Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

   Na skraju leśnej drogi, gdzie światło sączy się przez liście jak ciepły oddech poranka, dostrzegłem dwa dęby — milczące i dumne jak starcy, którzy wiele widzieli, lecz o niczym już nie mówią. Stały blisko siebie, ale nie w zwykłej bliskości — nie w tej, co rodzi się z przypadku, lecz w tej, która dojrzewa jak wino w cieniu lat. Między nimi — gałąź. Jedna, wspólna, jak ramie wyciągnięte w geście, który nie potrzebuje słów. Wrosła w oba pnie, jakby ziemia zapomniała, komu ją ofiarowała, a miłość przyrody — cicha, nieoczywista — postanowiła, że będą razem, spleceni bez potrzeby wyjaśnień. Zatrzymałem się. Bo ta gałąź mówiła więcej niż niejeden wiersz. Opowiadała o tęsknocie zakorzenionej w glebie, o pragnieniu bycia obok, choć każde drzewo ma własny cień i własne światło. Opowiadała o dotyku — tym, który leczy, choć nie zna języka, o przytuleniu, które staje się mostem między samotnościami. I pomyślałem: czyż nie jesteśmy wszyscy takimi drzewami? Stoimy blisko, ale dopiero gdy coś z nas zakwitnie ku drugiemu — spojrzenie, uśmiech, czułość — wtedy rodzi się to, co prawdziwe. Więź. Warto przytulać się do drzew. Nie po to, by coś wziąć, ale by poczuć, że życie płynie także w korze i liściu, w oddechu drewna. Warto się zatracić w tej ciszy, która nie milczy, lecz mówi: „Jesteś częścią”. Bo może właśnie w lesie — w cieniu dwóch splecionych dębów — ukryta jest odpowiedź na pytania, których już nawet nie umiemy wypowiedzieć.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...