Idziemy.
Las jeszcze śpi, ale już czuje nasz oddech -
gałązki pochylają się nad nami jak anioły,
które chciałyby dotknąć tego ciepła między naszymi dłońmi.
Mech pod stopami jest miękki jak skóra snu,
jak cienka warstwa marzenia, która ugina się pod nami,
zapamiętując każdy krok, każde drżenie, każde zbliżenie ramion.
Trzymam Twoją dłoń - delikatną, drżącą, pełną ukrytych iskier -
i czuję, jak pulsuje w niej światło,
jakby Twój puls chciał wejść w równy rytm z moim.
Opowiadam Ci bajki :
o drzewie, co marzyło o gwiazdach,
o rzece, która nosi na plecach całe niebo,
o wilkach uczących noc oddychać śpiewem.
A Ty śmiejesz się - tym swoim dziewczęcym śmiechem,
co rozświetla ciemność, dotyka mojej szyi jak ciepły powiew -
i wtedy wiem, że każda opowieść jest o nas,
choć ani jedno słowo nie wypowiada naszych imion.
I nagle wiem - wystarczy jeden Twój dotyk, ten najcichszy,
by we mnie rozświetlić całe niebo -
takie, które drży w rytmie Twojego oddechu.
A potem - pojawia się siódme niebo.
Nie nad nami, lecz tu, w przestrzeni pomiędzy,
gdzie Twoje palce wtapiają się w moje,
gdzie nasze oddechy stają się jednym cichym płomieniem,
którego nie gasi nawet chłód lasu.
Idziemy dalej,
po mchu, co pamięta nas lepiej niż czas;
po świetle, które łapie się Twoich włosów
jak rozgrzane złote nici;
po ciszy, która owija nas jak miękka chusta,
nie pytając, dokąd zmierzamy.
A las, ten stary, wierny las, szepcze za nami:
- wróćcie.
Bo jeszcze nie wszystkie drżenia przemówiły między waszymi dłońmi.