Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Niestety. Trzeba na brzeg. Na brzegu to co zwykle. Żagle trzeba zwinąć, pochować osprzęt w hangarze żeby nie ukradli. Słuchać wrednych pytań prawdziwych macho w ciasnych kąpielówkach:
No co – jak było?
Twierdzeń w rodzaju:
Pewnie ci dogodził albo ty jemu!
Spojrzałem na Niego. Tylko się uśmiechał – też się uśmiechnąłem.
Poszliśmy powoli w lasek brzozowo-sosnowo-campingowy ze złym rechotem za plecami.
Poszedłem coś zjeść do namiotu. On do campingu.
Wygonił mnie przed namiot zaduch, jego z campingu też. Popołudnie leniwie celebrowane na „basenie” – budowla z desek na pływakach.
Przed wieczorem – odwieczne pytanie – kto leci?
Losujemy.
Wypadło na mnie. Wskoczyłem na dyżurny rower – damka to była i dzielnie pokręciłem na najbliższą melinę. Pięć kilometrów w jedną stronę. Dzisiaj pewnie zastukałbym w komórkę i taksówka by mi dowiozła nasze pragnienie. A trzydzieści parę lat wcześniej?
Trzeba się było napocić. Oj trzeba. Po przyjeździe ojcowie budowniczych Huty Katowice, może i budowniczy grzecznie zapytali – czego?
Wybór był wielki – „Czysta czerwona kapslowana” i „Czysta niebieska kapslowana”.
Zapytałem grzecznie o „Wyborową”
Dostałem z buta „za politykę”.
Poprosiłem jeszcze grzeczniej o dwie „niebieskie”.
Dostałem dwie - „czerwoną” i „niebieską”. „But” został przy ziemi. Czekał.
Zapakowałem cenny płyn w koszulę. Ruszyłem, półnagijeszczetrzeźwy na rowerze „damka skrzypiąca” w drogę powrotną. Najwyraźniej cios nie był zbyt silny. Przyjacielskie klepniecie raczej, pełne troski o klienta.
Kiedy znalazłem się na drodze z betonowych płyt, błogosławiłem w duchu koszulę, chroniącą butelki przed rozbiciem, a cenny płyn przed wylaniem.
Dojechałem! Ja cały, one całe. Pełnia szczęścia.
Nie było mnie, może z pół godziny, może z czterdzieści pięć minut. On, w tym czasie, wywlókł z campingu na werandę stolik i dwa krzesła.
Usiedliśmy. Problem mieliśmy z naczyniem do picia.
W końcu on wziął „czerwoną”, ja „niebieską”(przez wzgląd na poglądy).
Piliśmy równo – palce miał tak grube jak ja. On zagryzał cytryną a ja „mielonką popularną”.
Równo osiągnęliśmy dno. Poszliśmy sobie chwiejnie „na bok”. Rozpoczęliśmy rozważanie „pół na łeb”? mało!
Ofiarowałem się dzielnie:
jadę.
To była dzielność – chwiałem się już mocno na nogach.
Gdybym dosiadł roweru – nie trafiłbym pewnie w bramę i na drogę.
Spojrzał na mnie krytycznie i wyciągnął z koca, zwiniętego na łóżku, pół „Wyborowej”.
No nieźle – pomyślałem chwiejnie.
Pijemy pod „mały palec”. Starczy na dłużej. Ale...
Czasu nie oszukasz.
Dno bezlitosne mówi: - koniec!
Udajemy się na spoczynek. On w campingu, ja w namiocie.
Jemu to dobrze – myślę.
Trzaśnie drzwiami., na łóżko się zwali i śpi!
Ja przed snem musiałem wykonać dwie skomplikowane czynności – nadmuchać materac
I zasznurować wejście do namiotu.
Udało się!
W nocy, niespokojnej nocy, zbieram się kilka razy do wyjścia. Nie wyszło! Słoik musiał mnie uspokoić. Szczęście, że był.
Zastanawiałem się tylko nad twardością ziemi. W dzień, tak mile i bez oporów prawie przyjęła szpilki i śledzie. Teraz ledwie żywy, spadam z niewielu centymetrów nadmuchanego materaca. Ona taka twarda! Świnia, nie ziemia! Swoją drogą – szczęście, że spada się w dół nie do góry.

Jak miało być? Było dobrze do rana póki nie otworzyłem oczu. Ból głowy straszliwy z pomieszaniem suchej gęby. Już nie było dobrze. Zamknąłem oczy. Jak dobrze. Otworzyłem. Źle! Nie otwierać oczu. Jak najdłużej. Wszystko piękne ma swój koniec. Otworzyłem oczy ostatecznie.
Powoli i z namysłem rozsznurowałem namiot. Tak mi się śpieszyło. Wypadłem cierpiący cały z namiotu, poszukałem menażki, do menażki nalałem wody – gdzie kran ogólniedostępny – wiedziałem. Woda. Ta cudowna mokrość w suchej gębie. Przysiadłem na stopniach campingu. Z menażką między drżącymi kolanami.
Usłyszałem klang otwieranych drzwi. Usiadł przy mnie nieproszony. Przypiął się do mojej menażki. Wydał westchnienie ulgi po pierwszym łyku.
„Kac nie ma orientacji seksualnej” – powiedział.
To były jego pierwsze słowa odnoszące się do sytuacji miedzy nami.
Czy było jakieś „między nami”?
Zrozumienie?
Porozumienie?
Smutek?
Żal był, że on nie jest kobietą.
Albo, że ja nie jestem.
Tak się złożyło. Ten jeden raz żałowałem.
Czego?

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • A gdyby?   Gdyby nie bylo mnie na tym świecie? Gdybym nie powstala w tej jednej kobiecie?   Gdybym sie nigdy nie urodzila, Byloby lepiej?   Zdecydowalaby o tym moja rodzina.   A gdybym tych rzeczy nie zrobila? Gdybym temu zaradzila   Gdybym zrezygnowala ze zla tego Gdybym wiedziala co robi mi to strasznego…   Lecz nie wiem, A gdybym wiedziala?
    • @Berenika97Może za wysokie wymagania ? :)) Matematyka uczy i................ dodawania :)) Pozdrawiam:)
    • myślimy o przyszłości a pamięć kapryśna
    • Szyby w oknach od mrozu się skrzą, Tej nocy zima jest przeraźliwa, Okrutny jest księżyca blask, a wiatr Niczym obosieczny miecz przeszywa.   Boże, w opiece swej bezdomnych miej, Żebraków, co daremnie się błąkają. Boże, miejże litość dla biedaków, Gdy przez śnieg w świetle lamp się tułają.   Mój pokój jest jak czerwca wspomnienie, Zasłonami ciepło otulone, Ale gdzieś tam, jak bezdomne dziecko, Płacze me serce z zimna skulone.   I Sara: My window-pane is starred with frost, The world is bitter cold to-night, The moon is cruel, and the wind Is like a two-edged sword to smite.   God pity all the homeless ones, The beggars pacing to and fro. God pity all the poor to-night Who walk the lamp-lit streets of snow.   My room is like a bit of June, Warm and close-curtained fold on fold, But somewhere, like a homeless child, My heart is crying in the cold.
    • @Berenika97 myślę że dobry kierunek, już od wielu lat dużo ludzi nad tym pracuje , co znaczą poszczególne litery . problem niestety jest taki że rdzenie podstawowe zmieniają się w mowie pod wpłwem innych rdzeni , i tak G=Ż  a czasem nawet R=Ż. dobrym przykładem jest MoC (dwa slowa, albo i trzy) C zmienia się na różne wartości i określa w jakim stanie MO / może, mogę , możliwości , zmagania(O=A) ze-ro , ro to jest podstawa ruchu działania , ze - oznaczało by wyjęcie z tej strefy ruchu materi , zero - brak jakichkolwiek działań , nic nie znaczy i nie ma nic do rzeczy. :)  to dziala , ale żeby to opisać to trzeba mnóstwo czasu, to jest działanie w stronę zrozumienia mowy , a następnie jej nowy poprawny zapis .   
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...