Piotrowi Kuśmirkowi (żyj..)
Mój dom jest ze śmieci,
na zewnątrz rosną metalowe drzewa,
dzieci z papieru łakną szczęścia,
znikają mi z oczu na czekoladowych ścieżkach,
i przepadają.
Ja nie wychodzę z tego domu za często,
mam tam okna z poliwęglanu,
które mają za zadanie chronić mnie
przed bombami zrzucanymi
przez złowrogich krasnali.
Po prawej Zeze, po lewej Zazie,
dziecko potrafi, znowu się pali.
Mój strach ma twarz Jerzego Wielachowskiego,
ale zamykam oczy i tygrydygry znów beztrosko podskakuje na ogonie.
A oni są mili i mili byli, gdy byłem jak BILLY; - MGLISTY miałem sen.
A on stoi i krzyczy, słoik i naleśniki;
a ja się wałęsam w te i wewte,
a on macha rękami mi, zasłaniają mi go mgły,
a ja podbijam skórę w górę i straszę gołębie.
I upadek na kamień głową z roweru,
i odłamek w kolanie,
i nie ma kolegów.
Świat się zmienił odkąd ścieli
nasze drzewo z czerwonym żaglem.
Świat stał się zły gdy spod korzeni
wyszły krnąbrne skrzaty.
I wszyscy się rozeszli i nie ma już nikogo.