Na łazie leży łuż łupsieczóny blechkuch,
makownik, bygielki i psiernik.
Znowój mom smaka na chleb, tlo Twojó.
Naziankszo jizba zidać tamój.
Matulka śwyże bochny na ławach łukłodo,
w ty jizbzie w letnie pozietrze je nozimni.
Puchniało ni na pu, a w cały chałupsie,
abo eszcze dali.
Na ławie ciasto drożdżowe już leży,
makowiec, ciasteczka i piernik.
Mateńka świeży bochen układa,
w największej izbie- tam gdzie najzimniej
W całym domu pachniało i jeszcze jeszcze dalej.
Ciepło chrupiącej skórki o smaku
dojrzałych jabłek leżących na słońcu.
Zapach spakuję jak dwie karty trefl
I trudno znaleźć w pokoju za dużym,
na Twoje na powrót dziecięce kształty.
Sierpień już, czas taki uparty,
śmiech potrzebny jak tlen.
Widzę- a to przecież nie sen.
Znak Krzyża robiony na każdym bochenku.
Mateńko najświętsza.