierzy wzrokiem dziwoląga naprzeciw. Twarz tamtego rozjaśnia nagle promienny uśmiech.

PAJAC
Pan Pawlicki? Tomasz Pawlicki?

Tomek jest zdziwiony.

TOMEK
Bo co?

PAJAC
Ależ ja pana znam.

TOMEK
Skąd?

PAJAC
Pan robi te genialne performance,
Łazienki, Dworzec Śródmieście...

Tomek uśmiecha się zakłopotany.

TOMEK
Co pan.
Jakie tam performance.
Po prostu się nawaliłem.

PAJAC
Ilu artystów tworzyło
pod wpływem alkoholu i narkotyków.
Nawet by się pan
nie spodziewał kto.
Pan jest niesamowity.
Wykorzystuje pan,
że tak powiem... całego siebie
by nadać transcendentalny
sens dziełu tworzenia.

TOMEK
Chyba nie za bardzo pana rozumiem.

PAJAC
Pana sztuka wyrasta
ponad postmodernizm.
Ponad konstruktywizm
i wszystko dotąd znane.
Bo pan wykorzystuje
codzienne życie
a nie to wydumane,
wypieszczone w chorych
umysłach pseudoartystów.
Zamienia pan życie
w nieprzemijający symbol
i odwrotnie, ten symbolizm
czyni z pana wyjątkowego
performera czystego życia.
Rozumie pan, to jest jak...

TOMEK
Nie rozumiem.

PAJAC
Panie Tomaszu,
śledzę pana artystyczną drogę
od samego początku.
Pan jest dla mnie
natchnieniem, bohaterem...
Jezu, spotykam się
z takim artystą...
Niechże pan pozwoli mi
zaprosić się do siebie.
Napijemy się, pogadamy,
pokażę panu swoje prace.
Ja tez tworzę jak pan się domyśla.

TOMEK
Co pan tworzy?

PAJAC
Ech takie tam, rzeźby, obrazy...
To nic w porównaniu z pana sztuką.
Pan jest wielki jak Pałac Kultury.
A ja, ech, przejście podziemne.
Błagam pana...

TOMEK
Co pan ma?

PAJAC
W większości rzeźby, ob...

TOMEK
Co pan ma do picia?

PAJAC
Ach, głupek ze mnie.
Wszystko mam co dusza zapragnie.
Wódki, wina francuskie,
kalifornijskie...
Gin, whisky...

TOMEK
Piwo?

PAJAC
Jasne, że mam.
I ciemne też.
W kilku gatunkach.
Pan mi drogę wyznaczasz...

Pociąg zatrzymuje się na stacji.

PAJAC
To tutaj, wysiadajmy.

Pajac ciągnie Tomka za płaszcz. Ten z trudem podnosi się i wpada w drzwi wagonu za Pajacem.


PLENER. DOM PAJACA. NOC.
Wolnostojący, nieciekawy, parterowy dom pajaca w tekturowo-amerykańskim stylu z garażem, przed którym na podjeździe stoi ciężarówka z dźwigiem-wyciagarką za kabiną kierowcy.


PLENER. U DRZWI DOMU PAJACA. NOC
Pajac szuka kluczy, Tomek chwieje się ledwo utrzymując się na nogach.

PAJAC
O to ten.

Pajac wkłada klucz, przekręca go w zamku i otwiera drzwi przepuszczająci przodem Tomka i szukając na wewnętrznej ścianie włącznika światła.


WNĘTRZE. PRZEDPOKÓJ DOMU PAJACA. NOC.
Pajac zapala światło.

PAJAC
Dalej dalej, zapraszam do...

Pajac zapala światło w kolejnym pomieszczeniu.

PAJAC (kont.)
...mojej pracowni.


WNĘTRZE. PRACOWNIA PAJACA. NOC.
Tomek wchodzi do dużego pomieszczenia utrzymanego w artystycznym nieładzie. Na podłodze walają się narzędzia. skrawki różnych surowców... Pajac zaprasza Tomka gestem do środka, sam zmierza zaś do kąta, gdzie stoi lodówka.

PAJAC
Proszę się rozejrzeć, zapraszam.
Wszystko to...

Wykonuje gest ręką obracając się dookoła.

PAJAC
...to moje prace.
Jesteśmy teraz bardzo blisko
Boga.
Tomek zatacza dookoła nieprzytomnym spojrzeniem. Jak okiem sięgnąć na ścianach widnieją rzeźby o jednym i tym samym motywie. To krzyż. W jednym miejscu artysta ukrzyżował ptasie pióro, w innym gumową rękawiczkę, w innym jeszcze kawałek dzianiny z wetkniętymi weń drutami i wiele innych ukrzyżowanych przedmiotów, a również fotografii. Tomek przygląda się im z bliska. Pajac zbliża się do niego z dwoma puszkami piwa podając Tomkowi jedną.

TOMEK
Brakuje tu chyba tylko genitaliów.

PAJAC
To już było. Napijmy się.

TOMEK
Gdzie jest kibel?

Pajac wskazuje mu drzwi.

PAJAC
O tam.

Tomek zatacza się by wreszcie dosięgnąć klamki drzwi do toalety. Otwiera je i wchodzi. Pajac spogląda za nim stojąc w bezruchu.

PAJAC
Szybko bo piwo się zgrzeje!


WNĘTRZE. TOALETA PAJACA. NOC.
Tomek chwiejąc się usiłuje wysikać się do muszli. Nie może utrzymać się na nogach i pada na podłogę. Po chwili otwierają się drzwi i staje w nich Pajac. Spogląda tajemniczo na Tomka i wziąwszy pod ramiona wyciąga z toalety.


WNĘTRZE. PRACOWNIA PAJACA. NOC.
Pajac przeciąga bezwładne ciało Tomka w kierunku drzwi, których wcześniej nie otwierał.

PAJAC
Wszystko jest okej.
Zaraz się położymy.

Pajac otwiera drzwi, zapala w niewidocznym pomieszczeniu światło i wtaszcza tam Tomka.


WNĘTRZE. GARAŻ PAJACA. NOC.
Typowe wnętrze garażu. Zamiast samochodu na podłodze leży wielkich rozmiarów krzyż zbity z dwóch bali świeżego drewna. Pajac ciągnie Tomka w kierunku krzyża. Kładzie go obok na ziemi i zaczyna rozbierać pozostawiając Tomka w samych majtkach. Niemal nagiego układa plecami na skrzyżowaniu belek, nagie stopy Tomka łączy ze sobą i oplata sznurem przymocowując do belki krzyża, podobnie czyni z przegubami rąk przysznurowując je do ramion krzyża. Tomek kręci głową.

TOMEK
Jak tu niewygodnie.

PAJAC
Zaraz... zaraz...
będzie lepiej.

Pajac oddala się na moment by ściągnąć coś z półki. Powraca do Tomka z młotkiem i kilkoma długimi gwoździami. Przykłada ostry koniec jednego z nich do dłoni Tomka i uderza z całej siły młotkiem. Słychać wrzask Tomka na co reaguje natychmiast Pajac pakując Tomkowi do ust brudną szmatę, leżącą na podłodze. Słychać stłumiony jęk i odgłosy wbijania gwoździa w drzewo. Potem Pajac biorąc kolejny gwóźdź przenosi się na drugi koniec poziomego ramienia krzyża i przybija do niego druga rękę Tomka.

PAJAC
To będzie mój najlepszy happening.

Pajac spogląda na twarz Tomka, który stracił przytomność. Po przybiciu drugiej ręki Pajac kieruje się w stronę stóp Tomka.


PLENER. PODJAZD PRZED GARAŻEM PAJACA. NOC.
Na podjeździe stoi niewielka ciężarówka. Pajac przy pomocy wyciągarki-dźwigu, który znajduje się za kabiną kierowcy, wciąga na skrzynię ciężarówki krzyż z Tomkiem.


PLENER. TRAWNIK. NOC.
Widok z góry. Na trawniku leży krzyż z Tomkiem, przybitym i przywiązanym do niego. Pod dolnym końcem krzyża wykopano dół. Do poziomych ramion krzyża przymocowane są na końcach dwie napięte liny ginące w dole ekranu. Cos ciągnie za liny i krzyż zaczyna wznosić się ku górze, a gdy już stoi pionowo tak, że z góry widać jedynie głowę i ramiona Tomka oraz poziomą belkę, do której przybito mu dłonie, do krzyża zbliża się wtedy Pajac z długą włócznią, z przytwierdzoną do niej ostrą końcówką oszczepu.

PAJAC
Jeszcze tylko to.

Widać z góry jak Pajac wbija ostrze włóczni w ciało Tomka.


PLENER. ULICA W WARSZAWIE Z KAWAŁKIEM ZABYTKOWEJ KAMIENICY W TLE. NOC.
Pajac robi zdjęcie wznosząc aparat ku górze. Potem spogląda w górę.

PAJAC
O Boże. Zapomniałem zdjąć sznury.

W oddali słychać syrenę karetki lub wozu policyjnego. Pajac oddala się w pośpiechu w stronę ciężarówki zaparkowanej na środku ulicy. Wsiada do szoferki i rusza w dal ku końcowi ulicy.


PLENER. TA SAMA ULICA, KTÓRĄ ODJECHAŁ PAJAC. PORANEK.
Ulica jest pusta na całej długości, niknie gdzieś w oddali. Cisza.


PLENER. SKWER PRZED KOŚCIOŁEM NA PLACU TRZECH KRZYŻY W Warszawie widziany od strony Alej Ujazdowskich.
Na skwerze stoi wielki krzyż z przytwierdzonym do niego Tomkiem. Z rany w okolicy serca wyciekło mnóstwo krwi barwiąc na czerwono całe udo i łydkę. Na głowie Tomka tkwi cierniowa korona, na twarzy nie widać śladów życia.


WNĘTRZE. DZIAŁ CZASOPISM/CZYTELNIA W SALONIE DUŻEJ KSIĘGARNI. DZIEŃ.
Tomasz na krzyżu. Ostatni kadr z poprzedniej sceny okazuje się zdjęciem na okładce miesięcznika o sztuce wystawionego na stojaku w eleganckim saloniku prasowym dużej księgarni. Tytuł wiodącego artykułu brzmi PERFORMER, autor: Marzena Wilkosz. Pomiędzy standami z czasopismami błaka się kilka osób, inne siedzą w fotelikach przy eleganckich stoliczkach z lampkami czytając gazety. Ktoś zatrzymuje się na chwilę, bierze do ręki czasopismo z Tomkiem na okładce, niedbale przekartkowuje i odkłada na stojak. Normalny, leniwy dzień w saloniku.

ZACIEMNIENIE

  • 2 tygodnie później...
  • 4 tygodnie później...
Opublikowano

musisz docenic ze przebrnalem przez mnogosc stron.
scenariusz? - piszesz
bylo pare bledow ale ulecialy mi z glowy.
troszku chciales byc nowowczesny - performance i takie tam.Ja jednak tego nie kupuje.
Mozna zrobic z tego etiudke conajwyzej.
minus za to ukrzyzowanie - bleee, ile to juz razy ktos cos o ukrzyzowaniu pisze, az sie czytac tego nie da.
plus - za kilka zachowan Tomka - np najszczanie do kwiatka, Sex Pistols
czemu Tomek zasuwa do pracy na rowerze? taki biedny czy w greenpeasie?
szykujesz sie na holiłud czy na lodzka szkole filmowa?
widziales taki film "Superprodukcja"? chyba nie jestes jak glowny bohater?
ot tak garsc moich wynaturzen - gdybym sie znal na sprawach technicznych scenariuszy to moglbym ci powytykac bledy, a tak to jedyne pisze co mysle i tyle-bez lizania dupeczki:)
dam ci takiego maluskiego plusika
szatansko!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @huzarc, @Berenika97, @Simon Tracy, @Kwiatuszek, @FaLcorN, @Poezja to życie dziękuję za wasze odwiedziny i pozostawienie śladu.
    • Gdy widziałem Cię po raz pierwszy, zbiegałeś ze wzgórza  Dookoła szumiał wielkopolski las Oczy miałeś smutne, nos zaczerwieniony  Lśniące bordowe serce zdobiło Twój pas I sam nie wiedziałem, dlaczego na Cię patrzę Tak natrętnie, pytałem się sam Bo czułem, jakbym miał Cię już wcześniej i zawsze Tak czułem, kiedy ujrzałem Cię tam Ktoś śpiewał: „Złote Piaski, ach, Złote Piaski!  Kto był w nich choć przez chwilę, temu przyśnią się nie jeden raz.” Spojrzałeś na mnie, a oczu Twych zieleń Odbiciem była przyjeziornych traw Sarna w biegu zatrzymana, młody jeleń Letni anioł, niepomny ludzkich spraw I nie wiedziałem, dlaczego na mnie patrzysz Co we mnie widzisz, pytałem się sam Czy na Twojej twarzy widzę wzruszenie? Dałeś mi uniesienie, lecz co ja ci dam? I wciąż ktoś śpiewał: „Złote Piaski, ach, Złote Piaski!  Kto był w nich choć przez chwilę, temu przyśnią się nie jeden raz.” Wtem sięgnąłeś drżącą ręką, mój mały Do mej ręki, aby tkliwy dać mi znak Uściskiem czułym Ci odpowiedziałem I ujrzałem twoje usta, uśmiechnięte w wielkie „tak” Tak jak wtedy żeśmy na tym wzgórzu stali Tak ja nadal stoję z Tobą w moich snach Choć niewiele nam wspólnego czasu dali Tak ja nadal jestem z Tobą w moich snach I sam śpiewam: „Złote Piaski, ach, Złote Piaski!  Kto był w nich choć przez chwilę, temu przyśnią się nie jeden raz.”
    • @Waldemar_Talar_Talar Po Targach w Krakowie ustalimy poetycką''wymianę myśli''.Jestem z moim Wydawnictwem i niby powinno być łatwiej bo to drugie ''wyjście'' a trochę ''zatrzymuje ''w biegu codziennych spraw...Dziękuję raz jeszcze.
    • @Waldemar_Talar_Talar Waldemarze, dziękuję za pamięć, jest kontakt prywatny do każdego, serdeczności :)
    • Drzwi autobusu rozsunęły się. Był to już ostatni, zjazdowy kurs  i kierowca nie zamierzał nawet udawać,  że nie chcę spędzać na postojach  więcej czasu niż wymagała tego  absolutna konieczność,  polegająca na wejściu lub wyjściu poszczególnych pasażerów. Nielicznych już co prawda. Sennie oklapłych na twardych, plastikowych  siedzeniach a wąskiej, topornej budowie. Większość wracała z pracy lub jakiś przedłużonych do granic spotkań towarzyskich czy biznesowych. Marzyli jedynie o kąpieli, spóźnionej kolacji i kuszącej miękkości łóżkowego materaca. Tył pojazdu jak to zwykle w tych godzinach, okupowali pijani oraz bezdomni. Wyjęci spod prawa. Bez biletu, przemierzający pulsujące uliczne arterię tego miasta spotkań kultur i inspiracji.  Wyrzuceni w mrok parkowych ławek, opuszczonych squatów  czy zagrożonych zawaleniem kamienic. Czy tak jak w tym długim jak wąż pojeździe. Wysłani przez społeczne oskarżające oczy, na jego ogon. By tam w kręgu kamratów. Nużać się w niepochamowanej głębi  upadku swego człowieczeństwa.     Traf a może i przeznaczenie  wskazało tego wieczoru,  że pośród tych wyrzutków  można było dostrzec twarz człeka, który na pierwszy rzut okiem  nie pasował tam wcale  ani zachowaniem ani tym bardziej ubiorem. Twarz jego nie zdradzała nic.  Żadnej zmarszczki ani bruzdy, mogącej wskazywać na to,  że myśli nad czymś natrętnie  lub że rażą go rozmyte, astygmatycznie zniekształcone światła latarni. Nie wyglądał na zmęczonego ani sennego. Utkwił wzrok w jednym punkcie,  zaparowanej lekko szyby. Gdyby autobus był jakimś zabytkowym, przedwojennym modelem. Można by uznać za stosowne  i jak najbardziej uzasadnione stwierdzenie,  że pasażer wyglądał jak duch  nawiedzający kabinę pojazdu.     Wnioskować by tak można po tym,  że odziany był w długi, sięgający kostek  dwurzędowy płaszcz o barwie świeżego popiołu z kominka. Tweedowy o kroju oksfordzkim, zdradzającym solidne pochodzenie tkaniny  jak i bardzo wysoki poziom uszycia. Biała jego koszula zgrabnie kontrastowała z granatowym krawatem w złote prążki, zawiązanym z najwyższym pietyzmem  na podwójny węzeł windsorski. Spodnie również szare, o szerszych nogawkach od kolana w dół, z wyraźnie klasycznym fasonem  i dokładnie zaprasowanym kantem, zgrabnie zasłaniały sznurówki lekko podpalanych, brązowych brogsów wykonanych bezsprzecznie ręką mistrza szewskiego a nie maszynowo. Ubiór wieńczyła brązowa czapka w stylu birmingandzkiego kaszkietu  o uciętym ledwie widocznym daszku.     Autobus ruszył w stronę  kolejnego przystanku. Za jego wiatą był zlokalizowany jedynie stary wyłączony już dawno z użytku cmentarz. Ostatni pochówek odbył się na nim jakieś pięćdziesiąt lat wstecz. Pełny był jednak tych cudownych, artystycznych nagrobków, które mimo wielu uszczerbków, uszkodzeń i bezmyślnych dewastacji młodzieży, nadal cieszyły oko tak pasjonatów sztuki  jak i odwiedzających nekropolię żałobników.     Niski, ułożony z na ciemno wypalanych cegieł mur cmentarza Był granicą dla doczesności, która mimo upływu pokoleń  nie miała śmiałości  naruszania spokoju zmarłych. Stare dęby, olchy i świerki Jak strażnicy rozpościerały długie gałęzie  nad marmurowymi grobami. Kuny, lisy i szczury dorodne jak małe koty brodziły ścieżki w  niekoszonych od dawna trawach  i rozplenionych powojach czy koniczynach. Bacznie obserwowane z góry  przez czarne, smoliste ptactwo cmentarne.  Zagony kruków i gawronów, potrafiły swym hałasem  zbudzić duszę z grobu. I wysłuchać jej żali czy próśb. Na skrzydłach rwały w noc ich tabuny. Ku gwiazdom rozsianym  na letnim nieboskłonie. By zanieść te prośby przed oblicze Boga. Gdzieniegdzie w noc, zachukał puchacz, to krzyż żeliwny, przekrzywił się z jękiem. To znów znicz dopalił się, pogrążając czuwająca u ognia duszę w czerni niepamięci.   Kierowca miał zamiar nawet przestrzelić ten przystanek bo kto mógłby,  chcieć wysiadać na nim  o tak niegościnnej porze. Zresztą stróż cmentarza, zamknął jego furtę jakieś trzy godziny temu, sprawdzając wprzód  to czy aby zmarli jedynie ostali na jego włości. Nawiedzić więc zmarłych  w mroku nocy było nie sposób. Zresztą po cóż? Zbliżając się z dużą prędkością do wiaty, kierowca wyczuł wręcz podświadomie  jakiś ruch na końcu pojazdu. Rzucił pobieżnie wzrokiem  we wsteczne lusterko I o mało nie wypuścił kierownicy z rąk. Ze zdumieniem dojrzał u ostatnich drzwi  bogato ubranego jegomościa, który jedną ręką uczepiony rurki, drugą dawał mu wyraźny sygnał ku temu że zamierza wysiąść na odludnym przystanku.  Więc usłużnie zwolnił i wjechał na zatokę. Otwierając jedynie ostatnie drzwi.   Depresyjna niemoc była mi dziś łańcuchem, którego piekielne ogniwa skuły mnie jakimś diabelskim zaklęciem z tą zdezelowaną wiatą. Praktycznie nieużywaną  i posępnie zniszczoną przez grupy młodzieży. Wybite szyby i oderwana w połowie ławeczka, cieknący, dziurawy dach i wszechobecny brud Były mi i tak milszym widokiem niż  zimne ściany mojego mieszkania. Myśl o tym, że miałbym tam wrócić  a od jutrzejszego poranka,  po nieprzespanej nocy. Znów przybrać maskę uśmiechu i normalności Wprawiała mnie w szalenie, głęboką rozpacz.     Jaki to wstyd,  że muszę płakać gdzieś na odludziu. Bo nie mam nikogo. Bo mam maski,  które nie pozwalają mnie dostrzec. Mam uśmiech na twarzy, który kamufluje łzy. Poświęcam się celom, które są puste. Kocham tą której nie zdobędę nigdy. Piszę wiersze, które przepadną.  Nigdy nie wydane. Dlatego przyjeżdżam tutaj. Żeby patrzeć w jedną, pewną i niezawodną wizję przyszłości. Na cmentarz. Dlaczego miałbym oszukiwać swoje myśli. Umrę, Wkrótce. I trafię na podobny cmentarz. Tu nie będę już udawał. Będę wolny. Od choroby życia. A czyż to samo nie wystarcza by nazwać śmierć wybawieniem? W to wierzę, że po śmierci będę szczęśliwy.     Z zadumy wyrwał mnie autobus,  ostatni już dziś według rozkladu. Może nie zwróciłbym na niego uwagi  bo codziennie przecież przecinał jezdnię nawet nie zadając sobie trudu by zatrzymać się w zatoczce. Kierowca był chyba nawet nie świadom tego, że moja osoba siedzi pod wiatą, każdego wieczora. Śpieszno mu było do domu.  Pewnie miał dzieci i żonę. Kogokolwiek kto czekał na jego powrót. Dziś jednak było inaczej. Autobus wyraźnie zwolnił jakieś dwadzieścia metrów przez zatoką  i włączył kierunkowskaz do skrętu. Zajechał, parkując idealnie tak by zmieścić całe nadwozie w obrysie zatoki. Przez chwilę nawet przemknęło mi przez myśl że tym razem kierowca dostrzegł mnie  i wiedząc, że to zjazdowy kurs  ulitował się nademną. Drzwi jednak naprzeciw mnie  były zamknięte na głucho. Miast tego otwarły się te ostatnie  i wydawało mi się,  że wysiadła tylko jedna osoba. Autobus ruszył dalej,  wzbijając lekki dym z rury wydechowej. Gdy warkot silnika się oddalił. Posłyszałem kroki.     Z narożnika wiaty wychynęła  postać mężczyzny. Młodego i postawnego. Był ubrany przedziwnie. Schludnie lecz niesamowicie staromodnie. Widać obydwaj byliśmy mocno zdziwieni  natrafieniem na siebie  o tak niecodziennej porze w tak osobliwie, odludnym miejscu. Podszedł do mnie jednak  i poprosił o papierosa. Odparłem, że pale jedynie mentolowe. Wie Pan - zaczął niepewnie - nigdy takowych nie paliłem. Ale tytoń to tytoń. Wyjąłem więc paczkę z kieszeni bluzy i wziąłem dwa papierosy.  Podałem mu jednego, włożył go szybko do ust  I nadstawił się ku płomykowi zapalniczki. Odpaliłem też dla siebie i zaciągnęliśmy się  ochoczo pierwszym dymkiem. Uchylił kaszkiet i podziękował mi serdecznie.     Minął wiatę i skierował się  ku zamkniętej bramie cmentarza. Zawołałem za nim  Proszę Pana. Pan tutaj na cmentarz? Dziś już zamknięty dla odwiedzin. Musi Pan przyjść jutro. Zaśmiał się serdecznie i rzucił  Ja wracam tylko do domu Tak przez zamknięty cmentarz? Ciemną nocą? Tam nie ma nawet latarni. Nie boi się Pan? Teraz już nie przystoi mi się bać. Ale jak żyłem to się bałem.  Bałem się Drogi Panie  życia w samotności i kłamstwie. Teraz już jednak mam spokój. Wieczny odpoczynek od życia. Skończył to zdanie i rozmył się jak duch W progu cmentarnej bramy.  Dopaliłem papierosa. I wstając z zamiarem powrotu do domu. Rzuciłem jeszcze w czerń bramy. Doskonale Pana rozumiem. I już się nie boję.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...