Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Dekaos Dondi

Dekaos Dondi

 ...z lekka zrymowane

 

 

— Nieznośna droga Szafo.

Wystarczy, że ci w dziurce pogmera,

to od razu przed nim, drzwi otwierasz.

A poza tym, nie szarmancko wierci kluczem.

Chyba blatem go walnę. Kultury nauczę.

                

— Czy wy w ogóle wiecie,

że jestem proroczym taboretem.

Wstrzymajcie utarczki, waśnie wasze,

bo jeszcze niejeden z was zapłacze.

 

–– No coś ty! Bzdury pleciesz. Nie inaczej.

 

–– Ale...

                  

–– Dobra, dobra. Mowa twoja głupia, nie mądra wcale.

W ten sposób nas nie zabawiaj. Z moją lubą poważnie gadam.

Jam zakochanym stołem i powiedzieć wolę,

że z tym wszystkim porządek zrobię.

Nie będziesz mnie Szafo, zdradzać z durnym ludziem,

oraz z jego kluczem, tudzież.

                  

–– Durnyś to ty kochanie, pospołu z nogą od stołu.

Ludź tylko zagląda do wnętrza, więc zazdrością, nie nękaj.

Twojej miłości nie umniejsza, gdy ze mnie gadki wyciąga oraz rzeczy.

Na moje wdzięki, on nie leci.

                 

–– Czy wy w ogóle wiecie, że jestem proroczym...

–– Ty nam możesz naskoczyć. Stul nogi taboret,

bo ci sękiem przypier… na dolę i nie dolę.

Nasz temat jest poważny.

A skąd wiesz szafo, że nie pożąda zawiasów oraz drzwi.

No odpowiedz wreszcie mi? Może nawet o twoich molach śni?

                    

–– Zmyślasz stole. Przestań wydziwiać, bo naszej miłości będzie koniec.

Ja ludzia przecież nie zapraszam. Ma biegać przy mnie na golasa?

Prawdę mówiąc, wolę go w gaciach. Ciągle mu zwisa biedaczysko.

Do prawdy. Aż patrzeć przykro.

 

–– Czy wy ogóle wiecie, że jestem...

     

–– Ten znowu swoje. Aż mnie pod oparciem złość piecze.

Jam krzesło wyściełane i szczerze mówiąc, mam przesrane.

Gdy siądzie na mnie, przydusza tyłkiem. To nic, że na chwilkę.

Czasami nawet puszcza gazy.

Ma mnie za nic. Na takiego to jeno kaftanik.

         

–– Jestem gazówka.

Chyba kiedyś z miłości skonam, bo na piekarnik ja napalona.

Te delikatne, błękitne płomienie. Każdy gorący,namiętny, ładny.

Na wymienię na żadne skarby.

A gdyby ciasto chciało ich wiele, to je spalę na czarny węgielek.

       

–– Ze mnie biurko intelektem przykryte. Z was najmądrzejsze, sami widzicie.

Po co w ogóle z wami rozprawiam. Umiecie tylko głupotą zawadzać.

 

–– A czy wiecie, że jestem…

     

–– Taboretem durnym, pewnie!

 

–– A czy wiecie, że jutro zrobią z nas trumny. To będzie nasz koniec.

Spoczniemy pod ziemią, a zaś na innym, każdy poziomie.

 

–– No nie! Taboret. Ja chromolę. Co ty gadasz, matole.

Prawdziwe z tobą skaranie. Aż dobitnie, rzec musiałem!

    

–– To znowu ja, maszynka gazowa.

Miło z wami konwersować, lecz mnie ten problem nie dotyczy.

To wy na dobrą zmianę musicie liczyć.

Przez te ględzenie wasze, mam w sobie węgielek, nie placek.

                        

–– Hej, ciekawska gazówa. Nie podsłuchuj, tylko przyszłość przeczuwaj.

A szczególnie temperaturę. Po dobroci ci mówię.

Twoje ciało z metalu jest.

A zatem, gdy je sfajczysz, to i ciebie wezmą precz.

Jakiś rzeźbiarz niewyżyty, zrobi z ciebie do trumien uchwyty.

  

 

Można by tak dalej. Nie przeczę wcale...  

 

 

 

 

 

Dekaos Dondi

Dekaos Dondi

 Z lekka zrymowane

 

 

— Nieznośna droga Szafo.

Wystarczy, że ci w dziurce pogmera,

to od razu przed nim, drzwi otwierasz.

A poza tym, nie szarmancko wierci kluczem.

Chyba blatem go walnę. Kultury nauczę.

                

— Czy wy w ogóle wiecie,

że jestem proroczym taboretem.

Wstrzymajcie utarczki, waśnie wasze,

bo jeszcze niejeden z was zapłacze.

 

–– No coś ty! Bzdury pleciesz. Nie inaczej.

 

–– Ale...

                  

–– Dobra, dobra. Mowa twoja głupia, nie mądra wcale.

W ten sposób nas nie zabawiaj. Z moją lubą poważnie gadam.

Jam zakochanym stołem i powiedzieć wolę,

że z tym wszystkim porządek zrobię.

Nie będziesz mnie Szafo, zdradzać z durnym ludziem,

oraz z jego kluczem, tudzież.

                  

–– Durnyś to ty kochanie, pospołu z nogą od stołu.

Ludź tylko zagląda do wnętrza, więc zazdrością, nie nękaj.

Twojej miłości nie umniejsza, gdy ze mnie gadki wyciąga oraz rzeczy.

Na moje wdzięki, on nie leci.

                 

–– Czy wy w ogóle wiecie, że jestem proroczym...

–– Ty nam możesz naskoczyć. Stul nogi taboret,

bo ci sękiem przypier… na dolę i nie dolę.

Nasz temat jest poważny.

A skąd wiesz szafo, że nie pożąda zawiasów oraz drzwi.

No odpowiedz wreszcie mi? Może nawet o twoich molach śni?

                    

–– Zmyślasz stole. Przestań wydziwiać, bo naszej miłości będzie koniec.

Ja ludzia przecież nie zapraszam. Ma biegać przy mnie na golasa?

Prawdę mówiąc, wolę go w gaciach. Ciągle mu zwisa biedaczysko.

Do prawdy. Aż patrzeć przykro.

 

–– Czy wy ogóle wiecie, że jestem...

     

–– Ten znowu swoje. Aż mnie pod oparciem złość piecze.

Jam krzesło wyściełane i szczerze mówiąc, mam przesrane.

Gdy siądzie na mnie, przydusza tyłkiem. To nic, że na chwilkę.

Czasami nawet puszcza gazy.

Ma mnie za nic. Na takiego to jeno kaftanik.

         

–– Jestem gazówka.

Chyba kiedyś z miłości skonam, bo na piekarnik ja napalona.

Te delikatne, błękitne płomienie. Każdy gorący,namiętny, ładny.

Na wymienię na żadne skarby.

A gdyby ciasto chciało ich wiele, to je spalę na czarny węgielek.

       

–– Ze mnie biurko intelektem przykryte. Z was najmądrzejsze, sami widzicie.

Po co w ogóle z wami rozprawiam. Umiecie tylko głupotą zawadzać.

 

–– A czy wiecie, że jestem…

     

–– Taboretem durnym, pewnie!

 

–– A czy wiecie, że jutro zrobią z nas trumny. To będzie nasz koniec.

Spoczniemy pod ziemią, a zaś na innym, każdy poziomie.

 

–– No nie! Taboret. Ja chromolę. Co ty gadasz, matole.

Prawdziwe z tobą skaranie. Aż dobitnie, rzec musiałem!

    

–– To znowu ja, maszynka gazowa.

Miło z wami konwersować, lecz mnie ten problem nie dotyczy.

To wy na dobrą zmianę musicie liczyć.

Przez te ględzenie wasze, mam w sobie węgielek, nie placek.

                        

–– Hej, ciekawska gazówa. Nie podsłuchuj, tylko przyszłość przeczuwaj.

A szczególnie temperaturę. Po dobroci ci mówię.

Twoje ciało z metalu jest.

A zatem, gdy je sfajczysz, to i ciebie wezmą precz.

Jakiś rzeźbiarz niewyżyty, zrobi z ciebie do trumien uchwyty.

  

 

Można by tak dalej. Nie przeczę wcale...  

 

 

Dekaos Dondi

Dekaos Dondi

...z lekka zrymowane

 

 

— Nieznośna droga Szafo.

Wystarczy, że ci w dziurce pogmera,

to od razu przed nim, drzwi otwierasz.

A poza tym, nie szarmancko wierci kluczem.

Chyba blatem go walnę. Kultury nauczę.

                

— Czy wy w ogóle wiecie,Można by tak dalej. Nie przeczę wcale...  

że jestem proroczym taboretem.

Wstrzymajcie utarczki, waśnie wasze,

bo jeszcze niejeden z was zapłacze.

 

–– No coś ty! Bzdury pleciesz. Nie inaczej.

 

–– Ale...

                  

–– Dobra, dobra. Mowa twoja głupia, nie mądra wcale.

W ten sposób nas nie zabawiaj. Z moją lubą poważnie gadam.

Jam zakochanym stołem i powiedzieć wolę,

że z tym wszystkim porządek zrobię.

Nie będziesz mnie Szafo, zdradzać z durnym ludziem,

oraz z jego kluczem, tudzież.

                  

–– Durnyś to ty kochanie, pospołu z nogą od stołu.

Ludź tylko zagląda do wnętrza, więc zazdrością, nie nękaj.

Twojej miłości nie umniejsza, gdy ze mnie gadki wyciąga oraz rzeczy.

Na moje wdzięki, on nie leci.

                 

–– Czy wy w ogóle wiecie, że jestem proroczym...

–– Ty nam możesz naskoczyć. Stul nogi taboret,

bo ci sękiem przypier… na dolę i nie dolę.

Nasz temat jest poważny.

A skąd wiesz szafo, że nie pożąda zawiasów oraz drzwi.

No odpowiedz wreszcie mi? Może nawet o twoich molach śni?

                    

–– Zmyślasz stole. Przestań wydziwiać, bo naszej miłości będzie koniec.

Ja ludzia przecież nie zapraszam. Ma biegać przy mnie na golasa?

Prawdę mówiąc, wolę go w gaciach. Ciągle mu zwisa biedaczysko.

Do prawdy. Aż patrzeć przykro.

 

–– Czy wy ogóle wiecie, że jestem...

     

–– Ten znowu swoje. Aż mnie pod oparciem złość piecze.

Jam krzesło wyściełane i szczerze mówiąc, mam przesrane.

Gdy siądzie na mnie, przydusza tyłkiem. To nic, że na chwilkę.

Czasami nawet puszcza gazy.

Ma mnie za nic. Na takiego to jeno kaftanik.

         

–– Jestem gazówka.

Chyba kiedyś z miłości skonam, bo na piekarnik ja napalona.

Te delikatne, błękitne płomienie. Każdy gorący,namiętny, ładny.

Na wymienię na żadne skarby.

A gdyby ciasto chciało ich wiele, to je spalę na czarny węgielek.

       

–– Ze mnie biurko intelektem przykryte. Z was najmądrzejsze, sami widzicie.

Po co w ogóle z wami rozprawiam. Umiecie tylko głupotą zawadzać.

 

–– A czy wiecie, że jestem…

     

–– Taboretem durnym, pewnie!

 

–– A czy wiecie, że jutro zrobią z nas trumny. To będzie nasz koniec.

Spoczniemy pod ziemią, a zaś na innym, każdy poziomie.

 

–– No nie! Taboret. Ja chromolę. Co ty gadasz, matole.

Prawdziwe z tobą skaranie. Aż dobitnie, rzec musiałem!

    

–– To znowu ja, maszynka gazowa.

Miło z wami konwersować, lecz mnie ten problem nie dotyczy.

To wy na dobrą zmianę musicie liczyć.

Przez te ględzenie wasze, mam w sobie węgielek, nie placek.

                        

–– Hej, ciekawska gazówa. Nie podsłuchuj, tylko przyszłość przeczuwaj.

A szczególnie temperaturę. Po dobroci ci mówię.

Twoje ciało z metalu jest.

A zatem, gdy je sfajczysz, to i ciebie wezmą precz.

Jakiś rzeźbiarz niewyżyty, zrobi z ciebie do trumien uchwyty.

  

 

Można by tak dalej. Nie przeczę wcale...  



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Czwarty dzień wojny u nich — on leży martwy, W obskurnym pokoju, a na podłodze krew, Zmieszana bezwładnie z alkoholowymi Wymiocinami… Zadajemy pytania.   Najważniejsze — trzeba znaleźć jego paszport. Według dokumentów u siebie zostawił Żonę z czwórką dzieci — taka ciekawostka. Prokurator zaś mimochodem wspomina Dziadka ze Lwowa. Zdawkowa dygresja.   Współlokator mówi, że jak się obudził, To tak już tu było — sztywny i skurczon trup, Obok pijackiego łóżka oraz zwidu. A pili tak jak zawsze — z zimna i nędzy.   Dom jest daleko, tylko brud szczerze blisko. Uciekinierzy płyną do nas, do Polski.  Słaba żarówka żarzy się nam ospale. Śmierć rozmazuje powietrze — i jest wszędzie.
    • Grzesiu jesteś Mistrzem słowa i dobrze o tym wiesz  Twoje wiersze są niezwykle plastyczne  Ja zawsze niezmiennie podziwiam

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Migrena  smutny wiersz, ale prawdziwy i poruszający. Tu nie idziesz na skróty- całą prawdą idziesz. Kiedyś napisałam, że tylko miłość dziewicza( pierwsza) jest niewinna( gdy nie ma zobowiązań). Bo miłość to przyjaźń, wierność i bywa poczuciem winy.   Pod ich stopami chrzęściły pierścionki, które zdjęli, i kłamstwa, które spalili w pośpiechu..   Bo gdy się odchodzi, zdradza- bo spotkało się nową miłość- bo co miłość miłość jest usprawiedliwieniem?  Czy wtedy nie odzywa się sumienie? Bo zostawia się rodzinę.   A jeśli sumienie milczy i pali się za sobą mosty to?  A jeśli i ta miłość jest tylko złudzeniem, co dalej?
    • @[email protected] to znaczy, że wilki zagryzły człowieka? Od prowodzania statystyk, od II wojny światowej nie było takiego przypadku. Przynajmniej zanotowanego. Były pojedyncze ataki, pogryzienia przez wilki,  które dokarmiał człowiek lub które były chore na wściekliznę. Często wina leżała po stronie człowieka, który chciał je oswajać. 
    • @Amber bardzo dziękuję

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Berenika97 tak moja Ania to chyba najbardziej naturalna istota jaką mogłam wymyśleć  Moja najulubiejsza bohaterka
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...