...z lekka zrymowane
— Nieznośna droga Szafo.
Wystarczy, że ci w dziurce pogmera,
to od razu przed nim, drzwi otwierasz.
A poza tym, nie szarmancko wierci kluczem.
Chyba blatem go walnę. Kultury nauczę.
— Czy wy w ogóle wiecie,
że jestem proroczym taboretem.
Wstrzymajcie utarczki, waśnie wasze,
bo jeszcze niejeden z was zapłacze.
–– No coś ty! Bzdury pleciesz. Nie inaczej.
–– Ale...
–– Dobra, dobra. Mowa twoja głupia, nie mądra wcale.
W ten sposób nas nie zabawiaj. Z moją lubą poważnie gadam.
Jam zakochanym stołem i powiedzieć wolę,
że z tym wszystkim porządek zrobię.
Nie będziesz mnie Szafo, zdradzać z durnym ludziem,
oraz z jego kluczem, tudzież.
–– Durnyś to ty kochanie, pospołu z nogą od stołu.
Ludź tylko zagląda do wnętrza, więc zazdrością, nie nękaj.
Twojej miłości nie umniejsza, gdy ze mnie gadki wyciąga oraz rzeczy.
Na moje wdzięki, on nie leci.
–– Czy wy w ogóle wiecie, że jestem proroczym...
–– Ty nam możesz naskoczyć. Stul nogi taboret,
bo ci sękiem przypier… na dolę i nie dolę.
Nasz temat jest poważny.
A skąd wiesz szafo, że nie pożąda zawiasów oraz drzwi.
No odpowiedz wreszcie mi? Może nawet o twoich molach śni?
–– Zmyślasz stole. Przestań wydziwiać, bo naszej miłości będzie koniec.
Ja ludzia przecież nie zapraszam. Ma biegać przy mnie na golasa?
Prawdę mówiąc, wolę go w gaciach. Ciągle mu zwisa biedaczysko.
Do prawdy. Aż patrzeć przykro.
–– Czy wy ogóle wiecie, że jestem...
–– Ten znowu swoje. Aż mnie pod oparciem złość piecze.
Jam krzesło wyściełane i szczerze mówiąc, mam przesrane.
Gdy siądzie na mnie, przydusza tyłkiem. To nic, że na chwilkę.
Czasami nawet puszcza gazy.
Ma mnie za nic. Na takiego to jeno kaftanik.
–– Jestem gazówka.
Chyba kiedyś z miłości skonam, bo na piekarnik ja napalona.
Te delikatne, błękitne płomienie. Każdy gorący,namiętny, ładny.
Na wymienię na żadne skarby.
A gdyby ciasto chciało ich wiele, to je spalę na czarny węgielek.
–– Ze mnie biurko intelektem przykryte. Z was najmądrzejsze, sami widzicie.
Po co w ogóle z wami rozprawiam. Umiecie tylko głupotą zawadzać.
–– A czy wiecie, że jestem…
–– Taboretem durnym, pewnie!
–– A czy wiecie, że jutro zrobią z nas trumny. To będzie nasz koniec.
Spoczniemy pod ziemią, a zaś na innym, każdy poziomie.
–– No nie! Taboret. Ja chromolę. Co ty gadasz, matole.
Prawdziwe z tobą skaranie. Aż dobitnie, rzec musiałem!
–– To znowu ja, maszynka gazowa.
Miło z wami konwersować, lecz mnie ten problem nie dotyczy.
To wy na dobrą zmianę musicie liczyć.
Przez te ględzenie wasze, mam w sobie węgielek, nie placek.
–– Hej, ciekawska gazówa. Nie podsłuchuj, tylko przyszłość przeczuwaj.
A szczególnie temperaturę. Po dobroci ci mówię.
Twoje ciało z metalu jest.
A zatem, gdy je sfajczysz, to i ciebie wezmą precz.
Jakiś rzeźbiarz niewyżyty, zrobi z ciebie do trumien uchwyty.
Można by tak dalej. Nie przeczę wcale...