Te smutku łzy stracone dni na szali śmierci składam
Idę we krwi kończy się byt w pręgierzu ciało stawiam
Przenieś mój cień w głęboką toń i w głazach zgasłe oczy
Weź z cierpień moc i marzeń trzos i utop w mej rozpaczy.
Po moje dni ostatnie dni w symfonii krzyk pochowam
I czołgaj mnie i rób co chcesz bym wiarę mógł zachować
Po zgonu kres po bólu dech krzywd zbitek w pieśń zebranych
W podszyciu drzew słowiczy śpiew i z tęsknym przytulaniem.
Wyrwij mnie stąd w istnieniu moc niech puszczą pręty klatki
I rozważ mnie na szali śmiech na drugiej słów ostatki
Człowieczy los tak kruchy jest prawdziwe miłowanie
I chciałbym móc na żalu dnie w Twym świecie się odnaleźć.
I porwij mnie nadzieję złóż i w urnie odkręć wieko
Cóż może być gdy czołgam się do ust Twoich daleko
W rozstaju dróg zatrzymał mur ze zdarzeń urojonych
I nie wiem już czemu to ja dziś jestem w proch zmieniony.