Mówiły, że najpierw spłynie ciemność,
noc bez świtu, połykająca kontury miast.
Czekałam na ten mrok z lękiem,
a on przyszedł łagodnie –
gdy zamknąłeś mi oczy pocałunkiem,
by dłonie mogły widzieć więcej.
Miał też nadejść wielki potop,
woda wdzierająca się w płuca.
Lecz ja tonęłam już wcześniej –
zanurzona w twoich ramionach.
I ten brak tchu był jedyny,
który nie niósł strachu.
Nie było trzęsienia ziemi,
Poczułam jedynie twoją dłoń
przesuwającą się wzdłuż kręgosłupa.
i tylko to drżenie ocalało.
A kiedy dzień wstał
bez znaków na niebie,
zrozumiałam -
wszystkie przepowiednie
miały twoje imię.