Treść mojego życia.
Na krześle w moim pokoju leżą martwe strony,
spisane przez Boga – płakały w nocy.
Teraz treść pełna przemocy
wyraźnie opuściła niebios bramy.
-
Treść zaczęła się tam, gdzie wschodzi słońce.
Jezus nie uratował oczu granatowego dziecka,
bo nie wymodliło się wystarczająco dobrze.
Zostawił je na pożarcie wschodnim ludziom.
A granat nie poradził sobie – uciekał, jak tylko mógł,
potykając się o skutki tragedii,
zamknął się za pustynnymi drzwiami.
-
A teraz, po latach, otworzyłem je znowu,
pamiętając dawny bieg wschodniej szkoły.
Nie zniosę już wagi mojej głowy.
Przewiduję każdy element przyszłości.
Wiem, kiedy zaczniesz mnie nienawidzić,
i męczę się niezmiennie, bo
Jezus konkuruje z Bogiem.
-
I j*bie mnie to, że spłonę w piekle,
bo ratując siebie, zaniedbałem wiarę.
A nawet tego nie udało mi się dokonać.
Wciąż coś we mnie pęka,
kiedy przypominasz mi lata granatu.
Ale dziś przynajmniej,
mam cząstkę woli w sobie.