najpierw pójdę do kardiologa
z nieregularnie wzruszonym,
przekraczającym wszelkie normy,
ciążącym sercem
na dłoni.
ostatni raz, po echo —
niech się rozhula
pomiędzy żebrami, między wersami.
potem, już na czczo,
zakamarkami bez latarni,
bez smutnych oczu,
unikając każdego z tych miejsc,
które mogłabym nazwać
tęskno przeczekalnią,
dojdę tam, gdzie sprawdzą
z krwi: ile we mnie poety?
i gdy już, z gardłem ściśniętym tym,
co niewypowiedziane,
splotem słonecznym tym,
co niewymarzone,
nie dam rady wstać —
prześwietl mnie,
we mnie wiersze.