W Częstochowie
diabeł się chowie
Każdego swym bratem zowie
Tam każdy się z nim wita,
z każdym jest pełna kiwta
Tam Gwiazda Jutrzenki świta
Bywają i nieposłuszni
co przed jego krzyżem nie klękają
i czarnego boga się nie lękają
O czarnych skrzydłach duch jego,
twierdzi, że nie uczynił nic złego
lecz nikt nie rozumie słów jego
Nosi nocami ornamenty jasne,
bowiem świątynia Jego zawsze ciemna,
a temperatura i wilgotność śródziemna,
Wiersze pisze o miłości,
gdy fakty przypominają mdłości
Nie ma w Nim złości,
Nie ma podłości,
Uśmiecha się na ulicy,
mówi o sakramentach z mównicy
Na ołtarzu jego martwe bestie
lecz któż by tu chciał poruszać gorsze kwestie
On
dosłownie i w przenośni
rozumie doskonale
w szczęściu i radości
żyje wspaniale
Kocha starszych
Kocha dzieci,
Bez min strasznych
Zbiera śmieci
Dla dobra ogółu poświęca się codziennie
wykonując czynności przyziemne
Z ambony mrocznej bowiem krzyczy i ryczy:
"dajcie spokój pospólstwu,
niech się ksiądz wybyczy,
zmęczony on i zadręczony"
Jego słowa stoją,
Jego uszy sterczą,
a myśl wędruje między gapiami
Co chwilę rodzi dusze nowe
co chwila łamie sobie głowę
"co z tymi barankami zrobię,
chyba wezmę garść soli
i połknę,
poświęcę się twórczości"
... bo to przecież pisze On,
jak mówiłem - bez złości.
Bez zazdrości,
bez miłości,
w czystej - niebiosom - ufności.