Za omszałą opoką przy rzece,
gdzie dojdzie się tylko idąc w dół,
stoją dwa krzesełka — i wiklinowy stół.
A na nim sztućce z traw wodnych splecione
przez nimfę bez oblicza,
dla której zawsze — och zawsze, tonę!
I karmi mnie ona, i powody wylicza,
dla których lepiej mi będzie z nią —
przy marnym świetle znicza…