A jeszcze niedawno po polu błądziłem
I kijem dębowym naturę zruszałem
by wśród artefaktów odłogiem leżących
odnaleźć przesłanie od dusz ucierpiałych.
I w drugim rozstaju gdzie krzyż biały stoi
gdzie kiedyś powstańcza mogiła się kryła
pochylam się nad nią i nie wiem już wcale
czy biją pioruny czy serce me w szale.
Cichnij jaźni drżąca milczcie wargi moje
dziś wylewać żalów już wam nie pozwolę
na drodze do dworu rzekł mi Wernyhora
nie skarż się w modlitwie podążaj samotnie.
Patrz ostatnie w życiu pąki kwiat rozwiera
i w szarości nieba ptakom gniazda kruszy
patrz ostatnia w życiu taka chwila nęka
olśniewa urodą cudem rośnie w duszy.
Bo choć zapał blaskiem zachodzi nad ziemią
burz przekrwione błyski tną płonące lasy
ku słońcu się zwrócę i jak pielgrzym marny
czołem na tej drodze będę bił pokornie.
Na koniec uzbieram kwiecia paprotnego
różnobarwnej zorzy powiążę z nią wstęgi
w księżycowe srebro nić przędzy przeplotę
strofy z niej ukręcę i zagram z tęsknoty.