Zaraz wracam....
Jestem ponownie.
@Migrena nie cytuję całości, bo wiersz dłuuugi lak pas startowy dla.. łabądka...
Będziesz krzyczał, trudno (i tak nie usłyszę)... ale owinęłam się w grubą kołdrę i.. gdybyś tłukł na odległość... nie poczuję.
Pozwoliłam sobie zmienić wersyfikację.... tak bym czytała całość.
Słońce liże mnie językiem złotego żaru, co zna
imiona liści i splata je w zaklęcia wiatru. Ciężar minionych dni,
wtopiony w skórę, rozpuszcza się w tym oddechu.
A ona - o kasztanowych włosach, które wiatr splata
cieniem drzew w warkocze światła. .............. opuściłam "z" i dałam... w warkocze (?)
Ta, co kiedyś dotknęła mojej dłoni pod tym samym słońcem,
budząc we mnie echo jej ciepła. Niebieskie spojrzenie
odbite w strumieniu, które niesie w sobie niebo. ................ było kolejne "co", dałam.. które
Może jest tu, w smaku powietrza, w ciepłej skórze dnia.
Jej brak rani, wypełnia pustkę pieśnią wspomnień. ........ pominęłam... "jak cień bez źródła, lecz"
Każdy podmuch pachnie jej jasną twarzą, każdy cień zdaje się
jej dłonią. A ja - jestem nutą w tej pieśni, którą ona niesie,
nawet jeśli nic nie widzę. Leżę na wznak wśród traw ............. za kolejne "jej", może.. nic (?)
szepczących o mnie - zbłąkanym owadzie, co zapomniał
pieśń życia, lecz teraz uczy się nowej, już nie przeciwko sobie. ..... pieśń.. bo, nowej (jednej)
Chmury, /nieba/ karawana, przeżuwają czas .................... za nieba, zasugeruję.. jak..
nad moją głową. Rozpływam się w zielonej skali lata. ......... z gdyby bez .."ja"..
Ciało staje się nutą, ptaki melodią, wiatr dyrygentem
z batutą z brzozowego tchnienia.
Strumień, szept mokrych kamieni, obmywa moje kostki,
jakby chciał mnie wyryć w pamięci skał - milczących
strażników legend, które tylko czapla opowiada, .......................było.. których..
jednym spojrzeniem - w głąb świata.
Lato nie jest porą roku - to bóg o oddechu zwierzęcia,
co wślizguje się pod skórę, zamienia kości w korzenie,
myśli w pędy dzikiej mięty, pragnienia w pióra jaskółki.
Świt rodzi mnie na nowo, zmierzch tuli (..) łapą księżyca, ........... filoetową - konieczne (?)
zawieszonego między brzozami, jak oko snu,
czuwające nad rytmem kory i gwiazd.
Na wsi czas chodzi boso, stopy ma mokre od rosy (..), .......... pominęłam.. koniczyny
patrzy jak wilk - głęboko, bez słów.
Pod tym spojrzeniem staję się przezroczysty,
jak cień liścia na płótnie nieba, jak sen rośliny o człowieku,
który raz w życiu był szczęśliwy i nie szukał powodu.
Szczęście było oddechem lata, a ten oddech,
niósł obietnicę wiecznych powrotów i głębokiej ciszy.
Treść bardzo mi się podoba.
Pozdrawiam... please, bez urazy za 'mieszanie'.