Pozwolę sobie zamknąć tytułowe zdanie w takiej właśnie postaci. Po to, aby przytoczyć kolejne. Mianowicie to, które Sherlock'owi Holmes'owi nakazał wypowiedzieć sir Arthur Conan Doyle: "Patrzę i obserwuję".
Tak - patrzę i obserwuję. Uważny Czytelnik z obecnością odczuje potrzebę dodania "Widzę". Względnie "oraz widzę", jeśli jest zwolennikiem trójczasownikowych zdań.
Zatem chodzę, patrzę - trudno chodzi się, nie patrząc - obserwuję i dostrzegam. Dziewczyna w towarzystwie dwóch dobrych koleżanek - krótki czas obserwacji to zbyt mało, aby ustalić poziom trwałości ich relacji - w zakończonym dolnym skosem bialym sweterku pod czarną skórzaną kurtką. Roześmiana blondynka, lat może dwudziestu jeden, może dwudziestu dwóch. Grupa siedmiu hałaśliwie roześmianych mężczyzn: najprawdopodobniej Niemców, skoro w rozmowie używali języka zza naszej zachodniej granicy. Blask, rozesłany przez Słońce na białokremowej ścianie budynku, sąsiadującego z kościołem imienia tak zwanej Najświętszej Maryi Panny, a wzniesionego ukosem do ulicy Piwnej gdańskiego Głównego Miasta. Ano, to już wiesz, Czytelniku, gdzie obecnie przebywa piszący to opowiadanie.
Przechodnie na ulicy Długiej - w świetle dnia i w mroku nocy, rozjaśnionym trochę przez latarnie. Przeważnie pary w różnym wieku: dziewczyny z chłopakami za dłoń lub tylko obok, kobiety z mężczyznami pod ramię lub albo towarzysząco. Zatrudnieni przez restauracje zachęcacze - bądź też zapraszacze - do wejścia na obiad czy wczesną kolację. Na Lektykarskiej, łączącej poprzecznie ulice Długą i Piwną, na wysokości przyległej do hotelu StayInn restauracji "Mono" kolejna blondynka. Wzrostu metr sześćdziesiąt, przytłoczona pobłyskującym czernią długim do kostek skórzanym płaszczem. Astarannie zawiązany w pasie, odsłaniał przy każdym kroku nogi. Czarnowłosy chłopak, wyższy o głowę, zasłuchany w to, co mówiła, nie zwrócił - w przeciwieństwie do niej - uwagi na moje, obejmujące ich oboje, spojrzenie. Wygląda na to, że kobiety zauważają więcej niż mężczyźni. W każdym razie niektóre więcej niż niektórzy.
Wreszcie - określmy go potocznie - gość w bawełnianej bluzie z herbem Gdańska. Kaptur na głowie, też czarny. Druga bluza na wierzchu, w barwne geometryczne wzory: inkaskie odzwierciedlenia Słońca, lamy, coś na kształt andyjskich krzyży. Dominują czerń, biel, ciemne zieleń i czerwień.
Chodzi, patrzy i obserwuje. Podobno widziano go w sombrero i w niebieskim garniturze tuż po pierwszej w nocy, gdy wychodził z klubu Port Royal. Ale czy to pewna wiadomość, że spędził tam czas?
Pewne jest, że dzisiejsze czasy zachęcają do bardzo pilnej obserwacji tego, co się dzieje. W tym do analizy motywów działania ludzi, zajmujących decyzyjne stanowiska w państwach nie tylko Europy.
Gdańsk, 18. Października 2025