@Migrena Bardzo dużo wiersza w wierszu, osobiście ropuchowi takiemu jak ja za dużo jest tu wszystkiego. Mniejsza o inszość, że powtarzają się zapachy: pachną krwią, potem, kurzem i strachem, by później zapachu leków, krwi, metalicznej wody i betonu, tudzież bodźce: zimno metalu; chłodzi się jak stara stal oraz dwukrotnie pikujący monitor. O krwi już nawet nie będę wspominał – wszystko jest krwawe, zakrwawione. Nawet sala z tytułowej 117 zamienia się w 17, ale to już szczególik.
Sprobuj to napisac w tytulowych 117 slowach, mysle ze przekaz moze byc nawet duzo mocniejszy..
przykladowo:
Sala sto siedemnaście
pachnie chemią i gnijącym życiem.
Twoje ciało jest jak spalony list,
a kości skrzypią pod palcami.
Trzymam Twoją dłoń, która pachnie krwią i strachem,
ale wiem, że to już tylko ciepło, które odpłynie.
Aparatura mruga, monitor pikając ogłasza koniec.
Pielęgniarka nie patrzy, bo słowa już nie wystarczą.
Moje serce staje jak pies pod zamkniętymi drzwiami.
Chciałbym Cię nakarmić dniami, których nie było,
ale życie odchodzi cicho.
Kiedy aparatura milknie, gaśnie światło.
Zostaje cisza – ciężka,
jak mokre poduszki.
Ale ta cisza to Ty.
Już nie w bólu.
Oddychasz we mnie,
twarda i brutalna,
jak nieoswojone życie.